0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Domena publiczna.Domena publiczna.

Amerykański dziennikarz Patrick Adams ujawnił 14 września 2023 w „The New York Times”, że troje polskich badaczy opracowało metodę sprawdzania, czy kobieta zażyła tabletki aborcyjne. O sprawie cztery dni później doniosły też “Wysokie Obcasy”.

Paweł Szpot, Olga Wachełko i Marcin Zawadzki z Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu jesienią 2022 roku w czasopiśmie „Molecules” opublikowali pracę. Twierdzą w niej, że na podstawie dwóch płodów i jednej próbki krwi kobiety mogą opracować metodę wykrywania pozostałości tabletek aborcyjnych.

Nauka, która pozwoli ścigać kobiety

Dlaczego polscy badacze postanowili opracować metodę wykrywania pozostałości tabletek wczesnoporonnych, trudno orzec, ale można się domyślać. Szpot i Zawadzki są związani z Wydziałem Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu, a Wachełko z Instytutem Ekspertyz Toksykologicznych w Borowej.

Metoda mogłaby znaleźć zastosowanie w kryminalistyce w przypadkach, gdy ktoś poda kobiecie bez jej wiedzy farmakologiczne środki poronne i trzeba tego dowieść. Są to jednak przypadki niezwykle rzadkie.

(Z perspektywy medycznej takie badanie nie ma znaczenia. Poronienia, naturalne czy farmakologiczne, nie są niczym rzadkim, a postępowanie jest w nich objawowe)

Amerykanie opisali pracę naukową Polaków, bowiem w Stanach Zjednoczonych prawo jest inne niż w Polsce. W niektórych stanach USA karze podlegają kobiety, które same dokonają aborcji. Zdobycie dowodów, że kobieta zażyła hormonalne środki poronne, pozwoliłoby skazywać kobiety, które przyjęły pigułki przerywające ciąże.

Stąd i oddźwięk w “The New York Times”.

Przeczytaj także:

Nauka w służbie walki z kobietami

W Polsce praca ta ma mniejsze znaczenie. Według polskiego prawa kobieta, która sama przerwie ciążę nie podlega karze.

Mimo to pracą polskich naukowców zainteresowała się prokuratura. Jak podaje „The New York Times” za rzeczniczką Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, w kilku miejscach w Polsce, w pojedynczych sprawach, od 2022 roku wykorzystano już metodę opracowaną przez zespół dr. Szpota.

Można domyślać się dlaczego. Od początku 22. tygodnia ciąży nie mówi się już o poronieniu — jest to przedwczesny poród. Kobiecie, która zażyła środki poronne po 21. tygodniu ciąży, można postawić zarzut zabójstwa noworodka. I stąd zainteresowanie polskiej prokuratury metodą wykrywania środków poronnych (oraz niesławnego przeszukania szamba).

Takich spraw jest w Polsce prowadzonych bardzo mało. Ale działania prokuratury mogą wywołać „efekt mrożący”. Kobiety mogą bać się przerwać farmakologicznie niechcianą ciążę (mimo że nie jest to karalne). „W praktyce ono [badanie] dużo nie zmienia. Zdecydowana większość kobiet po aborcji nie wymaga kontroli lekarskiej. My jesteśmy mądrzejsze, od wielu lat bronimy się przed prokuraturą i lekarzami, ale sam fakt, że takie badanie powstało i zostało sfinansowane ze środków publicznych, zasługuje na uwagę. Przy złej woli politycznej mało potrzeba, żeby metodę z Wrocławia wykorzystać do interpretacji prawa w sposób jeszcze bardziej naruszający wolność kobiet albo pogłębić stygmatyzację”, mówiła Wysokim Obcasom Kinga Jelińska z Aborcyjnego Dream Teamu.

Nauka, ale czy etyczna?

Wrocławscy naukowcy przebadali dwa martwe płody i próbkę krwi pobranej od kobiety po zakończeniu ciąży. W drugim badaniu zbadali krew, wydalony płód i łożysko 22-latki. Obie publikacje opatrzono informacją, że badania przeprowadzono zgodnie z zapisami Deklaracji Helsińskiej z 1964 roku i z bioetyką.

”Wysokim Obcasom” udało się ustalić, że materiał biologiczny uzyskali od prokuratury celem wykonania autopsji. Innymi słowy, materiał niezbędny do badań otrzymali bezpośrednio od instytucji, która mogła być (i, jak się okazuje, była) bezpośrednio zainteresowana wynikami badań.

Nie ma to zbyt wiele wspólnego z bezstronnością, na której opiera się solidna praca badawcza w nauce. Ale wątpliwości etycznych jest więcej.

W badaniach naukowych istnieje pojęcie „świadomej zgody”. Każdy, kto poddawany jest naukowemu badaniu (lub czyj materiał biologiczny będzie badany), powinien wiedzieć, w jakim celu badanie jest wykonywane i wyrazić na to zgodę.

Nie wiadomo, czy pacjentki, od których pobrano krew, wiedziały, że ich przypadki zostaną opisane, a zdobyta w ten sposób wiedza zostanie wykorzystana do opracowania narzędzia, które w konserwatywnych krajach może zaszkodzić kobietom. Być może – gdyby o tym wiedziały – nie wyraziłyby zgody.

Badania dobre i badania złe

Praca Polaków opublikowana w czasopiśmie „Molecules” została oparta – co dość istotne – na skąpych dowodach.

W pracy opisano dwa badania. Pierwszemu poddano dwa martwe płody oraz jedną próbkę krwi pobraną od kobiety po zakończeniu ciąży. W drugim – krew, wydalony płód i łożysko 22-latki. To po trzy próbki na jedno badanie, w sumie sześć próbek.

Są to zatem badania słabe, oparte na niezwykle skąpej próbie badawczej. Można zaryzykować, że nie przeszłyby sita naukowej recenzji w bardziej renomowanych czasopismach naukowych.

Badania z (błędną) tezą

W artykule jest też wiele nieścisłości. Choćby stwierdzenie, że farmakologiczne środki poronne są niebezpieczne. Nie ma na to naukowych dowodów. Farmakologiczne przerwanie ciąży jest uważane za bezpieczne. Większość kobiet po przerwaniu ciąży w ten sposób nie wymaga opieki lekarskiej.

W kwietniu tego roku „New York Times” przejrzał 101 prac naukowych na ten temat obejmujących ponad 124 tysiące przypadków farmakologicznego przerwania ciąży z 26 krajów na przestrzeni 30 lat. Wynika z nich, że ryzyko komplikacji w wyniku aborcji chirurgicznej wynosi 1,6 przypadku na tysiąc, w przypadku farmakologicznej 3,1 na tysiąc.

Jeśli wydaje się to sporą liczbą, to poród obarczony jest znacznie większym ryzykiem komplikacji – 14 na tysiąc. Chirurgiczne przerwanie ciąży jest więc obarczone dziesięciokrotnie niższym ryzykiem niż poród, farmakologiczne – pięciokrotnie niższym.

Badanie polskich naukowców to badanie z błędną tezą. Przerwanie ciąży nie jest niebezpieczne. A mężczyźni niezwykle rzadko podają kobietom środki poronne bez ich wiedzy. Znacznie częściej starają się przerwaniu ciąży zapobiec.

A wszystko to za pieniądze podatników

Tak czy owak, mleko się już rozlało. Polska uczelnia za środki publiczne sfinansowała metodę, która może potencjalnie narażać kobiety w Polsce i za granicą na represje.

Posłanka Lewicy Katarzyna Kotula zapowiedziała w rozmowie z „Wysokimi Obcasami” kontrolę. "Po nitce do kłębka dojdziemy do tego, kto był inicjatorem tego pomysłu i kto przyczynił się do tego, że ten pomysł został zrealizowany i błyskawicznie wdrożony w życie”.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;

Udostępnij:

Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze