Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Kandydatka Lewicy na prezydenta przedstawiła swoje postulaty dotyczące praw kobiet i odcięła od politycznej konkurencji. „Potrzeba prawdziwej równości, państwa świeckiego, państwa po stronie kobiet!”
W sobotę 8 marca w Warszawie odbyła się konwencja wyborcza Magdaleny Biejat – kandydatki Nowej Lewicy na urząd prezydenta. Spotkanie nazwano „Wielką Konwencją Kobiet” – bo to właśnie temat praw kobiet był jej motywem przewodnim.
W wystąpieniu Biejat odcięła się od konkurentów (a jednocześnie partnerów w rządzącej koalicji) którym zarzuciła kunktatorstwo w tej kwestii.
„Kobiety muszą się zbuntować wreszcie przeciwko ciągłemu mówieniu im, że jeszcze nie teraz czas na ich prawa, że ważniejszy jest głos Kosiniaka-Kamysza i Sawickiego z PSL, Hołowni z Trzeciej Drogi, że nie należy drażnić biskupów, że czas na sprawy ważne dla kobiet nadejdzie po wyborach, tylko których? Nawet Trzaskowski przestał mówić o legalizacji aborcji” – mówiła Biejat.
Na tym tle polityczka przedstawiła siebie jako jedyną w pełni wiarygodną kandydatkę.
„Nie ma dla mnie znaczenia, w którym kierunku wieje wiatr polityczny. Czy akurat wypada być feministką, czy nie. W 2023 roku wszyscy pozowali na obrońców praw kobiet. Dzisiaj ci sami politycy kopiują Sławomira Mentzena. Ja nie. Ja stoję w tym samym miejscu od zawsze” – mówiła.
„Wybierając Karola Nawrockiego czy Sławomira Mentzena same sobie kopiemy grób. To są politycy, którzy uparcie odmawiają nam najbardziej podstawowych praw. Sławomir Mentzen chce 10 lat za aborcję, nawet jeśli to ciąża z gwałtu. To polityk, który chce, żebyście o zgodę na rozwód prosiły biskupa. (...) Straszy nas islamem, a sam jest talibem w garniturze” – mówiła Biejat.
W trakcie konwencji polityczka zapowiedziała, że będzie walczyć z przemocą wobec kobiet, systemowymi nierównościami, a także z długiem alimentacyjnym. Ze sceny wybrzmiały też hasła o dostępie do legalnej aborcji.
Prezydencka kampania wyborcza w Polsce wchodzi w najintensywniejszą fazę. Pierwsza tura wyborów odbędzie się 18 maja. Wszyscy kandydaci ruszyli w podróż po Polsce na spotkania z wyborcami i wyborczyniami.
Ostatnie sondaże pokazują, że największe szanse na wejście do drugiej tury mają kandydat KO Rafał Trzaskowski i kandydat obywatelski popierany przez PiS Karol Nawrocki. Ale Nawrockiemu depcze po piętach Sławomir Mentzen z Konfederacji, który uzyskuje w sondażach ponad 20-procentowe wyniki.
Kolejni kandydaci radzą sobie na razie znacznie gorzej. Na czwartej pozycji plasuje się Szymon Hołownia – kandydat Polski 2050 i marszałek Sejmu.
Lewicowi kandydaci – Magdalena Biejat z Nowej Lewicy i Adrian Zandberg z Razem mogą na ten moment liczyć na poparcie rzędu kilku procent. W ostatnim badaniu CBOS Zandberg z wynikiem 3 proc. wyprzedza Biejat o 1 punkt procentowy. Niezdecydowanych w badaniu było 7 proc.
Sąd wyraził zgodę dwumiesięczny areszt dla posła PiS Dariusza Mateckiego. Prokuratura Krajowa postawiła mu sześć zarzutów
Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa zadecydował, że poseł PiS Dariusz Matecki trafi do aresztu na dwa miesiące. Chodzi o najsurowszy środek zapobiegawczy, jaki można zastosować wobec podejrzanego w prokuratorskim śledztwie.
Prokuratura Krajowa, która prowadzi postępowanie przeciwko Mateckiemu m.in. w związku z aferą w Funduszu Sprawiedliwości, zawnioskowała o jego tymczasowe aresztowanie w piątek 7 marca 2025. Zrobiła to z kilku powodów:
Sąd, który na rozpatrzenie wniosku miał 24 godziny, podzielił argumentację śledczych. Ale zgodził się na areszt o miesiąc krótszy niż postulowano we wniosku.
„Sąd uznał, że postępowanie jest na tyle już zaawansowane, że dla przeprowadzenia ostatnich czynności zmierzających do przygotowania aktu oskarżenia wystarczający będzie okres dwóch miesięcy” – powiedział mediom szef Zespołu Śledczego nr 2 Prokuratury Krajowej prok. Piotr Woźniak. Obrońca Mateckiego mec. Kacper Stukan zapowiedział, że zaskarży decyzję sądu.
Matecki zostanie dziś przewieziony do aresztu śledczego Warszawa-Służewiec.
W piątek ABW zatrzymała Dariusza Mateckiego i doprowadziła go do prokuratury. Polityk PiS (wcześniej Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry) usłyszał sześć zarzutów.
Cztery z nich dotyczą afery w Funduszu Sprawiedliwości. Wg prokuratury Matecki wspólnie z urzędnikami z Ministerstwa Sprawiedliwości, w tym z byłym wiceministrem Marcinem Romanowskim, ustawił trzy konkursy na dotacje z Funduszu. Wygrały powiązane z nim stowarzyszenia Fidei Defensor oraz Przyjaciół Zdrowia. Następnie polityk miał uczestniczyć w przywłaszczaniu uzyskanych w ten sposób ponad 16,5 mln złotych. Śledczy zarzucają mu też wypranie co najmniej 447 500 zł z tej kwoty.
Pozostałe dwa zarzuty związane są z fikcyjnym zatrudnieniem Mateckiego w Lasach Państwowych – na czym zarobić miał niemal pół miliona złotych.
Prokuratura mogła w piątek postawić Mateckiemu zarzuty, bo poseł PiS w środę zrzekł się immunitetu – zrobił to tuż przed tym jak Sejm miał głosować nad pozbawieniem go ochrony. Na sejmowej mównicy Matecki sam założył sobie wtedy kajdanki. Do kamer pokazywał tablicę ze zdjęciami Alaksandra Łukaszenki, Władimira Putina, a także Donalda Tuska i Adama Bodnara. Pod spodem napis w języku angielskim głosił, że „każda dyktatura upadnie”.
W czwartek posłowie i posłanki zagłosowali za zgodą na zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie Mateckiego.
Tegoroczne hasło manifestacji to: „Wspólny gniew, wspólna radość, moc siostrzeństwa”. Pochód zmierza z pl. Bankowego na rondo de Gaulle'a
W Warszawie trwa doroczna manifestacja na rzecz praw kobiet, tzw. Manifa, organizowana przez Porozumienie Feministyczne 8 Marca.
Trasa pochodu wiedzie z pl. Bankowego ul. Marszałkowską do ronda Dmowskiego (przemianowanego nieoficjalnie w 2020 roku na rondo Praw Kobiet), a potem alejami Jerozolimskimi do ronda de Gaulle'a. Zgromadzenie zakończy się „street party”, które potrwa do godziny 19.00. Podobne marsze organizowane są w wielu innych miastach w Polsce.
Hasło XXVI Manify to „Wspólny gniew, wspólna radość, moc siostrzeństwa”. Głównymi postulatami są m.in. walka o prawa osób trans, o dostępną, darmową i bezpieczną aborcję oraz walka o czystą planetę. Organizatorki nie kryją, że przyświecają im lewicowe ideały. Sprzeciwiają się neoliberalnemu kapitalizmowi.
„Chodź z nami na ulice! Wykrzyczmy nasz gniew! Zatańczmy, żeby poczuć radość z bycia razem – i odnaleźć w byciu razem naszą siłę. Poczujmy, że jest nas moc i poczujmy moc siostrzeństwa. Bądźmy widocznx, bądźmy wściekłx, bądźmy roztańczone – i stańmy się tą rewolucją, której chcemy!” – czytamy w opisie wydarzenia.
Manifa w ostatnich latach traciła na popularności. Zgromadzenie na pl. Bankowym początkowo zgromadziło ok. 100 osób, później zrobiło się bardziej liczne. Organizatorki szacują, że w całym pochodzie wzięło udział ok. 1000 osób.
Przedstawiciele ruchów anti-choice zablokowali wejście do otwartej dziś w Warszawie przychodni aborcyjnej ABOTAK. Budynek oblano czerwoną farbą
Ruchy anti-choice zorganizowały manifestację pod kliniką Aborcyjnego Dream Teamu na ul. Wiejskiej 9 w Warszawie, niedaleko Sejmu.
Przychodnia ABOTAK, o której pisaliśmy w OKO.press 7 marca, ma być miejscem, gdzie każda osoba będzie mogła wykonać darmowy test ciążowy i porozmawiać z aktywistkami o metodach na przerwanie ciąży. W lokalu będzie można też w odosobnieniu zrobić aborcję za pomocą tabletek wczesnoporonnych. Będą też „grupowe aborcje” – gdy kilka osób zechce wspierać się wzajemnie w oczekiwaniu na przerwanie ciąży po zażyciu tabletek.
Przychodnia oficjalnie ruszyła 8 marca – w Międzynarodowy Dzień Kobiet.
Ale na przeciwko kliniki szybko zgromadziła się antyaborcyjna manifestacja i zaczęła blokować wejście do lokalu.
Budynek i chodnik przed nim został oblany czerwoną farbą. Z ustawionych pod lokalem głośników dobiega głośno zapętlony płacz noworodka.
Na miejscu jest naczelna OKO.press Magdalena Chrzczonowicz. Wg stanu na godz. 14.20 większość protestujących już się rozpierzchła. Osoby są wpuszczane do lokalu przez ochronę. Wokół zgromadziło się trochę policji.
„Policja zareagowała dopiero po paru godzinach, podczas gdy informowałyśmy od samego początku, że oni nam przeszkadzają. Po paru godzinach sytuacja zaczyna się stabilizować i mam nadzieję, że dzisiaj nie będzie ich już tu więcej” – powiedziała nam członkini ADT Kinga Jelińska.
ADT nie kryje, że celowo otworzyło swój lokal na ul. Wiejskiej – lokal ma być solą w oku przechadzających się tamtędy polityków. „Mówi się, że podobno najważniejsze decyzje w kraju zapadają na Wiejskiej. Więc my sobie kawałek tej Wiejskiej bierzemy i będziemy tu robić aborcję” – mówiła wczoraj Jelińska na konferencji prasowej.
„To jest historyczny moment w 32-letniej historii demokratycznej Polski. Po wielu latach pomagania w aborcji postanowiłyśmy wziąć sprawę w swoje ręce i wesprzeć te wszystkie osoby, które tego potrzebują” – podkreśliła Anna Pięta.
Otwarcie kliniki to reakcja ADT – jednej z najprężniej działających organizacji na rzecz dostępu do aborcji w Polsce – na prawny i polityczny impas wokół tego tematu.
Rządząca obecnie koalicja zapowiadała zliberalizowanie prawa aborcyjnego. Jednak każdy z koalicjantów miał na to inny pomysł. Polska 2050 i PSL chciały powrotu do „kompromisu” z 1993 roku, Lewica i KO chciały legalizacji aborcji do 12. tygodnia. Projekty utknęły w komisji nadzwyczajnej ds. aborcji. Koalicja spróbowała przepchnąć przez Sejm ustawę ratunkową Lewicy, dekryminalizującą pomoc w aborcji. Mimo że ustawa została mocno okrojona w komisji, przez Sejm nie przeszła. Przeciw byli (poza PiS i Konfederacją) posłowie PSL.
Oficjalna liczba aborcji w Polsce (w 2024 roku 896 zabiegów) jest zaledwie ułamkiem liczby, którą podają organizacje pomocowe. Wg ADT Aborcja Bez Granic pomogła w 2024 roku w 47 tys. aborcji. Większość z nich odbyła się przy pomocy tabletek. Kolektyw pomógł 1 147 kobietom wyjechać na zabieg za granicę.
Wśród ofiar sobotniego ataku Rosji na miasto Dobropole w obwodzie donieckim jest pięcioro dzieci. Zniszczonych zostało osiem bloków mieszkalnych
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Ukrainy informuje, że w nocnym ataku Rosji m.in. na miasto Dobropole w obwodzie donieckim zginęło co najmniej 14 osób a 37 zostało rannych. Dobropole przed wojną liczyło 28 tys. mieszkańców, jest położne 22 km od linii frontu, niedaleko miasta Pokrowsk, które obecnie próbują zdobyć Rosjanie.
Atak był zmasowany, Rosja wykorzystała do niego pociski, liczne rakiety oraz drony. Uderzyła w infrastrukturę cywilną – m.in. wielopiętrowe bloki mieszkalne. Wśród ofiar śmiertelnych jest pięcioro dzieci. Poza Dobropolem zaatakowany został także obwód charkowski, w tym miasto Bogoduchów.
„Kiedy gasiliśmy pożar, okupanci zaatakowali ponownie i zniszczyli wóz strażacki” – napisano na telegramowym kanale ukraińskiego MSW.
Do ataku odniósł się także prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski – przekazał kondolencje rodzinom zabitych i podziękował ekipom ratunkowym.
„Takie uderzenia pokazują, że cele Rosji pozostają niezmienne. Dlatego musimy robić wszystko, by chronić życie, wzmacniać naszą obronę i zwiększać sankcje wobec Rosji. Wszystko, co pomaga Putinowi finansować wojnę, musi runąć” – napisał Zełenski na Facebooku.
Agencja Reuters wskazuje, że Rosja poprzedniego dnia przeprowadziła atak na ukraińską infrastrukturę energetyczną. I że to kolejne mocne uderzenie reżimu Putina od kiedy Waszyngton 5 marca postanowił wstrzymać udostępnianie Ukrainie informacji wywiadowczych, które pomagały jej odpierać agresję Rosji.
Wzmożenie po stronie Rosjan ma pokazać ich przewagę w konflikcie, do którego zakończenia – przynajmniej w teorii – prze administracja Donalda Trumpa. Faktyczna sytuacja na froncie, jak pisaliśmy w OKO.press, jest o wiele bardziej skomplikowana. Trump w ostatnich dniach wykonał kilka narracyjnych fikołków – przekonywał, że Ukraina nie chce zakończenia wojny, by potem odgrażać się Rosji sankcjami za „walenie” w Ukrainę.
Ostatnia wersja brzmi następująco: to zrozumiałe, że Rosja atakuje Ukrainę, bo chodzi jej o zakończenie wojny. A Trumpowi łatwiej idzie dogadywanie się z Putinem niż z Wołodymyrem Zełenskim.
Presja na Kijów rośnie. W przyszłym tygodniu przedstawiciele ukraińskiego rządu mają negocjować z Amerykanami w Arabii Saudyjskiej – podobnie jak przed kilkoma tygodniami negocjowali Rosjanie. Na stole wciąż leży umowa o minerałach, na której podpisanie naciskają USA. Umowa dawałaby im prawo do dużej części zysków z eksploatacji ukraińskich złóż. Trump twierdzi, że taki układ sam w sobie będzie dla Ukrainy gwarancją bezpieczeństwa, bo stanie się ona ważnym przyczółkiem amerykańskich interesów.
Nie jest jasne, czy kolejne decyzje o zawieszaniu i zmniejszaniu pomocy Ukrainie przez USA to próby zmuszenia tego kraju do podpisania umowy, czy ostateczne opowiedzenie się administracji Trumpa po stronie Rosji. Przy obecnej szybko zmieniającej się retoryce można powątpiewać, czy gospodarczy układ z Amerykanami faktycznie przyniesie Ukrainie pokój i bezpieczeństwo. Rosną obawy, że Ukraina mogłaby stracić kontrolę nad własnymi surowcami, a równocześnie zostać zmuszona „pokoju”, który sprowadzałby się do oddania Rosji części terytorium.