„To nie jest konflikt o charakterze zbrojnym czy wojskowym” - mówi OKO.press Tomasz Siemoniak z Platformy Obywatelskiej o sytuacji na polskiej granicy. Co więc z tym konfliktem zrobić? Pytamy PO, Lewicę i Polskę 2050 Hołowni
„Jeżeli nie jesteście w stanie nas poprzeć, to nie przeszkadzajcie” - zwracał się do opozycji Mariusz Kamiński podczas sejmowej debaty o sytuacji na granicy 9 listopada 2021. „Co dalej? Jaki jest plan? Jaka strategia?” - odpowiada na to Tomasz Siemoniak z Platformy Obywatelskiej w rozmowie z OKO.press. „Zwiększanie funkcjonariuszy, budowa muru – to jest walka ze skutkami, a nie z przyczynami” - dodaje były minister obrony z PO.
Ale czy opozycja ma plan, jak poradzić sobie w tej sytuacji?
W różnych miejscach w pobliżu polskiej granicy przebywa już ok. 4 tys. osób - podaje Straż Graniczna. Służby białoruskie zaczęły budować obóz.
Nasi rozmówcy z opozycji podkreślają, że postawiliby na współpracę międzynarodową.
„W tym konflikcie kluczowa jest nasza polityka wobec sojuszników na zachodzie” - mówi OKO.press Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz z think tanku Strategie 2050 współpracującego z Polską 2050 Szymona Hołowni. „W naszym najlepiej pojętym interesie jest uwspólnotowienie tego kryzysu – uświadomienie partnerom z Unii i NATO, że to jest presja nie tylko na Polskę, ale na Niemcy, Holandię i cały Zachód. To też toruje nam drogę do analogicznego podejścia w przypadku kolejnych odsłon agresywnych zachowań ze strony Łukaszenki czy Putina”.
PiS przechwala się telefonami do przywódców zachodnich i sąsiednich państw, jednak politycy opozycji uważają, że narzędzia dyplomatyczne wykorzystuje w niewielkim stopniu. Oskarżają PiS o to, że skonfliktowanie się z sojusznikami nie pozwala skutecznie rozwiązać obecnego kryzysu.
„Polska ma osłabione narzędzia. Dyplomacja, służby czy wojsko po czystkach z powodów politycznych są znacznie mniej skuteczne, niż mogłyby być w warunkach kryzysowych. Przez konflikt z UE nasze możliwości działania poprzez Unię nie są wykorzystywane” - mówi OKO.press Tomasz Siemoniak (PO).
Co konkretnie należałoby zrobić? Wystąpić do NATO o konsultacje w trybie art. 4 - uważa Siemoniak. Artykuł 4 Traktatu Północnoatlantyckiego brzmi: „Strony będą się konsultowały, ilekroć zdaniem którejkolwiek z nich zagrożona będzie integralność terytorialna, niezależność polityczna lub bezpieczeństwo którejkolwiek ze Stron”. Takie konsultacje odbyły się po aneksji Krymu przez Rosję w 2014 roku.
Inny instrument to zaangażowanie Frontexu. Wskazuje na to Siemoniak, a także Maciej Gdula z Lewicy:
„Nawet mała liczba funkcjonariuszy Frontexu umiędzynaradawia sprawę. Liczy się, żeby Frontex był obecny. To byłby jasny znak, że to jest sprawa UE, a nie tylko Polski” - mówi OKO.press Gdula. To odpowiedź na słowa premiera Morawieckiego, który w Sejmie stwierdził, że polskie służby są liczniejsze i radzą sobie na granicy lepiej niż Frontex.
Gdula widzi jeszcze jeden pożytek z zaproszenia Frontexu: „Każda taka sytuacja sprawia, że instytucje się uczą, uczą się postępować, współpracować. Tak się dzieje podczas misji pokojowych”.
Wszyscy nasi rozmówcy z opozycji mówią, że dopuszczenie mediów i organizacji pozarządowych na granicę jest koniecznością.
„Granica musi być szczelna, nie może być zgody na nielegalne przekraczanie” - uważa OKO.press Tomasz Siemoniak (PO). Dodaje, że osobom, które już znalazły się po polskiej stronie, należy udzielić pomocy lekarskiej. „Tym chcemy się różnić od strony białoruskiej, że nie traktujemy ludzi jako narzędzia w walce hybrydowej. Tego nie można zgubić’ - mówi Siemoniak.
Czyli zamknąć granicę? „W tej chwili wobec tak silnego naporu i tak silnej presji ze strony Białorusi, jakie obserwujemy zamknięcie przejść granicznych, jak stało się w poniedziałek w Kuźnicy, wydaje się zasadne” - odpowiada w rozmowie z OKO.press Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz (Strategie 2050). „Osoby, które już się znalazły po stronie polskiej, pomimo uszczelnienia granicy powinny być umieszczane w specjalnie do tego przeznaczonych strzeżonych ośrodkach i bardzo szybko weryfikowane. Większość z nich - bo prawdopodobnie taki byłby efekt weryfikacji - musiałaby zostać następnie odesłana do krajów pochodzenia”.
Kiedy jednak dopytujemy, jakie podjąć działania wobec ludzi, którzy są tuż za polską miedzą, nasi rozmówcy wracają do polityki międzynarodowej.
„Trzeba walczyć z przyczynami, a nie skutkami” - mówi Tomasz Siemoniak (PO).
„Zatrzymanie lotów z Turcji to jest podstawa” – mówi OKO.press Maciej Gdula z Lewicy.
Gdula zapytał o loty z Turcji Mateusza Morawieckiego podczas sejmowej debaty 9 listopada 2021. I o dziwo premier posłowi Lewicy odpowiedział:
„Widzimy te działania o charakterze pełnej synchronizacji działań tureckich z Białorusią i Rosją, niepokoi nas to, nie podoba nam się to. Nasza pomoc przy gaszeniu pożarów, nasza pomoc przy promocji przemysłu turystycznego tureckiego niestety okazała się przysługą jednostronną i nam się to nie podoba”.
„Byłem zaskoczony, że Morawiecki tak ostro odpowiedział na moje pytanie” – mówi nam Gdula. Zaskoczona musiała być też Turcja, bo szef tureckiej dyplomacji zadzwonił dzień po debacie do polskiego ministra spraw zagranicznych - jak donosiła „Rzeczpospolita”, właśnie z powodu tej wypowiedzi. A kolejnego dnia turecki MSZ wydał oświadczenie, że Turcja nie jest częścią problemu, wspiera jednak polskiego sojusznika. Jak konkretnie? Od piątku 12 listopada tureckie linie nie sprzedają biletów obywatelom Iraku, Syrii i Jemenu, którzy chcieliby lecieć do Mińska.
Czy to jednak wystarczy? „Konieczne jest obłożenie sankcjami linii lotniczych, które biorą udział w tym procederze. To jedna z głównych przyczyn tego, że tysiące ludzi są w stanie dotrzeć na Białoruś” – uważa Tomasz Siemoniak. Również Gdula wskazuje na sankcje.
„Zatrzymanie lotów to jest podstawa, żeby Łukaszenka nie miał kogo wysyłać i żeby przestał oszukiwać ludzi. Są różne sposoby nacisku: od miękkich po twardsze. Jedna rzecz to sankcje dla Turkish Airlines. TA lata nie tylko na Białoruś, ale też do krajów Unii Europejskiej. Dlaczego ma latać do UE, skoro destabilizuje wspólną politykę europejską?” A jak Polska mogłaby naciskać? „Podpisaliśmy z Turcją w maju kontrakt na zakup dronów bojowych na 250 mln dolarów, ten kontrakt można zerwać”.
„Jednym z głównych celów Aleksandra Łukaszenki jest to, żeby ktoś z nim siadł do stołu” - uważa Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz (Strategie 2050). „W moim przekonaniu nie może to mieć miejsca. Wobec Łukaszenki trzeba trzymać twardą linię, nie ulegać jego szantażowi”.
Co do tego, że trzeba zaostrzyć sankcje gospodarcze i uderzyć w interesy Łukaszenki zgadzają się wszyscy nasi rozmówcy. Onet dowiedział się, że wśród sankcji, które rozważa Komisja Europejska, jest „zakaz kontaktów gospodarczych z białoruskimi liniami lotniczymi. To oznacza, że zostaną im wymówione umowy leasingowe na samoloty”.
„Trudno zaakceptować sytuację, że Łukaszenka chce coraz bardziej destabilizować Unię Europejską, a my akceptujemy wymianę handlową z Białorusią” - mówi Maciej Gdula (Lewica). „Np. importujemy cały czas cement. Sankcje powinny objąć jak najwięcej sfer. Trzeba jednak pomóc polskim przedsiębiorcom, może się dogadać z Unią co do branż, które zostaną dotknięte sankcjami. Gra się toczy, czy zaakceptujemy warunki Łukaszenki, ten tryb budowania relacji międzynarodowych czy pozostaniemy przy cywilizowanych zasadach” - uważa Gdula.
O tym, co się dzieje na granicy, politycy obozu władzy opowiadają tak, jakby Polska była na wojnie.
„Sytuacja bardziej przypomina demonstrację niż sytuację konfliktu militarnego. Jak najdłużej trzeba tam używać policji i cywilnych środków, a nie wojska” - uważa Maciej Gdula (Lewica).
„Nie należy tego konfliktu militaryzować. To nie jest konflikt o charakterze zbrojnym czy wojskowym” - stwierdza Tomasz Siemoniak (PO). „Wojsko powinno być we wsparciu, w drugiej linii, a pierwszą rolę powinna grać straż graniczna czy policja.
Nie jest dobre nadużywanie słowa wojna, atak, obrona. Trzeba być precyzyjnym odnosić się do tego, co się dzieje. Wszystko to jest jedną wielką prowokacją. Strona białoruska zmierza do eskalacji, ale sytuacje rozlewu krwi ich nie przerażają”.
O tym, że ludzi, którzy próbują przekroczyć granicę UE w jednym kraju, można rozlokować w innych krajach Unii, przypomniała niedawno w OKO.press Katarzyna Słubik, prezeska Stowarzyszenia Interwencji Prawnej. „Można ostatecznie również nawoływać wspólnotę europejską do uruchomienia mechanizmu relokacji, choć musimy mieć świadomość, że od sześciu lat Polska na każdym międzynarodowym forum reaguje alergicznie na jakiekolwiek nawoływania do solidarności w tym zakresie".
Czy odwołanie do mechanizmu relokacji wchodzi w grę?
„Po doświadczeniach roku 2014 i 2015 w Unii jest mała gotowość do stosowania takiego mechanizmu” – odpowiada Tomasz Siemoniak. Dodaje: „UE odeszła od tego, uznała, że sprawy trzeba rozwiązywać w inny sposób, na przykład poprzez rozmowy z Turcją. Zdają sobie sprawę, że to, co się dzieje, to jest cyniczna gra reżimu Łukaszenki. Gdyby była jakakolwiek zachęta, to Łukaszenka by zwiększał skalę. Tematu relokacji nie ma dziś w Unii”.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze