0:00
0:00

0:00

W lutym 2019 roku prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podpisał dokument, który wstrząsnął polską sceną samorządową. Deklaracja LGBT+, opracowana przez Stowarzyszenie “Miłość nie wyklucza”, zakładała m.in. wprowadzenie dodatkowych zajęć z edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej do stołecznych szkół, utworzenie hostelu interwencyjnego dla młodzieży LGBT, czy prowadzenie miejskiego monitoringu przestępstw z nienawiści.

Widżet projektu Aktywni Obywatele - Fundusz Krajowy, finansowanego z Funduszy EOG

Przeczytaj także:

Do dziś większość jej zapisów pozostaje martwa, tak jak demonizowany program “Latarnik”, którego celem było przeszkolenie części kadry pod kątem wspierania uczniów i uczennic LGBT. Dla prawicy, szczególnie propozycje dotyczące szkoły, stały się podstawą do wszczęcia paniki moralnej.

Politycy PiS przestrzegali przed indoktrynacją i seksualizacją dzieci, a samorządowcy w całej Polsce uchwalali własne dokumenty “przeciwko ideologii LGBT”. Radni takich gmin jak Kraśnik, Zakrzówek, Istebna czy Serniki, wprost pisali, że nie zgodzą się na “homopropagandę sprzeczną z chrześcijańskimi wartościami”, a przyszłych latarników nazywali “funkcjonariuszami politycznej poprawności”.

Od tego czasu wszystkie punkty deklaracji dotyczące bezpieczeństwa w w warszawskich szkołach są zamrożone. Nie pomogło zakończenie maratonu wyborczego, w którym główną osią polaryzacji była kwestia praw mniejszości. Sytuacji nie odczarowały też ogromne problemy wizerunkowe i finansowe samorządów, które przyjęły homofobiczne uchwały.

O wsparciu uczniów LGBT nie zapomniała jednak Ewelina Negowetti, mama transpłciowego 17-latka, organizatorka grupy dla rodziców osób transpłciowych.

Na własną rękę próbowała kontaktować się z warszawskimi szkołami i proponować wdrożenie programu “Latarnik”. “Nigdy nie usłyszałam: »Nas to interesuje«. Dyrekcje raczej zbywały mnie mówiąc, że nie mają na to czasu. »Jak będzie potrzeba to się odezwiemy«" - mówi OKO.press.

Ewelina postanowiła zrobić kurs mediatorski. "Co innego, gdy do szkoły wchodził rodzic trans dzieciaka. Co innego, gdy masz uprawnienia, by rozwiązywać wewnętrzne konflikty. Ale szkoły zgłaszały się do mnie tylko w podbramkowych sytuacjach, które ostatecznie okazywały się zwyczajnymi problemami komunikacyjnymi. Rodzic walczył o dziecko, a nauczyciel bał się przyznać, że czegoś nie wie. Praca potrzebna, ale niewystarczająca. Rozwiązanie sytuacji dotyczyło jednego ucznia, maksymalnie jednej klasy. A nam chodzi przecież o systemowe wsparcie" - tłumaczy.

„Jeśli nie zaryzykujesz, nic się nie zmieni"

W sukurs przyszło Ursynowskie Centrum Kultury, które w porozumieniu z Eweliną postanowiło uruchomić dyżury pierwszego warszawskiego latarnika. Oficjalny start programu ogłoszono jeszcze przed świętami, 10 grudnia 2021 roku.

"Wystarczyło wrzucić post z informacją o dyżurach, a już lawinowo zaczęli zgłaszać się nauczyciele i rodzice, i to z całego miasta, którzy szukają pomocy lub wiedzy" — mówi OKO.press Wiktoria Laskus-Kuczyńska z Centrum Kultury. I zapewnia, że do tej pory nie było żadnych negatywnych reakcji związanych z otwartością UCK na potrzeby osób LGBT. "Szczerze mówiąc, jesteśmy pozytywnie zaskoczeni.

Nie zraziłby nas oczywiście nawet najgorszy komentarz w mediach społecznościowych, bo jeśli nie zaryzykujesz, to nic się nie zmieni. Ale póki co nasi mieszkańcy wysyłają tylko wyrazy wsparcia".
Ewelina Negowetti, fot. archiwum prywatne

Dyżury odbywają się w Ursynowskim Centrum Kultury w każdy piątek, w godzinach 9-12. "Plusem jest to, że jesteśmy neutralnym miejscem. Tu można przyjść bez stresu, można pozostać niezauważonym i przede wszystkim — można przyznać, że czegoś się nie wie" — opowiada Ewelina.

I dodaje: "Jestem zorientowana głównie na pomoc transpłciowym dzieciakom. Nie tylko dlatego, że ten temat jest najbliższy mojemu sercu. Chodzi o to, że tu najbardziej brakuje informacji. Do jakiego iść lekarza, by zacząć diagnozę? Co zrobić, żeby zmienić imię w dokumentach? Czy ze wszystkim trzeba czekać do 18 r.ż.? Co to jest binder? Jak przydzielić szatnię i toaletę transpłciowej uczennicy? Czy w dzienniku można wpisać preferowane imię? Takich informacji można u mnie szukać. Co nie znaczy, że gdy przyjdzie do mnie inne dziecko spod tęczowego parasola, to nie pomogę. Ważne jest, by pamiętać, że dyżur to nie czas na terapię, czy filozoficzne dywagacje na temat transpłciowości czy homoseksualności. Chodzi o to, by przekazać skondensowaną wiedzę, która ułatwi życie dziecku, rodzicom i szkolnej społeczności".

„Takich uczniów u mnie nie ma"

Już pierwsze dwa dyżury pokazały, że zapotrzebowanie jest ogromne. Według Eweliny nie ma szkoły, w której nie byłoby transpłciowych uczniów. "To nie jest wiedza wyciągnięta ze statystyk, ale z życia. Gdy pierwszy raz rozmawiam z nauczycielami, często słyszę, że »takich uczniów u mnie nie ma«. Szybko okazuje się, że gdy dostają narzędzia do rozpoznawania sygnałów, czasem bardzo oczywistych sygnałów, wracają, by zapytać, co teraz mogą zrobić. Dopiero uczymy się, że obowiązkiem szkoły jest zapewnienie bezpieczeństwa, a nie tylko reagowanie, gdy wydarzy się coś niepokojącego".

Gdy pytam, czy nie boi się, że zostanie nazwana "strażniczką poprawności politycznej", śmieje się:

„Ludzie generalnie boją się prawdy. W mojej funkcji nie ma nic z opinii, czy idei. To kawa na ławę: wiedza medyczna na temat transpłciowości, a także dobre praktyki wspierania młodzieży. Naprawdę nic zdrożnego".

W ciągu ostatnich dwóch lat, na fali coming outów coraz młodszych osób, także w polskiej debacie publicznej rozpowszechnił się pogląd o "modzie na transpłciowość".

"Oni po prostu mają dziś większy dostęp do wiedzy. Coraz więcej mówi i pisze się o tożsamości płciowej. Już nie musisz być samotną wyspą, która odkrywa siebie na marginesie społeczeństwa. Ale ważne, by pamiętać, że nie każde dziecko ostatecznie okaże się transpłciowe. Chodzi o to, by wspierać je w odkrywaniu swojej tożsamości. Być może coming out będzie tylko elementem poszukiwania siebie, a po jakimś czasie dziecko stwierdzi, że chodziło o coś zupełnie innego. To nic. Bądźmy elastyczni, słuchajmy naszych dzieci i nie podcinajmy im skrzydeł" — mówi Ewelina.

I przyznaje, że sama jako rodzic na początku czuła się zagubiona. Nie dlatego, że nie akceptowała swojego dziecka, ale dlatego, że nie wiedziała, gdzie szukać informacji. "Trzeba pozostać silnym, bo jak rodzic będzie spokojny to i z dzieckiem będzie okej. Dlatego przychodźcie, zapraszajcie innych, razem więcej zdziałamy. Zobaczycie, że dla dziecka dla się góry przenosić".

Szkoły boją się o uczniów

Marzeniem pracowników UCK i Eweliny jest rozszerzenie modelu na całą Warszawę. Działanie bezpośrednio w szkołach jest dziś utrudnione przez kierunek polityki edukacyjnej. Minister Czarnek stawia na centralizację i kontrolę, a także wykluczenie ze szkół działalności organizacji społecznych. "Dyrektorzy są przerażeni. Nie dlatego, że boją się stricte kontroli, bo do tego są przyzwyczajeni.

Oni boją się, że nie będą mogli pomóc swoim uczniom.

Jeśli lex Czarnek wejdzie w życie, na mediacje, czy interwencyjną wizytę psychologa, trzeba będzie czekać trzy miesiące, bo tyle czasu ma kuratorium na rozpatrzenie każdego wniosku" — mówi Ewelina.

Już dziś na dyżury pielgrzymują rodzice i nauczyciele z całej Warszawy. "Mamy nadzieję, że uda się też nawiązać współpracę z miastem. Na razie żadne rozmowy się nie toczą, ale chciałabym wierzyć, że jest tu potencjał do działania" — mówi Wiktoria Laskus-Kuczyńska.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze