Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Dziś związana z PiS spółka ma trzy działki w prestiżowych lokalizacjach w użytkowaniu wieczystym. Dla PiS to za mało. Wrócą wieżowce Kaczyńskiego?
Jak ustalił „Newsweek” spółka Srebrna chce wykupić od władz Warszawy działki, które obecnie ma w użytkowaniu wieczystym. Decyzję podjął sam prezes Jarosław Kaczyński. Prezesem spółki Srebrna jest Kazimierz Kujda, bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego.
Fundację Srebrna zakładali we wczesnych latach 90. działacze Porozumienia Centrum. Partię zakładali między innymi Jarosław i Lech Kaczyńscy a także Adam Glapiński. Fundacja kupiła wówczas „Express Wieczorny” i wzięła w dzierżawę nieruchomości w Warszawie: przy Alejach Jerozolimskich 125/127, Srebrnej 16 i Nowogrodzkiej 84/86. Każda z nich znajduje się w centrum miasta, w prestiżowych lokalizacjach.
Według „Newsweeka” w przypadku dwóch pierwszych złożono już wnioski do warszawskiego ratusza o zakup tych działek. Nie wykonano jednak jeszcze wyceny, a ich cena może być bardzo wysoka. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego użytkowanie wieczyste to zdecydowanie za mało. Oznacza ono bowiem konieczność płacenia rocznie opłaty do 3 proc. wartości gruntu.
Srebrna stanowiła finansowe zaplecze dla ludzi PiS. Dziś zarabia na wynajmowaniu pomieszczeń w budynkach (których stan jest coraz gorszy) i parking przy Srebrnej i Alejach Jerozolimskich. Wynajmuje je między innymi grupie europarlamentatnej EKR, do której należy PiS. W latach 2019-2022 spółka zarobiła na tym 85 005 euro (ok. 378 tys. zł).
Ale dochody Srebrnej są większe. Według „Newsweeka” bilans finansowy spółki na koniec poprzedniego roku to 35,6 mln zł. W sprawozdaniu finansowym za 2023 rok znajdziemy informację, że ma ona na kontach środki pieniężne na sumę niemal 25 mln zł. Może to być jednak za mało, by wykupić na własność choćby jedną działkę, którą Srebrna obecnie zarządza. Niedawno jeden z deweloperów wykupił działkę o podobnej powierzchni i w pobliskiej lokalizacji (skrzyżowanie ul. Grzybowskiej i Aleji Jana Pawła II) za 77 mln zł.
Wykupienie działki i znalezienie odpowiedniego inwestora mogłoby w perspektywie lat dać znacznie lepsze dochody, które mogłyby zabezpieczać ludzi zwiążanych z PiS w trudnych czasach.
Plan Kaczyńskiego, by zagospodarować nieruchomości spółki Srebrna nie jest nowy. Kaczyński miał już nawet gotowe projekty dwóch wieżowców, które miały stanąć na działce przy ulicy Srebrnej. Ostatecznie z pomysłu się wycofano, a uzyskanie pozwolenia na budowę od władz Warszawy było wątpliwe.
Nie wiemy, co dziś na działkach spółki Srebrna planuje Jarosław Kaczyński.
Członkowie Platfory Obywatelskiej wybiorą swojego kandydata na przyszłoroczne wybory prezydenckie w prawyborach. Możliwości są dwie: Rafał Trzaskowski lub Radosław Sikorski
Platforma Obywatelska zdecydowała, że wybierze swojego kandydata na prezydenta w prawyborach. Tak zdecydowano na dzisiejszym Zarządzie Krajowym Platformy Obywatelskiej. To Rafał Trzaskowski zawnioskował o odbycie prawyborów. A zrobił to, ponieważ pojawił mu się konkurent i nie jest jedynym chętnym, by zostać prezdentem z ramienia Koalicji Obywatelskiej. Jego przeciwnikiem będzie Radosław Sikorski. Prezydent Warszawy wyszedł z inicjatywą, bo ma być pewny zwycięstwa. Według informacji Wirtualnej Polski do takiego rozwiązania namawiali go jego najbliżsi współpracownicy – Sławomir Nitras i Cezary Tomczyk.
Prawybory mają się odbyć jeszcze w tym miesiącu.
„Liczę na rycerskie współzawodnictwo z Rafałem Trzaskowskim. Proszę o poparcie członków PO, Nowoczesnej, Zielonych i wszystkich członków naszej koalicji” – powiedział Radosław Sikorski po Zarządzie Krajowym. Jego zdaniem członkowie partii doskonale znają obu polityków, a kampania wyborcza między nimi już się odbyła.
Borys Budka podkreślił, że zarząd partii jednogłośnie poparł tę propozycję.
„Kiedy jest dwóch świetnych kandydatów, kiedy partia ma demokratyczne zasady, to siłą partii jest to, że oddaje się taką decyzję w ręce wszystkich członków” – powiedział.
Według nieoficjalnych informacji WP otoczenie Trzaskowskiego uważa, że prawybory nie mają wyłonić kandydata w wyborach. Jest dla nich jasne, że zwycięży Trzaskowski. To dla nich narzędzie, by potwierdzić, jak mocny jest Trzaskowski oraz, ze jest faworytem w wyścigu prezydenckim.
Wybory prezydenckie odbędą się odbędą się w maju 2025 roku. Spośród partii sejmowych swojego kandydata zadeklarowały na razie Konfederacja (Sławomir Mentzen) oraz koło Wolni Republikanie (Marek Jakubiak). Partie koalicji oraz PiS swoich kandydatów jeszcze oficjalnie nie ogłosiły, choć faworyci są znani. W Koalicji Obywatelskiej od początku był nim Rafał Trzaskowski, kandydat z 2020 roku.
Wówczas Trzaskowski nieznacznie (o 320 tys. głosów i dwa punkty procentowe) przegrał w drugiej turze z ubiegającycm się o reelekcję Andrzejem Dudą. Duda kończy swoją drugą kadencję i nie będzie mógł walczyć o kolejną. W PiS wciąż ważą się losy, kto stanie do walki o kolejne pięć lat prezydentury.
Sikorski, obecny minister spraw zagranicznych, długo zaprzeczał, że chce kandydować. W ostatnich dniach zaczął jednak otwarcie mówić o sobie jako o kandydacie.
„Z pozycji prezydenta mógłbym być skuteczniejszy w przekazywaniu polskich argumentów opinii publicznej całego świata” – mówił wczoraj na spotkaniu ze studentami w Gdańsku.
Sondaże jasno mówią jednak, że to Trzaskowski jest mocniejszym kandydatem. 23 października Wirtualna Polska opublikowała wyniki sondażu zrealizowanego przez United Surveys, w którym pokazano pierwszą turę z dwoma kandydatami KO. W pierwszym scenariuszu kandydat koalicji Rafał Trzaskowski zajmuje pierwsze miejsce w pierwszej turze wyborów prezydenckich z wynikiem 39 proc. Poparcia. Za nim jest potencjalny kandydat PiS – prezes IPN Karol Nawrocki z wynikiem 27 proc. głosów.
W drugiej wersji kandydat KO Radosław Sikorski dostaje 25 proc. i wchodzi do drugiej tury, ale dopiero za Nawrockim, który utrzymuje 26 proc.
Premier i szef PO Donald Tusk o prawyborach powiedział:
„Ja nie ukrywam, że było także moją intencją, aby tę decyzję, która być może będzie współrozstrzygała o losach Polski w tych bardzo trudnych miesiącach i latach, podjęło możliwie szerokie grono ludzi. Więc wszyscy: członkinie i członkowie Koalicji Obywatelskiej mogli zagłosować i to głosowanie odbędzie się jeszcze w listopadzie”
Dwójka sędziów SN we wrześniu złożyła skargę na kontrasygnatę premiera Tuska na postanowieniu prezydenta o wyznaczeniu neosędziego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN. WSA skargę odrzucił
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie odrzucił skargi dwóch sędziów Sądu Najwyższego na kontrasygnatę premiera. Donald Tusk złożył ją na postanowieniu Andrzeja Dudy o powołaniu „komisarza” przeprowadzającego zgromadzenie wyborcze w Izbie Cywilnej SN, a potem uchylił.
Skargę na decyzję prezydenta Andrzeja Dudy i kontrasygnatę premiera Donalda Tuska złożyli w piątek 6 września 2024 roku legalni sędziowie SN z Izby Cywilnej Dariusz Zawistowski i Karol Weitz. Obaj zostali powołani na sędziów SN przed 2015 rokiem, przed rozpoczęciem przez PiS kryzysu konstytucyjnego i sporu o status nowopowołanych sędziów.
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uznał, że złożenie kontrasygnaty premiera pod aktem urzędowym prezydenta nie podlega kontroli sądów administracyjnych. Zdaniem sądu udzielenie kontrasygnaty nie jest żadną z form działań organów administracji publicznej podlegających zaskarżeniu w ramach postępowania sądowo-administracyjnego.
Sędziowie Zawistowski i Weitz składając skargę próbowali zablokować powołanie neosędzi na stanowisko prezes Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Była to bezprecedensowa skarga. Jak pisał w OKO.press Mariusz Jałoszewski, najprawdopodobniej była to pierwsza taka skarga do sądu na kontrasygnatę premiera i jednocześnie ingerencję prezydenta w niezależność SN.
27 sierpnia 2024 premier Donald Tusk kontrasygnował postanowienie prezydenta Dudy o wyznaczeniu neosędziego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN, które miało wybrać nowego prezesa Izby. Ruch ten wzbudził oburzenie wśród sędziów i osób działających na rzecz praworządności.
Uznano to bowiem za symboliczne zalegitymizowanie neosędziów w najważniejszym polskim sądzie. W kolejnym kroku torowało natomiast drogę do wyboru kolejnego neosędziego na prezesa jego izby w konstytucyjnie kontestowanej procedurze. Podejrzewano również, że decyzja ta mogła być elementem politycznego dealu z prezydentem Andrzejem Dudą.
Dzień później premier na konferencji prasowej tłumaczył, że doszło do błędu. Twierdził, że nie wiedział, że w postanowieniu prezydenta chodziło o neosędziego. Obiecywał także, że to jego ostatnia kontrasygnata.
Sędziowie Zawistowski i Weitz przekonują, że są sędziami Izby Cywilnej i mają prawo ubiegać się o wybór na przewodniczącego wyborczego Zgromadzenia Izby. Kontrasygnowana przez premiera decyzja prezydenta im to uniemożliwia. Analogicznie wygląda sprawa z ewentualnym kandydowaniem na stanowisko Prezesa Izby Cywilnej.
Prezydent Duda wyznaczył na przewodniczącego Zgromadzenia neosędziego Krzysztofa Wesołowskiego. To zaś powoduje, zdaniem Zawistowskiego i Weitza, że decyzje Zgromadzenia i wybór nowego prezesa będą obarczone wadą i będzie można podważać ich legalność.
Skarżący podkreślają, że neosędzia nie jest sędzią SN, więc prezydent nie mógł skutecznie wskazać go na przewodniczącego Zgromadzenia. Bo może nim być tylko sędzia SN.
Orzeczenie nie jest prawomocne. Zapadło na posiedzeniu niejawnym 31 października. Jego autorem jest sędzia WSA Tomasz Sałek. Sędziowie Zawistowski i Weitz złożyli w tej sprawie jeszcze jedną skargę. Dotyczyła ona postanowienia prezydenta Dudy z 27 sierpnia 2024 roku o wyznaczeniu neosędziego SN Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego wyborczego Zgromadzenia Sędziów Izby Cywilnej. Ta także została odrzucona.
Szef i wiceszef MON wystąpili w Sejmie w sprawie tzw podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza
Wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz i jego zastępca w MON Cezary Tomczyk wystąpili w piątek 8 listopada w Sejmie z informacją o pracach zespołu powołanego w MON do zbadania działania tzw „podkomisji smoleńskiej” kierowanej przez Antoniego Macierewicza po jego ustąpieniu z funkcji szefa resortu. Zespół przedstawił publicznie raport ze swoich ustaleń 24 października, Kosiniak-Kamysz i Tomczyk opierali się w swoim wystąpieniu w Sejmie właśnie na tym materiale.
„24 października skończyło się kłamstwo smoleńskie. Wszystko, co mówiliście w tej sprawie było nieprawdą” – mówił w Sejmie do Antoniego Macierewicza i jego ludzi wiceszef MON Cezary Tomczyk.
„Zespół negatywnie ocenia funkcjonowanie podkomisji. Cel działania podkomisji nie został zrealizowany. Podkomisja nigdy nie przeprowadziła oględzin miejsca katastrofy i wraku samolotu. Podkomisja bezprawnie anulowała raport końcowy, skupiła się na udowadnianiu hipotezy wybuchu. Świadomie i celowo wpływano na wnioski niektórych badań, tak by potwierdzić hipotezę wybuchu” – mówił w Sejmie Władysław Kosiniak-Kamysz.
W efekcie działań komisji Macierewicza według Kosiniaka-Kamysza „pogrążyliśmy się w wojnie, której ogień ktoś wzniecił, podpalał go”.
Wcześniej w piątek konferencję prasową zwołał Antoni Macierewicz. Bronił się na niej przed zarzutami ze strony MON, po raz kolejny powtarzał tezy o „zamachu”, do którego miało dojść na pokładzie prezydenckiego Tupolewa. Ogłosił, że jest mu „wstyd w sytuacji, kiedy jest pełen materiał dowodowy, świadczący o tym, że samolot został wysadzony”.
Również w piątek w Prokuraturze Krajowej został powołany specjalny zespół śledczy, który ma za zadanie zbadać nieprawidłowości w funkcjonowaniu kierowanej przez Macierewicza tzw. podkomisji smoleńskiej. W skład zespołu wchodzi sześciu prokuratorów. Ich pracami pokieruje płk Tomasz Mackiewicz.
Powołany w MON zespół ds oceny prac podkomisji Macierewicza opublikował swój raport 24 października. W wyniku prac zespołu do Prokuratury Krajowej zostało skierowanych 41 zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa. Aż 24 z nich dotyczą Antoniego Macierewicza. Raport analizował w OKO.press Piotr Pacewicz.
Projekt ustawy wprowadzającej dzień wolny od pracy 24 grudnia trafił do sejmowych komisji gospodarki i polityki społecznej i rodziny. W Sejmie nie brakowało emocji
Projekt Lewicy zakładający wprowadzenie dnia wolnego od pracy 24 grudnia, czyli w wigilię świąt Bożego Narodzenia, podzielił koalicję rządzącą, zyskał natomiast poparcie posłów PiS. Wygląda na to, że na ewentualny wigilijny dzień wolny w efekcie będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. W wyniku głosowania projekt trafił do sejmowych komisji i ma zostać poddany gruntownej analizie.
W debacie poprzedzającej głosowanie dotyczące dalszych losów ustawy o wolnym dniu w wigilię, najbardziej zdeklarowany przeciwnik tego rozwiązania, czyli Ryszard Petru z Polski 2050 nazwał projekt Lewicy„wrzutką poselską bez analizy kosztów.” „Apeluję o rozsądek i analizę” – mówił w Sejmie Petru.
- Apeluję, żeby komisja kierowana przez Ryszarda Petru pracowała nad tą ustawą w Wigilię i zakończyła prace do święta „sześciu króli” – ironizował w odpowiedzi Radosław Fogiel z PiS.
Lewica postawiła wniosek o skierowanie projektu ustawy od razu do drugiego czytania – przepadł on jednak w głosowaniu (za było jedynie 213 posłów, przeciw 235). Za skierowaniem zamiast tego projektu do dwóch sejmowych komisji (komisji gospodarki i rozwoju oraz komisji polityki społecznej i rodziny) było natomiast 235 posłów, 215 głosowało przeciw. W efekcie przyjęto to drugie rozwiązanie.
Pomysł wprowadzenia dnia wolnego od pracy w wigilię świąt Bożego Narodzenia rozpala emocje w debacie publicznej. Sprzeciwia się mu Polska 2050, a w szczególności poseł tej partii (a niegdyś lider reprezentującej przedsiębiorców Nowoczesnej) Ryszard Petru, według którego dodatkowe wolne ma oznaczać 6 miliardów złotych straty dla gospodarki. Relatywnie niewielu zwolenników ma też jednak wolna wigilia w szeregach Koalicji Obywatelskiej. Więcej na ten temat w materiale Jakuba Szymczaka w OKO.press: