Już na kartach Nowego Testamentu dostrzegamy źródła teologicznego antyjudaizmu. Chrześcijaństwo zdominowała mowa nienawiści. Ta pogarda trwa do dziś i jest wzmacniana mocno nasyconą antyżydowskimi elementami liturgią Wielkiego Tygodnia
„Pierwsze getta zorganizowali papieże. To oni doszli do wniosku, że Żydów należy ośmieszać, każąc im nosić specjalne stroje. Narracja świętych doktorów Kościoła, redukująca rodaków Jezusa do odznaczających się charakterystycznym fetorem roznosicieli chorób, mordujących dzieci na macę, wpisana jest w historię chrześcijaństwa.
Wyssane z palca oskarżenia rzucano bezkarnie w świątyniach oraz umieszczano beztrosko w listach apostolskich i encyklikach papieskich. W XX wieku Hitler rozwinął tę lekcję antysemityzmu i oparł Holocaust na tych oszczerstwach...
Przemilczana historia, która pokazuje, do czego doprowadziła trwająca dwa tysiące lat lekcja pogardy" – pisze w zapowiedzi prasowej wydawnictwo Prószyński i Ska.
Publikujemy fragment wydawanej przez niego książki Antysemityzm i chrześcijaństwo. To rozmowa znanych już czytelnikom OKO.press autorów, Artura Nowaka i Stanisława Obirka. Książka ukaże 6 maja.
Jeden z autorów napisał zapowiedź książki specjalnie dla OKO.press:
Nowy Testament to święta księga chrześcijaństwa. Teologowie chrześcijańscy przekonują, że to dzieło nieomylne i natchnione przez Boga, które należy czytać ze szczególnym nabożeństwem.
Podobnie o swoich księgach założycielskich mówią wyznawcy innych religii. Nie ma w tym nic dziwnego i takie podejście ma swoje miejsce w historii ludzkości. Nie jest ono jednak jedyne. W kulturze zachodniej przynajmniej od czasu Odrodzenia dominuje podejście krytyczne, dzięki któremu teksty religijne są traktowane jako dzieło człowieka wpisane w kulturę czasu, w jakim powstały.
Staramy się więc nie tylko poznawać religijne teksty, ale również rozumieć kontekst ich powstania, intencje, jakimi kierowali się ich autorzy, odtworzyć domniemanych adresatów oraz zrekonstruować ich oddziaływanie na kulturę. Jednym z pierwszych, który tak spojrzał na Biblię, był Baruch Spinoza. Od czasu oświecenia takich krytycznych odczytać Biblii zaczęło pojawiać się coraz więcej i dzisiaj tylko fundamentaliści religijni odczytują jej zapis dosłownie jako słowo Boga.
Adam Gopnik 24 marca 2025 roku w tygodniku „The New Yorker", pisząc o wydanej w tym roku książce poświęconej Nowemu Testamentowi autorstwa Elaine Pagels „Cuda i zdumienie. Tajemnica historyczna Jezusa” (Miracles and Wonder. The Historical Mystery of Jesus), swoje omówienie zatytułował znamiennie „Jeszcze nie poradziliśmy sobie z Jezusem” (We’re Still Not Done with Jesus).
Oddając sprawiedliwość Elaine Pagles, autorce wielu przełomowych studiów na temat Nowego Testamentu, Gopnik wspomina kilku innych autorów, którzy już wcześniej podejmowali próby racjonalnego wytłumaczenia początków chrześcijaństwa i jego zdumiewającego rozwoju. Jego propozycja wpisuje się również w nasz sposób czytania Nowego Testamentu. Nasz, czyli mój i Artura Nowaka, z którym wyprawiliśmy się w długą podróż do źródeł chrześcijańskiej nienawiści Żydów i judaizmu.
Zainteresowanie Gopnika wzbudził Richard C. Miller, autor książki „Zmartwychwstania i jego recepcji we wczesnym chrześcijaństwie”, wydanej w 2015 roku. Miller sytuuje największe wydarzenie w historii chrześcijaństwa w kontekście grecko-rzymskim.
Następnie Robyn Faith Walsh, w której książce z 2021 roku w centrum uwagi znalazł się „Początek wczesnochrześcijańskiej literatury”. Dla Walsh Ewangelie wpisują się w popularne w pierwszym wieku naszej ery żywoty wybitnych osobowości. Zarówno dla Millera, jak i dla Walsh najważniejszy jest kontekst kulturowy, a zwłaszcza inspiracje literackie, którym ich zdaniem autorzy Ewangelii z całą pewnością ulegali. W podobny sposób patrzy na Jezusa i rozwój jego ruchu Pagles.
W tradycyjnej biblistyce znacznie więcej uwagi poświęcano samemu Jezusowi jako wędrownemu rabinowi i ludowemu kaznodziei żydowskiemu, który wyróżniał się bezpośrednim nawiązaniem do judaizmu prorockiego (Geza Vermes, John P. Meier).
W naszej książce proponujemy podejście łączące oba te nurty. Wykazujemy bowiem, że Nowy Testament jest przede wszystkim ideologicznym projektem wyznawców Jezusa, którzy za wszelką cenę starali się pokazać, że prawdziwym wrogiem cesarza i Imperium Rzymskiego byli Żydzi i ich religia.
Chrześcijanie natomiast byli przedstawieni jako lojalni obywatele, respektujący państwowe prawo. I dlatego już na kartach Nowego Testamentu dostrzegamy źródła teologicznego antyjudaizmu, który bardzo szybko przerodził się w mowę nienawiści nie tylko wobec Żydów i judaizmu, ale również tych wszystkich, którzy nie uznali mesjańskiej godności Jezusa Chrystusa.
Polityczne wsparcie, jakiego temu ruchowi udzielił cesarz Konstantyn Wielki i jego następcy sprawiło, że chrześcijaństwo zdominowała mowa nienawiści wobec pokonanych rywali religijnych i nauczanie pogardy wobec judaizmu, które trwało po połowy XX wieku w Kościele katolickim.
Żydzi byli piętnowani nie tylko jako ślepcy, którzy nie dostrzegli objawienia mesjańskiego w Jezusie, ale i bogobójcy, których przymierze zawarte przez Boga z żydowskimi patriarchami uległo przedawnieniu, bo w jego miejsce pojawiło się nowe i jedynie prawdziwe przymierze zawarte przez Boga z wyznawcami Ukrzyżowanego.
W niektórych kościołach lokalnych ta pogarda do Żydów trwa do dzisiaj i jest wzmacniania nie tylko ludowym folklorem, ale mocno nasyconą antyżydowskimi elementami liturgią Wielkiego Tygodnia.
To o tym jest nasza książka „Antysemickie chrześcijaństwo”, której jeden z rozdziałów proponujemy jako zachętę do lektury całości.
TEOLOGIA NIENAWIŚCI
Jeśliby uwierzyć nie chcieli, to ich z waszych miast na mocy naszego autorytetu wypędźcie! – papież Leon VII
Artur Nowak: Pomyślałem sobie, że warto by podkreślić, czym różni się antyjudaizm, czy też antysemityzm chrześcijański, od tego, z którym mieliśmy do czynienia w kulturze hellenistycznej i rzymskiej. Ponieważ zarówno w pismach Demokryta, jak i Hadriana oraz Tacyta można znaleźć wiele krytycznych uwag o Żydach i ich religii.
Stanisław Obirek: Różnica podstawowa jest taka, że dla pogan, jak mówimy zbiorowo o wyznawcach innych religii obecnych w Imperium Rzymskim, judaizm stanowił jedno z wielu wyznań i jednym się podobał, innym nie. Krytyka, o której wspominasz, jest obecna w tekstach historyków greckich i pisarzy łacińskich, oczywiście przesyconych stereotypami i uprzedzeniami, ale niewykraczającymi poza niechętne uwagi pod adresem szeroko rozumianych barbarzyńców, na których i Grecy, i Rzymianie patrzyli po prostu z wyższością.
Barbarzyńca nie umiał się pięknie wyrażać po grecku ani po łacinie, więc był dla nich niemotą, która nie znała kultury, nie umiała się po niej poruszać swobodnie. Był to rodzaj niechęci do kogoś niebiorącego w pełni udziału w kulturze.
A jaka jest perspektywa chrześcijańska?
Chrześcijaństwo właściwie od Nowego Testamentu wprowadza radykalną krytykę Żydów i judaizmu, stygmatyzując ich jako ludzi przeklętych przez Boga, Boga, którego zabili, Boga, którego odrzucili. Również – będziemy jeszcze o tym mówić – w kazaniach, zwłaszcza ojców Kościoła, retoryka antyżydowska jest przesycona nie tylko niechęcią do kogoś, kto nie podziela naszych poglądów, ale także tym, co nazywa my po prostu antyjudaizmem czy antysemityzmem teologicznym.
Ludzie, którzy nie podzielają wiary w zbawczą misję Jezusa Chrystusa, są przeklęci, skazani na wieczne potępienie, a w praktyce oznaczało to stwierdzenie, że ich sposób życia jest nie do pogodzenia z byciem częścią społeczności. To potem zaowocuje straszliwymi inwektywami pod adresem Żydów, że ich religia jest diabelska, że oni są psami, że są synagogą szatana.
Tego w starożytności nie było.
Można właściwie powiedzieć, że to chrześcijanie wynaleźli mowę nienawiści
– była to mowa nienawiści do Żydów.
Ponieważ rozmawiamy teraz o antysemityzmie wczesnochrześcijańskim, powiedzmy do IV wieku, szczególną rolę w jego ewolucji odegrali ojcowie Kościoła, którzy dokonali innej egzegezy historii Jezusa nawet niż ewangeliści i święty Paweł, gdyż wielu z nich zradykalizowało stosunek do Żydów. Wśród takich emblematycznych postaci można z całą pewnością wymienić Augustyna, najbardziej znanego teologa, i Jana Chryzostoma, który głosił kazania przeciwko Żydom. W tych kazaniach właśnie Chryzostom tworzy wizję Żydów jako tych, którzy nie dość, że nie przyjęli Boga, to jeszcze go zabili, dlatego są skazani na wieczne potępienie.
[...] Uważam, że ten gwałtowny ton polemik chrześcijańsko-żydowskich, zwłaszcza prowadzonych przez ojców Kościoła – jak nazywamy kaznodziejów, biskupów i teologów pierwszych wieków – wynikał z tego, że judaizm był dla wielu chrześcijan pociągający, gdyż znali ten kult, cieszyli się z żydowskich świąt i tak dalej.
Dlatego święty Chryzostom nie gryzie się w język i podejmuje próby zohydzenia synagogi i zohydzenia świąt żydowskich. Mówi, że Żydzi są nędzarzami, psami, że wizyta w synagodze jest wizytą u prostytutki, więc świątynia żydowska jest dla niego domem publicznym. W dodatku Żydzi to mordercy Chrystusa!
Te kazania Chryzostom wygłaszał w okresie Paschy, kiedy świeżo nawróceni chrześcijanie myśleli o świętach żydowskich i o wieczerzy paschalnej.
Podobną retorykę stosował wcześniej wielki Orygenes, chyba najbardziej wpływowy ojciec Kościoła z Aleksandrii, którego pisma tylko we fragmencie się zachowały. Orygenes był w późniejszych wiekach marginalizowany, bo dosłownie potraktował słowa Jezusa, że niektórzy dla Królestwa Bożego sami się pozbawiają męskości, i dokonał autokastracji. Nie był najlepszym przykładem do naśladowania, dlatego jego nauki pomijano.
U Orygenesa widzimy ten ogromny wysiłek, żeby pokazać, że Biblia hebrajska już się zdezaktualizowała, a Jezus zapoczątkował Nowe Przymierze.
Orygenes stworzył teologiczne podstawy antyjudaizmu, ale wśród ojców Kościoła byli też mniej wyrobieni teologicznie myśliciele, jak krewki prawnik Tertulian, który nie szczędził Żydom inwektyw. Wypowiadał się przede wszystkim przeciwko teatrowi, spektaklom, tłumacząc, że odciągają od prawdziwej wiary. I Żydów umieścił dokładnie w tej samej kategorii – zakłócaczy wiary odciągających od prawdziwego Boga. Dlatego według Tertuliana należało się ich absolutnie wystrzegać.
Widzimy więc, że to pierwsi chrześcijanie, którzy w dużej mierze wywodzili się z judaizmu, tak naprawdę stworzyli zręby współczesnego antyjudaizmu czy antysemityzmu. Dodam, że rozróżnianie antyjudaizmu i antysemityzmu jest dla mnie absolutnie pozbawione sensu. Ma niby dowodzić, że chrześcijanie nie byli takimi antysemitami jak naziści, którzy po prostu mordowali Żydów.
Jeśli jednak ktoś poczyta dzisiaj Chryzostoma, to przekona się, że ten ojciec Kościoła właściwie nie widzi powodów, żeby nie zabijać Żydów, bo są szkodliwi i uporczywie trzymają się błędów. Trzeba ich wyrywać jak chwasty, tak samo tych Żydów, którzy nie uwierzyli w Jezusa.
[...] Największym autorytetem spośród myślicieli kościelnych z całą pewnością cieszy się Augustyn, który – powiedzmy to – troszkę odcinał się od niektórych stwierdzeń swoich poprzedników, ale utrzymywał ten sam kurs teologicznego uzasadnienia antysemityzmu. Dla niego również Żydzi odrzucili Boga i mogą się co najwyżej nawrócić.
[...]Warto poświęcić Augustynowi chwilę uwagi...
Augustyn urodził się około 354 roku i kształcił się na retora. Jego matka była gorliwą chrześcijanką, a ojciec – dzisiaj powiedzielibyśmy – był agnostykiem i nie przywiązywał żadnej wagi do religii. Syna wychowywał na członka elity rzymskiej. Augustyn doskonale opisał swoje nawrócenie w Wyznaniach, ale wcześniej przez dziesięć lat – to trzeba podkreślić, przez dziesięć lat – był manichejczykiem.
Dlaczego ta dygresja jest istotna? Bo tłumaczy odmienność Augustyna od na przykład Chryzostoma, który jednoznacznie odrzucał Żydów i judaizm i posługiwał się w stosunku do nich wulgarnymi wręcz określeniami, mową nienawiści. Augustyn przechodził różne etapy w życiu [...], a jego poglądy ewoluowały. A ponieważ doświadczył przede wszystkim manicheizmu – poznał uwodzicielską siłę tej ideologii czy tego systemu – to jego dzieła są w dużym stopniu rozrachunkiem z nim, dyskusją z przyjaciółmi, którzy pozostali manichejczykami.
I tutaj zaznacza się właśnie ta odmienność Augustyna. Otóż, jak słusznie mówisz, zasadniczo również odrzucał judaizm, uważał, że jest to przestarzały system wierzeń, a Żydzi są ślepi, skoro nie dostrzegli możliwości zbawienia.
Ale jego głównym wrogiem był właśnie manicheizm, czyli brak wiary w wolną wolę człowieka. Mówił: to są nasi główni przeciwnicy, z nimi musimy walczyć, natomiast Żydom powinniśmy być wdzięczni, bo dzięki nim znamy ideę Boga.
Chcesz powiedzieć, że u Augustyna pojawia się motyw wdzięczności dla Żydów, którzy przechowali wiarę w jednego Boga, czyli monoteizm, i same pisma? Inaczej mówiąc, Tora żydowska jest ważna, bo przygotowała drogę do Jezusa?
Choć ten motyw wdzięczności jest głęboko ukryty i mimo ogromnego wpływu Augustyna na myśl chrześcijańską, akurat ta kwestia się do powszechnej świadomości chrześcijan nie przebiła. Ale u Augustyna właśnie pojawia się koncepcja, że Żydzi i judaizm to żywi świadkowie obecności Boga w świecie i dlatego powinniśmy ich szanować, a nie zabijać. To odróżnia myśl Augustyna od myśli innych ojców Kościoła.
Trzeba powiedzieć, że Augustyn wcale nie był przez te swoje poglądy popularny. Wielu ojców Kościoła miało mu wręcz za złe ten nazbyt pozytywny stosunek do Żydów i ich religii. Wyróżniał się tu bardzo wpływowy święty Hieronim, tłumacz Biblii. Jego nastawienie było silnie antysemickie, mimo że od Żydów uczył się hebrajskiego, a rabini zapoznawali go z egzegezą żydowską.
[...] Chciałbym zacząć od dygresji, ale bardzo znaczącej. Chodzi mianowicie o dwa lata (361-363) panowania cesarza Juliana, którego chrześcijanie nazywali Apostatą.
Jego poprzednik, cesarz Konstantyn Wielki, decydując się na zalegalizowanie chrześcijaństwa w 313 roku i następnie uczynienie go religią panującą, dokonał prawdziwej rewolucji i dlatego mówimy o Kościele konstantyńskim. Rzadko o tym myślimy, ale pierwszym papieżem, czyli pontifexem, był cesarz, który miał być mostem łączącym różne religie.
Dodajmy od razu – chociaż nieco na marginesie – że Konstantyn, który grzeszył ile dusza zapragnie, zamordował żonę i dzieci i oczywiście zgładził wielu przeciwników politycznych, tak poważnie traktował chrześcijaństwo, że ochrzcił się (nie w ortodoksyjnym chrześcijańskim porządku, ale ariańskim) na łożu śmierci, żeby – skoro teologia mówiła, że chrzest gładzi grzechy – dostać się prosto do nieba.
W każdym razie na początku IV wieku chrześcijaństwo stało się religią panującą, to znaczy jego wyznawcy otrzymali gwarancję politycznej ochrony i przywilejów, co oznaczało strumień pieniędzy płynący w kierunku... kapłanów prawdziwego kultu. Zaczęło się stopniowe przekształcanie chrześcijaństwa w religię opartą na kulcie, którego centrum jest msza święta, eucharystia, przy czym to kapłani mieli decydować, kto i na jakich warunkach może przystępować do sakramentów.
Czyli mamy już do czynienia z reglamentacją przez kapłanów łaski bożej. Ale w połowie IV wieku nagle następuje dwuletni zaledwie epizod rządów Juliana Apostaty, który był chrześcijaninem i kolegą wybitnych teologów – dzisiaj doktorów Kościoła – jak Grzegorz z Nazjanzu i Bazyli Wielki, i z nimi studiował w Atenach, ale który... odszedł od chrześcijaństwa i chciał przywrócić tolerancję religijną.
To ważne zastrzeżenie, bo Apostata nie zwalczał chrześcijaństwa wbrew temu, co różni oszczercy mu imputują. Chciał tylko przywrócić tolerancję, równouprawnienie różnych wierzeń i – to jest szczególnie ciekawe w kontekście dzisiejszych debat w Polsce – postanowił zakazać chrześcijanom nauczania w szkołach, bo uważał, że nie wykładają filozofii, ale indoktrynują, uczą nietolerancji. A co jest dla nas jeszcze ważniejsze, chciał odbudować świątynię żydowską w Jerozolimie.
Uważał, że w ciągu tych kilkudziesięciu lat chrześcijanie robili wszystko, żeby Żydów upokorzyć, zniszczyć i zmarginalizować. Rozproszenie i zniszczenie świątyni miały być dla nich karą za bogobójstwo. Julian powiedział: odbudujemy żydowską świątynię i przywrócimy judaizmowi jego pierwotną godność.
I niestety – albo na szczęście, jak mówią chrześcijanie – zginął dość młodo na wschodzie w jakiejś potyczce, a jego następca przywrócił porządek zapoczątkowany przez Konstantyna.
Histeryczna reakcja na działania Juliana Apostaty i cała seria mów oskarżycielskich pod jego adresem są bardzo znaczące, bo jego próby przywrócenia tolerancji i reaktywowania kultu świątynnego były postrzegane jako zamach na prawdziwą i jedyną religię. I oczywiście na przywileje kleru.
Z tego wnosimy, że po czterdziestu, pięćdziesięciu latach, czyli stosunkowo szybko, chrześcijanie – księża i biskupi – tak się oswoili z myślą, że są uprzywilejowaną kastą, że sama perspektywa utraty tej pozycji (przywilejów, pieniędzy, bazylik finansowanych przez cesarstwo) była takim traumatycznym przeżyciem, że nawet mówi się o Kościele juliańskim – czyli Kościele rozpamiętującym te hipotetyczne krzywdy, który za wszelką cenę stara się je sobie rekompensować.
Ciekawe jest to, że to właśnie Julian zdał sobie sprawę z tego antyżydowskiego ostrza chrześcijaństwa. A potem, gdy przyszedł jego następca, pobożny chrześcijanin, nic już nie zatrzymało tego dzieła niszczenia. Ten epizod pokazuje, czym tak naprawdę chrześcijaństwo się stało dzięki upolitycznieniu przez Konstantyna.
Ta historia pokazuje, że tak naprawdę antysemityzm był związany z walką o wpływy, a wszelkie argumenty w niej stosowane stanowiły tylko wymówkę. W IV wieku chrześcijanom nie wystarczyło już przewodzenie innym religiom. Kościół zgodnie ze swoim naiwnym myśleniem, że da się zniszczyć wszystko i każdego konkurenta, czyli całe dziedzictwo helleńskie i rzymskie, dopuścił się niebywałego barbarzyństwa, niszcząc księgi i dzieła sztuki antyku.
„Dwa tysiące lat monoteistycznego prania mózgów sprawiło, że większość ludzi Zachodu uważa politeizm za obskuranckie i dziecinne bałwochwalstwo. Jest to krzywdzący stereotyp„ – tak to podsumował w Sapiens. Od zwierząt do bogów Yuval Noah Harari. Sporo na ten temat mówił w moim podcaście „Wysłuchanie” Tadeusz Bartoś. Monoteizmy się konfrontują, chyba że ustalą sfery wpływów.
Tadeusz Bartoś odwoływał się zapewne do niemieckiego filozofa i historyka sztuki Petera Sloterdijka, który zajmuje się również historią idei. Rzeczywiście Sloterdijk mówi o monoteizmie jako źródle przemocy i konfliktu. W łagodniejszej formie pisał o tym inny Niemiec, egiptolog Jan Assmann, który dowodzi, że to w Egipcie wychował się Mojżesz.
Biblia wskazuje, że źródłem żydowskiego monoteizmu był właśnie Egipt, ale tamten system został szybko odrzucony jako herezja i jako niezgodny z interesem państwa. Po śmierci faraona wróciło ubóstwienie dla jego następców i kapłani przejęli znowu kontrolę nad panteonem bogów, natomiast Mojżesz i Żydzi, którzy wyszli z Egiptu, przejęli wiarę w Boga jedynego, Jahwe, z którym zawierają – czy on z nimi zawiera – przymierze na górze Synaj.
Pisał o tym zresztą znacznie wcześniej również Zygmunt Freud. I wraz z monoteizmem pojawia się ta opozycja: jesteśmy my, wyznawcy jednego Boga, i są inni poza naszą religią.
W odróżnieniu od politeizmu, gdzie zawsze jest możliwość adaptacji wierzeń (na przykład bogowie greccy przyjmują imiona bogów rzymskich: Zeus staje się Jupiterem, Hera Junoną i tak dalej), w monoteizmie albo wierzysz, albo jesteś potępiony. Tak właśnie rodzi się radykalna przepaść między wyznawcami jednego Boga i tymi, którzy nie są wiernymi prawdziwej religii.
Ta dygresja to bardzo ważna uwaga na temat monoteizmu, bo pokazuje, że Żydzi uznani zostali przez Augustyna za świadków prawdziwego Boga, których należy tolerować, nie zabijać, ale w praktyce prawodawstwo cesarskie – i bardzo szybko również papieskie – Żydów zaczęło dyskryminować. Dam prosty przykład. Pierwszy sobór nicejski zwany ekumenicznym, bo wtedy jeszcze chrześcijaństwo nie było podzielone, został zwołany w 325 roku nie przez papieża, nie przez biskupów, ale przez cesarza Konstantyna.
Oznaczało to, że cesarz sprawował absolutną kontrolę nad religią, którą uznał za swoją, i on określał, o czym mają dyskutować. Dotyczyło to soborów aż do V, VI wieku, regulujących głównie ortodoksję: jak należy wierzyć, że Jezus Chrystus jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem, na czym polega Trójca Święta...
Dlatego zapewne w tych dekretach soborowych nie ma bezpośrednio uwag związanych z Żydami, ponieważ o tym nie było co dyskutować. Oni byli pariasami od początku, tak jak mówisz, pozbawionymi możliwości sprawowania funkcji publicznych, bo nie byli prawdziwymi wyznawcami prawdziwego Boga. Konsekwencje teologii były bardzo bolesne społecznie. Wykluczano po prostu ludzi, którzy nie są chrześcijanami. A jednocześnie zachęcano w ten sposób do konwersji: nawrócisz się, będziesz miał ten urząd.
Inny efekt wykluczania niechrześcijan, o którym wspomniałeś, a który mistrzowsko opisała w Ciemniejącym wieku Catherine Nixey, to jest oczywiście zniszczenie przez tych „barbarzyńców z pustyni„ około osiemdziesięciu procent zabytków – rzeźb, rękopisów i papirusów – i zamiana ,,miast kwitnących kultury hellenistycznej w pustynię”.
Symbolem tego spustoszenia jest straszliwe morderstwo w Aleksandrii niezwykle popularnej i wpływowej wybitnej filozofki Hypatii w 415 roku. Chrześcijaństwo, o którym rozmawiamy jako o rozwijającej się swobodnie religii – choć wykuwającej się dzięki użyciu istniejących kategorii czy żydowskich, czy greckich – w praktyce marginalizowało Żydów, często też mordowało.
[...] Ponieważ jednak chrześcijaństwo było wspierane przez miecz Konstantyna, bardzo szybko stało się religią dominującą. I nie dlatego, jak życzą sobie niektórzy, że było takie cudowne i przekonujące w swoich dość zawiłych dogmatach o Bogu w Trójcy jedynym, tylko dlatego, że za tym wsparciem politycznym szedł strumień pieniędzy i przywilejów.
Wspólnota interesów. Wymownie więc starano się odżydzić to chrześcijaństwo poprzez takie drobne, wydawałoby się, kwestie jak odróżnienie Wielkanocy od żydowskiej Paschy. Na przykład bliżej nieznany chrześcijański teolog Pseudo-Cyprian, który żył w IlI wieku, mówił: ,,Nie powinniśmy zboczyć z drogi prawdy i podążać jak ludzie nieświadomi za ślepymi i głupimi Żydami, jeśli chodzi o właściwy dzień Wielkiej Nocy". Takie wypowiedzi sprawiły, że sobór ustalił chrześcijańską datę Wielkanocy. Kładziono też nacisk na to, żeby w czasie szabatu pracować i czytać Biblię i żeby święcić niedzielę. To są takie drobne sprawy, które pokazują, że podejmowano wiele prób w celu oderwania się od jednak pewnej ciągłości.
Ta próba wybicia się na niezależność rodzącego się chrześcijaństwa od judaizmu miała absolutnie kapitalne znaczenie. Zohydzano święta żydowskie i już nie mówiono o Pesach, czyli właśnie o przejściu, które dla Żydów oznaczało wyzwolenie z niewoli egipskiej.
To miejsce wypełniło Nowe Przymierze, czyli Jezus. Co się świętuje w Pesach? Śmierć i zmartwychwstanie. I w tym okresie stworzono i zarządzono te wszystkie chrześcijańskie święta, na czele z Wielkanocą.
Wtedy pojawia się Triduum Paschalne, a więc śmierć na krzyżu w Wielki Piątek, cisza Wielkiej Soboty, bo nie ma Boga, i potem cudowne zmartwychwstanie w Niedzielę Wielkanocną.
To właśnie Wielki Piątek i Wielka Sobota są dniami narodzin tej najdłużej trwającej nienawiści, jaką jest antyjudaizm,
o czym w książce Antisemitism. The longest Hatred pisał Robert Wistrich. Każdego roku chrześcijanie byli karmieni przez takich złotoustych kaznodziejów jak Jan Chryzostom tą retoryką właśnie, że wtedy Żydzi zabili naszego Zbawiciela.
W tym okresie święta żydowskie zaczęły być używane jak trampolina do tego, żeby poniżać Żydów, żeby ciągle im przypominać, że zabili naszego Boga i że absolutnie nie są godni, żeby ich matka Ziemia nosiła.
To jest ten najbardziej eliminacyjny, morderczy antysemityzm, który rozkwitnie w pełni w XX wieku w nazizmie i w ostatecznym rozwiązaniu Hitlera i jego paranoicznych zwolenników.
Ale tak naprawdę fundamenty pod tego rodzaju myślenie zostały położone właśnie w tych wiekach ciemnych, ciemniejących, bo takim było chrześcijaństwo.
[...]
Dodajmy do tego zakazy, o których już wspominaliśmy, czyli mieszanych małżeństw, uprawiania seksu z Żydem, o konwersji nie wspominając. Nie chcę zmieniać tematu, ale jeszcze jedno pytanie ciśnie mi się na usta. Jezus był, powiedzmy, pewną nowością w świecie starochrześcijańskim, znaczy w judaizmie, ale przecież Bóg był jeden dla nas i dla nich. Pytanie, jak udało się nie zohydzić Jahwe.
Właściwie udało się. W chrześcijańskiej interpretacji pokazuje się, że pisma żydowskie tak naprawdę przygotowały drogę do przyjścia Jezusa, bo są prorockie. Zresztą wybrzmi to w islamie siedem wieków później.
[...] Problem polega na tym, że zarówno Jezus, jak i jego uczniowie to byli Żydzi, a więc chrześcijaństwo jest zbudowane na religii Żydów i żadne zaklęcia tego nie zmienią.
Przekonywanie, że chrześcijanie uratowali intuicję w Boga monoteistycznego, jest jedną wielką manipulacją. Bóg Starego Przymierza w wykładni wielu teologów chrześcijańskich jest takim Bogiem niższej kategorii, że tak powiem. Dopiero ten, którego Jezus objawił sobą, czyli trójjedyny i z Duchem Świętym, to jest prawdziwy Bóg – i zupełnie nie do pogodzenia z radykalnym monoteizmem żydowskim.
Już wiele razy powoływałem się na książki Pauli Fredriksen, więc zrobię to jeszcze raz. Jej książka z 2018 roku jest może najważniejsza. Jej tytuł mówi wszystko: Kiedy chrześcijanie byli Żydami. Ustalenia Fredriksen są nie do podważenia i wynika z nich jednoznacznie, że mówienie w wypadku chrześcijaństwa o nowej religii jest wielkim nieporozumieniem. To wszystko, co jest w tej religii nowe i odmienne od religii wyznawanej przez Jezusa i Pawła, to są późniejsze dodatki i wynik prac gorliwych teologów, którzy chcieli za wszelką cenę wykazać, że religia Żydów jest zła.
Dopiero dzisiaj razem z uczonymi żydowskimi zastanawiamy się, czy była możliwa inna historia. Pewnie tak. Ale nim będziemy rozmawiać o alternatywnej wizji, musimy najpierw dokładnie przeanalizować, dlaczego chrześcijaństwo jest kolebką nienawiści do Żydów i do judaizmu i niszą jej długiego trwania.
Książka Artura Nowaka i Stanisława Obirka „Antysemickie chrześcijaństwo” ukaże się nakładem wydawnictwa Prószyński i Ska 6 maju 2025 r.
Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.
Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.
Adwokat, publicysta i pisarz. Współautor książki „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” o ofiarach księży pedofilów, autor „Kroniki opętanej” – historii egzorcyzmowanej nastolatki oraz „Dzieci, które gorszą”, w której oddaje głos dzieciom i partnerkom kapłanów. W swojej praktyce adwokackiej wielokrotnie reprezentował pokrzywdzonych w sprawach, dotyczących pedofilii.
Adwokat, publicysta i pisarz. Współautor książki „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” o ofiarach księży pedofilów, autor „Kroniki opętanej” – historii egzorcyzmowanej nastolatki oraz „Dzieci, które gorszą”, w której oddaje głos dzieciom i partnerkom kapłanów. W swojej praktyce adwokackiej wielokrotnie reprezentował pokrzywdzonych w sprawach, dotyczących pedofilii.
Komentarze