Czy go karmią, czy ma możliwość wyprania rzeczy, czy może skorzystać z łazienki – myśli każda matka, żona, córka ukraińskich jeńców wojennych. W mediach słyszą o torturach. Nikt nie potrafi im odpowiedzieć, czy ich bliscy są bezpieczni. Stworzyły organizację społeczną, aby o ich bliskich – żołnierzach z 501. batalionu piechoty morskiej – nie zapomniano
Ołesia nie wyobraża sobie życia bez morza. Bez spacerów nad wodą i bez morskiego powietrza. Pochodzi z Berdiańska, miasta w obwodzie zaporoskim, położonego nad Morzem Azowskim. Kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, Ołesia wyjechała do Gdańska, żeby morze dodawało jej sił. Tylko teraz morze jest inne, obce.
Ołesia była przygotowana do wyjazdu. Miała bilet na autobus Mariupol-Gdańsk. 25 lutego wyjechała, a 27 do miasta wkroczyła rosyjska armia. Do tej pory jest okupowane.
– Wyjechałam, bo nikt nie mógł dać gwarancji, że będą wypuszczać ludzi. Nie chciałam tam zostać bez pracy. Do tego rodziny wojskowych powinny były zadbać o swoje bezpieczeństwo – tłumaczy Ołesia.
Ma 29 lat. Znalazła pracę w Gdańsku, dostała mieszkanie. Oprócz koleżanki, z którą przyjechała, nikogo w nowym mieście nie znała. Pomogło jej to, że wcześniej była już w Polsce i rozumiała język.
Do rodziny Ołesi wojna przyszła w 2014 roku. Jesienią jej tata, który pracował w porcie, otrzymał wezwanie do obrony ojczyzny. Dwa lata odbywał służbę w Melitopolu, potem przeniósł się do 501. Samodzielnego Batalionu Piechoty Morskiej, wchodzącego do 36. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej. Stacjonowali w Berdiańsku. Co pół roku żołnierzy wysyłali na rotację do Mariupola, który od 2014 roku był miastem przyfrontowym. W lutym 2022 roku tam znalazł się też tata Ołesi.
W ciągu pierwszych dni inwazji udawało się jej być w kontakcie z tatą. Jest dowódcą plutonu wsparcia technicznego, sierżantem sztabowym. Inne żony, matki, siostry nie miały kontaktu ze swoimi bliskimi. Żołnierze mieli jeden telefon na kilka osób. Tata prosił o przekazanie informacji o kimś z towarzyszy jego rodzinie. W ten sposób kobiety poznawały się między sobą.
28 marca 2022 Ołesia rozmawiała z tatą po raz ostatni. 4 kwietnia dowiedziała się, że trafił do niewoli.
– W sieci pojawiały się informacje, że piechota morska się poddaje.
Ołesia ogląda wideo, jak biorą do niewoli żołnierzy. Poznaje tatę.
– Już wiedziałam, że żyje i że jest w niewoli – opowiada. – Nie wiedziałam, co mam robić. Nikt nam nie dawał instrukcji, jak się zachowywać w takich przypadkach. Władza prosiła o reżim ciszy, byśmy nie nagłaśniali sytuacji. Natomiast było nam bardzo przykro z tego powodu, że państwo-agresor rozprzestrzenia newsy, że ukraińska piechota morska dobrowolnie się poddaje. Chociaż nikt nie wiedział, w jakich okolicznościach trafili do niewoli. Ukraińcy też zaczęli wierzyć w rosyjskie komunikaty. Oprócz tego, że musiałyśmy walczyć o to, żeby nasi bliscy zostali wymienieni, to musiałyśmy jeszcze wszystkich przekonywać, że pozostawali wierni Ukrainie, jej narodowi i przysiędze.
Dopiero 16 maja 2023 roku Państwowe Biuro Śledcze Ukrainy (DBR) poinformowało, że żołnierze 501. batalionu zostali zmanipulowani przez zdrajcę w ukraińskich szeregach i nakłonieni do poddania się. „Zostali wprowadzeni w błąd, a zatem nie zdawali sobie i nie mogli zdawać sobie sprawy z bezprawnego charakteru rozkazu o poddaniu się” – Radio Swoboda podaje komunikat służb.
– Byli w okrążeniu. Nie mieli możliwości otrzymywania amunicji, jedzenia, wody. Kobiety opowiadały, że ich bliscy pili wodę z kałuży. Zdaję sobie sprawę, że bronili państwa po prostu z niczym – opowiada Ołesia.
Została członkinią organizacji społecznej „Związek rodzin jeńców wojennych 501.”, która stara się o powrót swoich bliskich – obrońców Mariupola – do domu. Kobiety są rozsiane po różnych krajach. Ołesia nazywa je swoją nową rodziną. Wspierają się nawzajem, udzielają pomocy i porad. W Ukrainie oraz za granicą organizują akcje wsparcia jeńców, rozklejają naklejki z informacją o ich niewoli. Nie mogą pozwolić na to, żeby o ich bliskich zapomniano. Teraz żyją hasłem: „Walczymy o Bohaterów, tak jak oni walczyli o nas!”.
– Oni jedni z pierwszych przyjęli cios. Brali udział w walkach ulicznych, bronili się w kombinacie metalurgicznym imienia Iljicza – opowiada Ołesia o batalionie taty. – Chcę, aby mój ojciec wrócił do domu, ale chyba jestem szczęśliwa, że jest w niewoli.
Rozumiem, jakie to tortury, ale wiem, że żyje.
Będę robić wszystko, aby tata oraz jego towarzysze wrócili do domu. Mam nadzieję, że to wkrótce się wydarzy.
W ciągu ostatnich ośmiu miesięcy nie został wymieniony na rosyjskich jeńców żaden żołnierz z 501. batalionu. Przez cały okres trwania pełnoskalowej wojny do domu wróciło jedynie 22 osoby z 277, które trafiły do niewoli. 255 osób nadal jest u Rosjan. A to są dane tylko z jednego batalionu. Ukraińskie państwo nie podaje liczby wszystkich jeńców.
Według danych z końca sierpnia 2023 w ciągu wojny Ukraina przeprowadziła 48 wymian i doprowadziła do powrotu 2598 osób z rosyjskiej niewoli. Rosja oprócz żołnierzy w niewoli przetrzymuje nielegalnie około 20 tys. ukraińskich cywilów, jak informował w maju 2023 rzecznik praw człowieka Ukrainy Dmytro Lubineć. Liczby te opierają się na apelach krewnych, których bliscy są przetrzymywani przez stronę rosyjską, podaje Radio Swoboda.
– Coraz mniej osób pyta o tatę. Teraz musisz błagać o nagłaśnianie sprawy. Społeczeństwo powinno walczyć o swoich bohaterów. Trudno przyjąć, że ludziom nie do końca jest to potrzebne. Że dla wszystkich to jest etap, który minął. Ludzie żyją swoim życiem. Trudno jest wyobrazić sobie powrót naszych bohaterów do takiego społeczeństwa. Będą musieli jakoś w nim istnieć.
Staramy się przygotować na to przyjęcie, ponieważ nie wiemy, co oni tam przeżywają. W ciągu tych 18 miesięcy miałam szczęście porozmawiać z dwoma mężczyznami, którzy byli z moim ojcem w jednej celi. Jednak nie opowiedzieli mi wszystkiego. Wiem, że tata bardzo schudł. Chłopak z wymiany opowiadał, że tata nawet się z tego cieszy, bo waga mu przeszkadzała. Jedynie żałuje, że przy takiej okazji.
Po tym zdjęciu, które widziałam, tylko po oczach mogłam poznać, że to mój ojciec.
Ktoś przed i ktoś po niewoli to dwaj różni ludzie.
Każdy kolejny dzień niewoli – nieludzkich warunków – to ryzyko chorób i trudniejszego powrotu do zdrowia.
W niewoli Ukraińcy są pozbawieni prawdziwej informacji i kontaktów z bliskimi. Rosjanie wmawiają im, że ich bliscy zginęli, że Rosja „uwolniła” kolejny ukraiński obwód itd. Mimo tego, że według konwencji genewskich jeńcy mają prawo do komunikacji z bliskimi, tato Ołesi nie otrzymał od niej żadnego listu. Ona od niego również.
– Przedstawiciele Czerwonego Krzyża powinni zapewnić bliskim kontakt z jeńcem, przekazać informację o jego stanie, o miejscu przebywania. Jeńców od czasu do czasu przewożą z jednego więzienia do drugiego.
Ołesia ogląda wnętrza rosyjskich więzień, szukając tego, gdzie trzymają człowieka z oczami taty. Rozpoznaje je dzięki ścianom.
Należy do tych szczęśliwych rodzin, którym państwo-agresor – takim terminem posługuje się Ołesia – potwierdziło, że ich bliski jest u nich w niewoli.
„Ponad 15 miesięcy tortur, głodu, zimna, ciemności. Nie czujesz się tam jak człowiek. Po prostu wykonujesz rozkazy katów. Masz opuszczoną głowę, związane ręce. Dobrze, gdy pozwalają ci usiąść lub położyć się, bo najczęściej stoisz. Ciągle narzucają coś obcego: obcy język, fałszywe informacje. Światło jest nadzieją, gdy okno nie jest zbyt wysoko. Świeże powietrze... Niebo widać przez żelazne kraty. Najgorsze jest to, że cię nie leczą, ale mogą udzielić »pomocy«, abyś nie umarł przed czasem. Ranni nie są wypuszczani, aby doprowadzić ich rodziny do kryzysu. Żołnierz, który bronił swojej ziemi, a teraz jest jeńcem, jest najgorszym wrogiem dla okupanta. Rosjanie demonstrują swoją siłę na jeńcu, który jest najsłabszy. I nie ma usprawiedliwienia dla tej siły”.
(Ze słów matki jeńca z 501. batalionu).
Przez pierwsze pół roku ojcowskiej niewoli Ołesią targają różne myśli. Z powodu reżimu ciszy, o który bezustannie proszą ukraińskie władze (proszą, by nie publikować w mediach społecznościowych zdjęć bliskich, którzy trafili do niewoli, nie podawać danych wrażliwych oraz informacji o miejscu zaginięcia) powstrzymuje się przed udostępnieniem informacji o tacie.
– Jak na święta był w mundurze, też nie pozwalał robić sobie zdjęć i udostępniać je w mediach społecznościowych. Nikt nie może nam dać gwarancji, co potem wydarzy się z tym człowiekiem. Jednak nie wybaczę sobie, jeśli niczego nie będę robić. Apele, przypominania w mediach powinny być. Na naszych profilach w mediach społecznościowych pokazujemy działania naszej organizacji: pokojowe demonstracje, spotkania z przedstawicielami władzy.
Są ludzie, którzy opowiadają historie swoich bliskich. Nie robię tego, ponieważ mój tata jest starszym człowiekiem, nie wiem, jak zareaguje. Jak będzie się czuć z tym, jak będzie szedł po naszym mieście, a ludzie będą pytać go o niewolę?
Podczas spotkań w sztabie koordynacyjnym, który zajmuje się wymianą jeńców, padają przede wszystkim pytania o brak wymian.
– Zawsze odpowiedź jest jednakowa, że robią wszystko możliwe, że wszyscy wrócą. Nadzieja jest zawsze. Ale kiedy widzisz, że bylo osiem wymian i żadnego żołnierza z naszego batalionu…
Oglądamy w mediach wywiady z żołnierzami, którzy zostali wymienieni. Opowiadają o warunkach w niewoli, o biciu. Każda matka, córka, żona odbiera to osobiście.
Nikt nie może dać mi gwarancji, że to nie wydarzyło się z moim tatą.
Jeńcy starają się wspierać nawzajem, opowiadają o swoim życiu, o rodzinie. Nadchodzi też taki moment, kiedy nie mają o czym rozmawiać. Milczą lub ratują się anegdotami. Starają się nie upadać na duchu – mówi Ołesia.
– Pojawiają się wiadomości, że będzie wymiana wszyscy za wszystkich. Dają nam nadzieję, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest możliwe. Nie mamy tylu jeńców, co państwo-agresor. Do tego Rosjanie nie rozdzielają cywilów i wojskowych.
Ołesia opowiada też o tym, że Rosja stawia ukraińskich żołnierzy pod sąd. – Młodych chłopców skazują na dożywocie albo na prawie 30 lat. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak to jest trudne dla ich bliskich. Nie wiemy, czy to będzie miało wpływ na wymianę. Zapewniają nas, że zgłaszają do wymiany wszystkich, że druga strona nic nie oferuje.
Trudno jest sobie wyobrazić, co dzieje się w głowie 25-letniego chłopaka, który dostał dożywocie.
Więźniowie są maltretowani psychicznie, bici – a teraz jeszcze skazywani.
W OKO.press opisywaliśmy sprawę Serhija Kowalskiego z Chersonia, któremu Rosjanie zarzucają międzynarodowy terroryzm. Grozi mu od 10 do 20 lat więzienia lub dożywocie. Tekst znajdziecie tutaj:
– Ludzie powinni rozumieć, że żołnierze cierpią nie tylko na początku, kiedy trafiają do niewoli. Bici są dalej. To tortury dla nich oraz dla ich bliskich. Bardzo bym chciała, żeby ludzie przychodzili na nasze pokojowe protesty, wspierali nas. Wierzymy w to, że wojna skończy się naszym zwycięstwem, ale potem będziemy musieli jakoś wspólnie żyć.
Ołesia bierze udział w webinarach z psychologami, którzy pomagają rodzinom jeńców poradzić sobie z emocjami oraz przygotować się na spotkanie z nimi po powrocie z niewoli.
– Chciałabym, żeby wszyscy zdawali sobie sprawę ze skutków niewoli.
Ołesia dziękuje mieszkańcom Gdańska za wsparcie – w mieście między innym nadano skwerowi nazwę Bohaterskiego Mariupola.
– Nie spotkałam żadnego Polaka czy Polki, którzy by mnie nie wsparli. Polacy wiedzą, co dzieje się u nas. Jak wchodzisz na Facebooka, to czytasz, jak już ich denerwujemy, ale osobiście nie miałam z tym do czynienia.
Chciałabym, żeby na nasze demonstracje przychodzili Ukraińcy. Kiedy przychodzę do pracy, gdzie pracują też mężczyźni, którzy wyjechali z kraju jakimiś podejrzanymi ścieżkami albo w momencie inwazji już tu byli i ich stanowisko różni się od tego, które chciałabym, żeby mieli, to jest trudno.
Na początku nawet nie rozmawiałam z ludźmi w pracy. Miałam swój świat, wspierała mnie koleżanka, dziewczyna, którą poznałam tutaj i mieszkałam z nią w jednym pokoju oraz bliscy – opowiada Ołesia. Większość czasu spędza w grupie rodzin jeńców, którzy są w podobnej sytuacji.
Pracuje w magazynie, pakuje leki na zamówienia. Zanim została legalnie zatrudniona, poinformowała kierownika o swojej sytuacji życiowej. W każdej chwili jest gotowa zwolnić się i wracać, żeby opiekować się tatą. Nie wie, w jakim stanie wróci, ile czasu zajmie jego rehabilitacja. Wie na pewno, że rodzina powinna być obok niego.
Prawa człowieka
Świat
agresja Rosji na Ukrainę
Berdiańsk
jeńcy wojenni
Mariupol
piechota morska
prawa człowieka
Ukraina
wojna rosyjsko-ukraińska
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze