Neo-sędzia Beata Adamczyk-Łabuda, pomocnica rzeczników dyscyplinarnych Ziobry nie przeszła testu na niezależność. Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że nie gwarantuje obywatelom prawa do bezstronnego i niezawisłego procesu. Współpraca z poprzednią władzą pomogła jej w dwóch awansach
Neo-sędzia Beata Adamczyk-Łabuda z Sądu Okręgowego w Warszawie – na zdjęciu u góry – test na niezależność oblała 1 lutego 2024 roku. Tego dnia stołeczny sąd okręgowy wydał orzeczenie, w którym wyłączył ją z rozpoznania jednej ze spraw. Zrobił to, bo nie daje ona gwarancji bezstronnego i niezawisłego sądu. A zgodnie z Europejską Konwencją Praw Człowieka, Traktatem UE i Konstytucją, każdy obywatel ma prawo, by jego sprawę rozpoznał taki sąd. Chodzi o to, by wyrok wydany przez sędziego nie budził wątpliwości co do stronniczości.
Test na niezależność neo-sędzi przeprowadził sędzia Paweł Dobosz. Zrobił go według kryteriów określonych w wyroku ETPCz dotyczącym Islandii oraz opierając się na uchwale siedmiu legalnych sędziów Sądu Najwyższego z Izby Karnej z czerwca 2022 roku. W tej uchwale doprecyzowano kryteria oceny niezależności neo-sędziów.
Chodzi o to, by wykazać, czy organ dający nominację – czyli neo-KRS – jest niezależny i czy sam konkurs był transparentny, uczciwy i konkurencyjny. W ramach testu ma być też badane zachowanie sędziego przed nominacją i po nominacji. Czyli czy awanse dostał dzięki powiązaniu z władzą i jaki miał stosunek do łamania praworządności.
Neo-sędzia Beata Adamczyk-Łabuda testu na niezależność nie zdała, bo w ostatnich latach swoją karierę związała z resortem Ziobry i jego nominatami.
Przez kilka lat pracowała na delegacji w biurze głównego rzecznika dyscyplinarnego Piotra Schaba i jego dwóch zastępców Przemysława Radzika i Michała Lasoty. Pomagała im ścigać sędziów znanych z obrony niezależności. Adamczyk-Łabuda podpisywała też listy poparcia dla kandydatów do neo-KRS, od której dostała potem dwa awanse. Najpierw na neo-sędzię Sądu Okręgowego w Warszawie, a już po ostatnich wyborach do Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Testy na niezależność neo-sędziów – czyli wadliwych sędziów nominowanych przez nielegalną KRS – w oparciu o standard europejski robią sędziowie w całej Polsce, w tym legalni sędziowie Sądu Najwyższego.
Za niespełniających kryteriów niezależności uznano m.in. Piotra Schaba i Przemysława Radzika, neo-sędzię SN Małgorzatę Bednarek, odwołanego właśnie prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie neo-sędziego Zygmunta Drożdżejkę czy neo-sędziego Tomasza Kosakowskiego z Sądu Okręgowego w Olsztynie (to były adwokat, który w trakcie starań o nominację wpłacił 12,5 tysięcy złotych na PiS).
Test na niezawisłość i bezstronność neo-sędzi Beaty Adamczyk-Łabudy Sąd Okręgowy w Warszawie przeprowadził na kanwie sprawy karnej dotyczącej osoby oskarżonej o nieprawidłowości w jednej z publicznych instytucji. Oskarżenie jest wynikiem kontroli przeprowadzonej przez CBA. Sprawę tę przyznano neo-sędzi, ale obrońca oskarżonego złożył wniosek o jej wyłączenie.
Obrońca wskazywał też na polityczne tło sprawy, ale sędzia Paweł Dobosz orzekł, że tego tła w tej sprawie nie ma. Wyłączył jednak z rozpoznania spawy Beatę Adamczyk-Łabudę uznając, że nie spełnia ona kryteriów niezawisłego i bezstronnego sądu.
Sędzia doszedł do takiego wniosku po prześledzeniu jej kariery w ostatnich latach. W kwietniu 2019 roku została ona delegowana do pracy w biurze rzeczników dyscyplinarnych ministra Ziobry, którym kieruje główny rzecznik Piotr Schab (jest też prezesem Sądu Apelacyjnego w Warszawie). Pomagała mu i jego dwóm zastępcom przygotowywać dyscyplinarki przeciwko niezależnym sędziom. Jako sędzia – wówczas rejonowa – orzekała też przez pięć miesięcy na delegacji w sądzie apelacyjnym. Delegację dał jej minister Ziobro.
Sąd okręgowy w teście tak to ocenił: „Zestawienie tych okoliczności świadczy niewątpliwie o tym, że delegacja taka była wyłącznie możliwa dzięki wykonywanym przez sędzię czynnościom wspierającym Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych. Delegacja taka miała natomiast miejsce w czasie, gdy inni sędziowie rejonowi dyskrecjonalnie odwoływani byli z delegacji do Sądu Okręgowego w Warszawie [jako pierwszą odwołano sędzię Justynę Koskę-Janusz, u której przed laty Ziobro przegrał proces – red.], a działania takie stały się narzędziem retorsji wobec sędziów, których nieposzlakowane standardy niezawisłości nie odpowiadały oczekiwaniom Ministra Sprawiedliwości.
Szczególnym zatem rodzajem zasług musiała się sędzia wykazać, by delegowana została do sądu apelacyjnego, bez większego doświadczenia w orzekaniu w sprawach karnych z właściwości rzeczowej tego sądu. Takie doświadczenia zawodowe w rezultacie sędzia zawdzięczała wyłącznie wsparciu Ministra Sprawiedliwości, który o takich delegacjach decydował”.
Ta delegacja do sądu apelacyjnego miała potem znaczenie w nominowaniu ją przez neo-KRS na stałe do Sądu Okręgowego (awans dostała w październiku 2020 roku, czyli krótko po zakończeniu delegacji od ministra). Sędzia Paweł Dobosz, który wykonał jej test na niezależność, napisał w orzeczeniu: „Jako wręcz cyniczną należy uznać argumentację przedstawioną w przytaczanej uchwale [neo-KRS o nominowaniu Adamczyk-Łabudy – red.] wedle której przemawiać za kandydaturą sędzi miało jej doświadczenie właśnie w orzekaniu w sądzie apelacyjnym w sytuacji, gdy takie doświadczenie nie wynikało ze szczególnych kompetencji sędzi, ale z dyskrecjonalnej decyzji Ministra Sprawiedliwości.
Jak wynikało z oceny kwalifikacji kandydatki z zakresu spraw karnych, miała ona jedynie zadowalającą stabilność orzeczniczą, gdy kontrkandydat wedle tożsamej oceny mógł się wykazać stuprocentową stabilnością. Nadto, tenże kontrkandydat na posiedzeniu kolegium [sądu, oceniało kandydaturę – red.] uzyskał 61 punktów, gdy w głosowaniu kolegium Beata Adamczyk-Łabuda 24.
Jednak zdaniem KRS to właśnie Beata Adamczyk-Łabuda posiadając wyróżniające się doświadczenie zawodowe w sądzie apelacyjnym zasługiwała na wsparcie przez tenże organ, który w ten sposób zresztą ignorował głos środowiska sędziów”.
Dla oceny niezależności Beaty Adamczyk-Łabudy miała też znaczenie jej praca dla rzeczników dyscyplinarnych Ziobry. Sąd napisał w orzeczeniu: „Sędzia Beata Adamczyk-Łabuda zaangażowana była bezpośrednio przed powołaniem na urząd w wykonywanie czynności w Krajowej Radzie Sądownictwa [tam znajduje się biuro rzeczników dyscyplinarnych – red.], co stanowiło jednoznaczny wyraz dla akceptacji utraty przez Krajową Radę Sądownictwa przymiotu niezależności.
Współpraca z Rzecznikiem Dyscyplinarnym Sędziów Sądów Powszechnych stanowiło zaś przejaw poparcia dla działalności Rzecznika w ramach postępowań wyjaśniających i dyscyplinarnych prowadzonych wobec sędziów. Wykonywanie przez sędzię czynności w Biurze Krajowej Rady Sądownictwa postrzegane było przez KRS natomiast jako okoliczność pozytywna w weryfikacji jej kompetencji, a nie okoliczność, która może podważać bezstronność procesu nominacyjnego z uwagi na powiązania z osobą kandydatki.
Wniosek o powołanie sędzi KRS przedstawił Prezydentowi RP na urząd sędziego sądu okręgowego pomimo uzyskania przez sędzię najniższego poparcia na posiedzeniu Kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie, co tłumaczono doświadczeniem w orzekaniu w sądzie apelacyjnym, które jednak sędzia mogła zdobyć wyłącznie dzięki dyskrecjonalnej decyzji Ministra Sprawiedliwości”.
I dalej napisano w orzeczeniu: „Niewątpliwy układ zależności spowodował, że przedstawiciel władzy wykonawczej – Minister Sprawiedliwości stworzył sędzi warunki do zajęcia korzystniejszej pozycji w konkursie na sędziego sądu okręgowego. Sędzia natomiast czynnie wspierała działalność rzecznika dyscyplinarnego, który wypełniał oczekiwania Ministra Sprawiedliwości w prowadzonej przez niego polityce wobec niezależnych sędziów.
Układ ten trwał w dalszym ciągu już po zakończeniu procesu nominacyjnego, bo sędzia poza współpracą z Rzecznikiem Dyscyplinarnym Sędziów Sądów Powszechnych, piastowała funkcję rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Warszawie do spraw karnych, brała udział w jednorazowych delegacjach do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, a co pozwalało jej na uzyskiwanie z tego tytułu dodatkowych korzyści majątkowych wynikających z dodatków służbowych, przy jednoczesnym obniżonym poziomie wpływu spraw do referatu”.
I dlatego Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że Beata Adamczyk-Łabuda nie spełnia wymogów bezstronnego i niezawisłego sądu i wyłączył ją od rozpoznania sprawy karnej.
Nie bez znaczenia dla oceny postawy neo-sędzi Beaty Adamczyk-Łabudy są jej kolejne awanse, o których sąd w swoim orzeczeniu nie napisał.
Jeszcze w styczniu 2023 roku rysowała się przed nią świetlana kariera. Była wtedy na kolejnej delegacji w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. Dał jej ją resort Ziobry. Została też rzecznikiem prasowym tego sądu. Ale jej kariera nagle załamała się wiosną 2023 roku. Adamczyk-Łabuda stała się ofiarą kłótni Schaba z jego zastępcą Przemysławem Radzikiem.
Do dziś nie wiadomo, o co się pokłócili. Ale w efekcie Radzik został zesłany do Poznania, gdzie został wiceprezesem tamtejszego sądu apelacyjnego (niedawno odwołał go z tej funkcji minister Adam Bodnar). A Adamczyk-Łabuda została odwołana z delegacji i z funkcji rzecznika sądu apelacyjnego. Wróciła do sądu okręgowego.
W międzyczasie zgłosiła się jednak do konkursu na stałą nominację do sądu apelacyjnego. Schab próbował zablokować jej awans w neo-KRS, ale ostatecznie dostała tę nominację w styczniu 2024 roku.
W orzeczeniu o teście nie napisano też, że Adamczyk-Łabuda podpisywała listy poparcia dla kandydatów do neo-KRS, w tym dla byłego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka. Co też ma znaczenie, bo potem ta neo-KRS dała jej aż dwie nominacje. Listy poparcia podpisywał też jej mąż Jacek Łabuda, który do niedawna był wiceprezesem Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, z nominacji resortu Ziobry.
Jeśli prezydent wręczy powołanie Adamczyk-Łabudzie do sądu apelacyjnego, to dołączy ona do innych znanych neo-sędziów. Są nimi w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie prezes tego sądu Piotr Schab, Przemysław Radzik, Michał Lasota, członek nielegalnej KRS Dariusz Drajewicz, Agnieszka Brygidyr-Dorosz (to ona skazała aktywistkę aborcyjną Justynę Wydrzyńską), Izabela Szumniak (jest też komisarzem wyborczym i prezesem Sądu Dyscyplinarnego przy Sądzie Apelacyjnym w Warszawie) i jej mąż Paweł Iwaniuk oraz Joanna Przanowska-Tomaszek, która jest też prezeską Sądu Okręgowego w Warszawie.
W sądzie apelacyjnym na delegacji – jeszcze od ministra Ziobry – orzeka też neo-sędzia i członkini nielegalnej neo-KRS Dagmara Pawełczyk-Woicka. Orzeka tu, choć na co dzień jest związana z Sądem Okręgowym w Krakowie, gdzie skonfliktowała się z sędziami. Na delegacji są tu też dwie wiceprezeski sądu apelacyjnego: neo-sędzie Edyta Dzielińska (ona też wcześniej pracowała dla rzeczników dyscyplinarnych Ziobry) i Agnieszka Stachniak-Rogalska.
Nominację na stanowiska wiceprezesek dostały od resortu Ziobry, gdy kończyła się władza PiS. Spekuluje się, że starają się obecnie o stałą nominację od neo-KRS do sądu apelacyjnego. Obie wiceprezeski też podpisywały listy poparcia do neo-KRS.
Sądownictwo
Adam Bodnar
Zbigniew Ziobro
Krajowa Rada Sądownictwa
Ministerstwo Sprawiedliwości
Sąd Najwyższy
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej
Beata Adamczyk-Łabuda
neo sędziowie
Paweł Dobosz
Piotr Schab
praworządność
Przemysław Radzik
represje sędziów
Sąd Apelacyjny w Warszawie
Sąd Okręgowy w Warszawie
test na niezależność
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze