Szczyt odbędzie się 27 i 28 listopada w mieście Harpsund. „Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa” – napisał na X Donald Tusk
Kilka godzin po krytyce ze strony Komisji Europejskiej i koalicjantów premier Donald Tusk ogłosił w mediach społecznościowych, że nie będzie z nikim negocjował kwestii bezpieczeństwa, a jego rząd „wykona zadanie”
W poniedziałek 14 października krótko przed godziną 16 premier Donald Tusk umieścił stanowczy wpis w mediach społecznościowych:
„Naszym prawem i naszym obowiązkiem jest ochrona polskiej i europejskiej granicy. Jej bezpieczeństwo nie będzie przedmiotem negocjacji. Z nikim. Jest zadaniem do wykonania. I mój rząd to zadanie wykona” – napisał szef rządu.
Wcześniej Tusk wypowiedział się też podczas ćwiczeń w ramach budowanej „Tarczy Wschód”: „Będę o tym w najbliższych dniach i tygodniach rozmawiał w Brukseli i będę tłumaczył, na czym wygląda polska specyfika: płonącą Ukrainą przy naszej granicy, z granicą nieustannie atakowaną przez grupy nielegalnych migrantów, organizowanych i wspieranych przez urząd specjalny Białorusi”.
Premier nie sformułował tego wprost, ale można domniemywać, że jego ostry wpis to reakcja na krytykę pomysłu o czasowym i terytorialnym zawieszeniem w Polsce prawa do azylu. Propozycja padła na z ust Donalda Tuska podczas sobotniej konwencji Koalicji Obywatelskiej w ramach zapowiedzi strategii migracyjnej rządu, którą przygotowuje wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Duszczyk. Nazajutrz po konwencji zamierzenia premiera skrytykowały organizacje społeczne (apel podpisało również OKO.press) i koalicjanci z Lewicy oraz (to już w poniedziałek) Polski 2050 (która jednak rekomendowała autora strategii migracyjnej prof. Macieja Duszczyka na stanowisko wiceministra w MSWiA).
W poniedziałek rano na krytykę ostro odpowiedział również do niedawna szef Ministerstwa Kultury, a obecnie europoseł Bartłomiej Sienkiewicz. „Rodzaj manipulacji i hipokryzji, jakie środowiska ochrony praw człowieka zademonstrowały podczas ostatnich 24 godzin, jest niebywały. To są ludzie kompletnie odklejeni od rzeczywistości” – stwierdził Sienkiewicz.
W poniedziałek w rozmowie z portalem „Politico” do planów Donalda Tuska odniósł się rzecznik Komisji Europejskiej. Według KE plany polskiego rządu mogą naruszać zobowiązania naszego kraju w zakresie praw człowieka. Rzecznik Komisji Europejskiej powiedział, że państwa członkowskie „mają międzynarodowe i unijne zobowiązania, w tym obowiązek zapewnienia dostępu do procedury azylowej”. Słowa rzecznika KE są istotne, ponieważ w sobotę premier Donald Tusk zapowiedział, że „będzie się domagał uznania tej decyzji w Europie”.
Pomysł krytykują też koalicyjni partnerzy Koalicji Obywatelskiej. Jak pisze Michał Wróblewski w Wirtualnej Polsce, ministry i ministrowie z Nowej Lewicy otrzymali dyspozycję, by na najbliższym posiedzeniu rządu domagać się od premiera szczegółowych informacji na temat strategii migracyjnej. „Dopóki tych szczegółów nie poznamy, nie ma mowy o poparciu. Chcemy wnikliwie zapoznać się z dokumentem, który pokaże Tusk. Wicepremier, minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski wie, czego domagać się w tej sprawie od premiera. Będziemy w tej sprawie nieustępliwi” – zapowiada w WP jeden z polityków lewicowej formacji.
Krytyczna jest też Polska 2050. „To oczywiste, że polskie granice muszą być zabezpieczone przed hybrydowym atakami organizowanymi przez Putina i Łukaszenkę. Zawieszenie prawa do azylu to jednak środek ekstremalny, który powinien być wprowadzony TYLKO w warunkach stanu nadzwyczajnego i w sytuacji awaryjnej (np. przerwanie granicy). Nie może być użyty jako >>profilaktyka<<. Bezpieczeństwo nie wyklucza człowieczeństwa” – napisał lider tej formacji marszałek Sejmu Szymon Hołownia.
Plan premiera bez zastrzeżeń popiera PSL.
Nie jest wciąż pewne, kogo miał na myśli Donald Tusk, kiedy wykluczał jakiekolwiek negocjacje „w kwestii bezpieczeństwa”. Można się jednak spodziewać, że jeśli partnerzy KO w rządzie zostaną przez premiera postawieni przed faktem dokonanym, może zwiastować to poważny kryzys polityczny w koalicji rządzącej.
Na forum unijnym o ryzyku, jakie rodzi zawieszanie procedur dotyczących ochrony międzynarodowej, przekonały się już Węgry Victora Orbana. W grudniu 2020 roku Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, że Węgry naruszyły normy prawa Unii, a uchybienie dotyczyło „dostępu do procedury ochrony międzynarodowej, zatrzymywania osób ubiegających się o ochronę międzynarodową w strefach tranzytowych i naruszenia ich prawa do pozostania na terytorium Węgier w oczekiwaniu na ostateczną decyzję”.
Węgry nie wykonały tego wyroku, dlatego TSUE uznał to za poważne naruszenie unijnej zasady solidarności i nałożył na rząd Orbana w lipcu 2024 roku gigantyczne kary: 200 milionów euro jednorazowo i milion euro za każdy dzień zwłoki.
Donald Tusk powołuje się jednak nie na przykład Węgier, tylko Finlandii, która zamknęła z powodu presji migracyjnej swoją granicę z Rosją, a w lipcu tego roku przyjęła ustawę ograniczającą czasowo i terytorialnie prawo do azylu, jednak z wyjątkami, dotyczącymi np. małoletnich i chorych.
Szwedzka Akademia Nauk przyznała nagrodę w dziedzinie nauk ekonomicznych Daronowi Acemoglu, Simonowi Johnsonowi i Jamesowi A. Robinsonowi za badania dotyczące tego, jak formują się instytucje i wpływają na dobrobyt
Nagroda zwana potocznie Ekonomicznym Noblem to Nagroda Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych. Ponieważ nie została wymieniona w testamencie Nobla, nie pochodzi z funduszy, z których jest finansowanych pięć klasycznych Nagród Nobla, ale ze środków szwedzkiego banku centralnego. W tym roku nagroda trafiła do:
Jak wskazuje w werdykcie Szwedzka Akademia Nauk, tegoroczni laureaci nagrody w dziedzinie nauk ekonomicznych „pomogli nam zrozumieć różnice w dobrobycie między narodami”.
„Wykazali znaczenie instytucji społecznych dla dobrobytu kraju. Społeczeństwa ze słabym państwem prawa i instytucjami nie generują wzrostu ani pozytywnych zmian. Badania laureatów pomagają nam zrozumieć, dlaczego tak się dzieje” – czytamy w komunikacie.
Jak czytamy w uzasadnieniu nagrody, gdy Europejczycy kolonizowali duże części globu, instytucje w kolonizowanych społeczeństwach uległy zmianie. Czasami był to dramatyczny proces, ale nie zachodził wszędzie w ten sam sposób. W niektórych miejscach celem była eksploatacja rdzennej ludności, w innych przypadkach kolonizatorzy tworzyli inkluzywne systemy polityczne i ekonomiczne dla długofalowych korzyści.
Laureaci wykazali, że jednym z wyjaśnień różnic w dzisiejszym dobrobycie krajów są instytucje społeczne, które zostały wprowadzone podczas kolonizacji. Inkluzywne instytucje często były wprowadzane w krajach, które były biedne w momencie kolonizacji, ale z czasem stawały się zamożne. Słabe, wyzyskujące instytucje to z kolei ważny powód, dla którego byłe kolonie, które kiedyś były bogate, teraz są biedne.
Niektóre kraje utknęły w pułapce, z instytucjami wyzyskującymi, nastawionymi na eksploatację lokalnych społeczeństw, i niskim wzrostem gospodarczym, ale za to z systemem instytucjonalnym zapewniającym krótkoterminowe zyski dla elit władzy. Za to wprowadzenie instytucji inkluzywnych przyniosłoby długofalowe korzyści dla wszystkich, choć osłabiało wpływ grup rządzących.
„Zmniejszenie ogromnych różnic w dochodach między krajami jest jednym z największych wyzwań naszego czasu. Laureaci wykazali znaczenie instytucji społecznych dla osiągnięcia tego celu” – mówi Jakob Svensson, przewodniczący Komitetu ds. Nagrody w dziedzinie nauk ekonomicznych.
Niektórzy badacze wskazują, że teorię Acemoglu, Johnsona i Robertsona można zaaplikować również do Polski i obecnego procesu transformacji instytucjonalnej po czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Jak zauważa ekonomista Wojciech Paczos: „Ekonomiczny Nobel szalenie ważny w kontekście Polski: rok temu udało się nam wszystkim zakończyć złe rządy, które niszczyły instytucje i zawłaszczały państwo. Zmiana kursu i stabilna odbudowa są kluczowe dla przyszłości”.
W naszym kraju nakładem wydawnictwa Znak ukazały się dwie kluczowe publikacje laureatów: „Dlaczego narody przegrywają” oraz „Wąski korytarz. Państwa, społeczeństwa i losy wolności”.
Wkrótce w OKO.press szerszy opis badań laureatów.
Rzecznik Komisji Europejskiej skomentował w „Politico” plany rządu Donalda Tuska dotyczące migrantów. Rzecznik stwierdził, że kraje UE „mają międzynarodowe i unijne zobowiązania, w tym obowiązek zapewnienia dostępu do procedury azylowej”
W poniedziałek 14 października Komisja Europejska oficjalnie zabrała głos w sprawie propozycji ogłoszonej w sobotę przez polskiego premiera Donalda Tuska. Podczas konwencji Koalicji Obywatelskiej Tusk zapowiedział, że w przygotowanej przez rząd strategii migracyjnej znajdzie się m.in. propozycja „czasowego i ograniczonego terytorialnie” zawieszenia prawa do azylu. Szef rządu nie podał dalszych szczegółów, ale można z dużym prawdopodobieństwem domniemywać, że zapowiadana regulacja ma pozbawiać prawa do ochrony międzynarodowej tych migrantów, którzy nielegalnie przekraczają granicę Polski z Białorusią. Uzasadnieniem dla takiego rozwiązania ma być presja migracyjna organizowana przez reżimy Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenki w celu zdestabilizowania sytuacji wewnętrznej w Polsce.
Jak informuje portal „Politico”, według Unii Europejskiej te plany polskiego rządu mogą naruszać zobowiązania naszego kraju w zakresie praw człowieka. Rzecznik Komisji Europejskiej powiedział, że państwa członkowskie „mają międzynarodowe i unijne zobowiązania, w tym obowiązek zapewnienia dostępu do procedury azylowej”.
„Musimy dążyć do europejskiego rozwiązania – takiego, które będzie silne w obliczu hybrydowych ataków Putina i Łukaszenki, nie rezygnując przy tym z naszych wartości” – cytuje słowa rzecznika KE „Politico”. Według relacji portalu rzecznik zauważył, że narastający kryzys migracyjny pokazuje, że „nie możemy pozwolić, aby Rosja i Białoruś wykorzystywały nasze własne wartości, w tym prawo do azylu, przeciwko nam i podważały nasze demokracje”.
Słowa rzecznika KE są istotne, ponieważ w sobotę premier Donald Tusk zapowiedział, że „będzie się domagał uznania tej decyzji w Europie”.
Słowa Donalda Tuska padły w chwili, gdy sondaże (między innymi lipcowy CBOS) pokazują, że „poprawa bezpieczeństwa państwa” (w 92 proc.) oraz „ograniczenie nielegalnej imigracji do Polski” (w 75 proc.) powinny być według badanych najważniejszymi priorytetami rządu. Premier ograniczenie prawa do azylu zapowiedział też na kilka dni przed ujawnieniem strategii migracyjnej, którą w rządzie przygotowuje rekomendowany przez Polskę 2050 wiceminister spraw wewnętrznych i administracji prof. Maciej Duszczyk. Cały dokument opisujący strategię migracyjną Polski ma zostać ujawniony we wtorek 15 października.
Deklaracja Tuska ws. prawa do azylu wywołała sprzeciw organizacji broniących praw człowieka oraz koalicjantów Platformy Obywatelskiej w rządzie: klubu Lewicy i marszałka Sejmu Szymona Hołowni, lidera Polski 2050.
Organizacje społeczne w apelu do szefa rządu (podpisało go również OKO.press) przypominają, że prawo do azylu jest częścią Konwencji Genewskiej, a jej strony, w tym państwa członkowskie UE, mają międzynarodowy obowiązek przyznania tego prawa każdemu, kto spełnia kryteria określone w konwencji. Autorzy apelu przypominają też, że prawo do azylu jest zagwarantowane na mocy art. 18 Karty praw podstawowych Unii Europejskiej oraz artykułu 56 polskiej konstytucji.
Jak wskazuje „Politico”, kilka lat temu Komisja Europejska stanowczo sprzeciwiła się Węgrom, gdy rząd Victora Orbana próbował wprowadzić podobne rozwiązania do tych proponowanych przez Donalda Tuska. W grudniu 2020 roku Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, że Węgry naruszyły normy prawa Unii, a uchybienie dotyczyło „dostępu do procedury ochrony międzynarodowej, zatrzymywania osób ubiegających się o ochronę międzynarodową w strefach tranzytowych i naruszenia ich prawa do pozostania na terytorium Węgier w oczekiwaniu na ostateczną decyzję”.
Węgry nie wykonały tego wyroku, dlatego TSUE uznał to za poważne naruszenie unijnej zasady solidarności i nałożył na rząd Orbana w lipcu 2024 roku gigantyczne kary: 200 milionów euro jednorazowo i milion euro za każdy dzień zwłoki.
Donald Tusk powołuje się jednak nie na przykład Węgier, tylko Finlandii, która zamknęła z powodu presji migracyjnej swoją granicę z Rosją, a w lipcu tego roku przyjęła ustawę ograniczającą czasowo i terytorialnie prawo do azylu, jednak z wyjątkami, dotyczącymi np. małoletnich i chorych.
Węgierski oligarcha złożył ofertę kupna grupy TVN, a na finalizację transakcji bardzo liczą politycy Prawa i Sprawiedliwości – informuje „Newsweek”. Na czym polega ta biznesowa intryga?
W najnowszym numerze tygodnika „Newsweek” Dominika Długosz i Radosław Omachel poinformowali, że ofertę na kupno grupy TVN od amerykańskich właścicieli złożył węgierski milioner József Vida, powiązany ze środowiskiem premiera Victora Orbana. TVN jest wystawiona na sprzedaż, ponieważ jej obecny właściciel, amerykański koncern Warner Bros Discovery, przeżywa kłopoty finansowe i szuka możliwości pozbycia się części swoich aktywów. Hipotetyczna finalizacja transakcji z udziałem węgierskiego biznesmena miałaby dać wpływ na telewizję TVN politykom PiS: „Musimy mieć telewizję, której ludzie ufają, którą lubią i która pokaże im, że nie jesteśmy obciachowi. Najpierw przestaną się nas wstydzić, a potem na nas zagłosują” – mówi „Newsweekowi” anonimowo jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości.
Druga oferta kupna TVN ma pochodzić od czeskiej grupy biznesowej założonej przez miliardera i oligarchę Petera Kellnera, który trzy lata zginął w katastrofie śmigłowca na Alasce. Kellner miał bardzo dobre stosunki z czeskimi politykami, między innymi ze sprawującymi urzędy premiera i prezydenta Vaclavem Klausem i Milošem Zemanem. Ewentualną transakcję z udziałem grupy Kellera uprawdopodabnia fakt, że cztery lata temu czeski biznesmen przeprowadził podobną transakcję, przejmując od Amerykanów m.in. TV Nova, największą stację prywatną w Czechach.
Trzecią ofertę według „Newsweeka” miała złożyć jeden z amerykańskich nadawców i ma to być opcja tymczasowa, dopóki nie poprawi się sytuacja finansowa Warner Bros Discovery.
O przejęciu TVN Prawo i Sprawiedliwość marzy od dawna jako o świętym Graalu, który dałby partii Jarosława Kaczyńskiego dostęp do impregnowanych dotychczas na przekaz partii grup elektoratów, wyborców nieco młodszych i z dużych ośrodków miejskich. Do tego celem jest zneutralizowanie krytycznego wobec PiS medium, co było istotne zwłaszcza podczas ośmiu lat sprawowania władzy przez PiS w latach 2015-23.
Najbardziej spektakularna próba miała miejsce w 2021 roku, kiedy w nocy 7 lipca pojawił się projekt nazwany szybko „lex TVN”. Zakładał nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji w taki sposób, by koncesja na nadawanie mogła zostać udzielona jedynie spółce, w której udziały podmiotów spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego (kraje UE oraz Norwegia, Islandia, Liechtenstein) nie przekraczają 49 proc. Ten przepis miał zmusić Warner Bros do sprzedaży części udziałów i dać ówczesnej władzy wpływ na linię programową prywatnej telewizji. Mimo protestów obywateli oraz innych mediów niezależnych ustawa została przegłosowana w grudniu 2021 roku, ale zawetował ją ostatecznie prezydent Andrzej Duda, prawdopodobnie po interwencji administracji prezydenta USA Joe Bidena.
Teraz najwyraźniej pomysł wraca. Ale ewentualne przejęcie TVN przez Węgrów to nie tylko ryzyko podporządkowania TVN jednej partii politycznej, ale również rosyjskie wpływy w tle.
Jak pisze „Newsweek”, węgierski oferent, czyli József Vida, to przyjaciel najbogatszego Węgra Lőrinca Mészárosa, który z kolei przyjaźni się z premierem Viktor Orbánem. Vida ma też doświadczenie w przejmowaniu mediów – w 2019 roku kupił przez swój fundusz inwestycyjny pakiet 15 kanałów telewizyjnych, z TV2, wówczas drugą pod względem rynkowych udziałów stację telewizyjną na Węgrzech. Vida miał również zobowiązać się do wkładu finansowego w telewizję wPolsce24 Michała i Jacka Karnowskich, ale ostatecznie do transakcji nie doszło.
Ale nie tylko powiązania z węgierską autorytarną władzą są tutaj problemem. Jak czytamy, w 2023 roku przyjaciel Vidy Mészáros spędzał wakacje na jachcie Konstantina Strukowa, jednego z głównych sponsorów putinowskiej partii Jedna Rosja. Bank Mészárosa miał także pożyczyć pieniądze na kampanię Marine Le Pen.
Jak informują dziennikarze, zarówno ewentualna transakcja dotycząca TVN, jak i zamieszanie w imperium Zygmunta Solorza, właściciela Polsatu, znajdują się pod lupą polskiego kontrwywiadu.
Swojego kandydata na prezydenta KO ogłosi po tym, gdy zrobi to opozycja – powiedział w niedzielę w Toruniu szef MSZ Radosław Sikorski. Dodał, że nie chce spekulować, kto będzie kandydatem PiS, ale jest pewien, że „wygramy z każdym z nich”.