Żeby większy wpływ na Polskę miały dzieci z Pawonkowa, a nie małopolska kuratorka Nowak, trzeba zmienić kilka precyzyjnie namierzonych przepisów. Da się to zrobić po wyborach, o ile zmieni się władza na taką, co rozumie, o jaką stawkę chodzi.
Jak ma wyglądać państwo po PiS? Poza sądami, zasadami stanowienia prawa, respektowaniem Konstytucji, prawami kobiet, osób nieheteronormatywnych, dzieci, osób z niepełnosprawnościami, itd. itp., jest jeszcze problem samorządów.
A dla nich niebezpieczna jest myśl, że wymieni się złą władzę na dobrą i złych ludzi na dobrych, to będzie po kłopocie. PiS poważnie podkopał samorządowy ustrój Polski. Wierzył, że władza scentralizowana jest lepsza, bo bardziej skuteczna. To jednak anachroniczna bajka. Lepiej i bezpieczniej funkcjonuje państwo samorządowe. Takie, gdzie wójt i burmistrz nie muszą czekać na wytyczne z centrum, żeby opracować plan kryzysowy, bo mają na to kompetencje i pieniądze (co właśnie udowodniła Ukraina. Przerwała krytyczne pierwsze dni rosyjskiego najazdu w 2022 r. dzięki samorządowym zbudowanych na wzór Polski).
Żeby odwrócić ten proces, potrzebne są szybkie zmiany prawa w kilku miejscach – twierdzą eksperci Fundacji Stefana Batorego. A także zrozumienie, dlaczego PiSowi tak łatwo udało się zmienić w Polsce ustrój.
Na spotkaniu zorganizowanym 15 czerwca padła taka diagnoza: System samorządowy w Polsce zbudowany był przez lata z uwzględnieniem potrzeb dużych miast i terenów podmiejskich. A żadna ekipa nie zadbała o to, by sprecyzować wymagania co kompetencji wobec wojewodów, kuratorów oświaty i innych urzędników.
To właśnie wykorzystał PiS: przekonanie, że można mianować swoich, co z tego, że bez kompetencji. I podważył to, że liczą się tylko duże ośrodki.
Dla mieszkańców mniejszych miejscowości transfery finansowe od PiS do samorządów były ulgą. Sytuacja tych gmin poprawiła się. Ale jednocześnie PiS zabrał im sprawczość. Decyzje dotyczące mieszkańców nie zależą już od władz samorządowych, ale od wojewodów, kuratorów oświaty, urzędników Wód Polskich. Pieniądze są przekazywane w formie piankowych «czeków» od dobrej władzy centralnej.
“Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy takich samorządów jak przed 1989 rokiem, kiedy to w Warszawie wiedzieli lepiej, czego potrzebuje Wasilków czy Pawonków. Reforma samorządowa z 1990 roku szła w stronę samorządu silnego, żeby ludzie wiedzieli, do kogo mogą przyjść z problemami. A teraz zamienia się nas w bezwolnych administratorów, niemogących podejmować decyzji bez zgody Warszawy” – mówi wójt Wasilkowa, Adrian Łuckiewicz. Burmistrz ma 37 lat, więc komunizmu nie zaznał. Ale widzi, co się dzieje teraz. “Decyzje centralne wypaczają efekty naszej pracy. Uchwalenie budżetu staje się po prostu dramatyczne. Wydatki bieżące przekraczają bieżące dochody".
W Polsce umacnia się model centralnego państwa i klientelistycznych samorządów. Nie mają własnych pieniędzy, więc muszą prosić władzę wyższą o pomoc.
“Nasz śląski Urząd Marszałkowski, przejęty już przecież przez opozycję, przejął PiSowskie praktyki obdarowywania wójtów tymi piankowymi «czekami» z kwotą przyznanych dotacji. Każą nam się ustawiać z tym do zdjęcia. Jak tego szybko nie zmienimy, jak nie wytłumaczymy, jak to jest złe, to nie wiem, co będzie – mówi Joanna Wons-Kleta, wójtka małej gminy wiejskiej Pawonków.
“Kuratorzy i wojewodowie byli powoływani w oparciu o niskie wymagania już przed PiS. PiS tylko ten system udoskonalił. Stworzył mechanizm pozwalające z dnia na dzień wyrzucić 3 tysiące wyższych urzędników służby cywilnej, powymieniać kuratorów i innych urzędników decydujących za samorządy. Wejść w te buty nowej władzy będzie łatwo, konsekwencje będą jednak ponure” – mówi prof. Dawid Sześciło.
Eksperci Fundacji Batorego i samorządowcy z nimi współpracujący uważają, że proceder ten można zatrzymać zmieniając prawo w kilku punktach. To nie są spektakularne zmiany. Mało też prawdopodobne, że klasie politycznej przyjdą do głowy.
To specjalistyczne rozwiązania dotyczące relacji między sądami administracyjnymi a wojewodami, organizacji Wód Polskich, kompetencji i organizacji instytucji decydujących o losie oświaty. W końcu – delikatne zmiany w podatkach lokalnych i w zasadach rozliczeń VAT między spółkami komunalnymi.
Propozycja jest na tyle konkretna, że zaczynają się jej konsultacje z korporacjami samorządowymi. Autorzy chcą, by materiał ten trafił do wszystkich partii politycznych. Żeby projektując zmiany nie politycy nie kierowali się intuicją.
Wójtka Wons-Kleta: “Chciałabym, żeby do polityków dotarło, że mała gmina, w której mieszkańcy mają średnie i niskie dochody, nie przeżyje, jeśli radośnie podwyższą kwotę wolną od podatku PiT”.
Problem jest poważny. Bo o ile politycy opozycji zgadzają się już, że recentralizacja jest niebezpieczna dla państwa, a ludzie rozumieją, że efektywna polityka społeczna nie sprowadza się do 800+, to nie bardzo wiadomo, jak o zmienić. A trudno sobie wyobrazić gorącą debatę publiczną rozliczaniu VAT między spółkami komunalnymi albo o systemie kontroli przepisów prawa miejscowego.
Raporty ekspertów pokazują, że samorządy biednieją. Na kolejne zadania nie dostają pieniędzy. Mogą inwestować, o ile wyżebrzą “czek” z centralną kwotą dofinansowania. O sieci szkół w terenie decyduje kurator, który jednak nie musi się martwić, jak ją utrzymać. Samorządy nie mają na życie.
To znaczy, że szkoła marnieje
“Szkoła samorządowa biednieje, w ośrodkach miejskich dzieci już posyłane są do szkół prywatnych. A to wynika ze zmniejszania finansowych zdolności samorządów i inwazyjnych kuratorów. Opinię publiczną powinno to zaciekawić” – mówi prof. Sześciło.
Albo porozmawiajmy o wodzie.
“Koszty pozyskiwania i dystrybucji wody rosną. Ale nie mogę pójść do rady gminy i pokazać jej rachunków. Zapytać, co robimy. Nie mogę się naradzić w tej sprawie z mieszkańcami. Moje stawki ustala urzędniczka Wód Polskich. Mówię, że koszty nam wzrosły o ponad 20 proc. A ona, że podwyżka nie może być wyższa niż 10 proc. Tak władza centralna pokazuje, że jest dobra dla ludzi. Czego nie biorą pod uwagę? Że przy dystrybucji wody ważne są ceny energii. A one poszły u nas w górę o 263 proc.” – mówi wójtka Wons-Kleta.
Ceny prądu nie są w kompetencji Wód Polskich, nic dziwnego, że ich nie interesują. Tak działa scentralizowane państwo
Prof. Adam Gendźwiłł, autor koncepcji zmian: “Model, w którym ceny wody są w taki sposób kontrolowanie, godzi w mieszkańców. Nie pozwala w inwestowanie w jakość wody, w innowacyjne rozwiązania. W oszczędzanie wody, której w Polsce jest mało. Aktywność samorządów sprowadza się do znalezienia pieniędzy dla spółek wodno-kanalizacyjnych, bo z państwach stawek się nie utrzymają”.
Prof. Sześciło: “Spółki są na granicy płynności. W wielu krajach kończyło się to prywatyzacją – czego mamy nadzieję da się uniknąć”.
Warto przy okazji zauważyć, że o ile problem jakości edukacji klasa średnia może sobie rozwiązać wysyłając dzieci do szkół prywatnych, to już czystej wody im w ten sposób nie zapewni. To zadanie dla wspólnoty.
Pomysł ekspertów jest taki:
Oczywiście główny postulat dotyczy finansów: samorząd nie może zależeć od kroplówki albo "czeku” z Warszawy. Normalny, sprawnie działający samorząd powinien móc się utrzymać i inwestować z dochodów własnych. Podatki powinny być lokalizowane, powiązane z usługami. Gminy z niewielkim dochodem z podatków powinny korzystać z lepszego, bardziej przewidywalnego systemu wyrównawczego (“janosikowego”). Inwestycje innowacyjne i strategiczne powinny być wspierane z programów regionalnych.
Do tego mała zmiana w przepisach o konsultacjach. W tej chwili samorządy mogą przekazać władzy opinie wyłącznie o projektach rządowych. A w władza zmienia prawo ścieżką poselską. Więc Adam Gędźwiłł proponuje, by konsultacje z samorządami były obowiązkowe dla wszystkich ścieżek legislacyjnych.
Burmistrz na to, że przestałby się martwić o przedszkola. Bo w 20-tysięcznym Wasilkowie 92 proc. dzieci chodzi do przedszkoli, ale finansuje to gmina z dochodów własnych. Dotacja centralna jest znikoma. A programy żłobkowe typu Maluch mają finansowanie tylko na trzy lata. Więc cały czas myślimy, co potem. Skąd na to brać. Przecież na samym Polskim Ładzie straciliśmy 9 mln. Wyrównają nam jesienią... 3 mln.
Gdyby były pieniądze, to gmina mogłaby więcej:
"Mielibyśmy dom kultury, świetlice wiejskie wszędzie, gdzie to potrzebne. Lepiej rozwiniętą komunikację publiczną (w ramach aglomeracji białostockiej), jeszcze więcej przedsięwzięć kulturalnych i zajęć pozalekcyjnych, poprawić infrastrukturę sportową – bo chcemy mieć boisko ze sztuczną trawą (mamy fajny klub, który może niebawem wróci od III ligi)”.
Pewność budżetu – teraz wszystko wisi na dopłacie z centrum. A co będzie w przyszłym roku.
“Najwięcej czasu, naszego i mieszkańców, marnujemy na to, że państwo jest zarządzane przez telewizję. Ogłoszą tam, że gminy mają zapewnić ludziom węgiel na zimę, to następnego dnia mam kolejkę w urzędzie. I spędzamy dzień na tłumaczeniu, że tak, owszem, ale to chodzi o ustawę, która wejdzie w życie za dwa miesiące, więc teraz nic nie zrobimy” – mówi wójtka Wons-Kleta.
"Ten czas, czas mieszkańców i mój, można by przecież lepiej spożytkować na rozmowę o tym, co jest ważne dla gminy”.
Dalej wójtka Joanna Wons-Kleta: "Istotą samorządności jest rozmawianie i dyskutowanie z mieszkańcami o tym, co lepiej zrobić, jak lepiej wydać nasze pieniądze z podatków. Te «czeki» na piankach od władzy też nie z jej prywatnych zasobów pochodzą, ale z naszych. Ale o tym, jak to wydać, nie możemy dyskutować. Warszawa zdecydowała.
A my konsultujemy, co się da. Na spotkaniach, zdalnie – jak się da".
I tu pani wójt się szeroko uśmiecha
"Zrobiliśmy ankietę dla dzieciaków: «co być zrobił, gdybyś był wójtem Pawonkowa». Wynik był zdumiewający: dzieci chciały po prostu placu zabaw i skate parku. No to zrobiliśmy kolejne spotkanie. Przychodzą dzieciaki ze wszystkich miejscowości gminy. Pytam ich, czy chcą takie place u siebie, czy jeden, centralny. Oni na to, że centralny, byleby był porządny. I że dojadą – przecież do szkoły też dojeżdżają. Są ścieżki rowerowe. No to zamawiam projekt i robimy spotkanie (zdalne) z projektantem. A dzieciaki mówią: «To nie tak, to inaczej trzeba ułożyć». Projektant, nieco oszołomiony, udostępnia im ekran z programu do projektowania. I dalej planują wszystko razem.
I wiecie co? Właśnie ogłaszamy przetarg na ten park. Projekt powstanie etapami. I młodzież w lot zrozumiała, dlaczego tak musi być i skąd gmina ma pieniądze.
Dorośli nieco kręcili nosem. Ale jak się upewnili, że dzieci z ich miejscowości też brały w tym udział, to zaakceptowali”.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze