0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Tobias Schwarz/AFPFoto Tobias Schwarz/...

Za polityką klimatyczną w Niemczech stoi „ideologiczna histeria klimatyczna” – tak o działaniach poprzedniego rządu tego kraju mówiła Alternatywa dla Niemiec (AfD).

Skrajnie prawicowa partia w całości odrzuca zarówno transformację energetyczną, jak i sam fakt odpowiedzialności człowieka za obecną zmianę klimatu. Choć jest jedyną liczącą się partią polityczną w kraju, która ma takie podejście, jest też partią, która rośnie w siłę najszybciej.

W lutym 2025 w wyborach parlamentarnych AfD zdobyła ponad 20 proc. głosów, podwajając swój poprzedni wynik. Dzięki temu jest już drugim co do wielkości ugrupowaniem w Bundestagu.

Przeczytaj także:

Upadek ambitnych klimatycznie

Choć zgodnie z przewidywaniami AfD pozostała w opozycji, to wypowiedzi jej polityków są na tyle kontrowersyjne, że skutecznie niosą się przez media społecznościowe. A gdy trafiają do ludzkich serc, trafiają też do polityków z innych ugrupowań.

Upadek poprzedniej koalicji rządzącej, słabnące notowania czołowych partii i rosnąca w siłę skrajna prawica doprowadziły do przeświadczenia, że przyszłość polityki klimatycznej u naszych zachodnich sąsiadów wisi na włosku.

„Cokolwiek wydarzy się w niedzielnych wyborach w Niemczech, jedno jest nieuniknione: upadnie jeden z najbardziej ambitnych klimatycznie rządów na świecie” – pisało tuż przed lutowym głosowaniem „Politico”.

I choć koalicja Socjaldemokratów – Zielonych – Liberałów oczywiście upadła, to jednak polityka klimatyczna już nie. Status związku nowego rządu z polityką klimatyczną zmienił się jednak z „to skomplikowane” na „nie przeszkadzać, jestem w pracy”.

Ochrona klimatu w konstytucji

Ostatnim, dość zaskakującym zwrotem akcji w sprawie niemieckiej polityki klimatycznej, jest wzmocnienie związanych z nią zapisów w konstytucji.

Na początku maja Friedrich Merz z Chrześcijańskiej Demokracji (CDU) ma zostać nowym kanclerzem Niemiec. Jego centroprawicowa partia ma utworzyć koalicję z siostrzaną Unią Chrześcijańsko-Społeczną (CSU) i lewicowo-centrowymi Socjaldemokratami (SPD). W gronie przyszłych koalicjantów nie ma więc Zielonych, którzy w ostatnich wyborach stracili najwięcej mandatów po SPD. To właśnie jednak za sprawą tej partii ochrona klimatu w konstytucji została wzmocniona.

„Przyszli partnerzy rządzący planują budżet, który pozwoli Niemcom powiększyć dług o dodatkowe 500 mld euro na inwestycje w infrastrukturę. Wymaga to jednak zmiany konstytucji, o której z kolei można zadecydować jedynie większością dwóch trzecich głosów w obu izbach parlamentu. Aby to osiągnąć, blok CDU i SPD potrzebował głosów Zielonych w niższej izbie” – wyjaśnia portal stacji „Deutsche Welle”.

Dzięki temu Zieloni byli w stanie przeforsować zapisy, na których najbardziej im zależało. Pod ich naciskiem do nowelizacji niemieckiej konstytucji wprowadzono konkretne sformułowania. Ostatecznie uzgodniono, że 500 mld euro ze specjalnego funduszu będzie przeznaczone na „inwestycje w infrastrukturę i dodatkowe inwestycje mające na celu osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2045 roku”.

Dodatkowo Zieloni wywalczyli też zapisanie, aby 100 mld euro z funduszu zasiliło Fundusz Transformacji Klimatycznej.

Część ekspertów zaznacza, że nie oznacza to „przewrotu kopernikańskiego”.

„Państwowy cel ochrony środowiska” jest już bowiem zapisany w konstytucji i obejmuje ochronę klimatu. Chodzi więc o zapewnienie, że na działanie z tym związane zostanie przeznaczona odpowiednia pula ze specjalnego funduszu.

Niektórzy uważają jednak, że ustępstwa wobec Zielonych poszły za daleko. „Pojawi się wiele pozwów sądowych na podstawie tego, że te inwestycje będą sprzeczne z celem ochrony klimatu na rok 2045. Ciężar dowodu będzie spoczywał na państwie. To będzie trudne” – ocenia w „Die Welt” Wolfgang Kubicki z neoliberalnej partii Wolni Demokraci.

Klimat zyskał czy stracił?

Po wygaszeniu pandemii COVID-19 poprzedni rząd Niemiec, współtworzony m.in. przez Zielonych, podjął decyzję o przesunięciu 60 mld euro na ochronę klimatu. Pieniądze te miały pochodzić z oszczędności w funduszu utworzonym w celu złagodzenia skutków gospodarczych pandemii.

Decyzję tę w 2023 roku zablokował jednak Federalny Trybunał Konstytucyjny. Sędziowie wyjaśniali, że przesunięcie pieniędzy narusza tzw. hamulec zadłużenia – przepis konstytucyjny, który ogranicza zadłużanie się rządu, nie licząc sytuacji nadzwyczajnych i recesji.

To właśnie te przepisy blokowały również dodatkowe obciążenia budżetu w 2025 roku. Ich poluzowanie poprzez zmiany w konstytucji z pewnością ułatwi więc wydatkowanie publicznych pieniędzy. Zwolennicy ambitniejszej polityki klimatycznej mogą zaś cieszyć się, że 100 mld euro na ten cel zostało zagwarantowane w konstytucji.

Z drugiej strony polityka klimatyczna to w ostatnim czasie „chłopiec do bicia” w wielu państwach na świecie, w tym również w Niemczech.

A zatem czy ten temat traci na znaczeniu u naszych sąsiadów, czy jednak nie?

Co z piecykami i samochodami?

W kwietniu CDU, CSU i SDP zawarły umowę koalicyjną. W liczącym 144 strony dokumencie znalazło się też sporo odniesień do klimatu, w tym tematów, które budziły wcześniej największe kontrowersje w opinii publicznej.

I tak elektryfikacja transportu jest przez koalicjantów ogólnie popierana, ale bez wyznaczania konkretnych, prawnie wiążących celów. Zamiast tego koalicjanci oświadczyli, że ​​będą wspierać e-mobilność, „stosując zachęty do zakupu”, np. podatkowe, zniżki na samochody służbowe i wsparcie dla gospodarstw domowych o niskich dochodach.

W dokumencie nie ma też odniesień do obowiązującego zakazu sprzedaży aut z silnikiem spalinowym od 2035 roku. Choć przed wyborami CDU i CSU zapewniały, że taki zakaz zostanie zniesiony, w porozumieniu pojawiła się jedynie wzmianka o wymaganej od producentów samochodów „neutralności technologicznej”.

Nie ma również zapisów o ograniczeniu prędkości na autostradach, za to pojawia się deklaracja o obniżeniu podatku od emisji w lotnictwie (który niedawno podniesiono).

„Umowa koalicyjna stanowi krok wstecz na drodze do zrównoważonej polityki transportowej. To nie jest dobry dzień dla rewolucji transportowej i ochrony środowiska” – komentuje stowarzyszenie VCD, które działa właśnie na tych polach.

Drugi kontrowersyjny temat to piece gazowe.

Alternatywa dla Niemiec urosła m.in. dzięki krytyce planowanego zakazu ogrzewania nowych domów w ten sposób. Przepisy miały wejść w życie w 2024 roku, ale po ich krytyce wymogi ustawy poluzowano tak, by objęły wszystkie nowe budynki dopiero od roku 2028.

Przyszła koalicja deklaruje wycofanie ustawy i wprowadzenie nowej, która będzie „otwarta na technologię bardziej elastyczną i prostsza”. Modernizacja ogrzewania wciąż ma przebiegać i być finansowo wspierana przez rząd, ale cele ograniczania emisji mają być „osiągalne”.

„Zmaterializował się najgorszy scenariusz: ustawa o ogrzewaniu ma zostać zniesiona. Jest to fatalne dla ochrony klimatu i niedrogiego ogrzewania” – uważa Barbara Metz, dyrektorka w organizacji DUH, która zajmuje się ochroną środowiska i konsumenta.

Gospodarka, nie klimat

Prowadzony przez naukowców portal Carbon Brief przeanalizował porozumienie przyszłych koalicjantów. I tak prawnie wiążący cel osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2045 roku został w nim utrzymany. Droga prowadząca do tego celu ulega jednak zmianie nie tylko w zakresie transportu i ogrzewania.

Najważniejsze przesłanie przypomina to, co w tej sprawie robi tak cała UE, jak i Polska. Nowy niemiecki rząd kładzie więc nacisk przede wszystkim na wzrost gospodarczy i poluzowanie przepisów. Polityka klimatyczna przegrywa więc z polityką ekonomiczną.

W dokumencie zapisano m.in., że producenci energii odnawialnej powinni być przygotowani na pełne finansowanie się na rynku. Sugeruje to odejście od dotacji dla energii wiatrowej i słonecznej. Do tego w 2032 roku „potrzeby przestrzenne” w zakresie wiatraków mają zostać ponownie ocenione.

Data odejścia od węgla, którą określono na 2038 rok, została nienaruszona. Koalicjanci chcą za to 20 GW nowych elektrowni gazowych, które stanowić będą „zapasowe” źródło energii.

Z zapisów umowy wynika również, że nie ma szans na rozbudowę energetyki jądrowej, choć przed wyborami wyraźnie domagało się tego CSU. Plany zakładają też rozwój infrastruktury wodorowej oraz instalacji do wychwytywania i składowania dwutlenku węgla (tzw. CCS).

Dodatkowo umowa koalicyjna obejmuje dalsze wsparcie dla przemysłu i biznesu, w tym „fundusz niemiecki” na wzmocnienie krajowych inwestycji. Ceny energii dla firm i gospodarstw domowych mają być obniżone o co najmniej pięć eurocentów za kilowatogodzinę, opłaty sieciowe zmniejszone, a podatek od energii elektrycznej – obniżony do europejskiego minimum.

Koalicjanci deklarują też poparcie dla drugiego systemu EU ETS, który ma wejść w życie w całej Unii w 2027 roku. Od tego czasu opłaty za emisje CO2, funkcjonujące dziś np. w energetyce, mają objąć też m.in. sektor transportu i budownictwo. Zmianom tym sprzeciwia się kilka europejskich rządów, w tym Polski. Niemcy są jednak na „tak”.

Odbudować Niemcy – i kropka

Być może najlepiej zmiany w Niemczech opisuje więc wspomniane wcześniej „Politico”: „Kanclerz Olaf Scholz obiecał, że odbuduje lepiej. Friedrich Merz obiecuje odbudować Niemcy w każdy możliwy sposób”.

Strategia ta, podobnie do działań tak całej UE, jak Polski, ma polegać na rezygnacji z kijów i koncentrowaniu się na potencjalnych marchewkach. Trudno jednak ocenić, jak dalece biznes i społeczeństwo będą chcieli za nimi gonić bez obawy o uderzenie kijem. Oraz ze świadomością, że „gospodarka wygrywa z klimatem”, a kryzys klimatyczny nie jest akurat tym, którego należy się obawiać najbardziej.

;
Na zdjęciu Szymon Bujalski
Szymon Bujalski

Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”.

Komentarze