We wtorek 2 lutego 2021 rząd przyjął uchwałę ws. Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku (PEP 2040). Przeciwni byli jedynie ministrowie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Koalicjant PiS uznaje, że przyjęcie PEP 2040 odbędzie się ze szkodą dla Polski i traktuje program jako uleganie „klimatycznemu dyktatowi UE”.
Opracowanie opiera politykę energetyczną Polski na trzech filarach:
- sprawiedliwej transformacji,
- budowie zeroemisyjnego systemu energetycznego
- oraz dobrej jakości powietrza.
Znajdujemy w nim również wielokrotnie zapowiadane plany uruchomienia w 2033 roku elektrowni jądrowej w Polsce. Pierwszy blok ma mieć moc 1-1,6 GW, a kolejne mają być uruchamiane co 2-3 lata. Całość budowy ma zakończyć się w 2043.
Portal „Business Insider”, który dotarł do całego dokumentu PEP 2040, napisał, że rozważa się trzy lokalizacje elektrowni jądrowej: okolice Lubiatowa-Kopalina lub Żarnowiec na Pomorzu, okolice elektrowni Pątnów w Wielkopolsce i okolice Bełchatowa w woj. łódzkim.
O rządowy pomysł uzupełnienia polskiego miksu energetycznego atomem zapytaliśmy ekspertów – dr. hab. Zbigniewa Karaczuna z SGGW, eksperta Koalicji Klimatycznej, oraz dr. inż. Pawła Gajdę z Katedry Zrównoważonego Rozwoju Energetycznego AGH w Krakowie.
Dr hab. Karaczun: Elektrownia atomowa? Bezemisyjnie, ale drogo
PEP 2040 w części poświęconej budowie elektrowni atomowej nie zawiera szczegółowych informacji, w jakiej technologii miałyby powstać reaktory. Czytamy jedynie, że „elektrownie jądrowe zapewniają stabilność wytwarzania energii przy zerowej emisji zanieczyszczeń powietrza”.
„Owszem, energia jądrowa jest lepsza niż ta produkowana z węgla czy z gazu, bo jest niemal bezemisyjna. Ale pomimo tej zalety jest to obecnie najdroższy rodzaj energii. Budowa elektrowni jądrowej w Polsce zwiększy ceny energii, które już i tak należą do jednych z najwyższych w Europie”
– mówi OKO.press dr hab. Zbigniew Karaczun.
Naukowiec tłumaczy, że wynika to zarówno z kosztów zabezpieczenia przed katastrofą, która w przypadku takich elektrowni może mieć straszliwe skutki, jak i kosztów zagospodarowywania odpadów. Dodatkowym kosztem dla Polski będzie dostosowanie istniejącego systemu energetycznego do energii pochodzącej z tego źródła.
Karaczun sugeruje inny kierunek rozwoju energetyki w kraju. „W polskich warunkach powinniśmy raczej myśleć o rozbudowie energetyki obywatelskiej, np. domowej fotowoltaiki, a także energetyki wiatrowej na morzu. Jednocześnie jako paliwo przejściowe należy traktować gaz, póki nie da się polskiej energetyki całkowicie oprzeć na odnawialnych źródłach energii” – przekonuje.
Dr Gajda: Scenariusz 100 proc. OZE obarczony ryzykiem niewykonalności
Inaczej na sprawę patrzy dr inż. Paweł Gajda. Jego zdaniem włączenie atomu do polskiego miksu energetycznego to dobry pomysł, ponieważ dążymy do systemu niskoemisyjnego, a takim źródeł jest właśnie atom. Przy czym Gajda wyraźnie zaznacza, że wysoce pożądany jest również rozwój odnawialnych źródeł energii (OZE), dokładnie z tego samego powodu.
„Trzeba jednak pamiętać, że w Polsce wchodzą w grę przede wszystkim turbiny wiatrowe i fotowoltaika, które są niestabilne, bo zależne od pogody”
– mówi naukowiec.
Gajda podkreśla, że system energetyczny oparty na OZE musi być wspierany przez inne technologie. Może to być gaz ziemny, ten jest jednak technologią emisyjną. Alternatywą dla niego są technologie umożliwiające magazynowanie energii, którą można wykorzystać, gdy nie wieje wiatr i nie świeci słońce. Problem w tym, że są na dość wczesnym etapie rozwoju i nie można przewidzieć, czy i kiedy będzie możliwa ich budowa na odpowiednią skalę. A na dodatek wymagałoby to instalacji dodatkowych, znacznych mocy OZE.
„To wszystko oznacza, że scenariusz 100 proc. OZE jest, póki co, obarczony bardzo dużym ryzykiem co do jego praktycznej wykonalności. I tutaj pojawia się energia jądrowa, która pozwala dekarbonizować system energetyczny bez konieczności wprowadzania rewolucyjnych zmian w sposobie jego działania”
– przekonuje dr inż. Gajda.
Będzie drożej? Co z cenami energii?
Naukowiec nie zgadza się też z poglądem, że energia z atomu jest najdroższa i zwiększy ceny energii w Polsce.
„Takie postawienie sprawy jest po prostu nieuprawnione. Oczywiście można znaleźć opracowania, według których atom jest drogi, ale nawet jeśli popatrzymy na opracowania porównujące Levelized Cost of Electricity [uśredniony koszt energii elektrycznej – red.], takie jak raporty US EIA czy firmy Lazard, które z uwagi na swoją naturę są niekorzystne dla inwestycji długoterminowych, okazuje się, że nie jest to źródło najdroższe.
W pierwszym przypadku znacznie droższe okazują się morskie farmy wiatrowe, w tym drugim droższe od atomu są indywidualne instalacje fotowoltaiczne czy szczytowe elektrownie gazowe”
– mówi dr inż. Gajda.
Zaznacza przy tym, że różne opracowania podają bardzo duże rozbieżności cen energii z tych samych źródeł. Rozbieżności pojawiają się też w ramach jednego opracowania.
„Prawdą jest, że nie będziemy finalnie wiedzieli, ile będzie nas kosztować budowa elektrowni jądrowej, póki jej nie zbudujemy, ale taki już jest urok dużych inwestycji.
Patrząc na przewidywane ceny energii z realizowanych dziś na świecie inwestycji jądrowych, można znaleźć zarówno przykłady kiedy ta energia będzie droga, jak i tania” – dodaje.
Podkreśla, że próbując zestawiać ze sobą ceny energii z różnych źródeł, należy również pamiętać o charakterystyce ich pracy. Bo, nieco upraszczając, cena energii z atomu jest ceną energii dostępnej wtedy, kiedy jest ona potrzebna. Natomiast w przypadku OZE jest to cena energii dostarczanej w czasie dogodnym dla źródła. I to fundamentalna różnica.
„Zastanawiając się nad możliwością wykorzystania atomu w miksie energetycznym państwa, powinniśmy raczej stawiać pytanie o to, jaka będzie finalna cena energii w systemie, czyli nie z poszczególnych źródeł, ale z całego miksu, z uwzględnieniem źródeł rezerwowych lub magazynowania”
– przekonuje dr inż. Gajda.
Naukowiec nie podziela też obawy, że atom będzie wymagał dużych zmian w funkcjonowaniu systemu przesyłowego energii. Jego zdaniem jest dokładnie odwrotnie: energetyka jądrowa wymaga najmniejszej ingerencji w istniejący system.
„Oczywiście każde nowe źródło wytwórcze wymaga jego integracji z siecią. Ale zróbmy proste porównanie: chcemy podłączyć do sieci elektrownię jądrową i morską farmę wiatrową. Farmy wiatrowe mają współczynnik wykorzystania mocy rzędu 40-kilku procent, atom – około 90 proc.
A to znaczy, że jeśli chcemy, by nasz farma wyprodukowała nam tyle samo energii w ciągu roku, musi mieć nawet dwukrotnie większą moc. To z kolei oznacza, że musimy do niej poprowadzić linię przesyłową, która jest w stanie przesłać dwa razy tyle energii. A to tylko sam przesył, bez kwestii rezerwowania mocy w systemie na czas, kiedy farma wiatrowa energii nie produkuje”
– argumentuje dr inż. Gajda.
Małe ambicje
W PEP 2040 znajdujemy również zapowiedź redukcji emisji gazów cieplarnianych o ok. 30 proc. w stosunku do 1990 roku. Czy to dużo?
„Nie, to za mało” – odpowiada dr hab. Zbigniew Karaczun. I przypomina, że w grudniu 2020 premier Mateusz Morawiecki zgodził się na podwyższenie ambicji klimatycznych UE – emisje gazów cieplarnianych mają zostać zmniejszone o 55 proc., licząc od 1990 roku. I my, jako państwo, również musimy taki wysiłek podjąć.
„W innym przypadku państwowe spółki energetyczne będą musiały płacić krocie za możliwość emitowania gazów cieplarnianych. Obecnie emisja 1 tony CO2 w ramach systemu handlu uprawnieniami do emisji kosztuje ok. 30 euro, ale w 2030 będzie to nawet 70 euro. To będzie skrajnie nieopłacalne”
– dodaje.
Karaczun krytycznie ocenia PEP 2040. Jego zdaniem autorzy nie doceniają skali problemów i wyzwań, jakie stoją przed Polską. I nie chodzi tylko o to, że w 2050 roku musimy osiągnąć neutralność klimatyczną, a więc pochłaniać tyle CO2, ile wyemitujemy, co jakoś umyka autorom.
„Chodzi mi przede wszystkim o to, że całość PEP 2040 oparta jest o bardzo archaiczny sposób myślenia o energetyce, który zakłada, że jej rolą jest produkowanie coraz większej ilości energii, by zaspokajać coraz bardziej rosnące potrzeby.
Takie myślenie opiera się na fałszywym przekonaniu, że cały system przyrody, jaki nas otacza, jest w stanie znieść naszą narastającą presję na ekosystemy”
– wyjaśnia naukowiec.

Przeczytaj także:
Baca-Pogorzelska: Śląsk bez kopalń nie będzie krajobrazem po bitwie
25 stycznia 2021
Dr inż. Gajda również uznaje cel redukcji emisji gazów cieplarnianych o ok. 30 proc. w stosunku do 1990 roku za mało ambitny. Jednak nie ocenia całej PEP 2040 tak krytycznie, zastrzegając jednak, że na razie mamy tylko streszczenie i by wyrobić sobie głębszą opinie, trzeba poczekać na dokument.
„Na podstawie tego, co możemy przeczytać, mogę powiedzieć, że wiele ogólnych kierunków jest słusznych. Jednak martwi mnie, że pisze się tam o morskiej energetyce wiatrowej, ale nie wspomina o lądowej”
– mówi naukowiec.
Zdaniem dr. inż. Gajdy, to właśnie rozwój energetyki wiatrowej na lądzie mógłby pomóc w redukcji emisji gazów cieplarnianych o więcej niż tylko 30 proc.
Węgiel zostaje
Poza redukcją emisji gazów cieplarnianych i budową elektrowni atomowej innymi istotnymi elementami PEP 2040 są m.in. rozwój energetyki wiatrowej na Bałtyku do ok. 11 GW i zwiększenie mocy fotowoltaiki do ok. 10-16 GW do 2040 roku. Węgiel ma zostać w energetyce, choć do 2040 ma zniknąć z ogrzewania gospodarstw domowych

Jako zachowawczą i nieadekwatną do obecnych wyzwań PEP 2040 uznał Greenpeace Polska.
„Analizy eksperckie dotyczące koniecznego tempa redukcji emisji, by zachować szansę na osiągnięcie celów porozumienia paryskiego i zatrzymania wzrostu średniej globalnej temperatury na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza wskazują, że cała Unia Europejska, w tym Polska, powinna odejść od spalania węgla do 2030 roku. […]
Tymczasem opublikowana dziś Polityka PEP 2040 zakłada utrzymanie węgla w miksie energetycznym również po 2040 roku”
– czytamy w stanowisku organizacji.
Pan Karczun wygłasza swoje bzdury spokojny, że mało kto na nie zareaguje. Przyklady: 1. nie mając pojęcia w jakiej technologi ma pracować reaktor zapowiada wysokie koszy energi, gdy na całym świecie atomowa jest najtańsza, 2. wieści problemy z synchronizacji EA z siecią energetyczną (jakie?czyżby nie odróżniał reaktora od generatora), 3. zaleca elektrownie wiatrowe na Bałtyku, najdroższa wersję tej energi, która zawdzięczamy obecnej władzy. Dalej nie czytałem. Szkoda czasu. Nie ma w Polsce w tej chwili nikogo, kto miałby doczynienia w programowaniu i dalej projektowaniu EA. Nie mówiąc o projektowaniu i realizacji. Kilku, żyjących jeszcze, którzy mieli doczynienia z reaktorem EWA dysponują wiedzą z przed 50 lat, nie mająca wiele wspolnego z obecna. Żaden z wypowiadających się "ekspertów" nie ma i nie będzie miał dostępu do dokumentacji dotyczącej współpracy z USA. Przewidywana, amerykańska firma jest obecnie w trudnej sytuacji finansowej. Nie może także uporać się od wielu lat z projektem małych EA.
Mamy całkiem sporo ekspertów (doktorów, profesorów) od EA, nawet z wielką wiedzą w temacie. Problem polega na tym, że Ci starsi mają faktycznie wiedzę praktyczną na temat radzieckich reaktorów, a młodsi mają wiedzę o nowoczesnych, mieli w takich elektrowniach praktyki itd. I tu jest plus i minus – o ile Oni nadają się do obsługi takiej elektrowni po krótkim szkoleniu, to zbudowanie elektrowni jest poza ich możliwościami. Ale można to zrobić tak, że pierwszą elektrownię ktoś nam zbuduje, a do współpracy wyślemy naszych specjalistów. Jeśli nabiorą doświadczenia przy takiej budowie, będziemy mogli kolejne zbudować w dużej mierze własnymi firmami i naukowcami.
Ad KE. Profesorów i dr mamy, aż za wielu, ale z wiedzą książkową. Nie ma w Polsce osób z doświadczeniem w programowaniu i projektowaniu EA. Rosjanie nie dopuszczali obcych do tego rodzaju prac. Podobnie w innych państwach "atomowych". Prace na Żarnowcem dotyczyły wyłącznie "klasycznych" elementów elektrowni. Reaktor, magazynowanie uranu, odpodow, transport energi cieplnej, chłodzenie itp miały być wg projektu rosyjskiego. Być może jest kilka osób z jakimś stażem w pracy w EA. Na podrzędnych stanowiskach. Właściwe przeszkolenie obsługi, konserwatorów, zespołów awaryjnych to kilkaset osób i kilka lat. Własne firmy – były zalążki, ale zniknęły. EA to problem na skalę nowej branży gosp narodowej. O pamiętaj się chłopie!
Bełchatów??? Skąd woda do chłodzenia????
Ad MWas: z wody z mózgów, jaką pompuje nam PiS z ekspertami.
Będzie jak z Elektrownią Ostrołęka najpierw przetarg na budowę teraz przetarg na rozbiórkę.
\"PiS chce elektrowni atomowej\"
Prawda wygląda nieco inaczej, bowiem PiS-owska ciemnota dała się zwieść Francuzom, którzy chcą się w elegancki sposób pozbyć swojego nuklearnego śmietnika i przenieść go do Polski.
Dlatego też w dniach 2-3 lutego zawitał tu francuski minister ds. handlu i inwestycji Franck Riester. który pod płaszczem \"dekarbonizacji\" przedstawił swoją \"ofertę nie do odrzucenia\". Efektem tego w Dzienniku Ustaw ogłoszono natychmiast nowe akty wykonawcze do Prawa atomowego: https://paa.gov.pl/aktualnosc-594-nowe_akty_wykonawcze_do_prawa_atomowego.html
Poczas gdy Francuzi wcisnęli Polakom swój złom, z Niemcami prowadzą już oni rozmowy nt. paliwa przyszłości, jakim jest wodór. Pod tym linkiem można znaleźć więcej informacji na ten temat: https://www.climatechangenews.com/2020/09/10/france-seeks-german-collaboration-hydrogen-eu-green-recovery/
Nadmienić przy tym należy, że niemiecki rząd w czerwcu zeszłego roku uchawlił Narodową Strategię Wodorową (dokument można znaleźć w powyższym linku), a do 2022 roku prąd z elektrowni jądrowych będzie już tu faktem historycznym.
Na koniec powstaje pytanie: Dlaczego gdy Polacy łakną tejże formy pozyskiwania energii, Niemcy akurat się jej pozbywają?
To jest oczywista nieprawda, którą Pan tu wypisuje. Francja nie rezygnuje z energii atomowej, a wcześniejsze plany redukcji udziału energetyki jądrowej zostały zawieszone do 2038 r. przynajmniej, bo ktoś jednak policzył, że po prostu inaczej się nie da. Przygłupi plan zniszczenia niemieckiej energetyki jądrowej doprowadził na razie do tego, że emisje Niemiec, zamiast maleć, to rosną. Co nie dziwi, kiedy wyłącza się sprawne, niskoemisyjne źródła, a w zamian stawia nowe elektrownie węglowe i gazowe, które "równoważą" OZE. A dlaczego tak się dzieje? Bo niemieccy Zieloni już od lat 70' ubiegłego wieku straszyli wszystkich dookoła, że energia jądrowa i broń jądrowa to praktycznie to samo, więc należy zakazać. Plus, dobry loobying Putina w sprawie sprzedaży rosyjskiego gazu, NordStream I i NordStream II, Niemcy jako lokalny hub gazowy – tak w skrócie wygląda Energiewende.
Co do wodoru, to na razie bajania straszliwe. Japońska Toyota od ponad 20 lat pracuje nad samochodem na wodór z mizernym skutkiem. Przyczyn jest kilka, podstawową zaś trudność technologiczna w magazynowaniu ogromnych ilości wodoru. Dla przypomnienia, wodór, zbudowany z jednego protonu, z łatwością przeciska się przez każdą, nawet najmniejszą, szczelinę (ma także zdolność do przenikania przez litą ścianę z rozgrzanego metalu). Druga sprawa to straty, zarówno przy wytwarzaniu wodoru, jak i przy konwersji wodoru na prąd elektryczny. Sięgające nawet 70%. Pozostawmy więc to na chwilę obecną naukowcom i nie próbujmy nawet opierać jakiejkolwiek energetyki na czymś, co nie ma tak naprawdę żadnych konkretnych rozwiązań, nawet w sferze koncepcyjnej.
Oczywistą prawdą jest natomiast to, że nie jest Pan w stanie zrozumieć tego, co poprzednio napisałem. Ani jednym słowem nie wspomniałem, że Francuzi wycofują się już teraz z używania energii jądrowej. Na przyszłość proponuję, tekst czytać uważnie. Wówczas to zaoszczędzi sobie Pan tego typu nieporozumień.
Co do strategii wodorowej:
Wodoru się nie "kopie". Nie jest dostępny w stanie wolnym. Wodór trzeba wyprodukować wkładając weń energię. Jedynym zatem jego sensownym zastosowaniem jest akumulowanie energii wyprodukowanej z innych źródeł i wykorzystywanie jako łatwego w transporcie źródła wtórnego o dużej gęstości mocy. Znajdzie zatem zastosowanie tam, gdzie:
– jest dostępna tania energia, produkowana arytmicznie, którą trudno zakumulować, czyli właśnie elektrownie wiatrowe, słoneczne, fal morskich i inne niestabilne i nieprzewidywalne źródła;
– jest dostępna energia odpadowa w jakiś kosztownych energetycznie procesach, którą można przekierować do nisko sprawnej produkcji wodoru (np. ciepło odpadowe hut itp.);
– jest pozyskiwany jako produkt uboczny innych energochłonnych procesów.
Przy czym w dłuższym horyzoncie czasowym tylko pierwsza alternatywa ma sens.
Oczywiście istnieje jeszcze aspekt ekonomiczny a nie energetyczny. Spalanie wodoru nie produkuje CO2, a to emisja CO2 a nie marnotrawstwo energii jest obciążone dziś wysokimi opłatami. Może zatem okazać się, że nawet energetycznie kosztowniejsze rozwiązania są ekonomicznie korzystniejsze.
Działający link do niemieckiej strategii w wersji anglo-języcznej:
https://www.bmbf.de/files/bmwi_Nationale%20Wasserstoffstrategie_Eng_s01.pdf
Nie jestem zwolennikiem energii atomowej – chociaż jej zagrożenia dla ludzi i środowiska są znikome – i zdecydowanie bym wolał postawić na rozwój OZE. Ale jak ktoś mi pisze, że tymczasowo/przejściowo możemy postawić na gaz pomimo naszej sytuacji geopolitycznej, to od razu wiem kto sponsorował artykuł.
"jak ktoś mi pisze, że tymczasowo/przejściowo możemy postawić na gaz pomimo naszej sytuacji geopolitycznej, to od razu wiem kto sponsorował artykuł."
Pan na co stawia? Na węgiel?
Tak jak pisałem OZE. Nie widzę sensu w obecnej sytuacji Polski budować jakiegokolwiek innego źródła energii elektrycznej niż OZE bo na tę chwilę mamy elektrownie węglowe i to jest właśnie ten etap przejściowy. Budować elektrownię gazową, żeby Putin mógł wyprzedzić Muska i Bezosa na czele pewnej listy, a później stawiać OZE jest dla mnie tak sensowne jak dawanie dzieciom słodyczy przed obiadem 🙂
Które OZE? Ile będzie to kosztować, ile lat potrzeba na wybudowanie, i jakich mocy Pan się spodziewa?
Chyba najlepsze by były wiatraki, czy to na lądzie czy na morzu. Prosta konstrukcja urządzenia, wszystkie części możemy robić u siebie – w przeciwieństwie np. do fotowoltaiki – a później jedynie trzeba raz na jakiś czas pomalować i wymienić łożyska. Cena bądź wytwarzana moc de facto nie ma znaczenia – taka jest różnica między zarządzaniem firmą i państwem. Firma musi mieć zwrot z inwestycji w terminie max 5 lat, bo inaczej akcjonariusze nie zarobią, wywalą CEO i nikt na to nie pójdzie. Państwo natomiast może zrobić coś, co się zwróci za 20 lat (wiatrak zwraca się wcześniej) bo zakłada, że jednak będzie istniało ponad 20 lat – potrzebna tylko wola polityczna. A po tym jak się zwróci, to tak jak pisałem – raz na jakiś czas trzeba pomalować i wymienić łożyska i można dalej korzystać.
Piotr Fish: "Cena bądź wytwarzana moc de facto nie ma znaczenia – taka jest różnica między zarządzaniem firmą i państwem."
Pan żartuje, czy tylko fantazjuje?
Znaczenie ma tylko to, ile lat potrzeba na zwrot inwestycji. Nie chciało mi się tego za bardzo szukać, ale jak Pan tak ciśnie to zajrzałem do netu. Pierwszy artykuł, który znalazłem jest z 2010 roku i jest tam napisane 15lat. Jeżeli teraz byśmy to sprawdzili i doliczyli kwoty za emisje CO2 to pewnie ten czas się wyraźnie skróci. Tak więc podtrzymuję to co napisałem, cena i moce nie mają znaczenia, chociaż niewątpliwie wpływają na to, co się naprawdę liczy. A jeszcze napiszę, dlaczego to porównałem do firmy: Gadałem kiedyś z ludźmi z dużej polskiej firmy i opowiadali, że pojawił się pomysł budowy farmy wiatrowej. Z obliczeń im wyszło, że inwestycja się zwróci w pesymistycznym wariancie za 20lat. Szefostwo spojrzało po sobie i się uśmiało, bo stwierdzili, że pewnie nikogo z nich już nie będzie w tej firmie za 20 lat, więc po co w ogóle na to tracić czas?
Piotr Fish.
Zgadzam się, że państwo jest potrzebne do zabezpieczenia długoterminowej inwestycji, na przykład w budowę elektrowni atomowej.
Ale mnie chodzi o co innego, czy inwestycje w odnawialną energię są opłacalne. Dlatego zapytałem się "które OZE, ile będzie to kosztować, ile lat potrzeba na wybudowanie, i jakich mocy Pan się spodziewa?
Nawet długoterminowy udział państwa nie czyni rachunku ekonomicznego nieważnym. Czy potrafi Pan odpowiedzieć na moje pytanie? Czy to jest tylko w sferze życzeń?
Poszukałem jeszcze trochę i mi wyszło, że przy obecnych cenach prądu większość OZE (wiatraki, biogazownie, eletrownie wodne, farmy fotowoltaiczne) zwracają się znacznie szybciej, nawet już po 6 latach. Tak więc inwestycja na pewno nie jest bez sensu. Natomiast jeżeli chodzi o to, czy Polska opierająca swój przemysł o energię z OZE będzie konkurencyjna z innymi państwami to już inna sprawa. Teoretycznie OZE powinno spowodować, że będziemy konkurencyjni bo jak już postawimy odpowiednio dużo wiatraków i minie okres zwracania się inwestycji to całą kasę jaką wysyłamy do Rosji za węgiel zostawimy u siebie w kieszeni, a polskich górników przekierujemy do lepszej pracy. Ale nawet jeżeli za bardzo to upraszczam i przez to się mylę, to też wiem, że cena energii nie ma aż takiego znaczenia, w porównaniu np. do cen robocizny i wielu innych rzeczy. Tak samo jak benzyna się wahała między 4, a 6 zł za litr to jakoś nie widziałem specjalnego przełożenia się na ceny przysłowiowej bułki w sklepie.
Piot Fish "zwracają się znacznie szybciej, nawet już po 6 latach"
No to nie ma problemu. Takie inwestycje zostaną podjęte przez prywatne firmy. Nie przepuszczą okazji.
Bez wnikania, czy to dobrze, czy źle, jestem dziwnie spokojny o to, że w Polsce żadna elektrownia atomowa nigdy nie powstanie. Taka inwestycja jest po prostu zbyt skomplikowana i zbyt kosztowna. Tutaj można realizować wyłącznie jakieś łatwizny, które realnie sprowadzają się do zastosowania dużej liczby koparek i betoniarek. Autostrady, "przekopy mierzei", wznoszenie różnych wielkogabarytowych budowli w stylu "Świątyni Opaczności" czy Aragorna ze Świebodzina. Ale elektrownia atomowa? W rzeczywistości, w której trzeba przekupić "sojuszników" nabywając pierdylion F-cośtam, podsypać Rydzykowi, bo biedny, wypłacić osiemnastą emeryturę i rozciągnąć "500+" na każdy plemnik, dołożyć Caritasowi na "zbożne dzieła" i państwowej telewizji na propagandę, na jakieś elektrownie atomowe nie będzie kasy. Co nie znaczy, że nie powstanie jakieś "wydział do spraw budowy" tejże elektrowni, w którym przez te 12 lat zasiadać będą właściwi ludzie.
Ad Irfy: Proszę nie wpadać w panikę. Już jakiś minister gledzi o 5-6 elektrowniach atomowych w Polsce. Nieodrodny następca Lenina "elektryczność to socjalizm" lub coś w tym rodzaju. To już nie głupota. To wściekły atak imbecyli na otaczającą ich rzeczywistość.
W białoruskiej elektrowni atomowej będą uruchamiane następne bloki. Ukraina mimo napięć politycznych już zaczęła importować z niej prąd.
Byłem chłopcem kiedy pierwszy raz dowiadywałem się o budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu. Dorosłem. Jestem ojcem i znowu słyszę "budujemy w Polsce elektrownię atomową". Ciekawe, czy moje Córki będą miały takie obserwacje jak ja.
Po Centralnym Porcie Lotniczym, po Ford Trump i po zasadzonym milionie drzew Morawieckiego. Oczywiście, wzorem Orbana – od Putina.
Pisi nie chcą zbudować elektrowni atomowej. Chcą mieć pretekst by wypłacać przez czas trwania swojej władzy sowitych pensji.
Wystarczy popatrzeć na "budowę cpk".
Wobec powyższego argumenty merytoryczne nie mają sensu.
Radze pocztac co sie dzieje w Niemczech gdzie juz osiagnieto ponad 35% udzialu energii w mixie (srednio !!!!). OZE jest niestabilne- dzis jest w nadmiarze i destabilizuje siec energetyczna jutro nie ma wcale. Przyjmuje sie dla bezpieczenstwa ze 1kW energii z OZE pownnien odpowiadac 1kW z normalnych zrodel. Nawet w przeliczeniu na sile nabywcza pieniadza energia elektryczna w Niemczech jest najdroższą co jest absurdem przy tak duzym udziale "darmowej energii". Tylko ze ta energia nie jest tansza od tej produkowanej klasycznie. I nie bedzie. Miliony ton odpadow tzn. zuzytch paneli czy wiatrakow (np. skrzdla wazace po 20 ton z matrialow ktorych nie da sie zutylizowac)
Co do zwrotu z inwestycji to 6 lat jak ktos pisal powyzej to jakis dowcip. Maksymalnie bez baterii pokryjemy jakies 40% zapotrzebowania na energie. Nie wiecej. Z bateria ok 80% ale jest to ekonomicznie nie oplacalne bo baterie sa drogie jeszcze i nietrwale. Poza tym bez doplat, zwrotow podatkowych (czyli naszych pieniedzy) OZE byloby koszmarnie drogie i nikomu by sie to nie oplacalo. Co do "redukcji CO2" to szkoda nawet komentowac.
Ad Ropczynski: Masz jakąś propozycję?
@Grzegorz Ropczynski. Nie jest Pan na bieżąco.
Udział OZE w Niemczech wynosi już 45%. Na 2030 zaplanowano 65%
I powiem Panu: Niemcy sobie z tym poradzą.
Co do straszenia odpadami. Niemcy wzięli się już poważnie za demontaż nieczynnych elektrowni jądrowych i robią to bardzo sumiennie – do zielonej łąki. Koszty są ogromne. Elektrownia w Greifswald (z NRD) spowodowała już 6 miliardów Euro i nie jest jeszcze zakończona. W tej chwili pracują np. na Muelheim -Kaerlich i to będą też miliardy. Taka elektrownia to 500 000 ton materiału z czego część jest radioaktywna. Przy tych kosztach nie uwzględniono w ogóle kosztów składowania zużytego paliwa jądrowego, bo nie tylko nie ma jeszcze żadnego ostatecznego składowiska (nigdzie na świecie), to nawet nie wiadomo jakie to będą koszty. Bo 4 miliardy Euro włożono już na szukanie lokalizacji i nie znaleziono jeszcze żadnej.
Energia jądrowa jest studnią bez dna. Wchodzenie w nią teraz, jak są już dobre alternatywy i inni się wycofują, to absolutna bezmyślność.
Radze poczytać specjalistyczne artykuły na temat problemow z OZE i jak Niemicy sobie "radzą" destabilizując sieci energetyczne sąsiadów. Dal przemysłu, który jest głównym odbiorca energii liczy sie stabilnosc dostaw. Sa juz analizy w jaki sposob Niemcy maja zapobiegac black-out bo ryzyko przy dużym procencie OZE i braku odpowiedniego zabezpieczenia jest gigantyczne. Nie zawsze da sie kupic prad za granica.
Ilości odpadów OZE to miliony ton które sa tylko częściowo można poddać utylizacji. Jest tez ciekawy przyklad ze Szwecji (z zeszłego tygodnia)- gdzie Szwedzi musza w tym momencie kupować prąd z Niemiec, Polski i Litwy bo jak pozamykali swoje atomowe elektrownie i przyszła sroga zima (a mialo byc ocieplenie klimatu) to sa w czarnej d….. OZE tez nie wystarcza i musza odpalić elektrownie na olej opalowy a Zieloni krzycza zeby spalac w nim biopaliwo lub biomase !!! Czegos bardziej chorego nie slyszalem. Co jest ciekawe – Finalandia i Francja maja bardzo tania energie elektryczna w przeliczeniu do zarobkow. Tam glownym zrodelm jest atom. Podobno drogi.
Może lepiej trzymajmy się faktów. Jak już pisałem Niemcy przyśpieszają z rozwojem OZE. Za niecałe 10 lat mają już produkować 2/3 prądu z OZE i to bez elektrowni jądrowych. Robią to planowo, nie idą na ryzyko i jestem pewny, że im się to uda. Nawet jeżeli będą musieli sobie w okresie przejściowym dopomóc spalaniem gazu. Bo za 30 lat będą już mieli pełną neutralność energetyczną i żadnych elektrowni jądrowych, ani pozostałości po nich na terenie swojego kraju. Oprócz oczywiście odpadów radioaktywnych – ale to jest grzech z przeszłości, w który my chcemy się właśnie na własne życzenie wpakować. Co do taniej energii elektrycznej we Francji. Zgadza się. Oni wciąż jeszcze jadą na swoich starych, już spłaconych, elektrowniach jądrowych. Tyle, że główny operator EdF jest bankrutem. Mają potężne zadłużenie. Mieli zaplanowany teraz demontaż kilku wygaszonych EJ i odłożyli to na następne stulecie bo nie mają na to pieniędzy! Czyli tanio wyeksploatowali, a kosztowne usuwanie ruin i odpadów zostawiają następnym generacjom. Energetyka jest tam w czarnej D. Nie mają pieniędzy ani na nowe elektrownie jądrowe ani na OZE ani na usunięcie wysłużonych EJ. Czyli nic pozytywnego do naśladowania. Finlandia też nie jest pozytywnym przykładem. 18-cie lat temu zdecydowali się na EJ i nie mają prądu, bo elektrownia jest nie tylko 3 x droższa niż miała być, ale ma już 12 lat opóźnienia (tak jak ta jedyna nowo budowane we Francji). To samo może się zdarzyć w Polsce. Wszystkie pieniądze (100 – 150 mld złotych) pójdą na atomówkę, która może powstanie, a może nie, a jeżeli to nie wiadomo kiedy, a potem zostawimy następnym pokoleniom sprzątanie po nas. Bo odpady z OZE to pryszcz w porównaniu z odpadami z EJ. Już teraz istnieje (w Toruniu) firma zajmująca się recyklingiem paneli solarnych. Konkurencji nie ma, a cena na prawdę nie powala – 1,50 zł/ za kg, czyli 25 – 35 zł za panel.
A pozostaje potem szkło, silikat i miedź, czyli nieszkodliwe substancje.
Zupełnie abstrahując od kwestii ceny, kosztów utylizacji czy wpływu na środowisko elektrownia atomowa wymaga ODPOWIEDZIALNEGO ZACHOWANIA.
Mimo, że nie są to konstrukcje jakoś specjalnie wyrafinowane technicznie, to charakteryzuje je jedna podstawowa cecha: skutki niekontrolowanej awarii mogą być koszmarne. Podobnie jak w instalacjach chemicznych na dużą skalę czy w laboratoriach bio-technologicznych.
Sam jestem zwolennikiem energii atomowej, głównie dlatego, że dość dobrze wiem jak to wszystko działa. To nie jest niebezpieczne… pod warunkiem, że się nie chojrakuje, nie olewa, ryzykuje, nie jedzie po bandzie, nie spycha odpowiedzialności jeden na drugiego i nie postępuje według zasady "robię swoje i reszta g… mnie obchodzi". Nie trzyma wyłącznie przepisów, a myśli (awaria w Three Mile Island jako jedną z przyczyn miała: przestrzeganie regulacji prawnych zamiast rozsądku) i nie żuli każdej złotówki jaką trzeba wydać na konserwacje, przeglądy i naprawy według zasady: "jakoś to będzie, a jak by co to się naprawi". Każdy system techniczny zniesie brutalne traktowanie i olewactwo tylko przez określony czas. Im lepiej był zaprojektowany, tym dłużej, ale po jakimś czasie musi walnąć.
Zatem wydaje mi się, że przy tego rodzaju inwestycji powinniśmy zadać sobie podstawowe pytanie: czy jesteśmy na nią dość ODPOWIEDZIALNI?
Czy taka elektrownia przy naszym systemie zarządzania, naszej mentalności i zwyczajach nie będzie jak danie dziecku do zabawy miotacza ognia?
atomowa? teraz?
nie trzeba było likwidować OZE, czyli elektrowni wiatrowych, ustalając odległość 3 km od domostw!
Ale taki pomysł to powód do wydania bez żadnego problemu, przetargu, projektu, milionów złotych na pensje prezesa i jego współpracowników, z których żaden nie zarabia mniej, niż 12 tysięcy brutto!
Jak w nieistniejącej firmie budującej nam lotnisko z Horałą w roli prezesa! Ciepłe posadki i gruszki na wierzbie.
Gorzej będzie, gdy nam zaczną cokolwiek betonować…
Bezczelne okradanie społeczeństwa z wypracowanych zysków i zapłaconych podatków to cecha charakterystyczna tych, co prawem i sprawiedliwością codziennie sobie …mordę (za przeproszeniem!) wycierają trzy razy dziennie.
Mam nadzieję, że aż tyle lat to oni nie będą rządzić, że będą na śmietniku historii razem z ich szefem, prezesem, przewodniczącym i Adamem Samozwańcem Bielanem!!!!
Bo polityka bardzo zużywa tych, którzy tylko sie nią bawią i nas okradają…
atomowa? teraz?
nie trzeba było likwidować OZE, czyli elektrowni wiatrowych, ustalając odległość 3 km od domostw!
Ale taki pomysł to powód do wydania bez żadnego problemu, przetargu, projektu, milionów złotych na pensje prezesa i jego współpracowników, z których żaden nie zarabia mniej, niż 12 tysięcy brutto!
Jak w nieistniejącej firmie budującej nam lotnisko z Horałą w roli prezesa! Ciepłe posadki i gruszki na wierzbie.
Gorzej będzie, gdy nam zaczną cokolwiek betonować…
Bezczelne okradanie społeczeństwa z wypracowanych zysków i zapłaconych podatków to cecha charakterystyczna tych, co prawem i sprawiedliwością codziennie sobie …mordę (za przeproszeniem!) wycierają trzy razy dziennie.
Mam nadzieję, że aż tyle lat to oni nie będą rządzić, że będą na śmietniku historii razem z ich szefem, prezesem, przewodniczącym i Adamem Samozwańcem Bielanem!!!!
Bo polityka bardzo zużywa tych, którzy tylko sie nią bawią i nas okradają…