0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Obraz Giovanni Bellini, XV wiek, w domenie publicznejObraz Giovanni Belli...

Ilustracja u góry: Obraz Giovanni Belliniego z XV wieku przedstawia jak 15 stycznia 1208 roku rycerze Rajmunda VI, hrabiego Tuluzy i protektora katarów, zabili papieskiego legata Piotra de Castelnau, co stało się bezpośrednim powodem ogłoszenia przez papieża krucjaty przeciw katarom z Langwedocji.

Jest 22 lipca 1209 roku. Tysiące krzyżowców ciągną przez południe Francji. Nie udają się wcale na wojnę przeciw Maurom na półwyspie Iberyjskim ani nie mają zamiaru zaokrętować się na statki płynące do Ziemi Świętej. Ich cel jest lokalny: w regionie Langwedocji, leżącej w królestwie Aragonii, rozciągającym się na dzisiejszym pograniczu francusko-hiszpańskim. Krzyżowcy mają zdławić rozwijający się tam ruch katarski.

Katarzy (od greckiego καθαροί, „czyści”) lub albigensi (od francuskiego miasta Albi, gdzie ruch był obecny) byli ruchem gnostyczno-chrześcijańskim, mającym też rewolucyjną agendę polityczną. Wierzyli w istnienie dwóch bogów: „dobrego” i „złego”. Dziełem tego pierwszego był świat duchowy, drugiego – materialny. Dlatego katarzy odrzucali świat materialny jako zły. Krytykowali oparty na nim porządek feudalny oraz bogacącą się hierarchię kościelną, a sami głosili ubóstwo. Odrzucali też sakramenty i dogmaty dotyczące Jezusa, co wydawało się dla katolickiego duchowieństwa oczywistą sprawką diabelską.

Przeczytaj także:

Heretycy na cenzurowanym

Doktryna katarów zbliżona była do bułgarskich bogomilów, innych heretyków, którzy wcześniej spędzali sen z powiek patriarchom Rzymu i Konstantynopola. Wpływy albigensów w XII-XIII wieku najsilniejsze były w południowej Francji, aczkolwiek nie ograniczały się tylko do niej.

Mieli też sympatyków na północy Italii i inspirowali inne ruchy. W kolejnych pokoleniach ferment religijny zawędrował nawet do naszej części Europy: w 1315 roku biskup wrocławski skazał na spalenie na stosie ponad pięćdziesięciu tzw. waldensów, a na początku XV wieku w Czechach pojawili się husyci. Ci ostatni, w odróżnieniu od katarów, nie gardzili wojenką i zwyciężyli wyprawiających się przeciw nim krzyżowców.

Tymczasem na przełomie wieku XII i XIII katarzy wydawali się jakby nieświadomi wiszącego nad nimi niebezpieczeństwa. Wyśmiewali wysłanników papieży i kaznodziejów. Rzecz jasna nachodzący ich katoliccy mnisi nie byli wcale ludźmi kompromisu. Katarzy zadania im nie ułatwiali, bo jak średniowieczni zakonnicy mieli podjąć wyzwanie np. dyskusji filozoficznej z kobietą? Nie mieściło im się to w głowach. Nie pomogło nawet, że owa rozmówczyni – katarska liderka Esclarmonde de Foix – pochodziła z wpływowego arystokratycznego rodu.

Esclarmonde de Foix, źródło Wikipedia. Obraz w domenie publicznej

„Idźcie zająć się swoim kołowrotkiem, nie przystoi wam, pani, zabierać głosu w tej materii“, skwitowali mnisi jej obecność podczas debaty teologicznej.

Papieski legat Pierre de Castelnau usiłował wpłynąć na księcia Tuluzy Rajmunda VI, by ten rozpoczął działania przeciw katarom. Ów na to się nie zgadzał. Dlatego, za sprzeciwianie się woli Kościoła, został ekskomunikowany. Wciąż ufny w swoje wpływy i koneksje na europejskich dworach, nie poddawał się naciskom. Nie tylko negocjował, lecz i publicznie groził papieskiemu legatowi. Kiedy w styczniu 1208 roku de Castelnau padł ofiarą mordu, miarka się przebrała.

Papież Innocenty III ogłosił krucjatę, świętą wojnę przeciw albigensom. Rajmund VI musiał się wycofać i publicznie ukorzyć. To nie zmieniało jednak losu samych katarów.

Wojna z albigensami

W stronę ich miast sunęła wielotysięczna armia – na czele z duchownymi gwarantującymi przywileje uczestnikom tej świętej wojny, z których najważniejszy był papieski legat, cysterski opat Arnaud Amaury (Amalryk).

Wojsko było międzynarodowe, uzbrojone po zęby i ciągnęło budzące grozę machiny oblężnicze. Wśród tysięcy zbrojnych byli tam rycerze ze świtami, zaciężni, bandy najemników (routiers) i rozbójnicy szukający łupu. „Wszyscy razem stanowili oddziały szturmowe feudalnej machiny wojennej, którym towarzyszyli niesforni ribauds (wszetecznicy), masa brudnej hołoty, niemających nic do stracenia poszukiwaczy przygód, nieuznających żadnych świętości. Powszechnie uważa się, że średniowieczne społeczeństwo było nieruchawe, wyrażając się oględniej – sielankowe, w rzeczywistości zaś duża liczba niemogących znaleźć sobie miejsca, zdesperowanych ludzi włóczyła się po kraju. Według bogatej w ironię tradycji na początku każdej kampanii ribauds wybierali spośród siebie »króla«. Król ten decydował o takich sprawach, jak kto będzie rabował trupy wroga i kto będzie płacił dziwkom” – pisze historyk kataryzmu Stephen O’Shea w książce „Herezja doskonała”.

Jak zaznacza badacz, „wynajmując routiers i zgadzając się na ribauds, krzyżowcy objawili podwójną moralność. Wykorzystywanie najemników, którzy na ogół siali spustoszenie w klasztorach, było jedną z głównych skarg wnoszonych przez Kościół przeciwko możnym panom Langwedocji (...) Wojownicy nie zastanawiali się nad kwestią, że zamierzonymi ofiarami ich krucjaty będą ich pobratymcy chrześcijanie. Heretycy nie byli chrześcijanami – byli heretykami”.

Wycieczka zakończona tragedią

Kiedy krzyżowcy docierali do kilkudziesięciotysięcznego miasta Beziers, uciekli już z niego wszyscy Żydzi. Wiedzieli, że niezależnie od celu krucjaty, im także grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.

Najwyraźniej z logiki świętej wojny nie zdawała sobie jednak sprawy katolicka większość mieszkańców Beziers. Wierzyli w potężne mury miasta (choć od dawna nie były remontowane) i sądzili, że krzyżowcom szybko skończy się zaopatrzenie i zniechęcą się do walki (jakby brakło przykładów, do czego zdolny jest fanatyzm).

Wojsko krzyżowców rozbiło obóz pod miastem. Zanim pokazało, na co je stać, rankiem 22 lipca grupa mieszczan urządziła małą „wycieczkę”, żeby nastraszyć obozowych ciurów kąpiących się w pobliskiej rzece. Przerodziło się to w przedłużającą się bijatykę, którą obserwowali z bram mieszkańcy. Grube niedopatrzenie! W stronę bram ruszyły bowiem tłumy przebudzonych ribauds. Inni, zbrojni w drabiny, obsiedli mury.

Zaskoczenie mieszkańców było całkowite. I to właśnie wtedy opat Arnold Amaury miał wypowiedzieć do krzyżowców sławne słowa „Caedite eos. Novit enim Dominus qui sunt eius”, czyli „Zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich”.

Wygnanie katarów z Carcassonne w 1209 roku. Miniatura z Wielkich Kronik Francji. W domenie publicznej

Spaleni w Beziers

Piekło, które rozpętali krzyżowcy w Beziers, tak odmalował w „Barbarzyńcy w ogrodzie” Zbigniew Herbert: „W mieście sieją nieopisany terror; atak na mury trwa zaledwie kilka godzin. W katedrze Saint-Nazaire, w kościołach św. Magdaleny i św. Judy gromadzi się ocalała ludność. Drzwi zostają wyważone i żołdactwo wpada do środka, mordując wszystkich – niemowlęta, kobiety, kaleki, starców i księży odprawiających w tym czasie nabożeństwo. Biją dzwony za umarłych. Zagłada jest totalna”.

„Świątynia [kościół św. Marii Magdaleny, przyp. aut] była pełna przerażonych, płaczących katolików i katarów, kiedy krzyżowcy wyłamali wrota i wymordowali wszystkich znajdujących się wewnątrz. Podczas renowacji kościoła w roku 1840 pod podłogą znaleziono mieszaninę ludzkich kości należących do ofiar masakry” – dodaje Stephen O’Shea.

Do dziś trwają spory, ile osób zginęło w rzezi. Na przykład jeden z kronikarzy krucjaty Piotr z Vaux de Cernay twierdzi, że w samym kościele św. Marii Magdaleny stłoczyło się 7 tysięcy osób. Zdaniem historyków wydaje się niemożliwe, ze względu na wielkość świątyni.

Czy można więc wierzyć średniowiecznym kronikarzom? A to przecież nie żaden z dziejopisów wyprawy – ani Piotr z Vaux de Cernay, ani Wilhelm de Tudele – lecz inny, niemiecki zakonnik Cezary z Heisterbachu, wspomniał domniemany rozkaz Amaury’ego „Zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich”.

Zrobił to w dziele napisanym kilkanaście lat po ataku na Beziers. W takich przypadkach historycy sugerują ostrożność. Jakim bowiem cudem Niemiec jako jedyny miałby wiedzieć coś, co ignorują pozostałe, bliższe źródła, nawet te sympatyzujące z mieszkańcami Langwedocji?

Duch mordu, zysku i zniszczenia

Z drugiej strony, spójrzmy na fakty. Amaury i Cezary żyli w tym samym czasie i obaj byli cystersami. Kontrowersyjne słowa nawiązują do cytatu z Biblii, z Drugiego Listu św. Pawła do Tymoteusza: „Zna Pan tych, którzy są jego”.

Beziers faktycznie zostało wymordowane, zginęło w sumie nawet 20 tysięcy mieszkańców. Krzyżowcy nie znali litości. Historycy zwracają uwagę, że nawet jeśli historyczność słynnych słów nie jest pewna, są zgodne z duchem prowadzonej krucjaty i korespondują z okrucieństwem mordów dokonanych przez krzyżowców.

„Być może, że Arnaud Amaury, człowiek tępy raczej niż cyniczny, wypowiedział tylko połowę zdania. W każdym razie powiedzenie stanowi znakomity komentarz do wydarzeń” – komentował to z przekąsem Zbigniew Herbert.

Po rzezi uczestnicy krucjaty, w tym ich liderzy, udowodnili, jaką faktycznie mieli motywację. „Kiedy wymordowano już wszystkich mieszkańców, przywódcy krucjaty skierowali swą uwagę na materialne bogactwo miasta. Motłoch, który sforsował most, według Wilhelma de Tudele, już rozpoczął grabież: »Pachołkowie wtargnęli do domów, które zajęli, a wszystkie były pełne bogactw i skarbów, lecz kiedy Francuzi [panowie] odkryli to, oszaleli niemal z wściekłości i wypędzili ich jak psy, za pomocą kijów«.

Wściekłość rycerzy była zrozumiała. Łupy były zawsze rozdzielane przez dowódców armii, nie przez motłoch. W pojęciu baronów biorących udział w krucjacie, pospólstwo i najemnicy usiłowali zagarnąć to, co słusznie się należało dokonującej podboju szlachcie. Wybrany przez maruderów na »króla« człowiek, który w tle potyczki na moście zauważył otwartą bramę, wezwał swoich ludzi do przerwania grabieży. Nie byliby w stanie obronić się przed uzbrojonymi rycerzami. Lecz ci ostatni musieli zapłacić za to wysoką cenę. »Owi brudni, cuchnący nędznicy zakrzyknęli chórem: Spalić to! Spalić!« – zanotował kronikarz. »Złapali długie pochodnie, jakby do podpalania stosu pogrzebowego, i miasto stanęło w ogniu«. Drewniane domy mieszkalne w ciasnych uliczkach były niczym hubka z krzesiwem”.

Papieska inkwizycja gasi światło

Kolejne wydarzenia potwierdziły „renomę” Amaury’ego. Za jego pozwoleniem w zajętym przez krzyżowców mieście Minerve spalono na stosie 140 katarów. Opat obrastał w godności i władzę. To zaś w końcu doprowadziło też do konfliktów z możnowładcami z krucjaty – zwłaszcza z Szymonem z Montfort, znanym rzeźnikiem katarów.

Amaury zmarł w roku 1225, a krucjata potrwała do 1229. Nawet jednak opanowanie ziem katarów nie oznaczało, że znikli i przestali żyć po swojemu. Od 1233 roku zajęła się tym – właśnie powołana – papieska inkwizycja.

Już wiele wcześniej działały inkwizycje biskupie, które miały zapanować nad samosądami oraz arbitralnymi działaniami władz świeckich, a szukanie, nawracanie i karanie heretyków miały przeprowadzać w oparciu o postanowienia Kościoła. Papieska inkwizycja, jeszcze potężniejsza, miała zadbać o porządek w Langwedocji. Efekt był jednak taki, że doszło do ataków na inkwizytorów i wybuchów powstań katarów.

Dopiero w 1244 roku, po wielomiesięcznym oblężeniu, padła ich twierdza Montsegur, po czym na stosach spalono około dwustu albigensów. W 1255 roku poddał się niedostępny zamek: Queribus w katalońskich Pirenejach. W 1321 roku inkwizycja spaliła na stosie ostatniego znanego katara, niejakiego Guillaume’a Belibaste’a, wędrownego pirenejskiego kaznodzieję.

Słowa pisarzy nie giną

Nawet jeśli Amaury nie wypowiedział sławetnego zdania, był do tego zdolny. Bardziej zasługuje na swoją złą opinię niż np. inkwizytor hrabstwa Tuluzy Bernard Gui, którego rozsławiło „Imię róży” Umberto Eco. Jego ofiarami padają w powieści: wiejska dziewczyna oskarżona o czary oraz zwolennicy Dulcyna, zrewoltowanego franciszkanina, który dowodził chłopskim powstaniem w północnej Italii i jako lider ruchu Braci Apostolskich domagał się reform Kościoła oraz jego powrotu do skromności znanej z kart Ewangelii.

Wbrew Eco, Gui w rzeczywistości nie był bardziej krwiożerczy od większości inkwizytorów, a czasem wręcz wyróżniał się racjonalnym podejściem. Nie zginął też w makabrycznych okolicznościach jak w filmowej adaptacji „Imienia róży”. Rozgłos przyniosły mu zaś działania nie w Italii, lecz we Francji: to on współuczestniczył w wykryciu wspomnianego wcześniej Belibaste’a, ostatniego albigensa.

Katarzy przetrwali w legendzie. Przez kolejne stulecia powoływali się na nich ezoterycy i badacze gnozy. Trafili do jednego worka tajemnic z templariuszami i masonami. Niemiecki badacz z czasów hitlerowskich Otto Rahn próbował nawet łączyć katarów z tajemnicą Świętego Graala i w jego poszukiwaniu eksplorował jaskinie w okolicach Montsegur.

Słowa Amaury’ego – zmyślone, prawdziwe czy tylko prawdopodobne – żyją własnym życiem. Widywano je u amerykańskich żołnierzy w Wietnamie w latach 60. Zdarzały się też na koszulkach, naszywkach i tatuażach w USA w latach 70.

Flaga z napisem KILL'EM ALL / LET GOOD SORT'EM OUT. Oferta jednego ze sklepów internetowych

Tabliczki z tym cytatem widywano na biurkach amerykańskich wojskowych – w czasach Bushowskiej wojny z terroryzmem w lekko zmienionej formie: „Zabijcie wszystkich, niech Allah sobie zrobi z nimi porządek”.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Adam Węgłowski
Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze