0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Mateusz Mirys / OKO.pressIl. Mateusz Mirys / ...

Pretekstem do napisania tego tekstu był wpis na Facebooku, który zamieścił prowadzący stronę „O Historii” prof. dr hab. Piotr Tafiłowski. Jest to list do władz Uniwersytetu Warszawskiego w sprawie dr. hab. Kamila Kuraszkiewicza, wykładowcy Wydziału Orientalistyki. Przetłumaczył książkę Zecharii Sitchina „Kroniki Anunnaki”.

Co zdrożnego jest w tym, że dr Kuraszkiewicz przetłumaczył tę książkę? Otóż to, że jest to dzieło pseudonaukowe, a jego autor przedstawia hipotezy niezgodne z aktualną wiedzą z zakresu historii starożytnej i kosmologii, pisze prof. Tafiłowski.

Sitchin był głosicielem teorii, wedle których w starożytności Ziemię odwiedzali przybysze z kosmosu, z mitycznej planety Nibiru. To wyssane z palca bzdury.

”Za oburzające uważam, że pracownik naukowy jednej z najlepszych uczelni w Polsce aktywnie uczestniczy w szerzeniu poglądów pseudonaukowych” – pisze w liście prof. Tafiłowski. – "Zwłaszcza że na stronie tytułowej polskiego przekładu książki nazwisko tłumacza widnieje wraz z jego tytułem naukowym. To sugeruje czytelnikom, że mają do czynienia z tekstem naukowym”.

W późniejszym komentarzu prof. Tafiłowski dodał, że tłumacz złożył wyjaśnienia, które pani dziekan wydziału orientalistycznego uznała za wystarczające, wydawnictwo natomiast oświadczyło, że użyło stopnia naukowego tłumacza bez jego wiedzy i zgody.

W odpowiedzi UW napisało zaś, że „Pracownik został poinstruowany, żeby przy tego rodzaju publikacjach jasno określić swoje stanowisko odnośnie do przekładanego utworu np. w krótkim wstępie do monografii”.

Więcej na prowadzonym przez profesora blogu „O historii”.

Przeczytaj także:

Anunnaki z Nibiru

Sitchin, który urodził się w 1920 roku w Baku, zmarł zaś w 2010 roku w Nowym Jorku, nie był archeologiem, ani historykiem. Z rodzicami emigrował do ówczesnego brytyjskiego Mandatu Palestyny, gdzie później pracował jako dziennikarz. Ukończył ekonomię na University of London, a w 1952 osiadł w Nowym Jorku i znalazł pracę w firmie spedycyjnej.

Sitchin twierdził, że potrafi czytać w języku sumeryjskim (choć nigdy go nie studiował), a swoje teorie opiera na tekstach spisanych na glinianych tabliczkach przez starożytne cywilizacje Bliskiego Wschodu. Rozgłos zdobył po napisaniu siedmiotomowego cyklu „Kroniki Ziemi”, w którym wyłożył własną teorię dotyczącą historii, prehistorii naszego globu, a nawet powstania ludzkości.

W opublikowanej w 1976 roku książce „Dwunasta planeta” twierdził, iż w przeszłości między Marsem a Jowiszem znajdowała się orbita planety Tiamat, natomiast daleko za orbitą Plutona rozciąga się orbita planety Nibiru. Ta ostatnia obiega Słońce po bardzo wydłużonej orbicie, która przecinała się z orbitą Tiamat. W wyniku zderzenia jednego z księżyców Nibiru z Tiamat z jednej połowy tej planety powstała Ziemia, z drugiej zaś – pas asteroid.

Planetę Nibiru zamieszkiwała zaś zaawansowana technologicznie cywilizacja Anunnaki, która odwiedzała w przeszłości starożytne cywilizacje na Ziemi. W teoriach Sitchina przewijają się więc starożytni astronauci.

Sam tytuł publikacji, w której Sitchin wyłożył swoją interpretację starożytnych tekstów z glinianych tabliczek, jest już mylący, bowiem planet jest osiem, z Plutonem licząc dziewięć. Z Nibiru byłoby ich dziesięć. Dwanaście byłoby z Księżycem i Słońcem, ale to nie są (dalibóg) planety. Z astronomią też jest to na bakier.

Dziewiąta planeta

Czy za orbitą Plutona krąży jakaś nieznana nam planeta? Choć takie ciało niebieskie nie zostało dotychczas odkryte, obliczenia i symulacje wskazują, że hipotetycznie odległa, masywna planeta może istnieć. Wiele krążących na krańcach Układu Słonecznego ciał ma orbity skierowane tak, jakby istotnie coś ich orbity przyciągało.

Nie jest to powszechnie akceptowana hipoteza, przede wszystkim na jej poparcie brak bezpośredniego dowodu – obserwacji planety.

W tej odległości promieniowanie słoneczne jest już tak słabe, że nawet silne teleskopy miałyby problem z zarejestrowaniem światła odbijanego przez krążącą tak daleko od Słońca planetę. Jeśli kiedyś nawet taki ślad zarejestrowano na zdjęciach, nie wiemy, gdzie go dokładnie szukać. Jeśli taka planeta istnieje, jej blask jest tak mizerny, że ginie pośród miriad dużo bardziej odległych, jednak dużo jaśniejszych gwiazd.

Brak energii do życia

Z tego samego powodu, czyli odległości od Słońca i niewielkiej ilości docierającego światła, jeśli taki glob krąży na rubieżach naszego układu, jest zimny i mroczny. Szanse na to, że rozwinęło się na niej życie podobne do ziemskiego, są zerowe.

Życie potrzebuje dopływu energii słonecznej: rośliny, by prowadzić fotosyntezę, zwierzęta, by się nimi żywić. Energii potrzebuje także każda cywilizacja. Paliwa kopalne, na których oparliśmy rozwój technologiczny, to nic innego, jak energia słoneczna, zmagazynowana w zbutwiałych szczątkach roślin, które prowadziły miliony lat temu fotosyntezę.

Sumeryjska rakieta

W starożytności znano tylko planety widoczne gołym okiem: Merkurego, Wenus, Marsa, Jowisza i Saturna. Uran jest ledwo widoczny nieuzbrojonym okiem i nie był znany starożytnym. Odkrył go w 1781 roku dzięki obserwacjom przez teleskop Wiliam Herschel. Neptuna zaobserwowano przez silniejsze teleskopy w kolejnym stuleciu, w 1846 roku. Plutona zaś dopiero w 1930 roku.

[W 2006 roku Międzynarodowa Unia Astronomiczna uznała jednak, że Pluton nie jest planetą. Za jego orbitą krąży jeszcze kilka ciał podobnych rozmiarów. Plutona uznano za „planetę karłowatą” wraz z Ceres, Haumeą, Makemake oraz Eris.]

Historycy wskazują, że Sitchin nie miał elementarnej wiedzy na temat Sumerów. Znane są setki sumeryjskich tekstów astronomicznych, z żadnego nie wynika, by znali więcej niż pięć widocznych gołym okiem planet.

Krytycy wykazali, że Sitchin miał nikłą znajomość języka sumeryjskiego. Wielu słowom tego języka nadawał wymyślone przez siebie znaczenia, tak by odpowiadały nowoczesnym pojęciom (jak „rakieta”) oraz jego teoriom. W cytowanych źródłach pomijał niektóre fragmenty lub zmieniał ich treść. Jednym słowem zmyślał.

Rydwany bogów z kosmosu

Sitchin nie był pierwszym autorem, który twierdził, że Ziemię odwiedzali ongiś przybysze z kosmosu. W 1968 roku Erich von Däniken wydał książkę „Erinnerungen an die Zukunft: Ungelöste Rätsel der Vergangenheit” (“Wspomnienia z przyszłości: Niewyjaśnione zagadki przeszłości”). Jej angielskie tłumaczenie ukazało się dwa lata później pod nieco zmienionym tytułem „Chariots of the Gods? Unsolved Mysteries of the Past” (”Rydwany bogów? Niewyjaśnione tajemnice przeszłości”).

Według von Dänikena wiele znalezisk archeologicznych świadczy o tym, że starożytne technologie były znacznie bardziej zaawansowane, niż wydaje się obecnie. Obiekty te zostały rzekomo wykonane przez istoty pozaziemskie lub ludzi, którzy nabyli ową rozwiniętą technologię od obcych.

Jako przykłady podawał egipskie piramidy, brytyjski Stonehenge oraz kamienne posągi z Wyspy Wielkanocnej. Innym przykładem był opis średniowiecznej mapy Piri Reisa, która rzekomo przedstawia Ziemię widzianą z kosmosu, oraz linie z płaskowyżu Nazca w Peru, które miały być pasami startowymi lotnisk.

Mapa świata stworzona przez admirała Imperium Ottomańskiego Piri Reisa w 1513 roku. Ocalał jedynie jej fragment i jest przechowywany w Muzeum Topkapi w Stambule.

Nie ma żadnych dowodów na pozaziemskie technologie wykorzystywane przy wznoszeniu tych wielkich budowli. Mapy Piri Reisa są niedokładne, na przykład widoczne na nich wybrzeże Ameryki Północnej jest zupełnie niepodobne do jej prawdziwej linii brzegowej.

Geoglify z Nazca mogły być kanałami nawadniającymi lub wskazówkami lokalizacji studni.

Widok z góry rysunku pająka, jednego z najbardziej popularnych geoglifów Nazca. Źródło Wikimedia

Dla Dänikena nie miało to znaczenia. Wiele starożytnych dzieł sztuki z całego świata interpretował jako przedstawiające astronautów, pojazdy kosmiczne (tytułowe „rydwany bogów”), istoty pozaziemskie oraz zaawansowaną technologię.

Początki religii według von Dänikena miały źródła właśnie w kontaktach z przybyszami z kosmosu, których (z powodu ich zaawansowania technologicznego) ludzie traktowali jako bogów. Jako przykład podaje objawienie Ezechiela w Starym Testamencie i interpretuje jako opis statku kosmicznego. Arkę Przymierza opisuje jako urządzenie do komunikacji z obcą rasą.

Od przybyszów, ale nie z kosmosu

Polskie wydanie książki von Dänikena ukazało się dopiero w 1995 roku, jednak jego teorie przedstawiali także polscy autorzy (Arnold Mostowicz i Lucjan Znicz) jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

Warto tu wspomnieć jeszcze o Robercie Temple i jego książce „Tajemnica Syriusza”, wydanej w 1976 roku. Dowodził w niej, że plemię Dogonów z północno-zachodniego Mali zachowało w opowieściach opis wizyt pozaziemskich sprzed 5 tysięcy lat.

Dowodem na te kosmiczne odwiedziny miał być fakt, iż Dogonowie opisują Syriusza jako dwie gwiazdy. Wiedzą też o istnieniu pierścieni Saturna. To, że Syriusz jest układem podwójnym gwiazd, a Saturn ma pierścienie, jest niewidoczne gołym okiem. Wiemy o tym dzięki obserwacjom nieba przez teleskopy. Dogoni ich nie znają i to stanowiło według Temple’a dowód na rzekome kontakty z kosmitami.

Sęk w tym, że Dogoni nie byli odizolowani od świata. Europejczycy odwiedzali ich wiele razy, w tym kilka w początkach XX wieku. Wiedzę o tym, że Syriusz jest układem podwójnym i że Saturn ma pierścienie, mogli zaczerpnąć od nich.

Astronomiczną wiedzę Dogonowie zaczerpnęli więc raczej od przybyszów z Europy niż od przybyszów z gwiazd.

Ciach brzytwą

Wszystkie te bardzo pobieżnie przedstawione teorie (bo ich przykłady zajęłyby wiele tomów) są pseudonauką. Nie ma żadnych dowodów na to, że Ziemię odwiedzali kiedykolwiek przybysze z kosmosu i przekazali wiedzę Sumerom czy Dogonom. Takie teorie głoszące istnienie astronautów w starożytności nazwano „paleoastronautyką” (od gr. παλαιός, palaiós 'stary’).

Nie znaleźliśmy żadnych wytworów świadczących o istnieniu lub wizytach zaawansowanych cywilizacji. Wszystkie rzekome ślady „kosmicznych odwiedzin” można wyjaśnić bez odwoływania się do pseudonaukowych teorii jak Dänikena czy Sitchina.

Nie należy poszukiwać skomplikowanych wyjaśnień, gdy wystarczają proste. ”Nie należy mnożyć bytów bez potrzeby”. Ta zasada to tak zwana brzytwa Ockhama. Nie ma sensu zakładać, że istnieją obce cywilizacje, które odwiedzały ludzkość i pozostawiły instrukcje budowy piramid, jeśli z historycznych źródeł wiemy, że wznieśli je ludzie.

Zamiast przyjmować trzy hipotezy: o istnieniu pozaziemskich cywilizacji, ich odwiedzinach na Ziemi oraz pomocy kosmitów przy budowie piramid wystarczy przyjąć jedną: że starożytni Egipcjanie wnieśli je sami. Zwłaszcza że tę drugą hipotezę – nawet gdybyśmy nie mieli dowodów – przetestowano.

Owszem w tym celu archeolodzy podnosili czterdziestotonowe bloki za pomocą drewnianych dźwigni. I jak najbardziej dawali radę.

Kosmonauta z Palenque

Jednym z moich ulubionych przykładów paleoastronautycznej pseudonauki jest „Astronauta z Palenque”.

K’inich Janaab’ Pakal (Pakal Wielki) był władcą miasta-państwa Majów, którego ruiny leżą w stanie Chiapas w Meksyku, w dzisiejszym Palenque. W czasie swego 68-letniego panowania ustabilizował państwo po wyniszczających wojnach i odbudował miasto. W czasie jego panowania zbudowano wiele piramid i pałaców.

Świątynia Inskrypcji w Palenque. Źródło Wikimedia

Zmarł 28 sierpnia 683 roku, a jego ciało pomalowane cynobrem i ozdobione jadeitową maską złożono w Świątyni Inskrypcji w Palenque. Zdobione wieko jego grobowca przedstawia władcę w otoczeniu wielu religijnych symboli.

pakal-the-great--xibalba-3202
Fragment pokrywy grobowca króla Pakala Wielkiego

Władca przedstawiony jest na „drzewie życia”, Wacah Chan. Wspina się po nim z zaświatów w niebiosa. Towarzyszą mu liczne symbole znane z wielu wierzeń Majów.

Dla wyznawców paleoastronautyki jest to dowód, że Majowie podróżowali w kosmos lub odwiedzała ich zaawansowana obca cywilizacja. Cóż, to mnożenie bytów. Nie ma dowodów na istnienie kosmitów, nie odwiedzali Ziemi, to nie statek kosmiczny.

Jadeitowa maska pośmiertna króla K’inich Janaab’ Pakal z roku 683 n.e. Narodowe Muzeum Antropologii w Mexico City

Laptopy, telefony komórkowe i podróżnicy w czasie

Nikt nie podróżował też w czasie, choć niektórzy przedstawiają na to rzekome dowody.

Czy starożytni Grecy mieli laptopy? Nie, to co widać, to pudełko na biżuterię lub woskowa tabliczka służąca do notatek. Wizerunków takich tabliczek jest zresztą więcej.

Indianin ze smartfonem na obrazie z 1938 roku? Smartfon podpowiada nam dzisiejsza kultura. To ręczne lusterko.

Czy na filmie Charliego Chaplina z 1928 roku widać kobietę ze smartfonem? Nie, to aparat słuchowy lub przenośne radio zwane kryształkowym.

Nawiasem mówiąc, przenośne urządzenia do komunikacji radiowej projektowano już w latach 20. ubiegłego wieku. Nie przyjęły się ze względu na to, że wymagały rozkładanej anteny umieszczonej w parasolu.

Bez niepotrzebnych bytów

“Brzytwa Ockhama” pochodzi od nazwiska średniowiecznego filozofa Williama Ockhama. Nie był pierwszym, który wysuwał taki postulat, podobne pojawiały się już w starożytności. Był jednak pierwszym nowożytnym myślicielem, który przypomniał, by nie mnożyć bytów – czyli hipotez – bez potrzeby.

Ockham pisał, że nie wolno przyjąć niczego bez uzasadnienia, że coś jest, że jest oczywiste, jest znane z doświadczenia, albo poparte autorytetem Pisma Świętego. W czasach Oświecenia ta “brzytwa Ockhama” została uwolniona od religijnego kontekstu. Zasada takiej “ekonomii myślenia” stała się podstawą nowożytnej metodologii nauki.

Zgodnie z tą metodologią nie należy wprowadzać nowych pojęć i założeń, jeśli nie ma się ku temu mocnych podstaw. Najprostsze rozwiązania teoretyczne, przyjmujące najmniejszą liczbę założeń, uważane są w nauce za najlepsze.

Natomiast “nadzwyczajne twierdzenia wymagają nadzwyczajnych dowodów”. Te słowa z kolei spopularyzował Carl Sagan (choć ich autorem jest Mario Tozzi).

Spiskowe mnożenie bytów

Można spotkać się z przekonaniem, że teorie spiskowe łatwiej wyjaśniają złożone zjawiska. Jest dokładnie przeciwnie. Większość teorii spiskowych można poznać właśnie po tym, że są niepotrzebnie skomplikowane. Mnożą byty bez potrzeby i przedstawiają nadzwyczajne twierdzenia bez nadzwyczajnych dowodów.

“Epidemia koronawirusa była skutkiem zakażenia ludzi wirusem obecnym u zwierząt sprzedawanych na targu w Wuhan”, to jedna hipoteza. Nie mnoży bytów bez potrzeby i nie ma w niej nic nadzwyczajnego.

Powołany przez Donalda Trumpa szef Departamentu Zdrowia, Robert Fitzgerald Kennedy Junior, uważa natomiast, że: (1) istnieje „kartel szczepionkowy”, który celowo odmawiał podczas pandemii leków pacjentom, (2) odmawiał leków, by promować szczepionki, (3) promował szczepionki, bo te zabijały ludzi, (4) zabijały celowo, by wywołać globalne lockdowny, (5) lockdowny te były niezbędne, by przyspieszyć budowę globalnej sieci 5G.

To ciąg aż pięciu hipotez zamiast jednej. By przekonać czytelników do tego nadzwyczajnego twierdzenia, Kennedy Junior potrzebował aż czterystu stron drukiem.

Dlaczego tak trudno obalać teorie spiskowe

Nawiasem mówiąc, właśnie to mnożenie bytów sprawia, że trudno jest obalać teorie spiskowe. Jeśli ktoś przedstawia nam stwierdzenie zawierające zbieg kilku hipotez, to żeby zaprzeczyć twierdzeniu, trzeba udowodnić nieprawdziwość każdej z nich.

Słowa “to nieprawda, bo…” jeszcze jakoś zatrzymują naszą uwagę. Jednak cała wyliczanka “to nieprawda, że pierwsze, bo… i nieprawda, że drugie, bo…, a do tego nieprawda, że jeszcze trzecie, bowiem…” jest już mało porywające.

Właśnie – porywające. Jedna prawdziwa hipoteza to zwykle za mało na porywającą opowieść. Natomiast zbieg kilku może tworzyć już fantastyczną, bo fantastyczną, ale opowieść. Nasze umysły od czasów kamienia łupanego uwielbiają historie.

“Egipcjanie sami budowali piramidy dla faraonów”. Nic porywającego, prawda?

“Egipcjanie nie zbudowali piramid sami. Istnieje obca cywilizacja, która w zamierzchłej przeszłości odwiedziła Ziemię. To jej astronauci przekazali faraonom instrukcje, jak zbudować piramidy. Ukryli w nich astronomiczną wiedzę tej cywilizacji”. Owszem, to kilka bytów powołanych bez potrzeby. Jednak tworzą opowieść, która może porwać.

Porywające mnożenie bytów (i dolarów)

Jeśli natraficie Państwo na teorie, które mnożą byty bez potrzeby, możecie zacząć się zastanawiać, po co ktoś wam chce wcisnąć kit. Von Däniken czy Sitchin robili to dla pieniędzy. Każdy z nich wydał kilkanaście książek, a każda sprzedała się w setkach tysięcy egzemplarzy.

Robert F. Kennedy Junior jest przewodniczącym organizacji Children’s Health Defense CHD (dosłownie „Obrona Zdrowia Dzieci”). Z dziećmi ma taki związek, że od lat prowadzi kampanie dezinformacyjne na temat szczepień. Jako prezes tej organizacji Kennedy Junior zarobił pół miliona dolarów (pisał o tym “New York Times”). Ta kwota zaraz zblednie.

W środku pandemii, w listopadzie 2021 roku, Kennedy Junior wydał książkę „The Real Anthony Fauci” – właśnie tę, w której na czterystu stronach z okładem wyłożył swoją złożoną teorię spiskową. Oczywiście, nie rozdawał swojej książki za darmo. Kosztowała 17 dolarów (w miękkiej oprawie) lub 32 dolary (w twardej).

Sprzedał jej ponad milion egzemplarzy. Zwykle w twardej oprawie sprzedaje się co piąty egzemplarz, więc przychody wyniosły około dwudziestu milionów dolarów. Kennedy Junior dostał z tego mniej więcej połowę, dziesięć milionów dolarów.

Wiemy o tym z jego oświadczeń majątkowych (pisał Daniel Payne w “Politico”). Na dezinformacji można nieźle zarobić.

Prawda czy fałsz?

Ziemię odwiedzali w przeszłości astronauci z kosmosu, przekazywali swoją wiedzę Sumerom, Dogonom, Majom i Izraelczykom.

Sprawdziliśmy

Nie ma żadnych dowodów na takie “odwiedziny”. Rzekome ślady odwiedzin obcych cywilizacji można wyjaśnić w sposób zgodny z wiedzą archeologiczną i historyczną.

Uważasz inaczej?

Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.

Szczepionki szkodzą – napisz, a dostaniesz milion

Antyszczepionkowym „mitem założycielskim” była praca naukowa opublikowana w „Lancecie” przez Andrew Wakefielda w 1998 roku. Twierdził w niej, że wśród dzieci zaszczepionych szczepionką MMR zdarzają się przypadki zapalenia jelit i autyzmu.

Praca ta nie spełniała naukowych standardów, opublikowano ją raczej jako sygnał, że coś może być na rzeczy i warto w sposób bardziej naukowy tę sprawę zbadać. Zbadano wiele razy, okazało się, że nie ma związku między szczepionkami a autyzmem. Pracę Wakefielda wycofano, ale mleko już się rozlało.

Po latach, bo dopiero w 2011 roku, dziennikarskie śledztwo wykazało, że Andrew Wakefield po prostu sfałszował dane zawarte w swojej pracy. Po prostu zmyślił dzieci z zapaleniem jelit i autyzmem.

Dlaczego? Pewnie się już Państwo domyślacie. Oczywiście, dla pieniędzy. Dostał za to w sumie 435 tysięcy funtów. Od kogo? Cóż, od prawników rodziców dochodzących odszkodowań od koncernów farmaceutycznych za rzekome szkody wywołane przez szczepionki u ich dzieci. Po uwzględnieniu inflacji byłoby to dzisiejsze 820 tysięcy funtów, czyli ponad 4,2 miliona złotych. Któż z nas nie chciałby mieć takiej miłej kwoty na koncie.

Na teoriach spiskowych zwykle ktoś nieźle zarabia. Wakefield i Kennedy Junior zarobili je na rzekomej szkodliwości szczepionek. Von Däniken i Sitchin – na paleoastronautyce.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Michał Rolecki
Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i słowniki. Ukończył anglistykę, tłumaczył teksty naukowe i medyczne. O nauce pisał m. in. w "Gazecie Wyborczej", Polityce.pl i portalu sztucznainteligencja.org.pl. Lubi wiedzieć, jak jest naprawdę. Uważa, że pisanie o nauce jest rodzajem szczepionki, która chroni nas przed dezinformacją. W OKO.press najczęściej wyjaśnia, czy coś jest prawdą, czy fałszem. Czasem są to powszechne przekonania na jakiś temat, a czasem wypowiedzi polityków.

Komentarze