Czy rozporządzeniem o tworzenie grup międzyklasowych do nauki religii MEN naruszył zasadę działania „w porozumieniu” z Kościołem? Minister Nowacka sięga po wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 1993 roku, ale metoda kopiuj wklej w tym wypadku pachnie manipulacją
W ostrej obronie przez atak (na Episkopat) rozporządzenia z 26 lipca 2024 o nauczaniu religii ministra edukacji Barbara Nowacka sięga po wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 1993 roku. Ma to być decydujący sztych w potyczce z Kościołem, który walczy, jak potrafi, w obronie status quo. Bliższe spojrzenie na tamten wyrok sprzed 31 lat pokazuje jednak, że nie zgadza się kontekst prawny, sytuacja jest odmienna i sens orzeczenia inny niż chciałaby ministra. Ale po kolei.
Wojna wybuchła, kiedy MEN uzupełnił rozporządzenie z kwietnia 1992 roku stanowiące, że „gdy na naukę religii zgłosi się mniej niż siedmiu wychowanków, szkoła organizuje naukę religii (...) w grupie międzyoddziałowej lub grupie międzyklasowej”. Nowacka dodała możliwość tworzenia takich grup, gdy zgłosi się 7 osób lub więcej. Kontrowersyjny jest kolejny zapis: „W szkole podstawowej grupa międzyklasowa (...) może obejmować uczniów klas I-III albo IV-VI albo VII i VIII”.
Kościół uznał to za jednostronny dyktat, interweniuje i organizuje protesty. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” z 9 września ministra atakuje Episkopat: „Kościół sprawdza, czy rząd wycofa się z proponowanych zmian, ponieważ po 1989 r. de facto narzucał swoją wolę (...) protesty, akcje mediów katolickich, skierowanie skargi do Sądu Najwyższego, kazania o katechezie – to nic innego jak próba pokazania, kto rządzi w edukacji: Kościół czy MEN”.
„Od zawsze zwolenniczka świeckiego państwa” Nowacka nie cofnie się z drogi ograniczania religii w szkole – od września 2025 z dwóch godzin tygodniowo ma zostać jedna: „Polskie społeczeństwo laicyzuje się i to może wymagać od rządzących nowych rozwiązań systemowych w relacji z Kościołem” – mówi.
I dalej, już z przesadą: „Kościół sięga po skompromitowane instytucje, żeby wywołać chaos”.
Tymczasem Episkopat próbuje raczej bronić status quo w kluczowej dla siebie kwestii obecności w szkole, a przy okazji pracy dla katechetów.
Jak pisaliśmy w OKO.press, „Episkopat ośmiesza się, wołając na pomoc Manowską i Przyłębską”, bo biskupi zwrócili się do I Prezes SN, żeby zapytała tzw. TK Julii Przyłębskiej, czy aby MEN nie złamał prawa. Po raz pierwszy hierarchowie zajęli tak jasne stanowisko po stronie sił starego PiS-owskiego porządku i przeciw nowej władzy, która odrzuca obie prezeski i ich urzędy jako uzurpatorskie i z gruntu niepraworządne.
Ale nawet przyjmując, że jest w interesie publicznym ograniczanie nadmiernej roli religii i wpływu Kościoła na instytucje i prawo państwowe, nie należy naciągać argumentacji. A słowa ministry niosą mieszankę prawdy i demagogii.
Nowacka bagatelizuje problem.
„Po latach, kiedy biskupi dyktowali rządowi PiS, co ma robić, Episkopat nie jest w stanie pogodzić się ze zmianą władzy. Dlatego – przy tak błahej sprawie – zdecydowali się na próbę sił” – tłumaczy. I dalej: „Jak wytłumaczyć, że łączenie małych grup za ministra Czarnka nie łamało Konstytucji, a kosmetyczna zmiana, która niczego nie nakazuje, zaproponowana przez moje kierownictwo narusza zasady praworządności?”.
Faktycznie, o ile rozporządzenie z 1992 roku nakazuje łączyć oddziały lub klasy, gdy chętnych na religię (i analogicznie etykę) jest mniej niż siedmioro, o tyle uzupełnienie, jakie dodała Nowacka, stwierdza, że
„szkoły (i przedszkola) mogą je łączyć”, gdy chętnych jest siedmioro lub więcej. Punkt dla ministry.
Naciągane jest natomiast przedstawienie „konsultacji z Episkopatem przeprowadzonych na mocy obowiązującego prawa” jako ustępstw MEN:
„Episkopat zgłosił uwagi do łączenia klas i my część uwzględniliśmy, dlatego łączenie międzyklasowe będzie możliwe w grupach I-III, IV-VI, VII-VIII. Druga propozycja dotyczyła maksymalną liczbą uczniów na religii. My proponowaliśmy 30 osób, Episkopat chciał mniej, stanęło na 28”.
Nowacka przedstawia stanowisko Episkopatu jako nieracjonalne: MEN idzie na ustępstwa, a „kler eskaluje konflikt”. Faktycznie Episkopat podgrzewa konflikt, do spółki jednak z ministrą, która dobrze się czuje w roli fajterki o świeckie państwo (na co zapewne ma przyzwolenie lidera partii i rządu).
Nie zmienia to faktu, że ustępstwa MEN są – używając terminu ministry – raczej kosmetyczne.
Pierwotna propozycja zakładała karkołomną wręcz możliwość prowadzenia nauki religii w grupie złożonej z uczennic i uczniów klas od I do VIII, czyli od siedmiu do 15 lat. Ale nadal razem mają się uczyć razem siedmiolatki z dziewięciolatkami.
MEN zachęca szkoły do łączenia w grupy dzieci w różnym wieku, daje sygnał, że nauka religii nie musi toczyć się „po kolei”. I daje możliwość tworzenia dużych klas, znacznie powyżej średniej dla Polski (wg GUS w 2022/2023 roku w podstawówkach uczyło się 3 mln 123 tys. dzieci, w 184 tys. oddziałów, co daje średnią 17 osób). Zmniejszenie limitu z 30 do 28 uczniów lub uczennic to drobna korekta.
Barbara Nowacka podkreśla, że podczas dwóch spotkań (w jednym brała udział) „biskupi nie zgłaszali uwag do różnic programowych, zresztą znają podobną praktykę nauczania religii z małych szkół”.
Byłoby to wręcz zdumiewająco odmienne od publicznej krytyki i treści zawiadomień do prezes Manowskiej.
Przedstawiając stanowisko kościołów 22 sierpnia 2024, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski Leszek Gęsiak i dyrektor Polskiej Rady Ekumenicznej Grzegorz Giemza podkreślali, że rozporządzenie utrudni realizację programu: „Szerokie możliwości tworzenia grup międzyklasowych są sprzeczne z prawem dzieci i młodzieży do wychowania i opieki, odpowiednich do wieku i osiągniętego rozwoju” (art. 1 pkt 5 prawa oświatowego)".
Gęsiak: „Opracowane przez władzę kościelną programy przewidują odrębne treści dla każdego poziomu nauczania. Nauczanie w grupach międzyklasowych z natury rzeczy będzie realizowane inaczej, niż to zostało zaplanowane”.
W oświadczeniu bpa Wojciecha Osiala, przewodniczącego Komisji Wychowania Katolickiego KEP, czytamy, że „zmiany dotyczące łączenia klas są krzywdzące czy wręcz dyskryminujące. Naruszają prawo oświatowe i zasady pedagogiczne. Wprowadzają poważne problemy w zakresie realizacji programu lekcji religii”.
Osial brał udział w negocjacjach, czyżby nie używał takich argumentów?
Episkopat twierdzi, że MEN złamało art. 12 ust. 2 ustawy z 1991 roku o systemie oświaty, który stwierdza, że minister edukacji „określa, w drodze rozporządzenia, warunki i sposób nauczania religii w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych”.
Spór dotyczy sformułowanie „w porozumieniu”.
Episkopat i Polska Rada Ekumeniczna twierdzą, że porozumienia nie było, był dyktat MEN. Nowacka, że trochę było, a w ogóle to być nie musiało.
Nowacka: „Przygotowaliśmy się pod kątem prawnym, znamy rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego z 1993 roku. Prowadzenie negocjacji z kościołami nie oznacza wypracowania zgody, a biskupi nie mają prawa weta wobec rozporządzeń. Porozumienie – jak potwierdził w 1993 roku TK – nie oznacza powszechnej zgody. Pod rozporządzeniem podpisuje się minister, a nie biskup”.
Pełen cytat z orzeczenia TK z 1993 brzmi faktycznie mocno: „Pojęcie w porozumieniu użyte przez ustawodawcę nie może zatem być traktowane, jako równoznaczne z pojęciem zgody wszystkich działających w Polsce Kościołów i związków wyznaniowych”.
Rzecz jest jednak co najmniej niejednoznaczna z czterech powodów.
Po pierwsze, TK w 1993 roku odnosił się do innej konstytucji (tzw. małej), która obowiązywała od 1992 do października 1997 roku. Zapisy o roli Kościoła i religii były w niej słabsze niż w obecnie obowiązującej.
Po drugie, już po wyroku TK, w lipcu 1993 roku podpisano Konkordat z Watykanem (ratyfikowany w kwietniu 1998), który nadaje Kościołowi niebywałe wręcz uprawnienia, a państwo skazuje na rolę bezwolnego wykonawcy.
Zostało jasno ustalone, że to Kościół decyduje o programie nauczania (opracowuje podstawę programową) i opracowuje podręczniki,
po czym „podaje je do wiadomości kompetentnej władzy państwowej”. Biskupi powołują i odwołują nauczycieli religii. Prawem państwa jest... to wszystko sfinansować i organizować, tak żeby działało, jak chce Kościół.
Należy zatem ostrożnie używać wniosków TK sprzed 31 lat na zasadzie „kopiuj, wklej”. Wątpliwości jeszcze rosną, gdy zajrzymy do tamtego orzeczenia. To będzie trzeci, najpoważniejszy argument przeciwko naciąganiu prawa*.
Z wnioskiem o zbadanie rozporządzenia MEN z kwietnia 1992 roku** wystąpił do TK w sierpniu 1992 roku prof. Tadeusz Zieliński, RPO do 1996 roku, a potem minister pracy i spraw socjalnych w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza, członek Unii Demokratycznej o lewicowych poglądach. Miał wątpliwości, czy rozporządzenie MEN z kwietnia 1992 roku, które wprowadzało naukę etyki jako alternatywy dla religii „nie wykracza poza delegację ustawową” z cytowanego wyżej art. 12 ust. ustawy o systemie oświaty.
Faktycznie, w ustawie z 1991 roku nie ma mowy o etyce. Ważniejsze dla naszej analizy było jednak uzupełnieniu własnego wniosku przez RPO: „mimo ustawowego wymogu kwestionowane rozporządzenie zostało wydane bez porozumienia z podmiotami wymienionymi w ustawie”. Na poparcie zarzutu RPO dołączył stanowiska: Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego, Rady Kościoła Chrześcijan Baptystów, Naczelnej Rady Kościoła Zborów Chrystusowych oraz Polskiej Rady Ekumeniczną.
RPO miał też szereg wątpliwości dotyczących „ponoszenia wydatków z funduszy publicznych na cele pozostające wewnętrzną sprawą Kościołów”, stopnia z religii na świadectwie i innych form naruszania ustaw o stosunku państwa do Kościoła katolickiego, a także o gwarancjach wolności sumienia i wyznania oraz konstytucyjnych zapisów o równości obywateli. Rozstrzygnięcia TK były w tych kwestiach generalnie nie po myśli Barbary Nowackiej, ale to odrębny wątek.
TK zabrał się do pracy. Ówczesne MEN wyjaśniło sędziom, że „po długotrwałych uzgodnieniach nad projektem zaskarżonego rozporządzenia, przedstawiciele zainteresowanych Kościołów, na dowód osiągnięcia porozumienia, złożyli podpisy pod jego tekstem”. Pierwszą prośbę o opinię MEN wysłał kościołom już 10 maja 1991 r. czyli na 11 miesięcy przed ogłoszeniem rozporządzenia.
„Wiele Kościołów i związków wyznaniowych nie udzieliło odpowiedzi lub nie wyraziło zainteresowania nauczaniem religii swojego wyznania w ramach systemu oświaty. Osiem kościołów wyraziło chęć współpracy z MEN w przygotowaniu rozporządzenia”.
TK przesłuchał też w charakterze świadków przedstawicieli pięciu kościołów. Biskup Zdzisław Tranda z Kościoła Ewangelicko-Reformowanego
„zeznał, że przy podpisywaniu rozporządzenia uzyskano kompromis”.
Bliski Kościołowi katolickiemu prof. Andrzej Stelmachowski, minister edukacji w latach 1989-1991, zeznał, iż dwukrotnie (w lutym i w marcu 1992 roku) uzgadniano tekst rozporządzenia z Kościołami. Jego zdaniem, sformułowanie „w porozumieniu” oznaczało "osiągnięcie konsensusu co do zagadnień, które mają znaczenie merytoryczne
i tak rozumiany konsensus zainteresowanych Kościołów został osiągnięty, mimo różnicy zdań co do pewnych szczegółów".
TK ustalił, że ostatecznie „dwunastu przedstawicieli Kościołów złożyło swój podpis pod rozporządzeniem po słowach: w porozumieniu z władzami poszczególnych Kościołów. Przy dwóch podpisach zaznaczono zastrzeżenia do niektórych punktów rozporządzenia”.
Jak zatem ustalił TK, MEN podjął wysiłek uzgadniania stanowisk, a Kościoły, które przyjęły zaproszenie, podpisały niemal w komplecie tekst rozporządzenia z podkreśleniem, że zostało to dokonane w porozumieniu z nimi.
Odrębną opinię wyraziło zaledwie kilku kościołów, w tym Zielonoświątkowcy. TK wyjaśnił, że kościół ten nie odpowiedział zaproszenia do współpracy z MEN.
31 lat temu TK stanął wobec znacznie prostszej sytuacji niż dzisiejsza: ogromna większość zaangażowanych w rozmowy Kościołów podpisała się pod rozporządzeniem z 1992 roku, uznając, że decyzja zapadła „w porozumieniu z nimi”. TK polemizował ze stanowiskiem, że zgodzić się muszą wszyscy.
"Przyjmując domniemanie, że ustawodawca działa racjonalnie, należy przyjąć, że pojęcie w porozumieniu użyte w ustawie nie może oznaczać powszechnej zgody wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych.
Biorąc bowiem pod uwagę zarówno ilość, jak i zróżnicowanie tych podmiotów, jest rzeczą mało prawdopodobną osiągnięcie ich całkowitej i wspólnej akceptacji zaskarżonego rozporządzenia.
Jest to niemożliwe także dlatego, że niektóre z Kościołów w ogóle nie są zainteresowane nauczaniem religii w szkołach publicznych lub wręcz programowo się temu sprzeciwiają".
W tym kontekście ulubiony cytat dzisiejszego MEN nabiera innego sensu: „Pojęcie w porozumieniu użyte przez ustawodawcę nie może zatem być traktowane, jako równoznaczne z pojęciem zgody wszystkich działających w Polsce Kościołów i związków wyznaniowych”.
Pojęcie „w porozumieniu” według orzeczenia TK z 1993 roku "oznacza dla Ministra Edukacji Narodowej jedynie obowiązek zebrania informacji i wymiany poglądów o stanowiskach wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych zainteresowanych nauczaniem religii w szkołach publicznych,
aby móc najpełniej uwzględnić ich oczekiwania, pozostając w zgodzie z przepisami Konstytucji i ustawami".
Jak widać, TK chciał zakwestionować absurdalną wykładnię pojęcia „w porozumieniu”, która paraliżowałaby możliwość jakichkolwiek uzgodnień. Porozumienie ma jednak polegać na szerokich konsultacjach i daleko idących uzgodnieniach z udziałem wszystkich chętnych.
TK uznał, że tak właśnie postępowało MEN w 1992 i 1993 roku. Trudno to nawet porównywać z komunikacją z Kościołami w 2024 roku. Zakwestionowały one w całości lipcowe rozporządzenie, odwołując się do ustaw oświatowych, Konkordatu i Konstytucji RP.
Porozumienia, o jakim mówił wyrok TK z 1993 roku, nikt nawet nie próbował osiągnąć.
Ostatni wątek, ludzki.
Barbara Nowacka: „przygotujemy ofertę przekwalifikowania dla nauczycieli lekcji religii tak, by także mogli [od września 2025] prowadzić zajęcia z edukacji obywatelskiej czy edukacji zdrowotnej, czyli z dwóch nowych przedmiotów”.
To deklaracja troski o los 29 872 katechetek i katechetów (według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego za rok 2021, w tym – wg raportu za 2022 rok 59,6 proc. osób świeckich. „Zależy mi na bezpiecznych warunkach pracy w szkole, dlatego nowe zasady ograniczające liczbę godzin katechezy wprowadzimy dopiero od 2025 roku. Dajemy Kościołowi i katechetom czas na przygotowanie się”.
Pomysł, że katecheci i katechetki miałyby prowadzić edukację zdrowotną, w tym seksualną, brzmi zaskakująco,
ale Nowacka słusznie troszczy się ich los. Tyle że takiej troski zabrakło w już wprowadzonej zmianie. Nie oszacowano skutków regulacji w tym zakresie, więc nie wiemy, jaka będzie skala spadku zapotrzebowania na naukę religii, ale 36 dni vacatio legis, nomen omen w czasie wakacji, nie daje katechet/k/om szans na przystosowanie się.
W polemice z MEN Kościół występuje tu w obronie zatrudnianych przez siebie osób, w tym najbardziej zagrożonych zwolnieniami księży. Z cytowanego raportu wynika, że
pracę (i zarobki) w szkole ma około 9 tys. księży, czyli prawie połowa z 18 629 „posługujących duszpastersko w parafiach”.
Oczywiście los katechezy jest wyznaczony przez systematyczny spadek liczby osób chętnych na religię, choć trudno oszacować skalę tego zjawiska. Wycofanie oceny z religii (lub etyki) na świadectwie (w kontrowersyjnym z innych powodów) rozporządzeniu MEN z marca 2024 o ograniczeniu prac domowych, może znacząco przyspieszyć odpływ chętnych.
Jak wynika z naszych analiz, opracowana przez Kościół podstawa programowa nauczania religii to ni mniej, ni więcej instrukcja kształtowania człowieka o religijności żarliwej, pozbawionego wątpliwości, odpornego na prądy laickie, „apostoła” gotowego do wychwalania i obrony Kościoła.
Podstawa niesie treści sprzeczne z nauką, a także ryzykowne wychowawczo i niezgodne z postawą otwartości i tolerancji, jakie ma kształtować polska szkoła. Ostrzega przed „gender”, in vitro, homoseksualizmem, antykoncepcją...
Taka czy inna nauka religii toczy się jednak według programu rozpisanego przez Kościół na 12 lat. Prawne obwarowania w postaci ustaw, Konkordatu i Konstytucji RP są potężne.
Krytyczna ocena ideologii katolickiej, jaką ma przekazywać nauka religii w szkole publicznej, to jedno, a ocena sytuacji z perspektywy prawa regulującego edukację, to drugie.
Rolą mediów jest wskazywanie na problemy, niejasności i budzące wątpliwości uzasadnienia poczynań władz, nawet wtedy, gdy generalny kierunek ograniczania roli Kościoła i religii w życiu publicznym jest uzasadniony.
„Spory z Kościołem potrafiły skuteczniej załatwiać władze PRL. Trzeba trochę negocjować, coś obiecać, trochę ustąpić i sprawę załatwić. Siłowanie się na rękę w wykonaniu MEN nie jest zbyt dobrą strategią” – mówiła OKO.press prof. Ewa Łętowska.
* W poprzedniej analizie go nie uwzględniałem, ale także MEN nie od razu powoływał się na wyrok TK z 1993 roku
**Zastąpiło ono wydaną dwa lata wcześniej „instrukcję przywrócenia religii do szkół”
Edukacja
Kościół
Barbara Nowacka
Episkopat Polski
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Trybunał Konstytucyjny
katecheci
katecheza
księża
lekcje religii
prace domowe
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze