0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: MOHAMMED ABED / AFPMOHAMMED ABED / AFP

Hanka Grupińska, OKO.press: Od soboty 7 października 2023 roku mamy wojnę między Izraelem a Autonomią Palestyńską, a może właściwiej jest powiedzieć: między Izraelem a rządzącym w Strefie Gazy Hamasem. Hamas dokonał masakry na południu Izraela. Izrael w odwecie bombarduje Gazę i przygotowuje się do ofensywy.

Michael Sfard*: To absolutnie jasne, że jesteśmy świadkami totalnej zmiany charakteru konfliktu. I oczywiście za wcześnie, by wyobrażać sobie, dokąd ta zmiana doprowadzi. Tymczasem ożywiona została pamięć Zagłady. Idzie ona w parze z ogromną utratą zaufania wobec rządu i armii. Przypomina to bardzo załamanie, którego społeczeństwo doświadczyło w konsekwencji wojny Jom Kipur.

Więc znowu jesteśmy całkiem rozsypani. Potrzeba czasu, by znaleźć sposoby, jak sobie radzić dalej ze sprawami wewnętrznymi i jak odnosić się do konfliktu z Palestyną. W tej chwili jesteśmy w oku cyklonu, za wcześnie, by widzieć kierunek. Moja pierwsza myśl była taka, że jest to ogromna porażka. I lata, może nawet dziesiątki lat miną, nim głosy takie jak mój, głosy propokojowe, będą słyszane.

Ale wiesz co, będę pokorny i powiem: nie wiem, naprawdę nie wiem.

Otóż to! Tak bardzo nie wiemy, i tak bardzo nitki w świecie mogą się różnie poukładać po tym totalnym zerwaniu. Wojna może przyspieszyć proces pokojowy. Nie sądzisz?

Niektórzy tak naprawdę uważają. Po wojnie Jom Kipur nastąpiło pierwsze pokojowe porozumienie z państwem arabskim – z Egiptem. Palestyńczycy to jednak inna sytuacja: nie tworzą spójnego państwa, nie mają wspólnej polityki… Ale: zgadzam się z tobą, że to jest możliwe. Tymczasem jednak mamy do czynienia z wielkim marzeniem, z ogromną potrzebą zwycięstwa.

Czy to zwycięstwo oznacza całkowitą zagładę Gazy i jej cywilnych mieszkańców? Czy tak?

Dla niektórych Izraelczyków – tak. Dla innych to znaczy pozbawienie Palestyńczyków jakichkolwiek militarnych możliwości, wzmocnienie apartheidu, systemu bantustanu, naszej nad nimi kontroli. Niestety, i to jest dodatkowa przeszkoda, nie widzę przywódców, po żadnej stronie, z wizją naprawy. Inna rzecz, która wydaje mi się wielce prawdopodobna, to ogromne polityczne odreagowanie. Ono musi nastąpić. Wojna Jom Kipur zdruzgotała system jednopartyjny.

Sądzisz, że to odreagowanie zmiecie Netanyahu? Bo przecież on nie ustąpi, jak uczyniła to w 1974 Golda Meir?

Tak. Tak sądzę. Złość społeczna jest ogromna. Złość przeciwko rządowi, a szczególnie przeciwko Netanyahu. I pochodzi ona z kręgów, które nie były dotychczas w opozycji, z miast, które od lat popierały Likud. Ciężko mi sobie wyobrazić, że Netanyahu to przetrwa. Ale znowu: nie wiemy.

Przeczytaj także:

Dramat Gazy

Nie mogę cię nie zapytać o Gazę – o bombardowanie totalne, o odcięcie wody, gazu, prądu…

Gaza jest całkowitym dramatem. W długiej kolejce odpowiedzialnych Izrael jest bez wątpienia pierwszy, ale w żadnym razie nie jest jedyny. Odpowiedzialny jest cały zachodni świat, który od ponad 10 lat popiera blokadę zamkniętych w Gazie ponad 2 milionów ludzi. Dziś widzimy Izrael zaangażowany w brutalną kampanię przeciwko cywilom. Widzimy zbrodnie wojenne w ogromnej skali.

I wiesz – oprócz zaspokajania potrzeby zemsty, ja nie rozumiem zupełnie, jaki jest inny cel tego działania. To jest naprawdę katastrofa. Ja jestem prawnikiem i wierzę w międzynarodowe prawo, które występuje w obronie społeczeństwa cywilnego. Jeszcze nie tak dawno Izrael twierdził, że przestrzega praw wojennych, dotyczących osób cywilnych. I kiedy oskarżaliśmy Izrael o gwałcenie tych praw, byliśmy ostro atakowani, a rząd zaprzeczał naszym zarzutom. Nas, prawników, aktywistów, nazywano zdrajcami i wrogami Izraela.

A teraz, w ostatnich dniach, oświadczenia wygłaszane przez przywódców izraelskich świadczą o tym, że ta polityka, której jeszcze przed chwilą się wypierali, dziś jest akceptowaną, oficjalną linią działania w Gazie. I nie ma tu już żadnego wstydu.

Potrzeba zemsty, mówiłeś, jest silna. A co z postawą odwrotną, krytyczną wobec wymazywania Gazy? Czy jest widoczna?

Nie. Niespecjalnie. Jeszcze nie. Głosy potępiające są ciągle marginalne. Mam nadzieję, wierzę, że ludzie w Izraelu uświadomią sobie, że taka polityka prowadzi nas do mnożenia nienawiści i kolejnego rozlewu krwi. Chcę powtórzyć: Izrael jest pierwszy w kolejce do odpowiedzialności za sytuację w Gazie, ale rządy zachodnie stoją tuż za. A teraz izraelskie władze mają niemal całkowicie wolną rękę.

Jednym z zakładników jest Alex Dancyg, Izraelczyk urodzony w Polsce, przyjaciel wielu z nas tutaj.

To jest zbrodnia wojenna, to jest absolutnie nieludzkie, barbarzyńskie. Rząd izraelski musi zrobić wszystko, by ich uwolnić. Jeśli wymiana więźniów jest jedynym sposobem, to to musi być zrobione.

Prywatne pytanie. Ty, zagorzały zwolennik porozumienia, aktywista i prawnik na rzecz pokoju z Palestyńczykami, jak się z tą katastrofą czujesz?

Ja nie mam złudzeń, że to jest potworna porażka. Ale także nie mam wątpliwości, że jedynym sposobem, by zatrzymać rozlew krwi, rozwiązać ten konflikt, jest droga prawa międzynarodowego z poszanowaniem praw człowieka.

Musimy zgodzić się na samostanowienie Palestyńczyków, pozwolić im żyć w bezpieczeństwie i pokoju. To jedyna droga.

Więc ja nie zmieniłem moich poglądów. Ale jestem w ogromnej rozpaczy. Jestem smutny, że wszystko dobre, co w tej sprawie do tej pory uczyniono, prawdopodobnie zostało zaprzepaszczone. Że będziemy musieli zacząć od początku. Więc jestem sfrustrowany okropnie.

Myślę, że w czasie trzech dekad mojego aktywizmu nigdy nie czułem się tak źle. Ale nie zmieniłem poglądu.

Ale, ale… Nie wiemy. Może to, co się wydarzyło, wydarza – ten potworny koszmar zła, może to jest to pęknięcie, które popchnie rzeczy naprzód z taką prędkością, jakiej sobie nie wyobrażamy. Alewaj? Oby?

Alewaj! Słuchaj, z tej ponurej sytuacji słabo to widać. Ale wiem, że wszystko się zmieni teraz. A zmiany rządzą się swoimi mechanizmami. Więc jest możliwe, że wyłonią się takie, które przyspieszą dobre rozwiązanie.

Demokracja z obywatelami drugiej kategorii

Wojna w Izraelu wymazała to, co działo się w ostatnich miesiącach: Izraelczycy protestowali od stycznia na ulicach wszystkich większych i wielu mniejszych miast przeciwko zamiarowi sparaliżowania orzecznictwa Sądu Najwyższego. Demonstracje, które trwały osiem miesięcy, często nazywano rewolucją konstytucyjną. Czy sądzisz, że sprawa okupacji zaczynała być bardziej widoczna w protestach, czy może raczej odwrotnie – nikła w obliczu braku sukcesu demonstrantów?

Byliśmy w bardzo szczególnym momencie. Okupacja, ruch osiedleńców i cała ta niegodziwość, która z tego wynika, zaczynają być zauważane, rozumiane przez Izraelczyków. A trzeba pamiętać, że przez wszystkie minione lata to nie była żadna istotna kwestia dla większości obywateli. To jest wielkie wyzwanie dla nas, dla aktywistów izraelskich na rzecz praw człowieka, na rzecz pokoju.

Czy prawo państwa Izrael jest niesprawiedliwe dla jego obywateli?

Izrael jest państwem żydowskim, narodowym. Palestyńczycy, obok innych, mniej licznych narodowości, stanowią 1/5 społeczeństwa. Tak, oni są tu obywatelami drugiej kategorii, ponieważ prawo izraelskie dyskryminuje ich niejako z zasady. Bez wątpienia jest to niesprawiedliwość – problem, który powinien być rozwiązany.

W jaki sposób?

Izrael może stać się krajem, który będzie domem dla Żydów i Palestyńczyków, dla wszystkich narodowości swoich obywateli.

Jak to osiągnąć?

Musimy przede wszystkim usunąć prawa, które dają przywileje Żydom i dyskryminują Palestyńczyków. Można te prawa albo wycofać, albo przyznać takież same Palestyńczykom. Druga rzecz: prawo zbiorowe – tutaj działa ono inaczej wobec Żydów i całkiem inaczej wobec Palestyńczyków. Każdy obywatel przynależy do jakiejś społeczności, do jakiegoś kręgu kulturowego, religijnego, etnicznego. I póki Palestyńczycy nie mają praw jako społeczność, mamy do czynienia z ich dyskryminacją. Więc to jest rzecz kluczowa – przyznać Palestyńczykom zbiorowe prawa.

Czy to znaczy, że Palestyńczycy mieszkający na terenie Izraela nie mają w ogóle praw grupowych czy też są one niewystarczające?

Nie mają takich praw, które chronią ich przed skrzywdzeniem przez większość. Nie znaczy to, że niektóre z tych praw nie są obecne, ale: są słabe i działają raczej jak przywileje akceptowane przez większość, a nie jako jednoznaczne, niezbywalne prawa mniejszości.

Dla przykładu: język arabski ma status prawny, ale nie jest on równy statusowi języka hebrajskiego. Jest jeszcze jedna kwestia. Nawet jeśli mamy prawa, które nie są w swoim zapisie dyskryminujące, to polityka i praktyka ich stosowania jest bez wątpienia dyskryminującą.

Mówisz o polityce i praktyce stosowanej przez izraelską administrację. A ta, w ostatnich latach, staje się coraz bardziej stronnicza w kwestii rozpoznawania praw swoich wszystkich obywateli. Czy widzisz realne możliwości rozwiązania tej sytuacji?

Polityczna organizacja tego państwa to tylko element kwestii, którą nazywa się izraelsko-palestyńskim konfliktem. Istotną jej częścią jest problem terenów okupowanych. Z jednej strony mamy systemową dyskryminację Palestyńczyków na terenie Izraela właściwego, wewnątrz tzw. Zielonej Linii. Z drugiej strony, mamy tereny okupowane i pięć milionów Palestyńczyków, którzy nie mają żadnych obywatelskich i politycznych praw – ja nazywam to systemem apartheidu.

Zatrzymajmy się przez chwilę przy tym, dla niektórych kontrowersyjnym terminie: apartheid. Rozumiem, że ty odnosisz to słowo do sytuacji Palestyńczyków na terenach okupowanych. Inni, na przykład organizacje praw człowieka: Addameer czy Amnesty International używają tego pojęcia w odniesieniu do sytuacji Palestyńczyków po obu stronach Zielonej Linii.

Słowo „apartheid” ma różne znaczenia w zależności od kontekstu. Kiedy ja mówię o apartheidzie, odnoszę się do pojęcia prawnego, które oznacza międzynarodową zbrodnię. I jestem pewien, że ta zbrodnia jest popełniana na terenach okupowanych. Ale nie jestem pewien, że wszystkie znamiona zbrodni są obecne na terenie Izraela w jego granicach z 1948 roku.

Jednak w innych kontekstach, politologicznych na przykład, ale ja tu nie jestem ekspertem, rozumiem, że używa się konceptu „rządy apartheidu” (w przeciwieństwie do zbrodni apartheidu) wobec Izraela. Zdecydowanie mamy tu do czynienia z instytucjonalną dyskryminacją i jest to cecha zasadnicza tego reżimu, a nie jakiś wątek uboczny. W tej mocno niezrównoważonej sytuacji obserwujemy nadchodzące zmiany.

To znaczy?

To jest dość oczywiste. Izrael musi inwestować coraz więcej energii, sił fizycznych, prawnych, politycznych, ekonomicznych, żeby utrzymywać taki kształt państwa. Z drugiej strony ludzie nie chcą być dyskryminowani i nie chcą żyć pod okupacją. Zdaje się, że Polacy powinni dobrze rozumieć, że w czasie okupacji używa się wszelkich metod, by odzyskać zbiorową wolność. No i druga cecha konfliktu: amoralność – moralna degradacja społeczna, która postępuje, nasila się w czasie, po jednej i po drugiej stronie.

Jestem przekonany, że ta sytuacja nie jest do utrzymania.

Niegodziwe systemy zawsze w końcu się rozpadają.

Można byłoby sądzić, że wraz z radykalizacją polityki izraelskiej możliwość zmiany się oddala. Czytamy ostatnie wiadomości i na ich podstawie oceniamy sytuację. Ale to jest tylko mały kawałek długiego procesu, który dzieje się podskórnie. Zmiany nie następują w sposób linearny, dzieją się nagle, w konsekwencji rozmaitych ukrytych pęknięć, których nasze oko nie dostrzega.

Więc nie idzie o to, jak bardzo silny Izrael jest dzisiaj, ile nowych osiedli powstało na terenach okupowanych, i jak bardzo Palestyńczycy z izraelskim obywatelstwem są odsunięci od życia społecznego w tym kraju. Idzie o to, ile pęknięć mamy pod powierzchnią.

Nie ma demokracji w okupacji

Opowiedz o pęknięciach, proszę.

Ponad 20 lat temu pojechałem do Ameryki zawodowo. Spotykałem się ze społecznościami żydowskimi i ich liderami, miałem wykłady na wydziałach prawa. To, co mówiłem o sytuacji w kraju, a raczej: jak o tym mówiłem, wywoływało szok. Jakże można mówić w taki sposób o Izraelu?! Ponieważ mam mocny hebrajski akcent, trudno im było mnie zakrzyczeć…

…i oskarżyć o antysemityzm.

Właśnie – i oskarżyć o antysemityzm. Wróciłem z przekonaniem, że rozmowa o Izraelu z amerykańskimi Żydami jest całkowicie patologiczna. Oni nie potrafili usłyszeć argumentów, które wówczas były już tutaj uznawane. Dwa miesiące temu pojechałem po raz kolejny do Ameryki. I tym razem wróciłem z taką obserwacją, że te same środowiska mówią dziś zupełnie innym językiem i dostrzegają całkiem nowe argumenty.

A Europa? Która jest ciągle obciążona poholokaustową traumą i poholokaustowym poczuciem winy?

Ja myślę, że w Europie krytyka wobec Izraela jest jeszcze wyraźniejsza. Ale to dotyczy przede wszystkim społeczeństw. Polityka europejska w tej kwestii jest całkowicie impotentna. I to jest z pewnością obciążone przeszłością. Na pewno wiesz, że nasz izraelski aktywizm na rzecz praw Palestyńczyków jest przede wszystkim wspierany przez europejskie ruchy, nie amerykańskie.

Czyli pęknięcia, które pochodzą z zewnątrz?

Tak. Siła międzynarodowego społeczeństwa obywatelskiego jest duża. To ono zmusiło państwa do wprowadzenia sankcji w Afryce Południowej. To międzynarodowe społeczeństwo obywatelskie wymogło na rządach rozmowy o nuklearnym rozbrojeniu. I, wreszcie, to międzynarodowe społeczeństwo obywatelskie od lat wywiera naciski na decydentów w sprawie reagowania na zmianę klimatyczną. Więc to jest jedno z pęknięć.

Rozważmy kolejne pęknięcia.

Ruch żydowskich osiedleńców próbuje niejako odwrócić sytuację i „zaanektować” Izrael do terenów okupowanych. Więc to, co się teraz dzieje z systemem prawnym, z rewolucją konstytucyjną w Izraelu wynika z przekonania osiedleńców, że uda im się skopiować system, który mają pod całkowitą kontrolą na Zachodnim Brzegu i przenieść go do Tel Awiwu czy Hajfy. A pęknięcie polega na tym, że to się nie udaje, bo Izraelczycy zaczęli się buntować ! Nie chcą oddać demokracji.

W czasie demonstracji, dziś z powodu wojny zawieszonych, niewielu jednak niosło transparenty: ein demokratia im kibusz, nie ma demokracji w okupacji.

Napisałem kiedyś tekst o tym, że Izrael nie jest państwem demokratycznym. Ale Izrael ma demokratyczne cechy: podział władzy, wolność wypowiedzi, pluralizm w nauce i sztuce. Nie można mówić o Izraelu jako o państwie totalitarnym, ale także nie można mówić o pełnej demokracji w Izraelu. To jest taki szczególny mix. A osiedleńcy usiłują pozbawić system każdej możliwej demokratycznej właściwości. I to wszystko, nagle, obudziło śpiącego giganta.

Dlaczego społeczeństwo izraelskie nazywasz „śpiącym gigantem”?

Bo do tej pory nic i nigdy go tak ze snu nie wyrwało. Więc to jest kolejne pęknięcie. Jeśli Izraelczyk mieszkający wewnątrz Zielonej Linii miał jakiekolwiek zaufanie do osadnika, to ono teraz całkiem się posypało. To nie jest jeszcze rewolucja, ale to jest już ogromna zmiana. Jak te wszystkie pęknięcia w którymś momencie się skleją, połączą, to będziemy mieć jedno wielkie trzęsienie. Tak stało się z murem berlińskim, z upadkiem apartheidu w Afryce Południowej, z wybuchem dwóch intifad… Te rzeczy dzieją się nagle i szokująco.

Najważniejszym pęknięciem wydaje mi się nowe postrzeganie sprawy izraelskiej przez międzynarodowe społeczeństwo obywatelskie. Od świadomości społecznej do konkretnych politycznych poczynań zawsze jest jakaś droga, jakiś dystans. Ale nie można nie widzieć, że na świecie jest coraz więcej ludzi, którzy występują przeciwko bad guys.

Od wielu lat mam przekonanie, że żyjemy w czasach końca polityków. Że po świecie rozlewa się naprawcza siła społeczeństwa obywatelskiego w kontrze do siły przemocy.

Zgadzam się.

Amoralność i hipokryzja. Czy nie sądzisz, że te dwie antywartości stanowią dość mocny fundament wymazywania kwestii palestyńskiej?

Hipokryzja to stan, w którym podmiot jest świadom stosowania podwójnych standardów. Tak czyni Europa. Putina oskarża o okupowanie, aneksję Krymu i Donbasu, i każe sankcjami. Izrael natomiast, który prowadzi okupację i kolonizację Zachodniego Brzegu, otacza największym wyrozumieniem.

Jeśli idzie o społeczeństwo izraelskie, myślę, że mamy tu do czynienia, przynajmniej w pewnej mierze, z kwestią rasizmu.

Co to znaczy: w pewnej mierze?

Użyłem tych słów świadomie. To społeczeństwo nie kieruje się rasistowską ideologią – że są ludzie warci więcej i ludzie warci mniej. Raczej idzie o to, że na drugiego, innego patrzy się obco – on nie jest partnerem. Więc jest to forma ukrytego rasizmu.

Popatrz, Izraelczycy demonstrujący na ulicy Kaplan w Tel Awiwie bronią swoich praw, i ja to rozumiem. Chcą respektowania prawa. Ale 15 minut jazdy samochodem od ulicy Kaplan, na Zachodnim Brzegu, mieszkają ludzie, którzy swoich praw nie mają. Więc jest to szczególna niezdolność połączenia tych dwóch sytuacji i uświadomienia sobie, że im winny przysługiwać te same prawa. A tak nie jest i to jest po prostu amoralne.

Ja często przegrywam

Chcę zapytać o najtrudniejszą sprawę, którą wygrałeś?

Którą wygrałem?

Tak. Bo proszę o pozytywną historię.

Myślę, że najtrudniejszymi sprawami, które prowadziłem było ewakuowanie i zburzenie przyczółków izraelskich na terenach okupowanych. W tych kwestiach występowałem właściwie przeciwko rządowi popierającemu osiedleńców, którzy zajęli ziemię moich klientów. Te wygrane, a miałem trzy takie sprawy, wywołały nawet kryzys w koalicji rządowej. Natomiast jedną z najgłośniejszych spraw był spór o Bil’in. Droga, którą wytyczyło wojsko pod budowę muru, zajęła ponad połowę ziemi uprawnej mieszkańców wioski. Argumentowałem w sądzie, że tam muru nie zaprojektowano z powodów bezpieczeństwa, ale z powodu ekspansji terytorialnej pobliskiego osiedla.

Kiedy to się działo?

W 2007 roku. Sąd przyznał nam całkowitą rację – zgodził się, że tam mur nie był projektowany z powodów strategicznych. I choć był już zbudowany, po wyroku sądu został w tych fragmentach rozebrany i przesunięty. Wszystko trwało bardzo długo i oczywiście wymagało wielkiego wysiłku.

Czy wygrałeś tę sprawę dlatego, że argumenty były mocne, jednoznaczne? Czy też może sędzia był propalestyński? Jestem ciekawa, jak to działa, czy raczej może: działało.

Przekonanie, że Sąd Najwyższy w Izraelu jest lewicowy albo, co więcej propalestyński, jest całkowitą bzdurą. Tu sędzia na pewno nie był propalestyński. Ale demonstracje, które się regularnie odbywały w Bil’in, w Berlinie, w Londynie…

…międzynarodowe społeczeństwo obywatelskie.

Właśnie – międzynarodowe społeczeństwo obywatelskie! Wiesz, w tamtym czasie w sądzie było ponad 150 podobnych spraw. Bil’in w żadnej mierze nie było wyjątkowe. Kiedy rozpoczął się proces, prezes Sądu Najwyższego Aharon Barak zapytał mnie: „Panie Sfard, o co chodzi z Bil’in, czy to jest jakaś wyjątkowa sytuacja, skąd te protesty?” Zrozumiałem wtedy, że prezes nie tylko wie o protestach, ale że one mają znaczenie, mają wpływ na jego rozumienie sprawy. A Bil’in urosło do rangi symbolu.

To poproszę teraz o sprawę przegraną.

Takich historii mam najwięcej, ja często przegrywam. Najczęściej w sprawach Palestyńczyków, którzy są ofiarami przemocy osiedleńców, ponieważ system w zasadzie zapewnia osiedleńcom nietykalność, chroni ich praktycznie w każdej sytuacji. Teraz mam taką sprawę. W 2013 roku jeden z najbardziej radykalnych prawicowych polityków w Hebronie, rasista i faszysta, Baruch Marzel zaatakował mojego klienta, aktywistę palestyńskiego na rzecz praw człowieka Issę Amro. Wszedł do niego do domu i uderzył go. To zajście zostało sfilmowane, co naturalnie było bardzo pomocne. Natychmiast zgłosiliśmy skargę, ale sprawa została zamknięta.

Dlaczego?

Bo to był Baruch Marzel i Issa Amro! Złożyliśmy odwołanie, zostało przyjęte. Oskarżenie dotyczyło wejścia na teren poszkodowanego i czynną napaść. I – nic się nie działo. Kilka terminów zostało wyznaczonych, ale Baruch Marzel nie pojawiał się w sądzie.

Domagaliśmy się doprowadzenia podejrzanego. Po trzech latach nakaz przymusowego doprowadzenia został wydany, ale policja w Hebronie go nie wykonywała. Czas mija, my piszemy listy, nic się nie dzieje.

W końcu Marzel pojawia się w sądzie, jego prawnicy żądają kolejnych dokumentów – w porządku. Potem zaczyna się covid, czas mija, sprawa jest odraczana... I nagle czytam w prawicowej prasie, że Baruch Marzel i strona oskarżycielska doszli do porozumienia. Ustalono, że oskarżenie dotyczy popychania, a nie uderzenia, a kwestia wtargnięcia do domu Issy została w ogóle z oskarżenia usunięta. I co więcej, nikt nas o tym nie poinformował. W konsekwencji Marzel dostał wyrok jednego tygodnia więzienia w zawieszeniu na rok.

Myślę, że to jest odpowiedni przypadek, by wyjaśnić, jak działa apartheid. Wyobraźmy sobie, że to Issa, Palestyńczyk, wchodzi na teren Barucha Marzela i uderza go pięścią w twarz. Issa najprawdopodobniej zostałby zastrzelony na miejscu i nie byłoby żadnej sprawy. A nawet gdyby jakimś cudem nie został zastrzelony, byłby natychmiast aresztowany, proces odbyłby się po kilku miesiącach, a Issa dostałby dwa lata więzienia za taki czyn.

W naszym przypadku ofiara została zupełnie zlekceważona.

Prawo dopuszcza, że w takiej sytuacji ofiara może nie zgodzić się na ugodę obrończą. Ale ofiary nie pytano o zdanie. Po prostu nas zignorowano.

Pod koniec kwietnia byłam w Kfar Azzun na Zachodnim Brzegu. Pokazano mi miejsce, gdzie dwa tygodnie wcześniej został zastrzelony siedemnastoletni chłopiec. Pytałam, czy ta sprawa jest w sądzie. Powiedziano mi, że nie i że raczej nie będzie.

No tak. Takie sprawy nie trafiają do sądu. Bo dotyczą Palestyńczyków, którzy są pod okupacją, a armia izraelska niemal nigdy nie jest pociągana do odpowiedzialności w sytuacjach ranienia czy zabicia Palestyńczyka.

Jak często to się zdarza?

Bardzo często.

Prawnik palestyński powiedział mi, że o większości takich przypadków społeczeństwo izraelskie nie jest informowane.

Tak rzeczywiście jest.

I już?

Sprawa reprezentowania ofiar wojska, ofiar okupacji od ponad 20 lat jest dość beznadziejna. Zajmuje się tym organizacja Jesz Din, której byłem współzałożycielem, dziś jestem jej doradcą prawnym. Zajmowaliśmy się setkami przypadków ofiar jednostek militarnych. Istnieje mniej niż 40 procent szansy, że rodzina palestyńska skarżąca armię czy policję doczeka się wszczęcia sprawy. Innymi słowy ponad 60 procent spraw jest zamykana w pierwszej fazie, na etapie złożenia skargi, czyli: po tzw. wstępnym badaniu zostaje umorzona.

Z tych 40 procent jedynie 2 procent zostanie doprowadzonych do etapu oskarżenia. A dalej jest kolejne rozcieńczenie – często dochodzi do ugody. Tak ten system działa. To jego stała cecha.

Żołnierze, policja mają de facto immunitet na wszelkie działania. I tylko w wyjątkowych przypadkach, kiedy istnieje dokumentacja wideo, są świadkowie, kiedy międzynarodowe społeczeństwo obywatelskie protestuje… wówczas jest szansa, że sprawca zostanie skazany. Jak w przypadku Elora Azarii, żołnierza izraelskiego, który zastrzelił rannego i pojmanego już Palestyńczyka.

Pamiętasz sprawę dziesięcioletniej dziewczynki Abir Aramin?

Tak, oczywiście, pamiętam. W tej sprawie był sukces i porażka. Porażka polegała na tym, że policjant, który ją zastrzelił, nie został oskarżony. Natomiast sukcesem był proces cywilny i uznanie winnym państwa, które musiało zapłacić odszkodowanie.

To, co się tam wydarzyło było zdumiewające. Kiedy Abir została zastrzelona, natychmiast złożyliśmy skargę. Policja nie pojechała na miejsce wypadku przez 4 dni. A przez te 4 dni padało. Kiedy w końcu tam dotarli, nie było już żadnych śladów opon dżipa. I na tym skończyła się sprawa. Nie można było oskarżyć policjanta.

Terroryści – mehablim. Czy przyjmujesz takie sprawy?

Teraz już nie. Nie występuję w sądach wojskowych. Prawa procesowe oskarżonego są tam całkowicie gwałcone. Sprawy są prowadzone po hebrajsku, oskarżony najczęściej hebrajskiego nie zna, prawo do obrony jest lekceważone, itd. W pewnym momencie zorientowałem się, że przywykam do tych niskich standardów. Że nie jestem dość odporny na deprawację. Widziałem też starszych prawników i ich całkowite dostosowanie do oczekiwań sądu. Więc się wycofałem.

A Lea Tsemel została.

Tak. To jej główne terytorium. I ona jest naprawdę niesamowita, niezwykła.

Osoby, które wyważyły drzwi do obrony Palestyńczyków to dwie kobiety. W latach 60. Lea Tsemel i Felicia Langer, obie z Europy Wschodniej. Poszły na ulice Dżeninu, Nablusu i Ramallah, nauczyły się arabskiego, zyskały zaufanie przywódców społeczności palestyńskiej i zaczęły występować w sądach w obronie Palestyńczyków z terenów okupowanych.

Czy jest wielu takich prawników jak ty, jak Lea Tsemel w Izraelu?

Jesteśmy małą społecznością żydowskich i palestyńskich prawników. Ale myślę, że dość wpływową. Większość pracuje w NGOs-ach, niewielu ma swoje biura prawne.

Profesor Zygmunt Bauman był pesymistą w sprawie izraelsko-palestyńskiej.

Dziadek powiedział kiedyś, że jest pesymistą w sprawach krótkodystansowych a optymistą w długiej perspektywie – jeśli idzie o sprawy ludzkości. I tu bardzo się z nim zgadzam.

Portret Michaela Sfarda
Fot. Yanai Yechiel

*Michael Sfard – izraelski prawnik specjalizujący się w prawach człowieka i prawie konfliktów zbrojnych ze specjalnym uwzględnieniem okupacji. Był doradcą wielu izraelskich organizacji humanitarnych i broniących praw człowieka. W sądzie reprezentuje palestyńskie społeczności i oraz palestyńskich i izraelskich aktywistów. Autor książki „The Wall and the Gate: Israel, Palestine, and the Legal Battle for Human Rights”. Jest wnukiem Zygmunta Baumana.

Na zdjęciu u góry: Palestyński nastolatek na gruzach zniszczonego domu po izraelskim ataku na obóz dla uchodźców w Rafah,w południowej części Strefy Gazy, 15 października 2023 r.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Hanka Grupińska

Pisarka. Za swoje ważne książki między innymi uważa: „Ciągle po kole”, „Najtrudniej jest spotkać Lilit”, „Odczytanie Listy”, „Opowieści żydowskie”. Przez wiele lat zajmowała się historią Zagłady i kulturą współczesnego Izraela. W Indiach przez kolejne lata przyglądała się losom Tybetańczyków na uchodźstwie. Od nich uczyła się, jak zło dobrem nakrywać. I napisała najważniejszą (tymczasem, dla siebie) książkę „Dalekowysoko. Tybetańczycy bez ziemi”.

Komentarze