Gwiazdy prorządowych mediów muszą zapłacić po 10 tys. złotych grzywny za zniesławienie aktywistki. Doszło do tego w 2019 roku w programie "W Tyle Wizji" TVP Info. Wyrok nie jest prawomocny
We wtorek 6 grudnia 2022 w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia zapadł wyrok w procesie karnym, który znana aktywistka i psychoterapeutka Elżbieta Podleśna wytoczyła Magdalenie Ogórek i Rafałowi Ziemkiewiczowi.
Sąd uznał Ogórek i Ziemkiewicza winnymi przestępstwa zniesławienia i nakazał zapłacić po 10 tys. złotych grzywny.
Proces z art. 212 kodeksu karnego Podleśna wytoczyła pracownikom TVP za wypowiedzi z lutego 2019 roku. Ziemkiewicz i Ogórek w programie "W Tyle Wizji" podważali kompetencje Podleśnej jako psychoterapeutki. Sugerowali, że terapię wykorzystuje do agitacji politycznej i namawia pacjentów do uczestniczenia w antyrządowych protestach.
„Elżbieta Podleśna jest psychologiem, psychoterapeutą, ma pacjentów, przyjmuje i prowadzi regularną praktykę”, „Mam wrażenie, iż ich przyprowadza na rozmaite eventy (…) zachowują się, jakby mieli pranie mózgu fachowo zrobione”, „Wrażenie takie możemy odnosić i jeżeli jest to wykorzystywanie własnych umiejętności, tutaj de facto quasi-lekarskich, do manipulowania ludzką psychiką, to ja myślę, że (…) czekam cały czas na reakcję Towarzystwa Psychologicznego w takiej sprawie” – mówili w TVP Ogórek i Ziemkiewicz.
- Sąd uznał, że pani Ogórek i pan Ziemkiewicz powinni zdawać sobie sprawę z tego, jakie są dozwolone granice krytyki i czemu taka krytyka powinna służyć. Uznał, że podważanie kompetencji p. Podleśnej i sugerowanie, że używa swoich umiejętności do manipulowania ludźmi, nie służyło interesowi publicznemu - mówi OKO.press mec. Sylwia Gregorczyk-Abram z inicjatywy Wolne Sądy, adwokatki Podleśnej. Oprócz niej aktywistki w sądzie reprezentowali także adwokaci Michał Wawrykiewicz, Radosław Skiba oraz aplikant Michał Terebecki.
- To niewątpliwie zakończenie ważnego etapu, ale najpewniej jeszcze nie koniec - komentuje dla nas Elżbieta Podleśna.
Wyrok nie jest prawomocny, skazanym przysługuje apelacja.
- Sąd stwierdził, że komentarze p. Ogórek i p. Ziemkiewicza były wymierzone bezpośrednio w moją klientkę. Podkreślił, że psychoterapeuta to zawód zaufania publicznego, podlega więc szczególnej ochronie. Ludzie muszą mieć do nich zaufanie. A wypowiedziane na antenie oskarżenia to zaufanie podważają - wyjaśnia Sylwia Gregorczyk-Abram.
- TVP ma ogromną machinę nienawiści i propagandy, nad którą przechodzimy coraz częściej do porządku dziennego. Moja klientka powiedziała: nie, chcę, żeby ponieśli konsekwencje. Bo to uderza w moich pacjentów, a moi pacjenci są dla mnie najważniejsi. Nie miała wyboru, bo kocha swój zawód - podkreśla Gregorczyk-Abram.
Sama Podleśna przyznaje, że ma świadomość, że kara 10 tys. złotych grzywny zapewne nie będzie dotkliwa dla Ogórek i Ziemkieiwcza. Nie o to jednak chodziło.
- Liczy się dla mnie przede wszystkim słowo, które dziś padło: winni. Kiedy zwykła obywatelka staje naprzeciwko funkcjonariuszy telewizji publicznej, to szanse wydają się znikome.
A tutaj jednak doszło do uznania tych pracowników telewizji publicznej za winnych zniesławienia - cieszy się aktywistka.
- Dla mnie było też istotne, że sąd zwrócił uwagę, że użyte przez oskarżonych sformułowania były uwłaczające dla "światłych i świadomych obywateli", którzy ze mną protestowali. Pani Ogórek i pan Ziemkiewicz potraktowali ich jako osoby bezwolne, całkowicie podlegające manipulacji. Dla osób, które dziś były publicznością, a są aktywnymi uczestnikami oporu społecznego, także miało to znaczenie - podkreśla Podleśna.
Ogórek i Ziemkiewicz zostali przez Podleśną pozwani z kontrowersyjnego art. 212 kodeksu karnego, który bywa w Polsce wykorzystywany do tłumienia krytyki prasowej i wolności słowa. I to właśnie wolnością słowa zasłaniali się w procesie dziennikarze TVP.
- Jestem ogromną zwolenniczką wolności słowa. To jedna z najwyżej cenionych przeze mnie wartości. Ale wolność słowa również podlega pewnym ograniczeniom: słowa wypowiadane o drugim człowieku, przeciwko niemu, muszą opierać się na prawdzie. Mieć dobrze uzasadnione podstawy - wyjaśnia Podleśna.
- Dziennikarze mają szczególne prawa, ale też szczególne obowiązki. Np. rzetelność. Jeżeli mamy podejrzenia, to staramy się je sprawdzać, a nie snujemy je wokół palca.
A jeśli w dodatku do snucia tych rozważań i pomówień wykorzystuje się tubę propagandową o dużym zasięgu, to już nie jest w porządku. Tu może i powinien wkroczyć wymiar sprawiedliwości - uważa Podleśna.
Jednym z argumentów pozwanych była także sama forma programu "W Tyle Wizji", który ma łączyć informacje z satyrą. Ogórek i Ziemkiewicz bronili się, że ich wypowiedzi o Elżbiecie Podleśnej miały charakter satyryczny.
- Sąd się z tym nie zgodził. Satyra, choć zwykle pożądana i ciekawa, tutaj miała na celu wyłącznie zniesławienie mojej klientki. Nie stał za tym publiczny interes - tłumaczy mec. Gregorczyk-Abram.
- W programie opisanym jako informacyjno-satyryczny zawsze można lekką nóżką przeskakiwać ze sfery informacji do sfery satyry, a potem zasłaniać się formułą. Oskarżeni podkreślali też, że ich stwierdzenia nie były kategoryczne - używali konstrukcji ze słowem "jeżeli". Ale sądy orzekały już, że takie snucie przypuszczeń też podpada pod art. 212 kk. - mówi Podleśna.
- Ten proces pokazuje, że trzeba dużo wytrwałości, by swoją sprawę doprowadzić do końca. I wytrzymałości psychicznej, by wysłuchać wszystkiego, co oskarżeni mogą powiedzieć. Przeszłam kilka takich spraw o dobre imię czy naruszenie dóbr osobistych. Wspominam je nawet bardziej traumatycznie niż sprawy, w których byłam oskarżoną - mówi Podleśna.
Telewizję publiczną Podleśna, wraz z innymi aktywistami, pozywała już dwukrotnie.
- Raz chodziło o udostępnienie naszego wizerunku w sprawie rzekomego ataku na Magdalenę Ogórek. Sprawę tę wygraliśmy w pierwszej instancji - sąd uznał, że TVP nie powinna była do tego dopuścić. Składaliśmy apelację mimo to, bo sąd nie wszystkie nasze postulaty uwzględnił. Ta sprawa jeszcze się ciągnie, potrwa to pewnie jeszcze kolejne dwa lata - mówi nam aktywistka.
- Druga sprawa dotyczyła koszmarnego paszkwilu pt. "Inwazja". Jedną sprawę założyła wtedy Kampania Przeciwko Homofobii, a drugą założyliśmy my - osoby, których wizerunki zostały wykorzystane w tym homofobicznym materiale. Autorzy sugerowali, że jesteśmy kimś w rodzaju "etatowych" uczestników marszów równości. Tu także w pierwszej instancji wygraliśmy. Ale materiał był emitowany przed wyborami prezydenckimi, za chwilę minie kadencja, a nie ma prawomocnego wyroku - ubolewa.
Podleśna wspomina także sam głośny protest pod siedzibą TVP po śmierci Pawła Adamowicza, kiedy miało dojść do "ataku" na Magdalenę Ogórek. Ogórek na Twitterze oskarżyła wtedy aktywistów m.in. o oplucie jej samochodu i porysowanie go.
- Nie wytoczyła nam sprawy, bo wiedziała, że przegra. Nawet w filmie, który kręciła komórką, nie ma dowodów na potwierdzenie jej słów. Sprawę przeciwko nam - o wykroczenie - wniosła policja. Została umorzona, bo sąd uznał, że mieliśmy prawo do takiej formy protestu. Ogórek na rozprawie przyznała, że samochód nie był porysowany ani opluty, ale nigdy publicznie nas za swoje zarzuty nie przeprosiła, chociaż po ich sformułowaniu połowa Polski zrobiła nam z życia piekło - mówi Podleśna.
- Co więcej, pani Ogórek powtórzyła swoje insynuacje o opluwaniu w trakcie zeznań w zakończonej dziś sprawie, zaś pan Ziemkiewicz stwierdził, że to opluwanie widział... Pozwolę sobie tego już nie skomentować - dodaje aktywistka.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze