Władimir Putin odwołał ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu, na jego miejsce wysunął kandydaturę ekonomisty wicepremiera Andrieja Biełousowa. Szojgu ma zostać przewodniczącym Rady Bezpieczeństwa. Stanowisko traci dotychczasowy przewodniczący Nikołaj Patruszew
Najwyższa Izba Kontroli negatywnie oceniła przygotowanie projektu ustawy znanej jako Polski Ład. To był sztandarowy projekt rządu PiS i największa od 30 lat zmiana systemu podatkowego. Wg kontrolerów NIK została wprowadzona w pośpiechu i wywołała chaos, a uchwalone przepisy nie zostały poprzedzone adekwatnymi analizami
OKO.press ujawniło pierwsze założenia Polskiego Ładu 7 marca 2021 roku. Reforma podatkowa rządu Mateusza Morawieckiego miała być dźwignią polityczną dla Prawa i Sprawiedliwości na drugą część kadencji, nowym otwarciem po epidemii koronawirusa i próbą odbudowania poparcia partii rządzącej, które tąpnęło po zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej i bezprecedensowo masowych protestach w tej sprawie. Na początku zmiany funkcjonowały jako „Nowy Ład”, co miało być nawiązaniem do programu odbudowy gospodarczej w Stanach Zjednoczonych po Wielkim Kryzysie z lat 30. XX wieku. Po zmianie nazwy PiS ogłosił pierwsze założenia programu w maju 2021 r.
Według symulacji Ministerstwa Finansów na Polskim Ładzie miało zyskać 68 proc. podatników. Jak ocenialiśmy, były to wiarygodne szacunki. Wpływ na gospodarstwa domowe o różnych dochodach szacował też zespół ekonomistów z Centrum Analiz Ekonomicznych, szczegóły opisywaliśmy w OKO.press. Ale chaotyczny sposób prezentacji programu sprawił, że ponad 60 proc. respondentów uważało, że na zmianach ani nie zyska, ani nie straci, albo straci. Do tego przeciwko reformie zbuntował się Jarosław Gowin, ówczesny koalicjant PiS, domagając się zmniejszenia obciążeń dla przedsiębiorców.
To sprawiało, że dwa miesiące po ogłoszeniu reforma była w powijakach, a kolejne poprawki dodatkową ją gmatwały. Ostatecznie skomplikowany projekt trafił do Sejmu dopiero we wrześniu. Ostatecznie prezydent podpisał nowe prawo dopiero 16 listopada, a zmiany miały wejść w życie już od 1 stycznia. Wśród m.in.:
Przeprowadzane na chybcika zmiany i próby połączenia różnych, sprzeznych postulatów i propozycji, sprawiały, że Polski Ład zapowiadał się na chaos i katastrofę. I rzeczywiście tak się stało.
Według kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli Minister Finansów nierzetelnie przygotował projekt ustawy. Pomijano analizy ważnych aspektów zmian, a w przeprowadzonych analizach pominięto wątek, jak po wejściu w życie proponowanych zmian będzie kształtowała się w ciągu roku podatkowego sytuacja różnych grup pracowników. Dotyczyło to m.in. pracowników otrzymujących wynagrodzenie nie w pełni oskładkowane (np. policjantów), korzystających z tzw. autorskich kosztów uzyskania przychodów, pracowników świadczących pracę w kilku zakładach pracy (np. nauczycieli), a także podatników, którzy uzyskiwali przychód z różnych źródeł (np. stosunku pracy i emerytury, emerytury i umowy zlecenia, stosunku pracy i umowy zlecenia).
„Brak tych analiz pozbawił Ministra Finansów ważnych informacji, których wykorzystanie mogło przyczynić się do opracowania innych, niż przyjęto założeń reformy, np. dotyczących ulgi dla klasy średniej czy zasad obliczania zaliczek” – informuje NIK.
Izba skrytykowała również błyskawiczny proces legislacyjny i fasadowe konsultacje przeprowadzane na ostatnią chwilę: „Brak odpowiednio długiego czasu na analizę wniesionych opinii, pozbawił Ministerstwo Finansów korzyści płynących z tego procesu. Dłuższy czas na przeanalizowanie tych uwag mógłby przyczynić się do przygotowania lepszych przepisów prawa, uniknięcia ich późniejszych licznych nowelizacji, w tym uchylania wprowadzonych rozwiązań lub ich znaczących modyfikacji”.
Ustawa wprowadzająca Polski Ład weszła w życie już po 38 dniach od jej ogłoszenia, ale wg NIK biorąc pod uwagę stopień skomplikowania i rozległość wprowadzonych przez nią zmian, powinna posiadać dłuższe vacatio legis. Projekt przewidywał bowiem nowelizację 22 ustaw i liczył wraz z uzasadnieniem ponad 500 stron.
NIK skrytykował również sławetną ulgę dla klasy średniej, przepis, który z powodu złego zaprojektowania uchylono zaledwie po pół roku.
Jak argumentują kontrolerzy Izby, ulga dla klasy średniej była rozwiązaniem nieskutecznym i skomplikowała system podatkowy.
Co więcej, przyjęta przez Ministerstwo Finansów organizacja szkoleń w 2021 r. w zakresie Polskiego Ładu nie sprzyjała rzetelnemu i terminowemu przygotowaniu pracowników i funkcjonariuszy Krajowej Administracji Skarbowej do wdrożenia reformy. Z ustaleń kontroli wynika również, że z kolei połowa komunikatów do podatników była nadmiernie uproszczona.
Miała bardziej charakter reklamy, promocji niż rzetelnych, wyczerpujących informacji.
Najwyższa Izba Kontroli po sprawdzeniu procesu wdrażania Polskiego Ładu wnioskuje do Ministra Finansów o:
Do Szefa Krajowej Administracji Skarbowej, dyrektora Krajowej Szkoły Skarbowości, dyrektorów izb administracji skarbowej NIK wnioskuje o:
Migrantki z Filipin szukają pracy w Polsce. Serwis Aljazeera publikuje reportaż, w którym rozmówczynie skarżą się na kradzieże, mniejsze wypłaty czy zabieranie paszportów.
Filipińczycy znajdują pracę w polskich fabrykach, magazynach, gospodarstwach rolnych czy na budowie.
Stephanie, jedna z bohaterek reportażu serwisu Aljazeera, znalazła pracę w fabryce drobiu w małej miejscowości na zachodzie Polski. Pensja kobiety wynosiła zaledwie 700 złotych (175 USD) za miesiąc pracy. Agenci rekrutacyjni obiecywali o wiele większą wypłatę w wysokości 1 tys. dolarów.
Jej zdaniem, pracodawca Stephanie miał zmniejszyć pensję ze względu na odzieży roboczej, koszty zakwaterowania i wydanie zezwolenia na pobyt czasowy.
Sama praca była wyczerpująca. Czynności Stephanie były monotonne: musiała kroić zamrożone części kurczaków. Nie sprzyjały również warunki pracy, skarżyła się na zimno oraz brak możliwości swobody ruchów ze względu na tłum współpracowników.
W reportażu także możemy przeczytać, że szef kobiety często krzyczał na swoich pracowników – zabraniał im ze sobą rozmawiać czy korzystać z łazienki bez jego zgody.
Przez rok dziennikarze Aljazeera rozmawiali z 22 filipińskimi kobietami pracującymi w Polsce, które m.in. mówiły o „zmuszania do podpisywania dokumentów w języku, którego nie rozumiały”.
„Większość kobiet zgłosiła otrzymywanie niższych wynagrodzeń niż obiecane przez agentów, którzy pobierali od nich opłaty rekrutacyjne w wysokości nawet 5 tys. dolarów – znacznie powyżej limitów ustalonych przez rząd Filipin, a także niezgodnie z polskimi przepisami” – czytamy w artykule.
Według danych podanych przez serwis Aljazeera, polskie władze wydały 29 154 zezwoleń na pracę dla filipińskich pracowników w 2023 roku, w porównaniu z 2 057 w 2018 roku.
„Jestem posłem, to czynność bezprawna, nie przyjmuję jej do wiadomości” – mówił Maciej Wąsik po wyjściu z prokuratury, gdzie przedstawiono mu zarzut nielegalnego głosowania w Sejmie w grudniu 2023 roku.
„Żeby postawić jakiekolwiek zarzuty posłom, należy uchylić im immunitet. Zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego jesteśmy nadal posłami, wykonywaliśmy swoje obowiązki, wykonywaliśmy wolę swoich wyborców i traktujemy to dzisiejsze wezwanie jako po prostu polityczną represję” – powiedział Maciej Wąsik w rozmowie z dziennikarzami.
„Uważam, że prokuratura wykonuje polityczne zlecenie obozu władzy” – mówił dziennikarzom przed wejściem do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. „To są standardy jak ze stanu wojennego” – dodał.
Wcześniej w tej samej sprawie w gmachu zjawił się były szef MSWiA Mariusz Kamiński, któremu również postawiono zarzuty.
Były minister edukacji narodowej Przemysław Czarnek komentował słowa premiera Donalda Tuska na temat Brukseli i obronności.
Czarnek był pytany w programie „Wirtualnej Polski” o wpis premiera Donalda Tuska na portalu X, w którym Tusk napisał, że „Europa byłaby największą potęgą na świecie” gdyby „wszystkie słowa, które padły w Brukseli o wspólnej obronie mogły zostać zamienione w pociski i wyrzutnie rakiet”.
„Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów muszę się zgodzić z panem premierem Donaldem Tuskiem. Gdyby wszystkie słowa, które z Brukseli w ostatnich latach padały na temat tej wspólnej obrony, wspólnej armii, wspólnej polityki obronnej Unii Europejskiej, stały się faktem, to istotnie można by było tak sądzić” — powiedział polityk PiS.
Były minister edukacji odniósł się także do spotkania prezydenta Andrzeja Dudy z byłym prezydentem USA Donaldem Trumpem. Powiedział, że Duda „powinien budować relacje ze wszystkimi, którzy mają wpływ na rzeczywistość światową, a Donald Trump ma niewątpliwie ogromny wpływ”.
„W stu procentach zgadzam się z Donaldem Trumpem. Jeśli któreś państwo NATO nie chce płacić 2 proc. PKB na zbrojenia, niech nie liczy na obronę ze strony sojuszników” – powiedział Przemysław Czarnek „Wirtualnej Polsce”.
Na uwagę, że Trump krytykuje sojuszników NATO za niewystarczające finansowanie, poseł Prawa i Sprawiedliwości, powiedział, że „NATO to jest związek państw, które zobowiązały się do wspólnej obrony przed jakąkolwiek agresją zewnętrzną”.
„Każde z tych państw członkowskich musi wypełniać swoje obowiązki, do których się samo zobowiązało. Jeśli któryś z krajów, także te najbogatsze, mają zobowiązanie wobec innych krajów natowskich do tego, że mają przeznaczać co najmniej 2 proc. swojego PKB na swoje zbrojenia po to, żeby przez swoje zbrojenia wzmacniać również NATO, to Donald Trump ma świętą rację i zgadzam się w stu procentach z Trumpem” – dodał.
Komisja śledcza zajmująca się aferą wizową nie przesłuchała w czwartek Mariusza Kamińskiego, byłego ministra spraw wewnętrznych i koordynatora służb specjalnych. Kamiński w tym samym czasie zeznawał przed prokuraturą. Przed komisją ma się stawić w poniedziałek.
Mariusz Kamiński miał w czwartek zeznawać przed sejmową komisją śledczą, zajmującą się aferą wizową. Chodziło o ustalenie, czy służby specjalne konsultowały wprowadzane za czasów rządu Morawieckiego nowe przepisy wizowe. Zapewne posłowie chcieliby także ustalić, czy funkcjonariusze służb sprawdzali osoby otrzymujące polskie wizy i w jaki sposób tych sprawdzeń dokonywali.
Jednak Kamiński nie pojawił się w czwartek w Sejmie. Miał dobre usprawiedliwienie – na ten sam dzień i tę samą godzinę został wezwany na przesłuchanie w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie.
Dzień wcześniej zamieścił na platformie X swoje pismo, jakie przesłał w tej sprawie do komisji śledczej. Wynika z niego, że Kamiński w ogóle nie dostał wezwania do stawienia się na komisję, o sprawie dowiedział się z mediów. I dlatego wnosi o „doręczenie wezwania (…) w taki sposób, żebym mógł się zapoznać z jego treścią przed kolejnym posiedzeniem komisji, a nie dowiadywać się o tym fakcie ze środków masowego przekazu.”
Prawdopodobnie właśnie ze względu na to pismo przewodniczący komisji śledczej ds. afery wizowej poseł Michał Szczerba podczas czwartkowego posiedzenia szczegółowo opisał, jak wyglądało doręczanie wezwania. Wysłano je 10 kwietnia, za pośrednictwem Poczty Polskiej. Kamiński go nie odebrał. Zdecydowano więc o doręczeniu przez policję.
„Mariusz Kamiński unikał listonosza, Poczty Polskiej, a przez dwa ostatnie dni unikał także funkcjonariuszy policji. Dwie komendy rejonowe policji próbowały dostarczyć mu zawiadomienie pod wszystkimi znanymi adresami” – relacjonował Szczerba. I przytaczał cytaty z notatek policyjnych: „Pomimo wielokrotnych prób doręczenia wezwania doręczenie było niemożliwe”.
Co ciekawe, wezwanie z prokuratury, wysłane na ten sam adres, którego używała sejmowa komisja, dotarło do Kamińskiego.
„To absolutne unikanie sprawiedliwości. Działanie destrukcyjne, lekceważenie państwa i demokratycznie wybranych instytucji” – komentował Szczerba.
Nie pozwolił też na odczytanie pisma Kamińskiego (znanego już z platformy X), do czego usilnie dążył poseł Piotr Kaleta z PiS.
Ostatecznie komisja śledcza wysłała Mariuszowi Kamińskiemu kolejne wezwanie, tym razem na najbliższy poniedziałek. Miał je dostać od policjantów w trakcie przesłuchania w prokuraturze.
Komisja zdecydowała także o dodaniu nowych świadków do grupy osób przez nią przesłuchiwanych. Zeznawać mają między innymi: ponownie były poseł PiS i były wiceminister rolnictwa Lech Kołakowski, oraz jego były asystent, Maciej Lisowski z Lex Nostra. Jak wynika z dotychczasowych prac komisji, jest on jedną z osób, która mogła być zaangażowana w aferę wizową. To on miał pisać pisma do konsulów o pilne wyznaczenie wizyt w sprawie wiz dla osób, które były klientami agencji zatrudnienia So Job. Lisowski był prezesem tej agencji.