Dzieciństwo i młodość przypadły mi na czas demokracji ludowej. W początkach pracy zawodowej mówiło się już częściej o demokracji socjalistycznej. Wtedy od literatury, teatru, w ogóle sztuki, wymagano, aby była uniwersalna w treści i narodowa w formie. Okropny był z tym kłopot, bo trudno było się zorientować w tym co uniwersalne i co lokalne, co typowe, a co specyficzne.
Dotyczyło to także pojęcia demokracji, w której wśród doboru przymiotników podkreślano dobitnie internacjonalny (w ramach tzw. obozu państw socjalistycznych) charakter.
To, co lokalne, snuło się gdzieś między prawicowo-nacjonalistycznym odchyleniem a socjalistyczną ortodoksją konkretnego historycznego etapu. W miarę jak człowiek robił się bardziej dojrzały/ wnikliwy/krytyczny (zbędne skreślić), wyraźniej dostrzegał rytualno-kamuflujący charakter owych etykiet, niewiele pomagających zrozumieniu zjawiska.
Na demokrację liberalną patrzyliśmy przymykając oczy (zbyt mocno niestety)
Po transformacji 1989 roku droga wiodła nas od „demokracji socjalistycznej” ku „demokracji liberalnej”. Tak właśnie definiowana demokracja była mainstreamowo uznawana za niekwestionowany wzorzec. Ukształtowały go bardziej lektury i wyobrażenia o funkcjonowaniu demokracji na Zachodzie, w państwach ustabilizowanych i zasobnych, niż śledzenie ich dnia codziennego.
Podstawę obserwacji tworzyła przecież w miarę spokojna, miniona epoka lat 70. XX w. Niechęć do systemu „demokracji socjalistycznej” nakazywała idealizować wyimaginowany wzorzec demokracji liberalnej i przymykać oczy (zbyt mocno, jak się okazało) na różnice w aspiracjach (ekonomicznych, politycznych, kulturowych) w łonie własnego społeczeństwa.
Peryferie jak Polska – chciały zmienić kurs i płynąć razem z Zachodem – takim, jakim go znały z jego okresu powojennej prosperity.
Zakładało to rezygnacje z tego, co określano mianem „demokracji socjalistycznej” i przebudowę ustroju i prawa w celu osiągnięcia poziomu umożliwiającego akcesję.
Akcesja to nie przystąpienie „do czegoś”; to zobowiązanie do pracy na rzecz wspólnego funkcjonowania w tym „czymś”. Bez tego zastrzeżenia akcesja byłaby równoznaczna z kolonizacją lub/i imitacją.
Aby tego zarzutu uniknąć, integracja musi także, niezależnie od zdolności współpracy europejskiej, mieć za sobą demokratyczną legitymację wewnątrz kraju przystępującego, aprobatę społeczeństwa, jego consens. I tu leży sedno problemu.
Zbudowaliśmy demokrację bez pancerza państwa prawa
Nie sztuką było mieć legitymację w momencie akcesji. Problem było, jak ją utrzymać. Zresztą i sam wzorzec – by tak rzec – nie stał w miejscu, ewoluując pod wpływem własnych kryzysów ekonomicznych i politycznych, na przełomie XX i XXI w. nękających z różnym nasileniem świat zachodni.
Kluczowego elementu transformacji – państwa prawa – nie udało się uczynić czytelnym projektem społecznym.
A bez całego pakietu instytucji, procedur i rozwiązań prawnych (i to funkcjonujących, a nie na papierze!), składających się na standard demokratycznego państwa prawa – demokracja nie ma pancerza wobec nieuchronnie jej grożącej tyranii przy ewolucji w demokrację większościową. A więc tą, gdzie o demokracji ma świadczyć zwycięstwo wyborcze, jako jej warunek konieczny i wystarczający.
A u nas nie udało się przekonać, że nie wystarczy pozmieniać ileś tam ustaw, że konieczna jest praca nad kulturą prawną, nauczaną na przykładach, rzeźbioną w umysłach i sercach. Zwłaszcza w kraju historycznie nawiedzonym przez mesjanizm i komunizm; oba te koncepty zatruły zdolność przewidywania, samodzielność i umiejętność dostrzegania związków przyczynowo-skutkowych.
Tymczasem Polska to jeden z krajów, które nigdy nie zrozumiały roli instytucji i prawa jako spoiwa społecznego i zarazem fundamentu demokratycznej podmiotowości jednostki.
Co zatem mamy teraz? Demokrację wadliwą i niepełną
Jakim przymiotnikiem należałoby więc opatrzeć polską demokrację w czerwcu 2020 roku? Nie jest to demokracja liberalna: ani z opisu rzeczywistości, ani z deklaracji. Nie jest to demokracja deliberatywną [której istotą jest deliberacja, czyli komunikacja społeczna oparta na rzeczowej argumentacji nastawiona na dążenie do prawdy i porozumienia – red.].
Te deliberacje parlamentarne jakie mamy w Polsce służą różnym celom, w tym rozrywkowym, maskującym, czy odreagowaniu frustracji – ale nie uzyskiwaniu konsensu jako fundamentu decyzji politycznych.
Zresztą centrum decyzji politycznej nie znajduje się w parlamencie. Inne zaś postacie deliberacji i partycypacji nie są zbyt popularne.
Typizacji demokracji i rankingów w jej ramach dla różnych państw świata dokonuje znany Indeks demokracji – analiza prowadzona od 2006 roku przez zespół badawczy przy tygodniku The Economist. Obejmuje ona pięć kategorii (proces wyborczy i pluralizm, funkcjonowanie administracji publicznej, partycypacja polityczna, kultura polityczna, wolności obywatelskie), ujętych w 60 pytań.
Wszystkie zaś kraje pogrupowano w czterech grupach:
- „pełne demokracje”,
- „demokracje wadliwe”,
- „demokracje hybrydowe”,
- „systemy autorytarne”.
Definicje i kryteria decydujące od przynależności do poszczególnych grup, a co za tym idzie czwórpodział typów demokracji, mogą, rzecz jasna być przedmiotem dyskusji. Nie podobna jednak odmówić Indeksowi Demokracji przejrzystości metod i standaryzacji powtarzalnych co roku badań (zobacz obszerny kwestionariusz 60 pytań i wyjaśnienia kryteriów dołączany do raportu).
Płynęły stąd niepocieszające dla nas wnioski: pogarsza się polska pozycja. W rankingu 2019 roku znaleźliśmy się na 57. miejscu w grupie „niepełnych demokracji” (państwa sklasyfikowane na miejscach od 23 do 75), za Węgrami i Ghaną, które zajęły ex aequo miejsca 55 i 56, daleko za Estonią (miejsce 27), Czechami (32), Słowenią i Litwą (po 32), Łotwą (38), Słowacją (42) i Bułgarią (47).
Od 2006 roku nasz indeks wynosi 6.62 punktów, podczas gdy lider pełnej demokracji, Norwegia ma ich 9.87, Korea Południowa, otwierająca grupę niepełnych demokracji (miejsca 23-48) – 8 pkt, a pierwsza wśród reżimów hybrydowych, Północna Macedonia (zajmuje miejsce 77) ma ich 5.97.
Począwszy od 2006 roku, gdy badania przeprowadzono po raz pierwszy, spadaliśmy systematycznie w ramach naszej grupy, z poziomu 7.30 punktów. Pesymizm pogłębia fakt, że rok bieżący już przyniósł wydarzenia, które nieuchronnie przyniosą dalszy regres. Chodzi o kwestie wyborcze – stoją one wysoko w rankingu (są „punktodajne”) i w tej akurat kategorii wypadaliśmy gorzej niż źle.
Archiwum Osiatyńskiego nie tak dawno prezentowało z kolei wyniki raportu Freedom House za 2019 o poziomie demokracji w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Potwierdzają one wnioski z ranking Indeksu Demokracji.
A po takich „wyborach” spadniemy jeszcze niżej
Tymczasem to, co się u nas stało w okresie marzec-czerwiec 2020: wielokrotne pospieszne i nieprzemyślane zmiany prawa wyborczego i zasad wyborów, z naruszeniem ich równości, zwieńczone skandalem „odwołania” głosowania na kilka dni przed jego terminem, mocą czysto politycznej decyzji liderów dwóch partii, nie przybranej w jakąkolwiek postać legalizacji prawnej, musi wpłynąć na obniżenie naszego indeksu demokracji w 2020 roku.
Przynależność do „demokracji wadliwych” jest kwalifikacją grupową, kategorialną; niewiele jeszcze nam mówi o narodowej specyfice wadliwości w ramach tej grupy. Jest ona znamienna kulturą bierności i niskim poziomem partycypacji politycznej, brakiem zaufania (charakterystycznym u nas), mocnymi utrwalanymi podziałami, małą empatią, deficytem solidaryzmu społecznego.
Wielkoduszna łaskawość władzy, czyli spadek po PRL i sarmacki kostium
Wolność – prawo – roszczenie to koncepcje właściwe społeczeństwu złożonemu z obywateli mających „swoje” prawa i wewnątrz sterownych. Oktrojowany przywilej i wielkoduszna łaskawość władzy – to koncepcja społeczeństwa biernego, z zewnątrz sterownego.
Demoralizację paternalistyczną odziedziczyliśmy po realnym socjalizmie. Ale czynnikiem historycznym, sprzyjającym bierności społeczeństwa, jest też trwałość zakorzenionego mitu-fantomu mesjanistycznej idei.
Eksponując kult cierpienia i sakralizację ofiary, służyła w momencie swego powstania moralnemu wywyższeniu narodu jako realizatora szczególnej misji zbawczej. Ten stereotyp to niebezpieczny składnik świadomości narodowej.
Wedle niego, sama Opatrzność miała czynić z Polaków wybrane narzędzie do walki ze złem historycznym. To polepszało samopoczucie, gdy w XIX w. Polska była pozbawiona niepodległości. Zarazem jednak demobilizowało i rozbrajało.
Nie bowiem własne, przyziemne wysiłki i praca nad sobą, lecz zewnętrzna, nadprzyrodzona Opatrzność miały być czynnikiem sprawczym, decydującym o pozycji wśród innych państw. Co gorzej, zaowocowało nieuzasadnionym poczuciem moralnej wyższości, towarzyszącym podziałom w naszym życiu społecznym. „W chwilach wzmożenia polskie życie polityczne wchodzi w sarmacki kostium” – trafnie zauważa Andrzej Leder.
Może wiec, poszukując określenia naszej ułomnej demokracji, zwrócić się ku narodowej tradycji i zacząć mówić o demokracji folwarcznej, mając na uwadze sposób traktowania (się) jej aktorów?
_Oto demokracja praktyczna: Każdy wyborca dysponuje jednym „BARDZO WAŻNYM” głosem, niezależnie od tego, czy wyborca rozumie co dostał, czy wie za czym głosuje, jaką grupę lub klasę społeczną reprezentuje, jaki ma poziom wykształcenia, wiedzy, kultury, zamożności. Tak statystycznie „zmiksowany” obywatel wrzuca kartki wyborcze do urn (lub skrzynki pocztowej) i w tym momencie „ODDAJE” swój głos, czyli „TRACI” swój głos na rzecz jakiejś elity. Przez kilka następnych lat wyborca nie ma już nic do powiedzenia. W praktyce dla rządzących „hulaj dusza, piekła nie ma”.
_ Wprawdzie elity są niezbędne i naturalne, bo ludzie nie są jednakowi, i ktoś musi przewodzić w społeczeństwie (kiedyś w stadzie), ale w XXI wieku nie mogą to być troglodyci znający tylko przemoc ani uzurpatorzy bez moralności i kompetencji.
_ Po stuleciach udręki, biedy, zbrodni i ciemiężenia otrzymujemy teraz ideę Demokracji jako nową Religię oraz Konstytucję jako nową Biblię. Tyle, że W PRAKTYCE otrzymujemy RZĄDY SILNIEJSZYCH i MAJĘTNIEJSZYCH a nie „ludu” czy świadomego społeczeństwa. Pozostaje w naszych głowach podział klasowy społeczeństwa według klucza materialnych dochodów i majątku, czyli PIENIĄDZA.
_ Dla nowych MAGNATÓW POLITYCZNYCH najbardziej pożądane jest społeczeństwo zadawalające się życiem według modelu „papu, kaku, lulu” (w tłumaczeniu: żreć, sr.., spać). Konsekwentnie powstaje SYSTEM z nielicznymi beneficjentami i ze znacznie większą rzeszą ROBOCZYCH MRÓWEK produkujących dobra materialne i wiedzę, warte zawłaszczenia.
_ Należy przyznać, że tzw. demokracja liberalna przyniosła ogólny, statystyczny wzrost zamożności społeczeństw oraz zmniejszyła szanse na wielkie wojny. Ale jakimś dziwnym sposobem ROZWARSTWIENIE EKONOMICZNE społeczeństw ciągle postępuje! I wiele wskazuje na to, że jesteśmy w przededniu zmian społecznych, gospodarczych, politycznych i technologicznych, a zwłaszcza możliwych kryzysów, które mogą wszystko wywrócić do góry nogami.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Indeks Demokracji, który stanowi oś rozważań pani Łętowskiej nie jest niestety tak przejrzysty jak chciałaby widzieć go autorka artykułu.
.
Mimo, że jego największą wadę maskuje kategoryczny, choć niezgodnym z prawdą, stwierdzeniem, że "nie podobna jednak odmówić Indeksowi Demokracji przejrzystości metod i standaryzacji powtarzalnych co roku badań (zobacz obszerny kwestionariusz 60 pytań i wyjaśnienia kryteriów dołączany do raportu)".
.
Uprzejmie proszę o oświecenie czytelników – KTO odpowiada na te mądre pytania.
.
Zdaje się, że to tajemnica dramatycznych spadków polskiej pozycji w rankingu. Rankingu, którego "wybitna" metodologia plasuje przed naszą ojczyzną takie potęgi demokracji jak Filipiny.
.
Pozdrawiam
Rozumiem, że pytania tej właściwej metodologii powinny być tak dobrane, by „nasza demokracja była lepsza niż wasza”.
Zawsze możesz krytycznie odnieść się do każdego z tych 60 pytań jak i wyjaśnień kryteriów dołączonych do raportu.
Uprzejmie proszę o oświecenie czytelników – CZEMU te pytania są „niewłaściwe”.
Zadałem proste pytanie o to, KTO odpowiada na te pytania. Skoro metodologia jest "przejrzysta" to nie powinno być problemu z odpowiedzią.
.
Pozdrawiam
Pewnie jest sugestia, że jakieś "wrogie narodowi siły lewicowo-liberalne"? Tylko, że ta nasza pozycja spada ponoć stale od 2006. PiS przez cały ten czas jednak nie rządził, więc powinno w międzyczasie choć trochę wzrastać…
Czyli nie umie Pan odpowiedziec na zadane pytanie. Prosze zwrocic uwage na fakt, ze to kluczowa w przygotowaniu rankingu kwestia, ktora jest całkowicie niejasna i niestety dyskwalifikuje jakakolwiek wartosc indeksu, jak i wszelkiego opartego na nim wnioskowania.
.
Jezeli autorka z tytulem profesora nie widzi w tym problemu, a nawet wypisuje oderwane od rzeczywistosci androny o rzekomej przejrzystosci zastosowanych metod to albo ma zle intencje i wprowadza czytelnikow swiadomie w blad, albo niedomaga intelektualnie i wystawia wymowna cenzurke swojemu srodowisku.
.
Trzeciej opcji niestety nie widze.
.
Pozdrawiam
Nie odpowiadam wprost bo nie wnikam w studiowanie tego (czy innego) rankingu, aż tak mnie to nie pasjonuje. Tylko z tego co widzę dla niektórych metodologia nigdy nie będzie dostatecznie 'przejrzysta' i akceptowalna dopóki rządzony przez ich idoli kraj będzie w owych rankingach spadać.
Na pytania odpowiadają autorzy indeksu, a kto ma odpowiadać?? "Most answers are experts' assessments. Some answers are provided by public-opinion surveys from the respective countries." Trzy minuty googlowania. Nie ma za co.
Panie Jerzy, proszę nie żartować, przecież takie wyjaśnienie jest jeszcze bardziej enigmatyczne i w żadnym wypadku nie zbliża się choćby o krok do "przejrzystej metodologii".
Demokracja liberalna, to demokracja z przyjętymi bezpiecznikami które miały i mają zapobiegać szerzeniu się tworów nacjonalistycznych które doprowadziły do tragedii wojen i rewolucji XX wieku. Czyli ograniczonych rządów większości, trójpodział władzy, checks and balances, niezależne sądownictwo, normy rangi konstytucyjnej, rządy prawa. Jak wyraźnie widać w dzisiejszym świecie postępuje powolna degeneracja tych zabezpieczeń. Mamy coraz więcej liderów politycznych o populistycznych, ekstremistycznych czy wręcz faszystowskich poglądach. Liderów, którzy otwarcie głoszą chęć zastąpienie demokracji liberalnej demokracją nazywaną różnie ludową, plebiscytową, a najczęściej nieliberalną. Żądają pełnej swobody dla rządów większości, za której emanację sami się uważają. Odrzucającą wszelki prawno-konstytucyjny porządek z racji tej, iż według nich krępuje on i uniemożliwia przyjęcie określonych oraz pożądanych społecznie regulacji i jest hamulcem postępu. Popularność tych liderów rośnie, wręcz gwałtownie. Nie tylko w demokracjach o krótkim stażu, jak Polska czy Węgry, ale w USA, we Włoszech, we Francji, a nawet w Wielkiej Brytanii. Coraz więcej Obywateli woli oddać swój los w ręce dyktatora arbitralnie rządzącego, ale ukochanego przez nich trybuna ludowego składającego obfite obietnice. Nieważne, że nierealne lub bardzo trudne i obarczone wysokimi kosztami w przyszłości. Czynią to w imię uwolnienia się od suchych i sztywnych przepisów prawa będącego istotą demokratycznego państwa prawa. Taki wyborca pogardza ekspertem, odrzuca kandydatów merytorycznych i umiarkowanych, wybiera politycznych showmenów. W tej atmosferze podupada jakość debaty publicznej. Posiadanie skrajnych poglądów przestaje być powodem do wstydu. Walka o głosy zamienia się w wyścigi na rozdawnictwo pieniędzy i innych benefitów. I tego obecnie doświadczamy w naszym kraju.
Proponuję ankietę:
Pytanie : co jest najważniejsze dla Narodu Polskiego?
(uwaga: nie dla państwa, nie dla Polaków, nie dla społeczeństwa tylko pisanego z DUŻEJ litery N.P, żeby było podniośle, uroczyście i czarownie. A wartości do wyboru niby od Sasa do Lasa, nie porównywalne, ale przecież to dla większości tylko słowa-fetysze budzące różne emocje i skrywające prawdziwą treść która sprowadza się do bardzo, mniej, wcale dobre/nie dobre. Jasne, że punkt pierwszy musi być na pierwszym miejscu. No i prostota zadania : trzeba wskazać tę jedną jedyną najważniejszą, czyli zero wysiłku, jakiegoś dzielenia włosa na czworo bo każdy prostak WIE i POTRAFI całą złożoność świata opisać jednym zdaniem)
1)Wiara Katolicka
2)wolność słowa
3)prawa człowieka
4)konstytucja
5)trójpodział władz
6)państwo prawa
7)przyjazne stosunki z sąsiadami
8)neutralność światopoglądowa państwa
9)wolność gospodarcza
10)demokracja
Przytłaczająca większość pytanych wskaże nr 1. Cała nasza kultura (rozumiana jako suma obyczajów, instytucji, wyobrażeń o świecie i indywidualnych moralności) jest nastawiona na jeden cel : na obronę interesów KKK czyli korporacji katolickich kapłanów. Żadna siła która zagrozi interesom kapłanów nie utrzyma się u władzy. O tym jest Faraon Prusa dla niepoznaki ubrany w staroegipski kostium. Przed kaczyńskie rządy były wobec kapłanów zbyt mało czołobitne, dawały za mało szmalu, ignorowały wszelkie uroszczenia korporacji. O tym mówi Rydzyk otwartym tekstem. Nawet popierana przez niego dobra zmiana jest nie dość hojna. Rządy Kaczyńskiego to demonstracja siły kapłanów. I jasny przekaz dla polityków: to my, kapłani, legitymizujemy waszą władzę a nasz gniew i ekskomunika z największego władcy czynią banitę. Racjonalne państwo prawa na wzór zachodni jest i u nas możliwe, ale korporacja kapłanów musiałaby to zaakceptować, musiałaby zobaczyć w tym swój interes. EDUKOWANIE MAS TO STRATA CZASU. Trzeba edukować facetów w sutannach.
Też szkoda uczyć starych dziadków. Starożytni mawiali: nie ucz dziadka, może nie doczeka latka. Jedyną rozsądną nauką byłoby odcięcie dopływu kasy z naszych podatków.
Zmiana mentalności każdego z osobna i wszystkich razem jest możliwa. Jednak nie jest to problem do załatwienia szybko w jednym pokoleniu, z uwagi na to, że system wartości ustalał się kilka setek lat, to naprawa/zmiana też będzie trwać aż do "chamskiej hołoty" dotrze, że musi zmienić swoją mentalność.
Sama zmiana nazwy, szczególnie przymiotnika, a zatem tylko części, nie rozwiązuje czegokolwiek, bo to tylko etykietka. Jeśli za tą zmianą nazwy, nie idą prawidłowe zmiany prawa (bo okazjonalne zmiany nie są zmianami) i czyny je wprowadzające, to całość sobie można roztrzaskać o sławny kant i nigdy nie będzie tu dobrze. Brak prawdziwych strażników prawa – a strażnikiem prawa jest też wyborca "elyty", bo wszyscy cichcem szukają dróżki po wykrotach dla swoich osobistych zysków, musi powodować chaos w funkcjonowaniu państwa. I tak stało się po 1980 roku. Ostatecznie już w marcu 1981 było po zmianach i żartowaliśmy "od nowa po staremu". Obecne "Elyty" liczą tylko kiedy dołączą do czołówki w rankingu najbogatszych na świecie, a mają co robić, bo każdą złotówkę muszą podzielić przez ok. 4 dolki. Zachodzi zatem pytanie: czy dla takiego społeczeństwa/narodu warto cokolwiek zmieniać? Przecież zawsze głosowaliśmy przeciwko temu, zamiast za tym. Ciągle ich człowiek był lepszy niż nasz! I po tylu latach wsiowego prania mózgów nadal wszystko "od nowa po staremu".
Jakkolwiek nie potrafię pogodzić się z manierą nazywania polskiej demokracji kontuszową lub sukmanową uważam za słuszna nazwę jej \"folwarczną\". Czyli prymitywną, antynaukowa, chamską i kołtunską. Ta nazwa jest odzwierciedleniem zdystansowania Polski od cywilizacji europejskiej. Tylko przez nieliczne, krótkie okresy historyczne próbowaliśmy ten dystans skracać. W latach Konstytucji 3 Maja, po IWS w hasłach pracy od podstaw, czy też przez kilka lat po wyjściu z obozu KDL. Te wątłe podrygi zawsze były likwidowane przez sarmaco – katolicką ciemnotę, egoizm i szlabierstwo. Destrukcyjna rola polskiego kleru jest historycznie udokumentowana. Od współdziałania z Rosją w obaleniu Konstytucji Majowej, poprzez antysemicka współpracę z hitlerowcami, współpracę z SB i obecnie stymulowanie wszystkich anty-naukowych, barbarzyńskich i zacofanych działań PiS. To Krk, ta ostoja wiary i moralności stała się ideologiem folwarcznej Polski w podziale społeczeństwa na beneficjentów pisowskiej władzy i na pracujących na nich nędzarzy. Analizując wypowiedzi kandydatów na prezydenta
obawiam się, że ten podział będzie nadal podtrzymywany z udziałem Krk bez względu na wynik wyborów.