0:000:00

0:00

Czy sens Dnia Zwycięstwa dla Rosjan zmieni się w tym roku przez wojnę, którą Rosja toczy w Ukrainie? Jaka jest narracja władzy na ten temat i czy dzisiejsza wojna jest kontynuacją poprzedniej?

Czy są rzeczy, o których Rosjanom nie wolno pamiętać w przypadku II wojny światowej? Dlaczego tak popularna w Rosji jest akcja “Nieśmiertelny Pułk”, kiedy ludzie idą przez miasto z portretami swoich zmarłych krewnych? Czy Dzień Zwycięstwa jest rosyjską religią?

Masza Makarowa porozmawiała o tym z rosyjską antropolożką Anną Kirziuk ze Szkoły Aktualnych Badań Humanistycznych (ШАГИ) przy Akademii Gospodarki Narodowej i Służby Państwowej (РАНХИГС), która od 2014 roku bada rosyjskie Dni Zwycięstwa w różnych regionach kraju. Anna Kirziuk jest współautorką książki o miejskich legendach i strachach w ZSRR pt. "Niebezpieczne radzieckie rzeczy".

Jedna i ta sama wojna czy dwie wojny

Masza Makarowa: Czy w tym roku w rosyjskiej narracji o Dniu Zwycięstwa miesza się historia i dzisiejsze czasy? II wojna światowa i wojna w Ukrainie?

Anna Kirziuk: Oczywiście w dyskursie oficjalnej ideologii występuje to mieszanie. Niektórzy urzędnicy wypowiadają się w sposób absolutnie szalony z historycznego punktu widzenia, mówiąc o tym, że Związek Radziecki wygrał wojnę z eurofaszyzmem. Albo, że tak jak nasi przodkowie kiedyś walczyli z całą Europą, tak i teraz też z nią walczymy.

Neologizm "eurofaszyzm" powstał dlatego, że obecnie w propagandzie bardzo ważny jest obraz zbiorowego, kolektywnego, jak to określają, Zachodu, który jest naszym wrogiem. Wrogiem w najwyższym tego słowa znaczeniu jest zawsze faszyzm. Stąd to słowo.

To są wypowiedzi z oficjalnej ideologii, z dyskursu propagandy. Jak bardzo przenikają sposób myślenia ludzi, jeszcze trudno powiedzieć.

W Moskwie pojawiły się plakaty z żołnierzem radzieckim z czasów II wojny światowej i napisem "Dzień Zwycięstwa 1945-2022".

To nowy element. Trzeba przyznać, że od 2014 roku w oficjalnym dyskursie obrazy związane z Wielką Wojną Ojczyźnianą czyli II wojną światową były aktywnie wykorzystywane do opisania konfliktu w Ukrainie. A teraz wykorzystanie tych obrazów tylko się nasila.

Na przykład od 2014 roku mówiono, że w Ukrainie działają faszyści. Bardzo często brzmiało słowo "banderowcy". Teraz ludzie, którzy popierają lub usprawiedliwiają tzw. operację specjalną, podążając za propagandą, bardzo często jako jeden z argumentów uzasadniających wojnę przytaczają okrucieństwa “banderowców” w czasie II wojny światowej. "Ale wiesz, co robili w 1940 roku?"

Przytaczane są wspomnienia żołnierzy radzieckich, którzy mówili, że nigdy nie widzieli takich okrucieństw. A w umysłach tych ludzi, którzy mówią o okrucieństwach banderowców, jest to bezpośrednio związane z tym, co dzieje się teraz w Ukrainie.

Czy to są wyimaginowani banderowcy?

Dla współczesnego człowieka, który nie zagłębił się w historię II wojny światowej, ale słyszał o banderowcach z programów Nikity Michałkowa w rosyjskiej telewizji, są to mityczne postacie. Ogólnie rzecz biorąc, istnieje w tej chwili wspólna rama - walczymy z faszyzmem. Pokonaliśmy go wtedy i musimy go teraz pokonać, to nasza historyczna misja. Musimy ścigać faszyzm, walczyć z nim i wygrywać wszędzie i zawsze. Ten przekaz towarzyszy wojnie w Ukrainie.

Przeczytaj także:

Czyli obecna wojna jest kontynuacją Wielkiej Wojny Ojczyźnianej?

W dyskursie propagandy właśnie tak jest - to kontynuacja tej samej konfrontacji, która wtedy zaczęła się od walki z niemieckimi nazistami, po wojnie była kontynuowana poprzez tłumienie ruchu narodowego w Ukrainie. I teraz nadal trwa.

Wynika z tego, że prawdziwe zwycięstwo jest możliwe dopiero teraz?

Tak. A łatwość, z jaką zarówno propagandyści, jak i zwykli odbiorcy propagandy zaczynają mówić o tych banderowcach, uzasadniając "operację specjalną", tylko dowodzi, jak bardzo ta wojna teraz jest teraz kontynuacją tamtej wojny.

Odwołanie się do II wojny światowej - do obrazów, symboli, pojęć - jest potężną symboliczną bronią. W stosunku do każdego z Rosjan. Właśnie dlatego ci, którzy chcą usprawiedliwić dzisiejszą agresję Rosji, odwołują się do pojęć "nazizm", "banderowcy", mówią "wtedy pokonaliśmy brązową zarazę i pokonamy ją teraz".

Ci, którzy nie popierają wojny w Ukrainie i nie usprawiedliwiają jej, są bardzo zaniepokojeni, że święto 9 maja zostanie zhańbione przez dzisiejszą wojnę. Młodzieżowy ruch opozycyjny "Wiosna" wystąpił z taką inicjatywą - aby jak zwykle wyjść na akcję "Nieśmiertelny Pułk " z portretami weteranów. Ale na odwrocie pisać - "Oni walczyli nie o to".

Ci Rosjanie, którzy są przerażeni tym, co się dzieje, i nie chcą dopuścić łączenia tej wojny z tamtą, starają się symbolicznie zerwać więź pomiędzy nimi. Ponieważ tamta wojna jest nadal postrzegana jako święta, sprawiedliwa, a ta - jako haniebna, potworna.

"O czwartej nad ranem Kijów został zbombardowany"

8 maja pod Ministerstwo Obrony w Moskwie wyszedł mężczyzna z plakatem "Oni walczyli o Ojczyznę. A my?". Czy oznacza to, że Dzień Zwycięstwa staje się dniem symbolicznego protestu zarówno przeciwko wykorzystaniu historii, jak i przeciwko wojnie w Ukrainie?

Właśnie tak. Ciekawe, że wśród tych, którzy nie popierają i nie usprawiedliwiają wojny w Ukrainie, już w pierwszych jej dniach, po 24 lutego, bardzo popularne były dwie wypowiedzi na Facebooku.

Pierwsza z nich to cytowanie radzieckiej piosenki "22 czerwca dokładnie o czwartej nad ranem Kijów został zbombardowany, ogłoszono nam, że rozpoczęła się wojna" (zresztą na melodię walca "Błękitna chusteczka" Jerzego Petersburskiego) i wyraz przerażenia, że teraz to my jesteśmy bombardującym agresorem. Czyli przez całe życie uczyliśmy się, począwszy od przedszkola, że nasi przodkowie chronili swój kraj, ratowali cały świat przed nazizmem, a teraz jesteśmy agresorem.

A po drugie - publikowano aluzję do realiów II wojny światowej, czyli takie zdanie - "Mam wrażenie, że teraz jest rok 1941 i jestem jednocześnie Niemcem i Żydem".

Niemcem i Żydem?

Żydem w sensie represji w samej Rosji, gdzie władza może ci coś złego zrobić. Krążyły wówczas pogłoski o stanie wojennym, o żelaznej kurtynie, o mobilizacji. A Niemcem, bo to dotyczy zewnętrznego obserwatora, dla którego jesteś teraz agresorem, chociaż tego nie chciałeś. Okazuje się, że ten symboliczny język związany z II wojną światową jest używany po obu stronach. Takie skojarzenia występują zarówno u osób oglądających telewizję, jak i u osób przebywających w innej bańce informacyjnej.

Czy litera Z, która stała się symbolem tzw. operacji specjalnej, stała się symbolem i Dnia Zwycięstwa w Rosji?

W zależności od regionu. W Moskwie i Petersburgu symbolika ta jest całkowicie nieobecna. Ale ostatnio byłam w Krasnodarze i tam symbolika Z była wszędzie - w transporcie, na sklepach, na różnych instytucjach. To zależy od tego, czy władze regionalne chcą wykazać się swoją lojalnością wobec Moskwy.

A czy szalenie popularna kiedyś wstążka świętego Jerzego jest nadal używana?

Dla ludzi, którzy nie popierają wojny w Ukrainie, wstążka świętego Jerzego jest ostatecznie skompromitowanym symbolem. Po tym, jak zaczęto z niej tworzyć literę Z, zaczęła mieć skrajnie negatywne konotacje. Wcześniej była wątpliwym symbolem - była wszędzie, przywiązana do torebek, butów, wózków dziecięcych. To było wulgarne. Ale dla tych, którzy wspierają tzw. operację specjalną, stanie się jeszcze ważniejszym symbolem.

W ubiegłym roku jedna urzędniczka z kraju stawropolskim powiedziała, że w kwietniu pojawia się zawsze dekret lokalnego szefa dzielnicy, że wszyscy urzędnicy powinni nosić wstążkę na piersi. A jeśli urzędnik przychodzi bez niej na jakieś spotkanie, może zostać wyrzucony, odesłany do domu, aby założył tę wstążkę.

W tym roku w Krasnodarze po raz pierwszy zdziwiłam się, widząc, że uczniowie przyczepiają wstążkę świętego Jerzego na mundurki szkolne, i to oczywiście nie jest ich inicjatywa. Jak pionierzy i komsomolcy nosili odznakę, tak teraz oni noszą tę wstążkę.

Rozłam w Nieśmiertelnym Pułku

Jednym z ważnych wydarzeń 9 maja w Rosji od dawna stał się "Nieśmiertelny Pułk". Jak akcja "Nieśmiertelny Pułk" pojawiła się w Rosji i jakie transformacje przeszła?

Pojawiła się z inicjatywy dziennikarzy z Tomska w 2012 roku. Jej pierwotnym celem było podtrzymanie rodzinnej, osobistej pamięci o wojnie.

"Nieśmiertelny Pułk" powstał, ponieważ zaczęli wymierać weterani, którzy byli ważnym elementem obchodów 9 maja, kiedy było ich wielu. Zwyczajowo na trybunach siedzieli weterani, a wojskowa defilada odbywała się przed nimi. Był też rytuał, w którym uczniowie dawali im kwiaty, przychodzili do nich i czytali wiersze. A teraz praktycznie ich nie ma. Pojawiła się potrzeba stworzenia zamiennika weteranów. "Nieśmiertelny Pułk" właśnie to robi.

Wracając do historii tej akcji - w 2015 roku, w 70. rocznicę zwycięstwa, państwo aktywnie włączyło się do jej organizacji. Następnie Władimir Putin przeszedł na czele "Nieśmiertelnego pułku" z portretem ojca. Od 2015 roku państwo wymusza tę akcję. Odbywa się w przedszkolach i szkołach, uczestniczą w tym pracownicy budżetówki, urzędnicy państwowi w trybie dobrowolno-przymusowym. Ale wielu też idzie dobrowolnie.

Ludzie niosą portrety przodków. W środku Putin
Putin z portretem ojca idzie na czele "Nieśmiertelnego Pułku" 9 maja 2022 (screen)

W ruchu "Nieśmiertelny Pułk" doszło do rozłamu. Niedawno tomscy dziennikarze, którzy wymyślili tę akcję, wydali oświadczenie, że odżegnują się od tego, co będzie można zobaczyć w czasie akcji 9 maja 2022 roku, nie chcą mieć z tym nic wspólnego. Innymi słowy - nie chcą mieć nic wspólnego z mieszaniem tamtej wojny z wojną w Ukrainie.

Mówiono też o tym, że obok portretów weteranów II wojny światowej mogą pojawić się portrety rosyjskich żołnierzy poległych w wojnie w Ukrainie.

Tak, i ci dziennikarze sprzeciwili się temu - przynoszeniu portretów tych, którzy zginęli lub walczą teraz w Ukrainie, i wszelkim symbolom Z, które mogą pojawić się na akcji.

Z czym, Pani zdaniem, jest związana popularność tej akcji w Rosji? Byłam na niej w 2019 roku w Moskwie. Była tam ogromna liczba ludzi i było poczucie, że większość przyszła z własnej woli.

Wielu naprawdę przychodzi, bo chce, bo ma taką potrzebę. Istnieje kilka motywacji i kilka rodzajów organizacji tej akcji.

Istnieje "Nieśmiertelny Pułk", który jest zorganizowany jako pochód pierwszomajowy w czasach radzieckich, kiedy kolumny z różnych instytucji wychodziły na akcję - oto kolumna Sbierbanku, oto lokalna pomoc socjalna, dalej Rada weteranów, szkoła, technikum. A w ogonie idą ludzie, którzy przyszli sami, ponieważ jest to dla nich ważne.

Bywa inaczej - "Nieśmiertelny Pułk" może mieszać się z wiecem, z minutą ciszy. Są ludzie, którzy przychodzą na tę akcję, aby doświadczyć poczucia oczyszczenia, przeżyć emocjonalnie los tych ludzi, którzy zginęli na wojnie, ale są nieśmiertelni. Wielu płacze. Czasami można obserwować na tych akcjach, jak po chwili ciszy brzmi radziecka piosenka "Żurawie" (śpiewana oryginalnie przez Marka Bernesa) o zmarłych żołnierzach, ludzie stoją z portretami i wszyscy razem płaczą.

Na wsiach ludzie przenoszą praktyki komunikowania się ze zmarłymi na "Nieśmiertelny Pułk". W kulturze rosyjskiej północy zwyczajowo przychodzi się na cmentarz, gładzi się zdjęcie lub pomnik, zwraca się do zmarłego przodka i przekazuje się mu najnowsze wiadomości. Obserwowaliśmy, jak mieszkańcy tych wiosek zachowują się podobnie na akcji 9 maja. Niosą portret i mówią do tego zmarłego: "No spójrz, Piotr Pietrowicz zbudował sobie dom. A tutaj mamy teraz taką nową ulicę".

Ktoś przychodzi na "Nieśmiertelny Pułk", aby pokazać wyimaginowanemu zagranicznemu obserwatorowi, że tu w Rosji jesteśmy jednym narodem, pamiętamy naszych przodków i jesteśmy spadkobiercami zwycięstwa. A ktoś chce zrekompensować swojemu przodkowi to, czego został pozbawiony za życia.

Na przykład, jedna osoba w wiosce powiedziała nam, że miała ojca, który wrócił z frontu. Był chory, 9 maja sadził ziemniaki, nie zakładał medali i nie cieszył się z życia. Ten człowiek chciał wziąć portret tego ojca i przejść przez całą wioskę, aby wszyscy mogli jego ojca zobaczyć. Oznacza to, że człowiek chce dać swojemu zmarłemu ojcu honory, których został pozbawiony za życia.

Jakieś podobne inicjatywy istniały wcześniej? Na przykład w wioskach?

Niektóre podobne formy były w czasach radzieckich. W Rostowie nad Donem zdjęcia poległych na wojnie stawiano na podwórku. Tam był wspólny stół dla wszystkich sąsiadów - z poczęstunkiem, śpiewano wojskowe piosenki. A portrety też brały w tym udział. Albo pewien człowiek, który przeszedł wojnę, 9 maja stawiał przed sobą portrety swoich poległych towarzyszy i pił z nimi wódkę. Sam, ale jakby też z nimi. Fotografia stała się substytutem zmarłego.

Czy też nie jest tak, że ludzie, którzy noszą zdjęcia swoich przodków w czasie “Nieśmiertelnego pułku” sami stają się tymi ludźmi z czasów II wojny światowej? Pamiętam, że w Moskwie podczas akcji ludzie mówili, że przejdą po Placu Czerwonym za swoich zmarłych.

Tak też może być. Ludzie często mówią o poczuciu przynależności do pewnej wspólnoty, gdy uczestniczą w tej procesji, porównują to do uczuć religijnych. "Wyobraź sobie, że to tak, jakby wszystko, co przyziemne, odpada, idziesz razem ze wszystkimi, czujesz to samo co wszyscy".

Nowa religia

Czy można powiedzieć, że Dzień Zwycięstwa jest religią obywatelską w Rosji?

Tak właśnie jest. Jest to bardzo wyraźnie widoczne w liczbie spraw administracyjnych i karnych, które toczą się za profanację pomników i memoriałów. W 2020 roku z powodu pandemii "Nieśmiertelny Pułk" przeszedł do internetu. Rosjan zachęcano do wysyłania portretów swoich krewnych do specjalnie stworzonych sztabów. Pewna pracowniczka takiego sztabu w kraju stawropolskim z oburzeniem powiedziała nam, że czasami ludzie wysyłają portrety nazistowskich przestępców lub rysunek z nieprzyzwoitym podpisem. To było dla niej świętokradztwo.

Ale także profanuje się zazwyczaj tematy sakralne. Ta kobieta z oburzeniem powiedziała: "Ci ludzie powinni być skazywani i karani! Tak właśnie powinno być!”.

Czy Rosjanie zaczęli inaczej traktować Dzień Zwycięstwa z powodu tej akcji?

Od momentu, gdy akcja "Nieśmiertelny Pułk" nabrała masowego charakteru, Rosjanie zaczęli inaczej traktować pamięć o wojnie. Fakt, że to państwo zaczęło działać jako aktywny promotor pamięci o wojnie, wspiera ją, daje impuls pamięci rodzinnej i indywidualnej. Z naszych wywiadów wiemy, że wiele osób w ostatnich latach zainteresowało się losem swoich krewnych.

Czasami dzieje się tak z przymusu instytucji państwowych. Na przykład mówi się dziecku w szkole - przynieś portret swojego krewnego, idziemy na “Nieśmiertelny Pułk”. Dziecko idzie z tym do rodziców, rodzice zaczynają grzebać w rodzinnej historii - pamiętają, że dziadek zaginął bez wieści. Odwiedzają stronę "Bohaterstwo narodu" lub szukają informacji w bazie stowarzyszenia “Memoriał” i dowiadują się o dziadku tego, czego nikt wcześniej nie wiedział.

O czym teraz w Rosji jest Dzień Zwycięstwa oficjalnie?

O tym, że jesteśmy wielkim krajem, który pokonał nazizm. A teraz dodaje się do tego, że zawsze będziemy z faszyzmem walczyć i go pokonywać. Dla niektórych jest to Dzień Zwycięstwa, dla niektórych dzień żałoby. Jest taki konserwatywny publicysta Nikołaj Starikow, który jeszcze kilka lat temu oburzał się, że jest za dużo żałoby na "Nieśmiertelnym Pułku", a przecież 9 maja mamy dla radości. Ale są też tacy Rosjanie, których oburza militaryzacja tego dnia, radosne pieśni i marsze, brawurowa muzyka.

I co oni robią tego dnia? Czy mają alternatywne rytuały?

Wielu jeździ na cmentarz. W Rosji 9 maja zastąpiło Dzień pamięci o zmarłych. Niezależnie od tego, czy w rodzinie są zmarli żołnierze, ludzie i tak jeżdżą na cmentarz - taka tradycja. To uniwersalny dzień rodzicielski, dzień pamięci.

A ktoś po prostu wyjeżdża z miasta i mówi, że robi to celowo, aby tego wszystkiego nie widzieć - defilady, muzyki, "Nieśmiertelnego pułku".

Czy to nadal najważniejsze święto dla Rosjan? W sondażach zawsze był na równi z Nowym Rokiem.

To się utrzymuje. Ale to święto powoduje konflikty, w przeciwieństwie do Nowego Roku. Nikt nie ma nic przeciwko temu, że nowy rok nadejdzie i wszyscy będziemy szczęśliwi. A co do 9 maja dyskusję są ciągle - co to za dzień? Czy to święto, czy dzień żałoby?

A co z 17 września 1939?

Czy w Dniu Zwycięstwa jest miejsce na pamięć o niejednoznacznej roli ZSRR w II wojnie światowej? O 17 września 1939?

Począwszy od około 2009 roku pojawił się pomysł, by zakazać na poziomie legislacyjnym rozmów o pakcie Ribbentrop-Mołotow i spekulacji, że ZSRR jest również odpowiedzialny za wybuch II wojny światowej. Ale przez dłuższy czas nie było żadnego formalnego rozwiązania. Byli historycy, którzy napadali na "fałszerzy historii", twierdzących, że ZSRR był agresorem, a nie tylko zbawicielem i wyzwolicielem.

I to jest bardzo ciekawe, że w momencie, gdy wybuchła wojna w Ukrainie, prawo to zostało przyjęte. Dlaczego? Ponieważ teraz w wojnie informacyjnej trzeba pokazać, kto jest ofiarą, kto jest wyzwolicielem, kto jest agresorem. I dlatego po rozpoczęciu wojny z Ukrainą najpierw zabrania się nazywać nasze wojska, które są w Ukrainie, agresorami, przyjmując ustawę o cenzurze wojskowej, a następnie zabrania się postrzegania naszego kraju jako agresora podczas II wojny światowej.

Czy w Rosji istnieje właściwy i niewłaściwy sposób pamiętania wojny - z punktu widzenia państwa?

Wraz z rozpadem ZSRR zakres dopuszczalnego upamiętnienia rozszerzył się. Zaczęli mówić o sztrafbatach (karnych batalionach, do których zsyłano żołnierzy, którzy podpadli dowództwu lub NKWD, i które kierowano na najtrudniejsze odcinki frontu; większość byle jak uzbrojonych żołnierzy tych sztrafbatów ginęła), zagradotriadach (specjalne oddziały NKWD, które szły za nacierającymi oddziałami i rozstrzeliwały cofających się żołnierzy), bezsensownych stratach, kotłach, w których żołnierze radzieccy tysiącami dostawali się do niewoli. Jedynym tabu, które pozostawało i pozostaje, było zrównywanie roli ZSRR i nazistowskich Niemiec lub kwalifikowanie ZSRR jako agresora.

Można pamiętać o wszystkim, nawet o gigantycznych, totalnie bezcelowych stratach, o tym, że Dniepr był czerwony od krwi. Można o tym mówić. Nie można mówić tylko o tym, że byliśmy agresorami.

;

Udostępnij:

Masza Makarowa

Masza Makarowa (1987) - Rosjanka, dziennikarka, współpracująca m.in. z telewizją Biełsat. Absolwentka historii na moskiewskiej Szanince i współpracowniczka zlikwidowanego stowarzyszenia Memoriał. Poza dziennikarstwem pisze o historii getta warszawskiego i o historii i współczesności Birobidżanu, gdzie spędziła trochę czasu.

Komentarze