0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilu. Mateusz Mirys/OKO.pressIlu. Mateusz Mirys/O...

Jest wiele twierdzeń, które traktujemy jako oczywiste. Są wśród nich fakty z zakresu astronomii, fizyki, czy chemii. Za oczywiste przyjmujemy też wiele faktów z dziedziny biologii i psychologii człowieka.

Jesienią dni stają się krótsze. Pranie szybciej wyschnie na słońcu. Cukier szybciej rozpuszcza się w gorącym napoju. Rośliny i zwierzęta potrzebują wody. Jeśli kogoś uderzysz, zaboli go i będzie na ciebie zły.

Większość takich oczywistych faktów znają już dzieci. Dorośli znajomość takich faktów i wyciągania z nich wniosków nazywają zdrowym rozsądkiem.

Zdrowy rozsądek jest zresztą zdrowy także po niemiecku (gesunder Menschenverstand). W wielu językach natomiast znajomość podstawowych faktów o świecie jest określana jako po prostu wspólna. Niemcy mają także określenie Gemeinsinn, Francuzi mówią o sens commun, Anglicy o common sense – podkreślając wspólność.

Przeczytaj także:

Od stoików do Oświecenia

Pierwszym filozofem, u którego można dopatrzyć się pojęcia zdrowego rozsądku, był Arystoteles. W „Metafizykach” dowodził, że istnieją zasady, które wynikają ze zdrowego rozsądku i które dla każdego człowieka są oczywiste.

Zdrowy rozsądek jako szersze pojęcie zawdzięczamy najpewniej greckim stoikom, którzy zakładali istnienie koine ennoia (koinos to „wspólny”, ennoia to „myślenie”). Od Greków przejęli to Rzymianie, u których pojawia się sensus communis – wspólna większości ludziom umiejętność wyciągania wniosków i stawiania osądów, których nie trzeba kwestionować za pomocą krytycznego myślenia

W średniowieczu pojęcia te przywoływano rzadko, cytując Greków i Rzymian. Ponownie pojawiają się w XVII wieku u Kartezjusza, który twierdził, że istnieje powszechna ludzka zdolność oceny, czy coś jest prawdą, czy fałszem, którą nazywał po francusku bon sens, a po łacinie bona mens – dobrym rozsądkiem lub umysłem.

Wiek później, w oświeceniowej filozofii, zaufanie do zdrowego rozsądku oraz naturalnego poglądu na świat podkreślała szkoła szkocka (po angielsku zwana Scottish common sense realism).

Zdrowy rozsądek był rozumiany jako pewna dyspozycja poznawcza. I uważany był także za narzędzie filozofów.

Nie wszystko jest złudzeniem

Arystoteles twierdził, że źródłem zdrowego rozsądku jest zdolność zmysłów do wspólnego postrzegania świata. Dziś wiemy, że nasze umysły często bardziej konstruują postrzegany świat, niż go rejestrują. Aż 80 procent z tego, co widzimy to wynik „spontanicznej aktywności” neuronów w mózgu, a jedynie 20 procent pochodzi bezpośrednio z nerwów wzrokowych (dowodzili badacze w 2004 roku).

Oczywiście nie oznacza to, że większość naszych doznań zmysłowych jest złudzeniem. Mózgi po prostu oszczędzają energię wydatkowaną na postrzeganie świata. W rekonstrukcji rzeczywistości są natomiast dość biegłe. W końcu ewolucja ulepszała je przez pół miliarda lat.

Warto jednak traktować to, co postrzegamy z pewną rezerwą. Wszakże w toku ewolucji więcej potomstwa wydawali ci, którzy wśród liści widzieli drapieżnika – nawet jeśli go tam wcale nie było.

Fałszywa jest też całkiem spora część naszych wspomnień. Ponad jedna trzecia naszych wspomnień nie zgadza się z faktami, wynika z badań przeprowadzonych w 2021 roku.

Zdroworozsądkowe badania

W takim razie czy istnieje coś takiego jak wspólny wszystkim zdrowy rozsądek? Naukowcy nie byliby sobą, gdyby nie badali i takich rzeczy.

W styczniu 2024 roku w PNAS opublikowano badanie pod tytułem „A framework for quantifying individual and collective common sense”, co można przetłumaczyć jako „Model mierzalności indywidualnego i zbiorowego zdrowego rozsądku”.

Badacze wybrali ponad cztery tysiące zdroworozsądkowych stwierdzeń. Część pochodziła z różnych publicznie dostępnych źródeł, w tym artykułów prasowych zamieszczanych w internecie, czy mailingów rozsyłanych do amerykańskich wyborców.

Drugi zbiór takich stwierdzeń stworzyli sami badani, których poproszono o dokończenie zdań w sposób zgodny ze zdrowym rozsądkiem.

Wśród tych stwierdzeń znalazły się takie jak: „Jesteś tym, co jesz”, czy „Jeśli Alex uderzy Steve’a, Steve będzie zły”. Jedno z nich przytoczę w oryginale, bo może przyprawić nawet wytrawnych tłumaczy o ból głowy: „All people are human”.

Ponad dwu tysiącom badanych osób pokazywano zestawy 50 losowo wybranych stwierdzeń z tego zbioru. Badani stwierdzali, czy się z tymi stwierdzeniami zgadzają. I czy sądzą, że inni ludzie również by się zgodzili.

Czy to prawda?

Zdrowy rozsądek jak najbardziej istnieje i przydaje się w życiu

Sprawdziliśmy

Z badań wynika, że większość ludzi zgadza się z wieloma twierdzeniami uznawanymi za zdroworozsądkowe. Tyle że niewielu zgadza się z większością takich twierdzeń

Kto ma więcej zdrowego rozsądku (i dlaczego)

Część badanych zgadzała się z takimi oczywistymi stwierdzeniami częściej, inni rzadziej. Co prowadzi do wniosku, że ludzie posiadają zdrowy rozsądek w różnym stopniu.

Autorów wspomnianego eksperymentu zaintrygowało, dlaczego niektórzy chętniej zgadzają się z ogólnie akceptowanymi stwierdzeniami. Okazało się, nie ma to związku z poziomem inteligencji mierzonej testami, czy poziomem wykształcenia.

Tym, co najbardziej wpłynęło na decyzje badanych, była umiejętność odczytywania emocji (zbadana osobnym testem). Ze zdroworozsądkowymi stwierdzeniami częściej zgadzają się ludzie wyjątkowo biegli w odgadywaniu emocji malujących się na twarzach innych ludzi.

To zaczyna się robić ciekawe, bo cóż ma rozsądek wspólnego z emocjami?

Co ma zdrowy rozsądek do emocji

Badacze spekulują, że chodzi o tak zwane uczenie utajone (implicit learning). Zanim rozpoczniemy szkolną edukację, większość wiedzy przyswajamy właśnie nieświadomie. Robimy to, naśladując, powtarzając i zapamiętując bez potrzeby świadomego poznawania faktów i rządzących nimi reguł. Tak dzieci uczą się mówić, czy grać w piłkę.

Do uczenia przez naśladowanie niezmiernie przydaje się pewna szczególna umiejętność. Jest nią umiejętność odczytywania emocji: rodziców, rodzeństwa, rówieśników, a później i nauczycieli. Ocena naszych wyników owego uczenia przez naśladowanie maluje się przecież na ich twarzach. Zdroworozsądkowe jest dla nas zatem to, czego nauczymy się na podstawie ich reakcji emocjonalnych – radości, zdziwienia lub niechęci.

Badacze wyciągają z tego wszystkiego wniosek, że do uznania jakiegoś stwierdzenia za zdroworozsądkowe potrzebna jest przede wszystkim świadomość, że za prawdziwe uznaje je większość osób. Zdrowy rozsądek byłby zatem rodzajem społecznego porozumienia co do prawdziwości pewnego zbioru faktów o świecie.

Społecznego porozumienia – bo przecież zdroworozsądkowe przekonania nie muszą być prawdziwe.

Jak Ptolemeusz wstrzymał Ziemię

Ziemia jest okrągła. Wiedzieli o tym już starożytni Grecy, bo jako wytrawni żeglarze niejednokrotnie widzieli, że statki stopniowo chowają się za horyzontem, a ich maszty są widoczne, gdy zniknął już kadłub.

Kulistość ziemi była powszechnie przyjmowana w czasach Pitagorasa, czyli już w V wieku p.n.e. Dwa stulecia później dość dokładnie promień ziemskiego globu wyznaczył Erastotenes. Świadomość tego, że Ziemia jest okrągła, rozprzestrzeniała się wraz z greką, a potem łaciną. W średniowiecznej Europie była już raczej powszechna.

Inaczej było jednak z wiedzą o tym, że Ziemia krąży wokół Słońca.

Pierwszy znany historykom model, w którym planety obiegają naszą macierzystą gwiazdę, czyli heliocentryczny (od gr. helios – słońce i kentron – centrum) stworzył Arystarch z Samos w III wieku p.n.e. Stulecie później Seleukos z Seleucji stwierdził, że dowodem tego jest sezonowa zmienność pływów morskich. Nie da się jej wytłumaczyć ruchem Słońca wokół Ziemi (wiemy to jednak z relacji innych autorów, jego pisma się nie zachowały).

Jednak teorię Arystarcha zupełnie zarzucono. Do większości lepiej przemawiała teoria geocentryczna opracowana przez Ptolemeusza w II wieku naszej ery. Przez ponad tysiąc lat większości ludzi – także uczonych – zdroworozsądkowe wydawało się, że planety krążą wokół Ziemi w niezwykle złożony sposób (po okręgach zwanych deferentami, których środki podążają po innych okręgach, zwanych epicyklami).

Ta teoria łatwiej tłumaczyła pozorny ruch Słońca, Księżyca i planet na niebie – ale i oferowała ludziom nobilitację. To Ziemia stanowiła centrum Wszechświata.

W połowie szesnastego stulecia Mikołaj Kopernik ponownie przedstawił model heliocentryczny, w którym Ziemia wraz z innymi planetami krąży wokół Słońca. Naukowych dowodów na poparcie tej teorii dostarczył Galileusz, który przez teleskop zaobserwował fazy Merkurego i Wenus. Podważało to całkowicie model ptolemejski, w którym faz tych planet nie można wytłumaczyć.

Równość to nowy wynalazek

W zdrowym rozsądku nie zawsze chodzi więc o prawdę. W historii ludzkiej wiedzy nie brak powszechnych przekonań, które nie przetrwały próby czasu. Dziś do zdrowego rozsądku należy wiedza, że Słońce nie obiega Ziemi, muchy nie powstają z zepsutego mięsa, myszy ze zgniłej słomy, a choroby zakaźne z morowego powietrza.

Że jest to nieprawdą, docierało do zbiorowego, zdrowego rozsądku powoli, dzięki przyrostowi ogółu ludzkiej wiedzy. I bardzo rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo polegamy na cudzej wiedzy – zwłaszcza tej spisanej – pisałem w tekście „Czy pamięć nas zawodzi”.

Skąd wiemy, że woda wrze w stu stopniach? Przecież znakomita większość z nas tego samodzielnie nie mierzyła, wkładając do wrzącej wody termometr.

Nasze zdroworozsądkowe przekonania dotyczą nie tylko nauk ścisłych czy przyrodniczych. Są wśród nich również fakty z dziedziny nauk społecznych. I one także zmieniały się przez wieki.

Dziś większość zgadza się z twierdzeniem, że wszyscy ludzie są równi. Co było absurdem dla Greków czy Rzymian – równi mogli być ludzie stanu wolnego i płci męskiej.

Jeszcze w połowie XIX wieku niewiele osób uznałoby powszechną równość za przejaw zdrowego rozsądku. Nadal istniało niewolnictwo, kobiety nie miały praw wyborczych (ani majątkowych), w większości krajów nadal rządzili dziedziczni monarchowie.

To (nie)rozsądne mieć broń w domu

Większość Europejczyków za rozsądne uważa twierdzenie, że broń palna jest niebezpieczna, a dostęp do niej powinien być ściśle uregulowany. Zupełnie odmienne zdanie ma niemal połowa Amerykanów, która posiada broń w domu (jest ich 44 procent) – sądzą, że zwiększa ich bezpieczeństwo.

Ku europejskiemu zaskoczeniu, nie są to wyłącznie wyborcy Partii Republikańskiej, broń znajduje się w domach prawie jednej trzeciej (29 proc.) głosujących na Demokratów (jak podaje Gallup). Zdrowy rozsądek Europejczyka nie będzie się więc pokrywał z amerykańskim.

Większość z nas zgodzi się zapewne, że zwierzęta odczuwają ból i mają świadomość. Nie będziemy się jednak zgadzać co do tego, czy wszystkie. O to, czy owady mają świadomość, spierają się nawet biolodzy i filozofowie.

Zatem to, co uważamy za zdroworozsądkowe dla nas, wcale nie musi być powszechne. Czy w takim razie w ogóle istnieje coś takiego jak wspólny większości ludzi zdrowy rozsądek – common sense?

Zdrowy, ale niekoniecznie powszechny

Wróćmy do cytowanych wcześniej badań. Jak pamiętamy, badani musieli stwierdzić, czy zgadzają się z przedstawianymi im zdroworozsądkowymi stwierdzeniami (lub nie).

Okazało się, że większość zgadzała się tylko z częścią przedstawianych im twierdzeń. I bardzo niewielka część wszystkich stwierdzeń uznana została za zdroworozsądkowe przez większość badanych.

“Zdrowy rozsądek zawdzięcza swoją legitymację powszechnemu poczuciu, że jest powszechny, ale jest bardzo osobisty i subiektywny” – konkludują badacze w pracy. Zaś Mark Whiting, jeden z autorów, na stronie uczelni komentuje: „Nasze badania sugerują, że pojęcie zdrowego rozsądku danej osoby może być właściwe wyłącznie dla tej osoby”.

Więc to, co uważamy za powszechne przekonania, wcale nie jest powszechne. Common sense wcale nie jest common. Zbiór „zdroworozsądkowych faktów” jest inny dla każdego człowieka. A nasz zdrowy rozsądek pokrywa się ze zdrowym rozsądkiem innych ludzi tylko częściowo.

Cóż, można było się tego domyślać.

Od zdrowego rozsądku do wrażliwości

Większość z nas została w dzieciństwie zaszczepiona i zaszczepiła własne dzieci. Część ludzi uznaje jednak, że twierdzenie “szczepionki chronią większość populacji przed groźnymi chorobami zakaźnymi” nie mieści się w zakresie zdrowego rozsądku – nie szczepi dzieci i posyła je do przedszkola.

Wiele sporów, od sąsiedzkich, przez polityczne, po międzynarodowe, opiera się na odmiennym rozumieniu tych samych, wydawałoby się zdroworozsądkowych faktów. Prowadzimy wtedy spory, które czasem musi rozstrzygać niezależny arbiter.

Mój sąsiad uważa, że może w swoim mieszkaniu słuchać głośnej muzyki (w końcu jest u siebie). Ja uważam, że mam prawo do spokoju (w końcu jestem u siebie). Etiopia uważa, że może zbudować tamę na Nilu (bo przepływa przez terytorium jej kraju). Egipt uważa, że Etiopia jej budować nie może (bo Nil przepływa przez terytorium jego kraju).

Zachowując „zdrowy rozsądek”, nie można zapominać, że nasz zdrowy rozsądek – jak wynika z badań – może nie być zdrowym rozsądkiem drugiego człowieka. Dla starożytnych Rzymian sensus communis nie był tylko zdolnością stricte umysłową. Oznaczał również pewną dozę człowieczeństwa oraz wrażliwości na potrzeby innych.

Prawdy (bez)względne

Warto też mieć świadomość, że nawet z pozoru „twarde” zdroworozsądkowe prawdy nie są wykute w kamieniu. Wszyscy zgodzimy się, że woda wrze w stu stopniach. Jednak jest to prawdą, o ile znajdujemy się niewysoko nad poziomem morza.

Jeśli wybierzemy się w Andy czy Himalaje, będziemy musieli przyzwyczaić się, że już na wysokości 3 tysięcy metrów nad poziomem morza woda zawrze już przy 89,95 stopnia Celsjusza i trudno będzie nam zaparzyć dobrą herbatę. Temperatura wrzenia wody zależy od ciśnienia, a ono od wysokości nad poziomem morza.

Nie trzeba jednak podróżować aż tak daleko. Gdy udamy się do Włoch, okaże się, że spaghetti bolognese nie spotkamy w restauracjach. Najbliżej do spaghetti bolognese jest jadanemu w Bolonii spaghetti al ragù, ale pomidorowy sos z mielonym mięsem podawany jest z makaronem tagliatelle i raczej nieznany na południu kraju.

Podróże kształcą być może dlatego, że pozwalają nam zweryfikować pewne przekonania, które uważamy za oczywiste prawdy. Czyli nieco potrząsnąć naszym zdrowym rozsądkiem.

A to, że w podróż może nas zabrać i książka, i nasza własna wyobraźnia – to już osobna historia.

Maszynowy zdrowy rozsądek

Badania nad zdrowym rozsądkiem mają znaczenie nie tylko dla psychologów i socjologów. Mają też wymiar praktyczny – z powodu komputerów.

Coraz częściej korzystamy z różnych narzędzi, które wykorzystują algorytmy uczenia maszynowego – zwane potocznie „sztuczną inteligencją”. Są kształcone na rozległych zbiorach danych, które zawierają dużo potocznej ludzkiej wiedzy o świecie.

Stąd algorytmy wiedzą, że wieloryby żyją w wodzie, a słonie na lądzie – co dla nas jest przejawem zdrowego rozsądku. Jednak każdy taki algorytm jest tak dobry, jak wykorzystane do jego szkolenia dane. Stąd wiele z nich popełnia głupie w naszym ludzkim odczuciu błędy.

Nie ulega wątpliwości, że algorytmy uczenia maszynowego będą odgrywać coraz większą rolę – a my polegać na nich w coraz większym stopniu. Dobrze więc będzie ustalić, co jest dla ludzi zdroworozsądkowe, a co nie – i uwzględniać to w zbiorach danych wykorzystywanych do szkolenia takich algorytmów.

“Gdy uważamy coś za zdroworozsądkowe, często jest to bardzo silne przekonanie. Jak jednak pokazały nasze badania, często nie zgadzamy się z tym, czym jest zdrowy rozsądek” – mówi współautor badań Duncan Watts. Na przykład rozsądne wydają się dalsze badania prowadzone w wielu różnych kulturach, żeby sprawdzić, czy istnieją na przykład jakieś uniwersalia kulturowe zdrowego rozsądku.

“Jeśli naszym celem jest rozwiązywanie sporów odnośnie zdroworozsądkowych kwestii lub nauczenie komputerów zdrowego rozsądku, lepiej będzie, jeśli będziemy najpierw mieć lepszy obraz tego, czym jest zdrowy rozsądek, a czym nie jest”.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Michał Rolecki
Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze