Kiedyś były turystycznymi atrakcjami. Dziś albo całkiem zniknęły, albo przeszły transformację, albo wstydliwie zapomina się o ich przeszłości
Gdzie w Polsce można natknąć się na ślady Lenina? Przede wszystkim w Krakowie i na Podhalu. W 1912 roku 42-letni Władimir Iljicz Uljanow – Włodzimierz Lenin – zjechał pod Wawel z żoną Nadieżdą Krupską i innymi współpracownikami z partii bolszewickiej. Na terenie Austro-Węgier mógł się czuć w miarę bezpiecznie, niezagrożony bezpośrednio przez carską policję. Zarazem do granicy z Rosją miał zaledwie kilkanaście kilometrów, mógł więc zachować kontakt ze swoimi towarzyszami.
W Krakowie mieszkał najpierw na ulicy Zwierzynieckiej 218 (obecnie ul. Królowej Jadwigi 41, Dom Zwierzyniecki – oddział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa), a następnie przeprowadził się do kamienicy przy Lubomirskiego 47. Miał stamtąd bliżej do dworca kolejowego, na którym odbierał pocztę i z którego regularnie wysyłał swoje artykuły pociągiem do Petersburga.
To przy ulicy Lubomirskiego w 1913 roku odwiedził go 35-letni Józef Wissarionowicz Dżugaszwili – Stalin – by wziąć udział w tzw. naradzie lutowej. Upamiętniły to później władze PRL, wmurowując w ścianę budynku okolicznościową płytę.
Lenin zostawił Kraków dla Podhala. Gdy Krupska podupadła na zdrowiu, wiosną 1913 roku przeprowadził się z nią do Białego Dunajca. Zamieszkali w pensjonacie Teresy Skupień. Przywódca bolszewików sporo chodził po Tatrach, znał Zakopane. Tak jak dzisiejsi turyści odwiedził Dolinę Pięciu Stawów i Morskie Oko, zdobywał Zawrat czy Rysy (po latach władze PRL utworzyły nawet specjalny Szlak Lenina). Z Białego Dunajca regularnie jeździł rowerem do Poronina, by korzystać z tamtejszej poczty.
To także w Poroninie w październiku 1913 roku Lenin dyskutował z ważnymi współtowarzyszami z partii bolszewickiej o prawie narodów zniewolonych przez carat do samostanowienia. Naradę przeprowadzono w karczmie Pawła Guta-Mostowego, zwanej Wańkówką. W Polsce Ludowej, w 1947 roku zamieniono ją w muzeum. Była to, obok krakowskiego Domu Zwierzynieckiego, druga filia Muzeum Lenina w Krakowie, umieszczonego w pałacu Mańkowskich przy ul. Topolowej 5.
Obok karczmy w Poroninie stanął pomnik wodza światowej rewolucji: dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego. Lenin wygląda na nim nie jak przywódca proletariatu, lecz wyluzowany dandys na wakacjach.
W 1970 roku Stefan Niesiołowski z grupą opozycjonistów z podziemnej organizacji Ruch próbował wysadzić rzeźbę i spalić muzeum, jednak Służba Bezpieczeństwa dowiedziała się o tych planach z donosu tajnego współpracownika i udaremniła akcję.
W 1985 roku na festiwalu w Jarocinie grupa Piersi zaprezentowała punkową wersję wiersza „W Poroninie” Janusza Minkiewicza, błędnie przypisywaną Tuwimowi, a opisującą podhalańskie szlaki Władimira Iljicza:
Tu na tej ziemi, dawno już temu/ Za moich młodych dziecinnych lat/ Chodził po świecie człowiek, któremu/ Nową epokę zawdzięcza świat./ Wiesz, o kim mówię?” „Wiem, o Leninie./ Czy tutaj mieszkał, czy tutaj żył?”/ „Tak, na tej ziemi, tu w Poroninie/ Przed żandarmami cara się krył”.
Parę lat później wódz rewolucji popadł na Podhalu i w całej Polsce w totalną niełaskę. Po roku 1989 muzeum zlikwidowano. A budynek zabytkowej karczmy „Wańkówki”, chociaż nie jest już związany z Leninem, omal nie spłonął za sprawą podpalacza w 2023 roku.
Poroniński pomnik po upadku komunizmu zdemontowano. Znalazł przytulisko w Galerii Sztuki Socrealizmu w dawnej wozowni pałacu Zamoyskich w Kozłówce, na Lubelszczyźnie. Kiedy w Poroninie jeden z mieszkańców wykonał drewnianą kopię monumentu, w 2015 roku ktoś piłą odciął głowę tej podobiznie.
Inaczej skończył pomnik kroczącego Lenina z Nowej Huty. Wzniesiono go w 1973 roku w Alei Róż w Nowej Hucie – przemysłowej części Krakowa ze słynną Hutą im. Lenina.
Umieszczona na kilkumetrowym cokole, sześcioipółmetrowa figura, przezywana była m.in. King Kongiem i Godzillą z Nowej Huty. Sześć lat później doszło do próby wysadzenia pomnika, jednakże ładunek wybuchowy uszkodził tylko lewą nogę wodza. Pomnik zdemontowano w 1989 roku, a w 1992 kupił go szwedzki milioner do swego parku rozrywki: westernowego miasteczka High Chapparal, 120 km na południowy wschód od Göteborga.
Najmroczniejszą historię ma pomnik Lenina w Jedwabnem – miejscu masowej zbrodni na Żydach popełnionej przez polskich mieszkańców, najprawdopodobniej za poduszczeniem Niemców. Ta podlaska wieś została zajęta w 1939 roku przez Armię Czerwoną. Na skwerze prowadzącym w stronę Wizny postawiono wtedy popiersie Lenina. Kiedy w 1941 roku weszły tam wojska niemieckie, rozpoczęła się masakra. Polacy zarzucali żydowskiej społeczności sprzyjanie komunistom, w tle mordów znalazło się więc nieszczęsne popiersie. „Grupę młodych Żydów zmuszono do zburzenia pomnika Lenina i obnoszenia jego szczątków wokół rynku w szyderczej procesji. Potem tych ludzi wyprowadzono za miasto do tej stodoły, wymordowano, a ciała wrzucono wraz ze szczątkami pomnika Lenina do wykopanego grobu”, stwierdza dr Krzysztof Persak w wywiadzie „Pogrom Żydów w Jedwabnem” na stronach Muzeum Historii Polski.
Podobne sceny zbrodni, z innym rozbitym pomnikiem Lenina w tle, rozegrały się także w Kolnie, 35 km od Jedwabnego.
Gdy Lenin był na Podhalu, tak mu się podobało, że zamierzał szkolić tam bolszewickie kadry. Jednak w 1914 roku władze austro-węgierskie aresztowały go w Nowym Targu pod zarzutem... szpiegostwa na rzecz Rosji.
Zwolniony, wyjechał do Szwajcarii, a parę lat później wrócił do carskiej Rosji z pomocą władz niemieckich i rozpętał tam rewolucję. Podczas wojny polsko-bolszewickiej jej pochód załamał się pod Warszawą. Jednak po II wojnie światowej komunizm zapanował Polsce Ludowej – za sprawą Stalina.
W Warszawie utworzono wtedy Muzeum Lenina. Mieściło się w pałacu Przebendowskich (Radziwiłłów) przy alei Świerczewskiego. Dziś to aleja „Solidarności”, a w gmachu znajduje się Muzeum Niepodległości.
Na podobnej zasadzie w Słubicach nazwę Plac Lenina zastąpiono Placem Sybiraków, a w miejsce jego popiersia umieszczono tam pomnik ku czci Polaków zesłanych w głąb ZSRR.
Podobny los spotykał pamiątki po Władimirze Iljiczu także w innych krajach, które przeszły transformację ustrojową. Dziś pomnik Lenina można wypatrzyć w zakamarkach zony czarnobylskiej – obok elektrowni atomowej, która nosiła właśnie jego imię.
Z kolei na terenach okupowanej Ukrainy władze rosyjskie zaczęły ponownie wznosić pomniki Lenina w miejscach, w których zostały obalone. Gdzie indziej na ukraińskiej ziemi pomników wodza rewolucji albo już nie ma, albo przeszły gruntowną transformację. Na przykład w Odessie postać Władimira Iljicza przerobiono na... Dartha Vadera.
Co innego w Rosji. ZSRR już nie ma, ale – pomimo sygnalizowanych kontrowersji – stoją wciąż pomniki w Sankt Petersburgu, Nowosybirsku, Jekaterynburgu, Rostowie nad Donem czy Ułan Ude (sama głowa, za to olbrzymia: większa o ponad metr od całej postaci Lenina z Nowej Huty!).
W Moskwie wciąż funkcjonuje Mauzoleum Lenina, niczym piramida skrywająca na wieczność mumię wodza rewolucji. Sarkofag przetrwał i ataki młotkiem, i zamachy bombowe, i upadek Związku Sowieckiego.
W krakowskim Parku Strzeleckim odsłonięto w latach pięćdziesiątych wspólny pomnik Lenina i Stalina, siedzących na ławeczce. Nie przetrwał długo: zdemontowano go już w 1957 roku. Tak zniknęła widoczna pamiątka po krótkiej wspólnej wizycie obu dyktatorów pod Wawelem, gdy byli jeszcze tylko aspirującymi rewolucjonistami w roku 1913.
Kiedy Polska odzyskała niepodległość, Stalin już w niej nie bywał. Lecz i bez swoich wizyt pozostawił nad Wisłą wiele bardzo trwałych i wciąż widocznych śladów: po 1945 roku.
Za najbardziej znany pomnik Stalina w Polsce – w sensie metaforycznym – uchodzi warszawski Pałac Kultury i Nauki. W lipcu minęło 70 lat od oddania tego monumentalnego gmachu do użytku. Ci, którzy go nie cierpią, przytaczają wiele argumentów za wymazaniem go z mapy:
Poza tym jest to Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina! Najlepiej więc byłoby ten dar Kremla rozebrać. Zwolennicy wskazują, że patronat ten zatwierdzono już po śmierci sowieckiego dyktatora w 1953 roku, jako ukłon ze strony władz PRL, a przetrwał w oficjalnych dokumentach tylko do 1956 roku.
Ponadto budynek stał się już międzynarodowym i apolitycznym symbolem stolicy, mieści mnóstwo instytucji ważnych dla Warszawy, zaś jego rozbiórka byłaby kosztowna i dezorganizująca życie miasta. Co więcej, przypomina w stylu przedwojenne wysokościowce amerykańskie, a budowę bardzo podobnego wysokościowca przewidywała koncepcja jeszcze z czasów II Rzeczypospolitej, z lat trzydziestych – tyle, że gmach stanąć miał przy późniejszym Rondzie Waszyngtona. Czy więc mówienie o PKiN jako „pomniku Stalina” ma sens?
Metafory metaforami, lecz przed Pałacem planowano wznieść już nie metaforyczny, lecz tradycyjny, gigantyczny wizerunek Stalina. Według jednych źródeł miał mieć piętnaście, według innych – trzydzieści metrów wysokości. Przeprowadzono konkurs na monument. Wygrał słynny rzeźbiarz Xawery Dunikowski. Ukończył model pomnika w roku 1954, lecz na tym sprawa się zamknęła.
Niedługo bowiem zmarły Józef Wissarionowicz został skrytykowany przez nowego przywódcę ZSRR Nikitę Chruszczowa w tajnym referacie „O kulcie jednostki i jego następstwach” (1956), a wówczas stracił na popularności. Model trafił ostatecznie do Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Warszawie.
Stolica Polski nie podzieliła zatem losu Pragi, nad którą granitowy Stalin patrzył ze wzgórza do roku 1962, gdy monument wysadzono i rozebrano. Pozostał cokół, na którym w 1991 roku, po upadku komunizmu, postawiono wielki metronom.
Jedyny pomnik Stalina w Polsce znajdował się w Ustrzykach Górnych, w Bieszczadach. Postawiły go władze sowieckie, gdy okolica znalazła się w granicach Ukraińskiej SRR. Ostatecznie ziemie te przekazano w 1951 roku Polsce w ramach korekty granic – w zamian za bogaty w węgiel teren koło Sokala.
Złośliwi mówili więc, że zamieniliśmy cenne złoża na pomnik dyktatora z Gruzji. Była to pokryta połyskującą farbą figura pokazująca Stalina uśmiechniętego, w mundurze i z fajeczką. Nie cieszyła się zbytnią popularnością. A to ktoś nakrył głowę postaci wiadrem, a to nałożył elegantowi kufajkę i doczepił karteczkę z życzeniami: „Masz kufajku, weź maszynu i spierdalaj skurwysynu!”.
Te ataki miały surowe konsekwencje, póki gwiazda Stalina nie przyblakła. Jak pisze w przewodniku „Sekrety Bieszczadów” Waldemar Bałda, upadek wodza nastąpił w październiku 1956 roku. Władze skierowały pracowników zakładu oczyszczania miasta, by obwiązały pomnik łańcuchami, przeczepiły je do koni i obaliły monument.
Okazało się to niełatwe: figura z żelbetu mocno trzymała się podłoża, trzeba było przeciąć pręty zbrojeniowe. Kiedy się udało, Stalina przewieziono nad rzekę Strwiąż i tam utopiono. Ponoć ocalały głowa, fajka i nos. Nie wiadomo jednak, gdzie są. Może kiedyś trafią na aukcję w Internecie, gdzie pełno podobizn Stalina czy „głów Lenina znad pianina”? A może podczas wycieczki nad Strwiąż ktoś wypatrzy resztki sowieckiego wodza?
Dłużej od pomnika w Ustrzykach Górnych przetrwał medalion ze Stalinem w lubuskiej Cybince. Aż do 2016 roku płaskorzeźba znajdowała się w wejściu na cmentarz z grobami kilkunastu tysięcy żołnierzy sowieckich. Przedstawiała Stalina z profilu, w mundurze, z orderami, otoczonego napisem po rosyjsku: „Nasza sprawa jest słuszna. Zwyciężyliśmy”.
Likwidację tego medalionu wywalczył Instytut Pamięci Narodowej, wcześniej wizerunek traktowano jako swoistą atrakcję turystyczną. Dziś atrakcją jest sama opowieść, że Stalin przetrwał tu prawie 63 lata po swojej śmierci. O wiele dłużej niż w nazwie PKiN, w nazwach ulic, kopalni czy warszawskiej Fabryki Samochodów Osobowych.
Warto zauważyć, że gdy PKiN zyskał patrona w osobie Stalina na mocy uchwały Rady Państwa i Rady Ministrów PRL z marca 1953 roku, zdecydowano również o przemianowaniu Katowic na Stalinogród, zaś województwa katowickiego na stalinogrodzkie. Według anegdoty początkowo władze brały pod uwagę Częstochowę, jednak ktoś z przytomniejszych partyjnych towarzyszy zapytał, do jakiego obrazu naród będzie się modlił – Matki Boskiej Stalinogrodzkiej?
W rzeczywistości Częstochowa wydawała się partyjnej wierchuszce zbyt mało znaczącym upamiętnieniem wodza ZSRR – potężne, przemysłowe Katowice to co innego.
„Dekret Rady Państwa wchodził w życie 9 marca, lecz już w niedzielę 8 marca o godzinie 19.00 przerażeni katowiczanie usłyszeli na dworcu kolejowym po raz pierwszy przez megafon: »Tu stacja Stalinogród, byłe Katowice«. Mieszkańcy starali się w miarę możliwości bojkotować nową nazwę, lecz przecież nie zawsze było to możliwe.
Z reakcji zdecydowanych znana jest sprawa kilku licealistek, które skazano za kolportowanie ulotek z hasłem »Precz ze Stalinogrodem«. Po dziesięcioleciach uczczono je przyznając honorowe obywatelstwo miasta” – pisał historyk Jan F. Lewandowski w artykule „Umarł Stalin, umarły Katowice” (Focus Historia nr 6/2011).
Jak przypominał, na falach radia Wolna Europa można było usłyszeć: „Byli kiedyś tacy, którzy Zabrze przezwali na Hindenburg. No i co? Mamy dziś z powrotem Zabrze. Te drugie gizdy [łobuzy – red.] także precz sobie pójdą i będziemy mieli po staremu nasze Katowice”. Ta przepowiednia sprawdziła się już po trzech latach: pod koniec 1956 roku zamiast Stalinogrodu wróciły Katowice.
Pomnika Stalina nie zobaczymy dzisiaj w honorowym miejscu w jego miejscu narodzin, gruzińskim Gori. Zdemontowano go w roku 2010. Wciąż funkcjonuje jednak Muzeum Stalina w tym mieście, pełne pamiątek i podobizn Józefa Wissarionowicza. A i w gruzińskich wioskach można ponoć wypatrzeć wizerunki słynnego Gruzina.
Zwłoki wodza, wystawione przez pewien czas w Mauzoleum Lenina na moskiewskim Placu Czerwonym, zostały ostatecznie pogrzebane pod murem Kremla. Jednak duch dyktatora, jak wskazują ostatnie wydarzenia polityczne, wciąż żyje. W Rosji stoi obecnie ponad sto pomników Stalina, z czego olbrzymią większość odsłonięto za rządów Władimira Putina. Ostatnio na terenie miejsca pamięci w Miednoje, gdzie znajduje się także polski cmentarz z ofiarami zbrodni katyńskiej. Popiersiu dyktatora, który odpowiada za tę zbrodnię, towarzyszą tam posągi Lenina, Dzierżyńskiego i Swierdłowa.
O dziwo, Stalina można wypatrzeć w... Holandii. Jest jednym z polityków umieszczonych w fontannie Plujących Przywódców w parku Presikhaaf w Arnhem. Obok Józefa Wissarionowicza hiszpański rzeźbiarz Sanchez Castillo umieścił Francisco Franco, Ludwika XIV oraz niezidentyfikowanego czwartego wodza. Plują na siebie wodą, ku uciesze – a może i refleksji – spacerowiczów.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Komentarze