Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Pracowity dzień Jarosława Kaczyńskiego: po konwencji w Gorzowie Wielkopolskim przyjechał do Szczecina. Zanim wszedł na scenę, zaprezentowano kandydatów z woj. zachodniopomorskiego. Jedynką PiS w Szczecinie jest Marek Gróbarczyk, obecny wiceminister infrastruktury, którego największym obecnie projektem jest Odrzańska Droga Wodna.
Dlatego i w przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego nie mogło zabraknąć Odry. „Rzeka ma nie czynić szkód, ma być żeglowna, ma być korzystna gospodarczo” – wyliczał prezes PiS, niemal cytując program wyborczy swojej partii. Wodne i ekologiczne plany wszystkich komitetów opisaliśmy tutaj:
„Ale jest też druga strona” – ostrzegał prezes. „Walka, żeby na polskim brzegu tego wszystkiego nie było. Akcje, takie, jak ta z rtęcią (podczas katastrofy odrzańskiej w sierpniu 2022 pojawiły się podejrzenia, że Odra jest skażona rtęcią. Nie zostały potwierdzone – od aut.), były inspirowane za granicą. Ale były realizowane przez polskich polityków, również tych, którzy sprawują władzę” – dodał Kaczyński, wskazując na marszałkinię woj. lubuskiego, Elżbietę Polak (która jest w Zielonej Górze jedynką KO w zbliżających się wyborach).
Tuż po wątku odrzańskim prezes PiS sięgnął po tematy, które pojawiają się podczas każdego wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego. Prezes jak zdarta płyta powtarza, że:
“Spodek odleci” – przekonywali politycy Konfederacji przed konwencją wyborczą w Katowicach. Nie odleciał, choć wydarzenie było zaprojektowane z rozmachem. Konfederaci ujawnili też hasło na wybory: “Możemy wszystko!”
“Jeśli czegoś się bardzo chce, można wszystko!” – zakrzyknął jeden z liderów Konfederacji Sławomir Mentzen podczas swojego przemówienia na konwencji skrajnie prawicowego porozumienia Nowej Nadziei, Ruchu Narodowego i Konfederacji Korony Polskiej. Mentzen parafrazował znany mem internetowy i wyszło to nawet zabawnie. Pytanie, na ile Konfederacja zdołała na swojej konwencji wyjaśnić wyborcom, co właściwie znaczy “wszystko”. Z tym było już gorzej.
Konwencja rzeczywiście została zaprojektowana z przytupem i bez cięcia wydatków. Wynajęto do jej organizacji słynny katowicki Spodek, ale skala imprezy – choć duża jak na standardy polskiej polityki, a zwłaszcza standardy mniejszych ugrupowań – nie pokonała rozmachem konwencji Koalicji Obywatelskiej czy Prawa i Sprawiedliwości. Pojemność Spodka została przez organizatorów znacznie ograniczona scenografią, szacunkowo na konwencji pojawiło się ok. 2-3 tys. osób.
Opisując konwencję Konfederacji jednym zdaniem, można powiedzieć, że było to wydarzenie mobilizacyjne.
Skierowane do wewnątrz – do partyjnych struktur i do już sympatyzujących ze skrajną prawicą wyborców.
Było powtarzane zachęcanie do udziału w wyborach, dużo o sondażach, które obecnie trochę spadły, ale i tak są dobre, a jeszcze wzrosną, powtarzana fraza o wywracaniu stolika i narzekania na ignorowanie Konfederacji w mediach. O tym, co Konfederacja właściwie zamierza zrobić, kiedy już ten stolik wywróci, usłyszeliśmy zdumiewająco mało.
Całe wydarzenie trwało ponad dwie godziny i było oparte na przemówieniach dwóch młodych liderów, którzy już od jakiegoś czasu niosą sztandar rebrandingu skrajnej prawicy: Krzysztofie Bosaku i Sławomirze Mentzenie.
Krzysztof Bosak z Ruchu Narodowego mówił prawie godzinę i nie było to najbardziej spójne przemówienie tej kampanii. Bosak mieszał wątki, uciekał w dygresje, głównie opowiadał o samej Konfederacji jako tworze politycznym, programowo ograniczając się niemal tylko do przypomnienia, co Konfederacji robiła w Sejmie i polityce od 2019 roku:
Było też sporo o Unii Europejskiej, o której Krzysztof Bosak mówił językiem PiS (albo odwrotnie, to PiS mówi językiem Bosaka, bo obie partie pod względem niechęci do UE są tak blisko siebie, że nie sposób już odróżnić, kto kopiuje z kogo): m.in. przeciwstawiał się “interesom eurokratów” i zapewniał, że nie zgodzi się na “żadne traktaty unijne, w których choć jedna rzecz byłaby zabrana z Warszawy i przeniesiona do Brukseli”. Nie wyjaśnił, jak wyobraża sobie to w sensie praktycznym, bo z zasady traktaty unijne polegają na dzieleniu się kompetencjami między Brukselą a państwami członkowskimi.
Natomiast inne partie to według Bosaka hipokryci, dekadenci i ludzie zdemoralizowani: “Musimy mieć kadry, które ich zastąpią, potrzebujemy setek tysięcy osób” – mówił Bosak.
Szczególne miejsce w jego przemówieniu znalazła Trzecia Droga:
“Popatrzcie na tak zwaną Trzecią Drogę, która nigdy trzecią drogą nie była. Najpierw robili za sekundantów Platformy i Lewicy we wszystkich sporach, później, żeby wyciągnąć się nad próg wyborczy, dobrali sobie byłego prezentera, jednej z popularnej telewizji, który w żadnej prawie sprawie nie ma wyrazistego stanowiska. Prawdziwą trzecią drogą w tym systemie politycznym jest i będzie Konfederacja” – mówił Bosak.
Tak duże skupienie się na porozumieniu Polski 2050 i PSL może świadczyć o tym, że w Konfederacji rośnie obawa o odpływ części wyborców w stronę koalicji Szymona Hołowni i Władysława Kosiniak-Kamysza. Dają do myślenia również kilkukrotnie powtarzane zapewnienia (i Bosaka i Mentzena), że Konfederacja nie jest efemerydą w rodzaju Ruchu Palikota, Nowoczesnej, czy formacji Pawła Kukiza.
Sławomir Mentzen z Nowej Nadziei na początku wykonał “największe przeboje” z przeszłych narracji Konfederatów, a wcześniej partii Korwin:
I oczywiście, że Konfederacja chce to wszystko zmienić, bo jako jedyna formacja na scenie politycznej “chce zmieniać świat”.
O tym, jak będzie wyglądał ten zmieniony świat z wywróconym stolikiem, w którym można wszystko, jeśli tylko się chce, tak jak w przypadku Bosaka zbyt wiele nie usłyszeliśmy. Oprócz tego, że będzie normalnie, nie będzie absurdów, że będą odpolitycznione spółki skarbu państwa i sprzedane te, “które nie są potrzebne dla naszego strategicznego interesu”.
Mentzen zadeklarował też, że “ma dość marazmu i przekonania, że się nie da”. “Często jest tak, że jak się czegoś nie da, to przychodzi ktoś, kto nie wie, że się nie da i okazuje się, że się da, tylko trzeba bardzo chcieć”.
A Konfederacja bardzo chce – zapewnił Mentzen.
Sporo za to było o sprzysiężeniu się innych polityków i większości mediów, które Konfederacje nieustannie prześladują i nie dają jej normalnie funkcjonować. Oraz o sondażach. Z jakiegoś powodu Sławomir Mentzen uznał za sensowne przypomnieć słuchaczom, że sondaże Konfederacji ostatnio spadły, ale już za momencik znów wzrosną:
“11 proc. poparcia to więcej, niż kiedykolwiek mieliśmy w historii naszych środowisk, ale ludzie mówią, że panika, że źle się dzieje, Konfederacja sobie nie radzi. Chciałbym sobie w życiu zawsze tak nie radzić, żeby być trzecią siłą w sondażach i mieć 11 proc.” – mówił Mentzen. I mobilizował: “Zostały 3 tygodnie kampanii i nie ma żadnego powodu, żebyśmy nie wrócili do tych 15 proc.. Potrzebujemy między 2 a 2,5 mln. głosów i to jest jak najbardziej możliwe”.
Stwierdził też, że 15 października będzie narodowym dniem wywracania stolika.
Na konwencji zaprezentowały się również kobiety Konfederacji, a partia wypuściła klip, w którym zapewnia, że wspiera kobiety, opowiada się za prawem do edukacji domowej, że wspiera pomoc wytchnieniową dla opiekunów osób z niepełnosprawnościami i wspiera hospicja perinatalne.
Z jakiegoś powodu nie wspomniano o takich postulatach Konfederacji jak:
„Jest taki typ ludzi, którzy wobec silniejszych mają kompleks, mają takie wewnętrzne poczucie słabości, uniżoności. Tusk na pewno do takich ludzi należy. A co tam głębiej jest? Trudno powiedzieć” – mówił Jarosław Kaczyński podczas konwencji wojewódzkiej PiS w Gorzowie Wielkopolskim. Zamiast mówić o konkretach z programu PiS, pierwszą połowę swojego wystąpienia przeznaczył na ataki na Donalda Tuska.
„Myśmy nie rządzili pod niemieckim kierownictwem. My rządziliśmy sami!” – grzmiał Kaczyński, ostrzegając przed „niemieckimi porządkami”.
„A te niemieckie porządki to wielkie okradanie finansów publicznych. Dlaczego to tolerowali? Ja odpowiedzi, którą można udowodnić w sensie procesowym, nie mam. Ale wiem, że okradali” – ciągnął Kaczyński.
„Półżartem” dodał: „Dlaczego ja tak ciągle o tym Tusku? Bo trzeba dla ojczyzny”.
Jarosław Kaczyński postanowił przypomnieć, że PiS wybudował mur na granicy z Białorusią, co ma „zapewnić bezpieczeństwo”. „To obrona granicy wschodniej przed atakiem hybrydowym. Nie wiem, kto wymyślił nazwę, ale ona oddaje sytuację: tam nie ma wojny wprost, ale mamy do czynienia z aktem agresji” – powiedział, dodając, że możliwa jest także budowa zapory wzdłuż granicy z obwodem królewieckim.
„Mur się w Polsce nie podoba co niektórym. A dlaczego? Trzeba nie mieć piątej klepki, żeby chcieć, żeby na Polskę runęła wielka fala ludzi z krajów, gdzie żyje się nie najlepiej” – Kaczyński uderzył w antyuchodźcze tony. „Gdyby ta fala dotarła do naszego kraju, wprowadziłaby destabilizację”- mówił.
Po tym wstępie dotarł do tematu, który rozpala debatę polityczną w ostatnich dniach: filmu „Zielona Granica” Agnieszki Holland.
„Można przyjmować tezę pani Holland, że i tak te ogromne tłumy runą na Europę, a nasza cywilizacja upadnie, bo takie są prawa historii”- powiedział. „Nasza obrona jest czymś, co przeszkadza planowi politycznemu. On nie sięga tak daleko jak myśl pani reżyser. To jest plan mający stare dzieje, od czasów Bismarcka, że jak Niemcy wejdą z Rosją w układ, to mogą rządzić Europą. Niemcy do tego konsekwentnie dążą” – straszył.
W OKO.press można przeczytać co naprawdę mówi Agnieszka Holland:
Prawo i Sprawiedliwość opublikowało nowy spot – po raz kolejny dotyczący migracji. Już we wcześniejszych filmach widzieliśmy obrazki z płonącymi samochodami i mężczyznami, którzy biegną, protestują, przepychają się z policją. Donald Tusk już też wcześniej pojawiał się w produkcjach PiS. Partia rządząca wykorzystała zdjęcia Tuska z Angelą Merkel, jako rzekomy dowód na to, że jeśli wygra opozycja „do Polski wjadą tłumy nielegalnych imigrantów”.
W najnowszym spocie PiS sięga po wypróbowane już chwyty: znów widzimy zamieszki, po raz kolejny Tusk ściska się z Merkel. Dla kontrastu PiS dodaje sielskie obrazki z rodziną biegnącą przez pole pełne zboża.
Lektor mówi:
"Gdy Tusk był szefem Rady Europejskiej, próbował zmusić Polskę do przyjęcia nielegalnych imigrantów. Posunął się nawet do gróźb. PiS to zmieniło i oparło się presji ze strony Tuska oraz innych unijnych biurokratów, którzy próbowali zmusić nas do przyjęcia w naszym kraju nielegalnych imigrantów.
To dlatego w Polsce nie ma ataków terrorystycznych i nie ma też zamieszek i wielu przestępstw.
Dla PIS bezpieczeństwo Polaków jest najważniejsze, ale teraz Tusk wrócił. Jeśli znów dojdzie do władzy, natychmiast ugnie się przed unijnymi biurokratami i przyjmie nielegalnych imigrantów do Polski. Zrobił to raz, zrobiłby to znowu. Tusk nie zasługuje na kolejną szansę"
Swój spot opublikowała również Koalicja Obywatelska, zachęcając do udziału w marszu 1 października. „Mamy dość drożyzny, mamy dość afer, mamy dość państwa totalnego, mamy dość kolesiostwa, korupcji i złodziejstwa. Mamy dość Bąkiewicza, Kowalskiego i Mejzy. Mamy dość Sasina, Obajtka i Kaczyńskiego” – mówi lektor. „Dlatego wszyscy na marsz, idziemy dla wolności!” – słyszymy.
„300 tysięcy mieszkań na tani wynajem na dobrze zaprojektowanych osiedlach” – obiecuje Lewica na konwencji w Wiedniu. „Dlaczego jesteśmy w Wiedniu? Bo mieszkanie jest prawem, nie towarem” – mówił Włodzimierz Czarzasty.
Na zdjęciu: Dorota Olko i Adrian Zandberg
„W Wiedniu jest milion mieszkań, z czego 774 tysiące to mieszkania na taki wynajem. 222 właścicielem jest miasto. Co to znaczy? To znaczy że 774 tysiące mieszkań podlega regulowanemu czynszowi, to znaczy że z dnia na dzień nie można tego czynszu podnieść o 40 proc., o 50 proc.” – mówi Włodzimierz Czarzasty, wiceprzewodniczący Nowej Lewicy, otwierając konwencję w stolicy Austrii.
Na miejscu jest nasza reporterka, Agata Szczęśniak. Od polityków i polityczek Lewicy usłyszała: „Co innego kiedy mówimy: zbudujemy mieszkania. A co innego, kiedy pokazujemy miejsce, gdzie to naprawdę zostało zrealizowane”.
Prowadzący konwencję podzielili się się na trzy pary: Włodzimierz Czarzasty i Anna Maria-Żukowska stanęli na podwórku osiedla z mieszkaniami komunalnymi Seestadt, Joanna Scheuring-Wielgus i Robert Biedroń wystąpili z balkonu z widokiem na osiedle, a Dorota Olko i Adrian Zandberg z jednego z mieszkań.
„300 tysięcy mieszkań na tani wynajem na dobrze zaprojektowanych osiedlach” – obiecuje Lewica.
„Skąd weźmiemy na to pieniądze? Jedną trzecią z KPO. Kolejne z obligacji Banku Gospodarstwa Krajowego, pieniądze będą ze wzrostu gospodarczego” – zapowiedziała Anna Maria-Żukowska. Stwierdziła, że program mieszkaniowy Lewicy może zahamować kryzys demograficzny.
„Tu w Wiedniu rozwiązało to państwo” – zaznaczyła, że wiedeński program mieszkaniowy jest rozwijany od lat dwudziestych XX wieku. „Tu w Austrii kanclerz Sebastian Kurz chciał likwidować ten program, już nie jest kanclerzem, ma zarzuty za korupcję” – powiedziała Żukowska.
Joanna Scheuring-Wielgus podkreślała, że mieszkania komunalne budowane w Wiedniu są w dobrej jakości. Mówiła o przedszkolach i bibliotekach na tych osiedlach. „Budują tu osiedla 15-minutowe. My też tak chcemy”. Wspomniała o osiedlu na Skarpie w Toruniu, na którym się wychowała. „To osiedle takie było”.
„Całe to osiedle na dachach ma fotowoltaikę. Na dachach są też boiska. W PiS-ie lubią metal i melodię piły mechanicznej, którą wycina się drzewa. My chcemy, żeby był fundusz kruszenia betonu. Chcemy, żeby na osiedlach były drzewa” – dodała posłanka.
Robert Biedroń przypomniał, że w Polsce na mieszkanie komunalne czeka się 17 i 9 miesięcy.
„W Wiedniu ludzie czekają 18 miesięcy!“.
- mówił.
„15 października zrobimy eksmisję PiS-owi” – zapowiedział współprzewodniczący Lewicy.
„Lewica będzie po stronie ludzi, a nie po stronie banków” – zapowiedziała Dorota Olko (Razem).
Mówiła o wysokich ratach kredytów i zyskach deweloperów. „Umowy oparte o zmienne oprocentowanie zaczynają być przez sądy uznawane za nieuczciwe”.
„Wibor to było oszustwo, złodziejstwo” – stwierdziła Olko. „Będziemy walczyć o powołanie komisji śledczej, żeby zbadać ten wielki przewał. Standardem mają być kredyty o stałym oprocentowaniu”. Kandydatka Lewicy zwróciła się do osób, które chcą mieć mieszkanie na własność: „Weź kredyt, a my dopilnujemy, żeby bank cię nie oszukał“.
„Chcemy pokazać, jak będą wyglądały polskie miasta pod rządami Lewicy” – stwierdził Adrian Zandberg. Współprzewodniczący partii Razem podjął się tłumaczenia, dlaczego program mieszkaniowy udał się w Wiedniu, a w Polsce nie.
„Po pierwsze PiS nie włożył pieniędzy w program mieszkaniowy” – mówił Zandberg. Zapowiedział, że Lewica przeznaczy na mieszkania 1 proc. PKB. „Spore pieniądze, ale na twardych zasadach”. Zandberg obiecał też powołanie publicznej agencji mieszkaniowej, która będzie pomagała samorządom organizować budowę mieszkań.
Odniósł się też do pomysłów innych sił politycznych. „Konfederacja chce wysadzić w powietrze normy budowlane, to są groźne banialuki”. Skrytykował też pomysły dopłaty do kredytów Platformy Obywatelskiej i PiS-u.
„My chcemy złamać potęgę wielkich firm deweloperskich. Kiedy uruchomimy wielki program budownictwa społecznego skończy się ich eldorado”.