Pandemia, kryzys w Białorusi, w Kazachstanie, Armenii i w końcu wojna w Ukrainie. Aktywiści broniący praw człowieka żyją w permanentnym kryzysie i stresie. Doświadczają wypalenia. I – jak to bywa z aktywistami – znajdują na to rozwiązania dla wszystkich: porządna płaca, prawo do odpoczynku. A przede wszystkim – kultura troski.
80 aktywistów z dużych organizacji pracujących na rzecz praw człowieka z całego świata, spotkało się w lutym Warszawie na trzydniowej sesji. Temat „Jak organizować wsparcie i pomoc dla tych, którzy pracują pod presją i w stresie, narażeni na ataki słowne i fizyczne, mowę nienawiści i nękanie polityczne”. Organizatorami konferencji „Activists at risk" byli: Fundacja Batorego, Fundacja Odrodzenie z Kijowa oraz Open Society Foundations (OSF Europe and Central Asia Program oraz OSF Global Programs).
Niektórzy mają przypięte karteczki z czerwonymi kropkami. To znaczy „żadnych fotografii”.
Już sam przyjazd do Warszawy łączy się dla nich z ryzykiem. Doświadczenie wojny i niesienia pomocy na wojnie jest stale obecne.
„Jak właściwie mam rozmawiać o wsparciu dla siebie, skoro moi koledzy, ludzie, dla których pracuję, są teraz właśnie prześladowani i torturowani?”
– to pytanie z sali, od aktywisty z Azji Środkowej, pozwala mi lepiej zrozumieć, co tu się dzieje. Organizatorzy mówią: poziom traumy, PTSD, depresji i wyczerpania psychicznego u ludzi z organizacji pozarządowych pracujących na rzecz praw człowieka jest taki jak u żołnierzy-weteranów wracających z Afganistanu.
Trzeba zrozumieć, jak ciało adaptuje się do stresu i traumy. Pewnie wiecie, jak działają nadnercza i słyszeliście o hormonie, który nazywa się kortyzol. I jaki to wpływa na samopoczucie – tłumaczy Sat Dharam Kaur, nauczycielka jogi z Kanady, współpracowniczka Gabora Mate. To lekarz, który promuje ideę o związku między zdrowiem umysłu i ciała (w Polsce wyszła jego książka „Kiedy ciało mówi nie. Koszty ukrytego stresu").
Długotrwały stres, którego się nie rozładowuje przez odpoczynek, rozmowę o tym, co się dzieje i przez techniki relaksacyjne, powoduje nadmierny wzrost poziomy kortyzolu – tłumaczy Sat Dharam Kaur. Ciało funkcjonuje w napięciu, ciśnienie krwi wzrasta, serce może nierówno pracować, mogą pojawić się kłopoty trawienne, nadwaga, problem z poziomem cukru we krwi. Mogą pojawić się inne choroby immunologiczne, a w końcu bezsenność.
Po jakimś czasie poziom kortyzolu spada – ale znowu, jeśli nie rozładowujemy stresu na czas - ten spadek jest zbyt duży. I może pojawić się astma, problemy ze stawami i nawracające infekcje. Mogą się pojawiać chroniczne bóle kręgosłupa i migreny. Pojawiają się też objawy emocjonalne spowodowane problemami w działaniu nerwu błędnego: stany apatii albo nadmiernego pobudzenia.
Sat Dharam Kaur przekonuje, że nie wolno tych mechanizmów biologicznych lekceważyć i „brać się w garść” – stres trzeba rozładowywać i robić to stale. Przede wszystkim budując kulturę wsparcia i troski. Przez rozmowę i terapie. Ale też dzięki regularnej aktywności fizycznej.
„To jest problem powszechny” – mówi. – „Dotyczy przede wszystkim wszystkich ludzi świadczących usługi opiekuńcze. Pielęgniarzy, lekarek, nauczycieli, paramedyczek, strażaków, obrońców przyrody. Wszystkich aktywistów i aktywistek. Oni często w trybie przeżycia (survival mode), kiedy nie wiadomo, co zdarzy się za chwilę, funkcjonują bardzo długo – a to jest tryb, który natura wymyśliła na chwilę. Ma pomóc zdecydować, uciekać czy walczyć”.
Ze stresem trzeba się mierzyć – na poziomie organizacyjnym i dzięki indywidualnym treningom. Przekonanie, że skoro działamy dla słusznej sprawy, to musimy się poświęcać, jest błędne. To, co pomaga, to świadomość, że jesteśmy w tym razem i możemy na siebie liczyć.
Po raz pierwszy ktoś tak jasno tłumaczy, że kultura nadmiernego wysiłku i lekceważenie potrzeb jednostki jest niszczące – także na poziomie organizacji. Każdej organizacji.
Dlaczego stres trwa? Bo kryzysy na świecie stały się permanentne.
Ale na czasy niepewności są sposoby. Znalezienie ich oczywiście wymaga wysokich kompetencji społecznych, ale tych akurat w organizacjach pozarządowych nie brakuje. Uczestnicy i uczestniczki konferencji precyzyjnie opisują stan, w których są teraz ich organizacje:
Skoro kryzys jest nową normą, trzeba go opisywać jako normę. Nazwanie tego pozwala inaczej podchodzić do tego, co się dzieje w organizacjach. Z dyskusji wynotowałam, że:
Na sali w siedzibie Fundacji Batorego zebrali się na tej konferencji przedstawiciele dużych i znanych organizacji z dorobkiem. W Polsce tymczasem aktywiści z małych organizacji i grup obywatelskich rzucili się przed rokiem do pomocy uchodźcom z Ukrainy. To był ich trzeci etat, obok pracy zawodowej i obowiązków rodzinnych.
Dziś są na skraju wyczerpania – jaką radę można im dać? Tam nie ma dużych struktur, nie da się przeorganizować pracy, bo kto miałby to zrobić?
Pytam o to Sat Dharam Kaur. Na sali pełnej młodych ludzi w swetrach my dwie jesteśmy pewnie równolatkami. Rozgląda się po sali uważnie, jest elegancka, lekko egzotyczna (nosi turban) i bije z niej niesłychany spokój.
Sat Dharam Kaur: To jest bardzo trudne, ale pierwszą rzeczą byłoby wyrażenie wdzięczności za wszystko, co robią. Docenienie tego, że stanęli na wysokości zadania, kiedy była potrzeba. Zrobiliście to?
Nie.
A potem zauważenie też tej drugiej strony w człowieku. Powiedzenie, że uczucie bezradności, jakiego mogą doświadczać, jest w porządku. Mają prawo prosić o pomoc. Człowiek, który prosi o pomoc, wie, że nie jest sam. Tak się tworzy wspólnotę.
Zwracam na to uwagę, bo tym się zajmujemy w naszej pracy w Kanadzie. Chciałabym, żeby to nasze podejście przyjęło się także tutaj, w Europie.
Kiedy rozglądam się tutaj – nie wiem, czy kiedykolwiek spotkałam na raz tylu niesamowitych ludzi, którzy tak wiele przeszli – widzę, jak wypracowują zupełnie nowe umiejętności. Takie, które dają im to, co nazywamy odpornością. Przeżyli rzeczy złe, teraz, w czasie wojen i kryzysów może także w dzieciństwie. Bo często chęć pomagania jest sposobem na radzenie sobie z traumą dzieciństwa. Ale wiedzą, jak temu stawić czoła.
Tak się zyskuje supermoc, wiesz?
Mówisz, że trzeba ćwiczyć, uprawiać sport
Tak. Bo ciało człowieka doświadczającego stres, także stres nieuświadomiony, wyparty, jest napięte. Zmrożone. Musisz się ruszać - tańczyć, uprawiać jogę, pływać – to Twój wybór. Ale się ruszać, bo to pomaga. Trzeba jednak wykonać też inną pracę. Nauczyć się mówić o emocjach. Nauczyć się je odczytywać. Zwracać uwagę na to, co mówi ciało. O tym tu rozmawiamy.
A co Ty teraz czujesz?
Za mało wiem o psychologii. Jestem niedostatecznie dobra do tej rozmowy. W ogóle jestem niedostatecznie dobra, jeśli już.
„Niedostatecznie dobra”. To bardzo powszechne. Ludzie też myślą, że są nieważni, niewarci uwagi, że nie zasłużyli na miłość. Sądzę, że 90 proc. ludzi czegoś takiego doświadcza.
I co teraz czujesz?
Lęk? Chyba.
To też powszechne. Lęk, smutek, złość, wstyd. To się tak objawia. A jak to odczuwasz w sobie?
Nie wiem. Chyba czuję ucisk.
I?
Nie mam pojęcia. Przecież nie będę się tym zajmować – mnie chodzi o aktywistów i ich problemy.
To oczywiście piękne i dobrze, że widzisz oba te uczucia. To, czego warto się nauczyć, to odczytać to, co mówi ci ciało. Zrozumieć to i zaakceptować. To jest ta umiejętność, o której mówię.
Jeśli ludzie czują się niewystarczająco dobrzy i nie okazują tego, czują złość do innych, nawet tych bliskich. I to staje się problemem społecznym. Skąd to się bierze? Z mojej i Gabora Mate praktyki wynika, że źródło problemów tkwi w zadawnionej, dawno wypartej traumie.
Kiedy dziecko czuje ochronę rodzica, to gdy coś złego się stanie, może płakać, wyrazić złość. A dorosły mu powie: “To jest w porządku. Masz prawo tak się czuć. Jestem z tobą”. Ale jeśli tak się nie dzieje – a często się nie dzieje – dziecko wypiera emocje. Rozłącza się ze swoim prawdziwym ja i przyjmuje nową rolę. Zostaje grzeczną dziewczynką, perfekcjonistą, osobą ratującą świat, łobuzem, żartownisiem. W ten sposób udaje się przetrwać.
To raczej normalny sposób.
A tak tracimy prawdziwego siebie. I lepsze życie, które moglibyśmy mieć.
Trzeba zwracać uwagę na to, co mówi ciało. Ono podpowiada, co się dzieje. Emocje wypierane od dzieciństwa ciągle w nim są. A te niewyrażone emocje utrwalają nasze wyobrażenia o świecie. Przez to wszyscy żyjemy mniejszym życiem, niż moglibyśmy.
Zmiana, o której mówię, kultura opiekuńcza, taka, w której można zwrócić się o pomoc i mówić o emocjach, pozwoliłaby nam lepiej wykorzystać nasz potencjał. I po prostu uniknąć wielu chorób. Każda organizacja powinna tworzyć miejsce, gdzie każdy może wyznać, co czuje, być wysłuchamy, zauważonym.
To chciałam tu powiedzieć.
No i chciałam przyjechać do Polski. Mój ojciec był Polakiem, wiesz? Walczył w II wojnie, chciał tu przyjechać, ale nie zdążył przed śmiercią. Wojna go dotknęła, myślę, że miał PTSD. Wtedy tak się na to nie patrzyło, ale teraz wiem, że ja odziedziczyłam po nim ten stres. Tak że wszyscy mamy przed sobą podobne zadanie.
To jedna z rad zebranych w czasie debat. Z Sat Dharam Kaur rozmawiamy w przerwie między sesjami i warsztatami, w czasie których powstaje zbiór pomysłów i dobrych praktyk na czasy niepewności i kryzysu.
Poza jasną rekomendacją, że pensje i godziny pracy są ważne, a prawa pracownicze muszą być respektowane – właśnie dlatego, że zajmujemy się ważnymi sprawami, prawami człowieka, wynotowałam inne pomysły.
Bardzo dużo jest tu z tego, o czym mówiła Sat Dharam Kaur. Większość z nich wygląda na ekstrawagancję – ale tylko jeśli myśli się starymi kategoriami pracy jako poświęcenia. Które – jak udowodniło warszawskie spotkanie – jest podejściem całkowicie przeciwskutecznym.
Ze spotkania powstaje teraz obszerny raport – będzie tych rekomendacji dużo więcej.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze