0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Paweł Malecki / Agencja Wyborcza.plFot. Paweł Malecki /...

Jest kebab przy ulicy Piłsudskiego, a przed nim chłopak w koszulce z symbolem Powstania Warszawskiego.

W kolejce w Biedronce psioczenie: „Nie można otworzyć drugiej kasy?”.

Przy ulicy Południowej prywatny gabinet doktora, a przed nim kabriolet.

Pod miastem płynie rzeka Czysta, ale czysta jest tylko z nazwy – w opiniach internautów na mapach Google czytam, że tam „ptaki zawracają”.

Jest też powikłana historia. Końskie rozwinęły się w połowie XVIII wieku, gdy należały do szlacheckiego rodu Małachowskich. Miejscowy pałac zaczął budować Jan Małachowski, kanclerz wielki koronny. W mieście działała wówczas fabryka broni i kilka odlewni, w których na początku XX wieku wybuchały strajki robotników.

II wojna światowa też odcisnęła piętno na mieście: we wrześniu 1939 roku wizytę złożył tu Hitler, a kilka dni później rozstrzelano 22 miejscowych Żydów, których wcześniej zmuszano do kopania grobów dla nazistów poległych w bitwie pod Kazanowem.

Więc czy Końskie, to kraj w pigułce?

Przeczytaj także:

Rozmowy z ławki niezgody

Idę na skwer w centrum posiedzieć na ławeczce niepodległości, napatrzyć się na Polskę, zrozumieć dlaczego, akurat w Końskich wygrywa się wybory albo przegrywa. Tak stwierdził w 2016 roku Grzegorz Schetyna i Końskie trafiły na usta całej politycznej Polski. Ale ławki za prawie 30 tys. złotych (w 60 proc. z budżetu MON, reszta z pieniędzy miasta), nie ma.

- Buchnęli – mówi Leszek, rocznik 49, emeryt, dawniej budowlaniec.

Bogusław, rocznik 68, rencista-tokarz: – Pan patrzy: tu gdzie stoimy, był cmentarz hitlerowców, którzy zginęły po ataku na miasto. Ostatnio wzięli i ich wykopali, gdzieś na Śląsk wywieźli. No i pewnie po remoncie zapomnieli o ławce niepodległości. A tam, gdzie Biedronka, była bożnica żydowska. Też już nie ma. Nowoczesność nastała w Końskich, to i na niepodległość nie ma miejsca.

Pokazuję zdjęcie ławeczki, bo wciąż jest na mapach Google. Ma jedno metalowe siedzisko i multimedialne funkcje, można wysłuchać fragmentu Pieśni Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Niby żadna strata, bo i tak nikt na niej nie siadał, co by niepodległości nie profanować.

W Końskich przesiaduje się na drewnianych ławkach, wygodnych, no i w cieniu. Przed chwilą przycupnęli na takiej w trójkę, ale ich kolega nie dał mi się przedstawić, ledwie usłyszał, że pytam o konwencje PiS, od razu czmychnął.

– Komuch – mówi o kumplu Leszek. Oparty o rower, w swetrze, przedstawia się jako wyborca PiS, odkąd go PO oszukała: dali mu 4 złote więcej w ramach rewaloryzacji emerytur, a przywalili po łbie i portfelu 12 złotymi podwyżki prądu

– Platformers czerwony – potakuje Bogusław, w apaszce i jasnej kurtce. Mówi o sobie, że jest „wyborcą mniej więcej PiS-u”. Przyznaje, że na pewno nie zagłosuje na Korwina-Mikke, bo ten dzieci katuje – tak czytał w „Fakcie”, który nosi przy sercu, za pazuchą.

Leszek ciągnie: – Zanim żeś pan przyszedł, tośmy się pokłócili. O co innego jak nie o politykę. Nasz kolega, platformers czerwony, mówi, że w sobotę Kaczor przyjeżdża i że najchętniej by go odstrzelił. Tośmy na niego naskoczyli. W Końskich, proszę pana, jak wszędzie: połowa miasta głosuje na PiS, reszta na komuchów.

Jak zaproszą, to się Bogusław z Leszkiem na konwencję PiS wybiorą. Leszek wspomina, jak przed trzema laty zagadywał Beatę Szydło, premier przyjechała do Końskich w trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi. Taka normalna baba, nie bez powodu zlękniona chodziła po skwerku, jak wyborcy PO protestowali.

Leszek: – To były jedne wielkie cyrki. Najechało się z Warszawy tych oprychów, jak ich nazywają?

Bogusław: – Brygady opozycji, czy jakoś tak.

– Leszek: – Czerwone platfusy. Jeździli w koło z megafonami, darli się wniebogłosy, a nasi się bali odezwać, bo by w łeb dostali. To i Duda się przestraszył. Miał mówić na skwerku, to go zabrali do hali.

Bogusław: – Tam, gdzie teraz konwencje robią. Pewnie nie zaproszą, ale pójdzie się zobaczyć w telewizorze, co obiecają. Bo że obiecają to pewne. Panu powiem, boś pan za młody, żeby to rozumieć, jak jest z tą polską polityką. Obiecują wszyscy. I kłamią wszyscy, ale nasi, czyli z PiS jakby mniej.

Kocia karma i auto jak dalmatyńczyk

A przecież były czasy – tak wydaje się po lekturze archiwum „Tygodnika Koneckiego”, że wybory w Końskich wygrywało się szczerością.

Choćby w 1997 roku, gdy do Końskich przyjechał Józef Oleksy, szef SdRP (Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej), a u jego boku Henryk Długosz, późniejszy poseł partii ze Świętokrzyskiego. Ten drugi nie owijał w bawełnę: „Macie cudowne ryby, przyzwoicie podajecie wódkę i macie piękne kobiety”.

W odpowiedzi AWS zorganizowało mecz piłkarski i spotkanie z Wojciechem Cejrowskim, który pośmiał się z komuchów oraz radził zebranym: „Głosujcie w ciemno”.

W latach 90. w Końskich, niegdyś stolicy polskiego odlewnictwa, upadły zakłady Zamtal (pracowało tam prawie 4 tys. ludzi, dziś największym pracodawcą w mieście jest szpital – zatrudnia ok. 900 osób), bezrobocie dochodziło do 25 proc., radni miejscy zwolnili nawet miejscowych przedsiębiorców od podatku od nieruchomości. Ludzie widzieli przyszłość tylko w ciemnych barwach. Jeszcze w 2001 roku „Tygodnik Konecki” donosił: „około 45 proc. ludności żyje na kreskę”.

Wtedy upadł w Końskich bastion lewicy. Tamtej jesieni w trakcie kampanii dziennikarze zrobili sondę wśród kandydatów i zapytali m.in. o ich wady. Kandydaci nie gryźli się w język, to były jeszcze czasy między PRL-em a PR-em.

Kandydat PSL stwierdził wprost: „Nieraz lekko się zdenerwuję, jak ktoś mnie wnerwi”. Nadzieja Unii Wolności przyznała się do „braku systematyczności”. Kandydat i kandydatka PiS chyba się umówili, oboje za wadę uznali łatwowierność.

Wyniki wyborów wylądowały dopiero na ósmej stronie gazety, a potem do miasta wkroczyła firma produkująca biustonosze (miała produkować tysiące dziennie), Unia Europejska i nowoczesność. Kandydaci z 2007 roku już całkiem serio rzucali hasłami: „By żyło się lepiej” (Krzysztof Gregorek z PO) lub „Mądre rządy zamiast głupich wojen” (Sławomir Kopyciński z LiD), żadnego tam gadania o wódce jak dekadę wcześniej.

Przed wyborami w 2011 roku politycy wyjechali do ludzi. Kandydatka PO wsiadła do samochodu umalowanego w… ciapki dalmatyńczyka, ledwie zaparkowała, a już rozdawała mieszkańcom magnesy na lodówkę i saszetki karmy dla kotów.

Strona "Tygodnika Koneckiego". Kandydatka PO robiła kampanię w samochodzie w dalmatyńczyki. Foto Szymon Opryszek / OKO.press

SLD zorganizowało czerwony autobus z otwartym piętrem, a kandydaci machali do konecczan. „Większość koneckich kandydatów nie zdecydowała się na prowadzenie kampanii wyborczej z prawdziwego zdarzenia” – narzekał na brak prawdziwych debat „Tygodnik Konecki”.

To początek hegemonii PiS w mieście. Są wyraźnie bliżej ludzi – w powyborczym wydaniu z 2015 roku słuch o opozycji ginie, a zwycięzcy (w tym były agent CBA Tomasz Kaczmarek z PiS) dziękują mieszkańcom za głosy.

Na świętokrzyskiej scenie walczy jeszcze lewicowy poseł Andrzeja Szejna, urodzony w Końskich: raz zaprasza do miasta Bronisława Cieślaka, serialowego porucznika Borewicza, a raz byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Ale to już Polska podzielona.

W 2015 roku nieznany sprawca niszczy plakaty wyborcze kandydatów Solidarnej Polski i Zbigniewa Ziobro. „Tygodnik Konecki” puchnie zaś od twarzy kandydatów PiS, wyretuszowani i obiecujący, rosną z każdym wydaniem i pożerają konkurentów o główkach krasnoludków.

Kulminacją jest przedwyborcza rozkładówka z 2019 roku: trzy reklamy PiS-u, a obok całostronicowa reklama Orlenu.

Giertychowi Kaczyński w głowie

Gdy w pachnącej świeżością i unijnymi dotacjami koneckiej bibliotece przeglądam kolejne wydania „Tygodnika Koneckiego”, dochodzę do wniosku, że patetyczne hasła: „Wszystko dla ludzi”, „Dla ludzi, dla Polski”, „Obrońca ludzkich spraw”, „Dziś budujemy przyszłość naszych dzieci” są bardziej strawne z majonezem.

Bo na sąsiednich stronach z reklamami dyskontów słoiki z majonezem przypominają wyborcom, że istnieje rzeczywistość i należy zachować dystans wobec obietnic. Polska się zmienia, cena majonezu rośnie: 2007 – 3,99 zł, 2011 – 4,69, 2015 – 5,79, 2019 – 8,99.

– Tak było – kiwa głową Adam. – Majonezu nigdy nie brakowało, a dopiero PiS wpadł na to, żeby ludziom posmarować socjalem. I do czego to doprowadziło? Pan spojrzy na targowisko, niedługo jajka będą w cenie diamentów. I ja się na to nie zgadzam. Wie pan dlaczego? Bo mam już dość dzielenia się z państwem. Dlatego zagłosuję na Konfederację.

– Bo wierzy Pan w Polskę bez podatków?

– A gdzie tam, wierzę w dyskusję o ekonomii. Dopiero co wróciłem z Sycylii, przeszedłem się po targu i jajka były tańsze o pół euro niż u nas. To co? Włosi mają bardziej wydajne kury? A może nie karmią ich ukraińskim zbożem? Potrzeba dyskusji o podatkach, a tylko Konfederacja to proponuje.

Zagaduję Adama, gdy szukam biura poselskiego Andrzeja Szejny z Lewicy. Kręcę się wokół Rossmanna, biura nie widać, a mężczyzna zwraca uwagę, że wiatr wywrócił baner do góry nogami. Zamknięte.

To samo z biurem poselskim PO – wciśnięte gdzieś na pięterko, trzeba wytężyć wzrok, by zobaczyć wyblakłe napisy. Zresztą od zjazdu z S7 aż do rogatek miasta nie zauważam żadnego banneru opozycji. W oczy rzuca się za to Anna Krupka z PiS z hasłem „Dla Świętokrzyskiego”. Sekretarz stanu w ministerstwach odpowiedzialnych za sport rozpycha się łokciami na banerach: na odcinku 45 kilometrów aż do rogatek miasta naliczę ich 14. Kolejne trzy wiszą na ogrodzeniu naprzeciwko wjazdu na parking magistratu.

– A co z opozycją? Odpuścili Końskie? – dopytuję Adama. – Może brakuje struktur: w 2010 roku 40 działaczy PO z powiatu wystąpiło z partii, bo czuli się marginalizowani przez zarząd? A może kojarzą się źle jak ci z PSL, bo w ostatniej dekadzie trójce kandydatów tej partii (do rady miasta) policja odbierała prawko za jazdę po pijaku?

– No nie widzi się ich – namyśla się Adam, koło trzydziestki, pracuje w branży IT. – Tak na oko, to chodzi o to, że białe koszule tu nie pasują. I pewnie to zrozumieli, że przeciętnego Polaka nie przekonają.

– Co to znaczy przeciętny Polak?

– Dla tych z dużych miast przeciętny Polak chodzi do fryzjera, a nie do barbera, zarabia średnią krajową i jeździ używanym autem. Tyle że to już dawno nie jest prawda, bo nawet w Końskich już dwóch barberów mamy. To niesprawiedliwe oceny. Różnica między Końskimi a wielkomiejską Polską jest jedna: tutaj mówią wprost, że głosują na PiS, a tam kręcą i zatajają, bo im wstyd.

Adam ma porównanie, bo trzy dni pracuje w rodzinnym mieście (tak się po pandemii „zawodowo poskładało”), a na dwa dojeżdża do Łodzi „pociągiem Dudy”.

– Pociągiem Dudy? – upewniam się, a Adam potakuje. Dwa lata temu prezydent zapowiedział, że Końskie po 12 latach wrócą na kolejową mapę Polski. I dziś pociągi jeżdżą kilka razy dziennie, m.in. do Łodzi, Skarżyska-Kamiennej, Tomaszowa Mazowieckiego.

Swego czasu w holu starostwa powiatowego w Końskich na pamiątkę obietnicy prezydenta ustawili wielkoformatową fotografię z tego wydarzenia, krzesło i ławkę, przy której zasiadł Duda. I nawet długopis, który zakończył erę komunikacyjnego wykluczenia miasta. Podobno ktoś długopis ukradł.

04.03.2020 Konskie , dawny dworzec PKP przy ul. Sportowej . Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda podczas uroczystosci podpisania ustawy o transporcie kolejowym .
Fot. Pawel Malecki / Agencja Wyborcza.pl
04 marca 2020 Końskie, dawny dworzec PKP. Prezydent Andrzej Duda podczas uroczystości podpisania ustawy o transporcie kolejowym. Fot. Paweł Malecki / Agencja Wyborcza.pl

Starosta konecki Grzegorz Piec z PiS mocno dziś zajęty. Wiadomo dlaczego, mruga okiem powiatowa urzędniczka, za chwilę konwencja, nie czas na rozmowy o zaginionym długopisie prezydenta.

I choć budynek dworca jest zaniedbany i zamknięty, a PKP chce go komuś wynająć, to pociągi jeżdżą. PKP się chwali: z miesiąca na miesiąc przybywa pasażerów.

Budynek z zabitymi deskami oknami i drzwiami
Zaniedbany budynek nieczynnego dworca PKP w Końskich, wrzesień 2023. Foto Szymon Opryszek / OKO.press

– To mówi wszystko o PiS – ciągnie Adam. – Byle jak, ale – muszę to oddać partii rządzącej – jednak do przodu. Na ludzi to działa, ale na mnie już nie.

– To może jednak odda pan głos na Giertycha? – pytam.

– Przecież to typowy narodowiec.

– I to panu przeszkadza? W Konfederacji ich nie brak.

– Ale co on wie o podatkach? No nic. Jemu tylko Kaczyński w głowie, a nie gospodarka.

Młodzież wyborów nie wybiera

Grupa młodych przysiadła na piwie na plastikowych krzesłach jednej z knajp. Zagaduję, o polityce nie chcą gadać. Ale piwo rozwiązuje języki. – Weź, no Julka powiedz coś panu dla beki, ty miastowa jesteś – młody chłopak namawia koleżankę.

Julka, studentka z Łodzi, przyznaje, że się niezbyt zna na polityce. Ale nie podoba jej się, jak PiS i Konfederacja traktują kobiety. Na pierwszym roku poszła na marsz w obronie kobiet, bo koleżanki akurat szły.

– W Końskich mam rodzinę, znajomych, ale życia sobie nie wyobrażam. Od wszystkich rówieśników słyszę, że chcą uciekać – mówi studentka. – I to, że tutaj się wygrywa wybory, to największe kłamstwo. Sam fakt, że politycy widzą w nas przeciętnych Polaków, już powinien nas obrażać.

– No właśnie – odzywa się nagle jej koleżanka. – Nawet, jak tutaj przyjedzie Kaczyński, to przecież pracy dla nas do Końskich nie przywiezie. Dlatego nie wybieram się na wybory. Strata czasu.

17-letnia Gabrysia Blok uczy się fryzjerstwa i dwa razy w tygodniu chodzi na praktyki do salonu.

– Temat polityki rzadko jest poruszany, bo zaraz są krzyki – uśmiecha się dziewczyna, która za namową nauczycielki przedsiębiorczości zaczęła udzielać się jak radna Młodzieżowego Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego. Marzy jej się sprawiedliwa Polska, czyli taka, w której każdy może wyrazić swoje zdanie i nie zostanie wyśmiany.

– Mam takie wrażenie, że politycy nie znają młodzieży. Jesteśmy pomijani, wszystkie wydarzenia skierowane są dla rodzin lub seniorów, a dla nas nic nie ma – mówi Gabrysia. – Jako radni sejmiku działamy po to, by głos młodzieży został usłyszany.

Przyznaje, że większość znajomych z Końskich, którzy będą mogli iść do urn, zagłosuje za Konfederacją. Nie, żeby Mentzen przyjeżdżał do Końskich, nie musi – dociera do rówieśników na Tik-Toku. Plakatów wyborczych opozycji Gabrysia też w Końskich nie widziała.

– Może myślą, że szkoda plakatów, bo mieszkańcy i tak zagłosują na PiS? – zastanawia się.

Piekło za Kaczyńskim. Reszta milczy

Jadę pod Końskie do sołectw Niebo i Piekło. W Niebie budują się luksusowe wille z przeszkleniami, w Piekle zaniedbane obejścia i kilka domów letniskowych. Dookoła las, z którego wychodzi grzybiarz. Marnie mu poszło, więc tym bardziej nie ma ochoty na rozmowy o polityce.

– Niech pan napisze, że w Piekle głosują za Kaczyńskim. A każdy już sam sobie to zinterpretuje – rzuca z uśmiechem na odchodne.

Nie wszyscy mieszkańcy Końskich garną się do rozmów o zbliżających się wyborach. Ale odmowy dużo mówią o Polsce:

Lokalna celebrytka, która szukała męża wśród rolników, zgadza się na rozmowę, podaje adres domu, ale potem rezygnuje. – Przepraszam bardzo, ale niestety nie mogę udzielić wywiadu, ponieważ obowiązuje jeszcze umowa z TVP do grudnia, a że jestem osobą publiczną, to nie chce mieszać się w kampanię – napisała.

Magda, nauczycielka, nie ma czasu na głupoty, bo „pracuje właściwie na trzy etaty”.

Były członek zespołu Sweet Combo, który wyśpiewywał „Balladę o Końskich” („To miasto jest piękne, ale z lotu ptaka / W tym mieście optymizm zalewa robaka”), a dziś dyrektor domu kultury też się nie wypowie. – Z racji pełnionej funkcji muszę pozostać apolityczny – oświadcza.

Dwaj przedsiębiorcy w pizzerii rozmawiają o fakturach, ZUS-ie, narzekają, ale zagadani milkną i wychodzą.

Może dlatego polityka wyniosła się na obrzeża Końskich do miejskiej hali sportowej przy Stoińskiego („zobaczysz pan graffiti z Polską Walczącą i w prawo” – tłumaczy młody konecczanin).

Zostały trzy dni na przygotowania do sobotniej konwencji PiS: przyjedzie wierchuszka partii. Na razie po hali niesie się puste echo. W jednej części pracownicy ocierają pot z czoła i montują scenę dla prezesa Kaczyńskiego i jego obietnic. W drugiej ćwiczą strażacy.

– Jak się dostać na konwencję? – dopytuję panią z portierni. Ale nie wiadomo, organizatorka przepadła, portierka jej szuka, nie ma, może będzie potem, zapala papierosa, gasi, znów zapala. Nic nie wiadomo. Ma już dość tego zamieszania. Na szczęście w sobotę zaczyna urlop. W końcu odpocznie od polityki.

Burmistrz na urodzinach wnuczki

– Nie zostałem zaproszony, bo nie jestem członkiem PiS-u i nie należę do grona ludzi blisko związanych z władzą – przyznaje Krzysztof Obratański, burmistrz Końskich. – Poza tym mam w tym czasie znacznie poważniejsze zajęcie, czyli szóste urodziny mojej wnuczki.

Siedzimy w jego przestronnym gabinecie, który mieści się w zabudowaniach dawnego zespołu pałacowego z połowy XVIII wieku. Włości należały do rodziny Małachowskich, potem do Tarnowskich. Dziś park daje schronienie przed upałem, petenci wychodzą z magistratu na fontannę, humory dopisują. Burmistrz trzyma na biurku słomkowy kapelusz i wita się wysłużonym dowcipem: „Wody, herbaty, a może wódki?”.

20.05.2019 Konskie . Burmistrz Krzysztof Obratanski .
Fot. Pawel Malecki / Agencja Wyborcza.pl
20 maja 2019 Końskie. Burmistrz Krzysztof Obratański. Fot. Paweł Malecki / Agencja Wyborcza.pl

Na stole zdjęcie Rady Miejskiej z 1994 roku z radnym Obratańskim na pierwszym planie. Burmistrz znalazł je w trakcie remontu i zostawił na pamiątkę. W samorządzie jest od ponad trzydziestu lat, zaczynał w Forum Prawicy Demokratycznej, potem był w Unii Wolności. Początki samorządu nazywa gwiezdnym czasem. Na fotelu burmistrza zasiada od 2002 roku (z przerwą w latach 2010-2014, gdy rządził Michał Cichocki z PO), wówczas media ogłosiły upadek bastionu lewicy w Końskich.

– Nie przeszkadza panu, że miasto stało się rodzajem rezerwatu „typowych Polaków”? – pytam burmistrza.

– A czy Warszawa ma problem z tym, że uchodzi za miasto lemingów? A miasteczko Wilanów z tym, że jest stuprocentowo przewidywalne, jeśli chodzi o postawy wyborcze? – odpowiada Obratański. – Końskie być może są przeciętnym polskim miasteczkiem. Czy coś jest z tym złego? Mieszka u nas ten archetypiczny Polak, różnie oceniany w różnych środowiskach. Ale podkreślmy – przeciętny nie znaczy gorszy. Skrzydlatej frazie Schetyny zawdzięczamy popularność. Należy pamiętać, że to tylko anegdota, rodzaj alibi wyborczego, a problemy i wyzwania takich miast jak Końskie są rzeczywiste. O tym się zapomina.

Przez blisko godzinę rozmawiamy o samorządach. Obratański przyznaje, że ostatnie zmiany w systemach podatkowych wpłynęły na tąpnięcie w dochodach własnych gminy, mechanizm podziału pieniędzy z dotacji wyrównawczej był niesprawiedliwy, bo najwięcej dostały najbiedniejsze, a niekoniecznie największe samorządy. Dodaje jednak, że zostało to zmienione: dzięki temu zamiast 3,8 mln zł jak w ubiegłym roku, w tym Końskie dostały 9,2 mln zł. Czyli nie ma co narzekać.

Owszem, burmistrz ostrożnie dobiera słowa. Np. na temat zadań dla gmin, które „niespodziewanie są przenoszone z miejsca na miejsce”. Tak było z programem 500 plus – „ogromną kobyłą”, która wymaga wdrożenia systemu, przygotowania ludzi, przepuszczenia przez machinę urzędniczą ogromnych kwot, a potem nagle została przeniesiona do ZUS. Ale to też burmistrz rozumie.

No i w końcu Obratański porównuje „schetynówki” do dzisiejszych programów. Bo program PO oferował możliwość aplikowania przez gminę o dofinansowanie budowy jednej drogi w wysokości 50 proc. dotacji, a dziś gminy mogą walczyć o kilka, a dofinansowanie może sięgać nawet 80 proc.

– Nikomu nie odbieram prawa do krytycznej oceny władz, ale prawdą jest, że takiej obfitości programów dotacyjnych nie pamiętam.

– Jest pan urodzonym dyplomatą, ale czy nie bał się odebrać telefonu od Jacka Kurskiego? – zmieniam temat, przypominając, jak w 2020 roku TVP pod rządami Kurskiego organizowało „debatę prezydencką”, z której zrezygnował Rafał Trzaskowski.

– Absolutnie nie, a czemu miałem się bać?

– Bo mogła się do pana przykleić łatka 100-procentowo PiS-owskiego burmistrza.

– Działalność w samorządzie nie polega tylko na podejmowaniu łatwych decyzji. Dla mnie miarą są korzyści dla gminy, a nie mój prywatny interes. To była szansa, by na Końskie zwrócone były oczy całej Polski: w najbardziej popularnej telewizji i w najlepszych godzinach oglądalności. Ekspert wyliczył, że normalnie taka promocja kosztowałaby 600 milionów złotych, a my mieliśmy ją za darmo. 600 milionów, rozumie pan? Końskie zostały pokazane jako ładne miasto sympatycznych ludzi, a TVP udało się przekonać do odwiedzenia zalewu w Sielpi. Do dziś zjeżdżają tam turyści i mówią, że przyjechali, bo zapamiętali plażę właśnie z przebitek w trakcie debaty.

06.07.2020 Konskie , pl. Kosciuszki . Transmisja debaty z udzialem prezydenta Andrzeja Dudy zorganizowanej przez TVP .
Fot. Pawel Malecki / Agencja Wyborcza.pl
06 lipca 2020 Końskie, pl. Kościuszki. Transmisja debaty z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy zorganizowanej przez TVP. Fot. Paweł Malecki / Agencja Wyborcza.pl

– To nie była debata, tylko wiec Dudy. I przez to Końskie kojarzą się dziś wyłącznie z PiS – rzucam.

– To nie jest do końca sprawiedliwa łatka tak jak kiedyś hasła o bastionie lewicy. Tutaj jak wszędzie, ludzie mają swoje sympatie i antypatie, ale przecież nie głosują wyłącznie na PiS – podkreśla burmistrz. Na kogo będzie głosował? Zasłania się zasadą tajności wyborów.

– A co z opozycją? Mam wrażenie, że odpuściła Końskie.

– Prawdopodobnie pan Trzaskowski, rezygnując z udziału w tej debacie, stracił szansę na prezydenturę. Pięćset tysięcy głosów różnicy to jest pryszcz. On jest na tyle inteligentnym człowiekiem, że prawdopodobnie dałby sobie radę w debacie, niezależnie od tego, jak bardzo niesprzyjające byłyby dla niego okoliczności.

– A dziś zaciera pan ręce na pojedynek Kaczyński – Giertych?

– Nie sądzę, by to był pojedynek. Zgadzam się z opiniami politologów, że kandydatura Kaczyńskiego nie jest przypadkowa: ogłoszenie startu prezesa wygasiło konflikty wewnętrzne w partii, zapewne chodzi o to, by wygrać w drugim największym okręgu w kraju. Ale choć obserwuję kampanię z socjologicznym zaciekawieniem, to w sobotę będę skupiał się wyłącznie na urodzinach wnuczki.

Pytam burmistrza o ławeczkę niepodległości, która zniknęła ze skwerku w Końskich. Nie buchnęli, jak oskarżał pan Leszek, nie zapomnieli, jak podejrzewał. Ławeczka wróci, obiecuje burmistrz, ale tym razem na tereny rekreacyjne w dzielnicy Browary.

– Ławeczka niepodległości wymaga jednak przyłącza elektrycznego, co zajmuje trochę czasu. Spacerowicze odnajdą ją tam na wiosnę – uśmiecha się burmistrz Końskich.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Szymon Opryszek
Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze