KO i PSL oskarżają Lewicę, że dogadując się z PiS, pozwoliła, by rząd Morawieckiego "rozkradł" pieniądze z Funduszu Odbudowy UE. Ale Unia ma sposoby, by się bronić
"Lewica zdradziła opozycję", "pakt Ribbentrop-Mołotow", "naiwność", "głupota", "PiS i tak wyda pieniądze na swoich" - to tylko niektóre z gwałtownych reakcji polityków Koalicji Obywatelskiej i PSL na wstępne porozumienie między Lewicą a rządem Mateusza Morawieckiego.
Jak pisaliśmy w OKO.press w poniedziałek 26 kwietnia 2021, po zakulisowych dyskusjach, Lewica przedstawiła PiS sześć warunków poparcia w Sejmie ratyfikacji Funduszu Odbudowy UE.
Partia Kaczyńskiego potrzebuje głosów opozycji, bo przeciwko ratyfikacji zamierza głosować Solidarna Polska. W zamian za głosy Lewicy PiS zgodziło się wprowadzić poprawki do Krajowego Planu Odbudowy.
KPO to dokument, w którym rząd przedstawia Komisji Europejskiej, jak wyda pieniądze z Funduszu. Polska ma otrzymać 28 mld euro grantów (w KPO planujemy większość z nich, 24 mld) i tanich pożyczek nawet do 34 mld euro.
Lewica przypomina, że bez ratyfikacji we wszystkich państwach członkowskich Unia nie będzie mogła stworzyć Funduszu. Szansę na pomoc straciłaby Polska, ale także m.in. wyniszczone pandemią Włochy.
KO i PSL sugerują natomiast, że głosowanie za ratyfikacją to pomocna dłoń dla rozpadającego się rządu. Uważają, że PiS skorzysta z Funduszu, by sfinansować sobie wyborczy sukces w 2023 roku. A także, że pieniądze z pewnością trafią w niepowołane ręce.
Unijni urzędnicy przygotowali się na taką ewentualność. PiS będzie ekstremalnie trudno "ukraść" pieniądze z Funduszu Odbudowy.
Warto podkreślić, że Polska jak dotąd nie miała zbyt wielu problemów z wydawaniem funduszy UE. Także pod rządami PiS. Z raportu Europejskiego Urzędu ds. Nadużyć Finansowych (OLAF) wynika, że w latach 2015-2019 malwersacje dotyczyły zaledwie 0,12 proc. przyznanych nam pieniędzy z UE. Unijna średnia to 0,36 proc.
A w przypadku Funduszu obostrzeń ma być jeszcze więcej niż w regularnym budżecie Unii. Bo Komisja Europejska będzie zarządzać nim bezpośrednio (zwykły budżet to w większości zarządzanie dzielone UE i danego kraju). Bierze na siebie całkowitą odpowiedzialność za to, jak pieniądze zostaną wydane.
Dlatego
KE chce, by Fundusz był kontrolowany mocniej niż reszta budżetu.
Najważniejszym narzędziem kontroli są właśnie Krajowe Plany Odbudowy - czyli dokumenty, w których każde z państw pokazuje, na jakie inwestycje i reformy przeznaczy pomoc z Unii. Państwa członkowskie powinny złożyć KPO w Brukseli do piątku 30 kwietnia 2021. Już wiadomo, że część z nich zrobi to nieco później. Rzecznik rządu Piotr Müller 29 kwietnia 2021 mówił, że jeszcze nie może podać ostatecznej daty.
Plany powinny być już dopracowane. Komisja od miesięcy pozostaje w kontakcie z państwami członkowskimi i na bieżąco wysyła im poprawki. W połowie kwietnia rząd PiS, po uwagach KE, wprowadził zmiany do pierwotnego projektu KPO.
Gdy Komisja otrzyma ostateczne wersje Planów, przystąpi do ich opiniowania, w dialogu z Parlamentem Europejskim. Na każdy będzie miała dwa miesiące od daty jego złożenia.
Następnie KPO trafią do Rady UE, bo rządy wszystkich państw Unii zażądały wglądu w plany pozostałych. Będą miały miesiąc na dyskusję i głosowanie większością kwalifikowaną.
Każdy Plan będzie musiało poprzeć co najmniej 15 krajów reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności Unii.
Jakie wymogi musi spełnić np. plan z Polski, aby dostać zielone światło od Komisji i Rady?
"Po pierwsze i najtrudniejsze nie może to być po prostu lista projektów. W KPO musi zostać zachowana równowaga między planami inwestycji a reformami. Te reformy muszą z czegoś wynikać, odnosić się do zaleceń Komisji zapisanych w Semestrze Europejskim i nawiązywać do lokalnych dokumentów strategicznych. Rząd musi pokazać, że myśli o długofalowych zmianach, które zwiększą odporność gospodarki" - mówi OKO.press Jan Olbrycht, eurodeputowany PO i członek komisji budżetowej PE.
"Podczas przygotowań KPO Komisja zarzuciła Polsce m.in. właśnie niedostateczne skupienie się na reformach. Rząd musiał to poprawić" - dodaje.
Pieniądze powinny też posłużyć realizowaniu celów Unii.
Co najmniej 37 proc. środków należy przeznaczyć na "zielone" inwestycje i reformy, czyli np. transformację energetyczną i walkę z katastrofą klimatyczną. Co najmniej 20 proc. - na inwestycje w cyfrową gospodarkę.
"To jest wymóg, który będzie bardzo dokładnie sprawdzany" - podkreśla Jan Olbrycht.
Wymogów jest więcej. W rozporządzeniu zapisano np., że wszelkie inwestycje i reformy mają brać pod uwagę i promować równość płci i zmierzać do upodmiotowienia ekonomicznego kobiet.
Plany powinny być też przygotowywane we współpracy z samorządami, organizacjami przedsiębiorców, pracowników i społeczeństwa obywatelskiego.
Na tym polu Polska miała duże problemy. Komisja zaleciła rządowi, by uwzględnił partnerów społecznych i samorządowych we wdrażaniu reform i kontroli wydatków. Pojawiają się także apele o transparentność.
A co jeżeli PiS przygotuje dobry KPO, ale potem będzie wydawał pieniądze, jak mu się spodoba? To prawie niemożliwe.
"Gdy Fundusz ruszy, na samym początku Unia wypłaci państwom 13 proc. zaliczki. Reszta pieniędzy będzie państwom członkowskim zwracana - tzn. będą one przesyłały Brukseli »faktury« za zrealizowane projekty. Ale jeżeli po drodze okaże się, że te inwestycje nie działają dobrze, Komisja będzie mogła pieniędzy nie oddać. Bo cały Fundusz ma przynieść Unii określone efekty" - tłumaczy Jan Olbrycht.
Dlatego w KPO rząd musi określić tzw. kamienie milowe: pokazać, że realizowane projekty i reformy przynoszą wymierne korzyści. To na tej podstawie Komisja będzie zwracać pieniądze. Jeśli uzna, że dane państwo wydaje pieniądze bez sensu i w oderwaniu od celów zapisanych w KPO, będzie mogła zawiesić wypłaty.
"Takie są przynajmniej założenia. Przekonamy się, jak to zadziała w praktyce" - komentuje europoseł.
Kamienie milowe i zdolność do ich osiągnięcia ma opiniować unijny Komitet Ekonomiczno-Finansowy, organ Rady UE. Jeżeli pojawią się wątpliwości, Komitet będzie mógł przekazać sprawę pod dyskusję głów państw członkowskich w Radzie Europejskiej.
KE i Parlament będą też na bieżąco monitorować wdrażanie Funduszu.
"PE powołał w tym celu specjalną grupę. Podobnie jak Komisja będziemy regularnie się spotykać przez cały czas trwania Funduszu, raz na dwa miesiące. Dostaniemy pełny wgląd zarówno w KPO, jak i w sposób ich realizacji" - przekonuje Jan Olbrycht.
"Czas na podpisanie umów na projekty i inwestycje państwa członkowskie będą miały do końca 2023 roku, potem, do 2026 będą już tylko je realizować. Pamiętajmy, że na początku dostaniemy do dyspozycji 70 proc. zaplanowanej kwoty [ok. 16,8 mld euro - red.]. W połowie 2023 roku nastąpi weryfikacja potrzeb. W zależności o kondycji gospodarek Komisja skoryguje plan i rozdysponuje resztę" - dodaje Olbrycht.
Razem z budżetem i Funduszem w grudniu 2020 UE przyjęła też słynne rozporządzenie "pieniądze za praworządność". Czy będzie mogła z niego skorzystać do kontroli rządu PiS?
Teoretycznie tak, ale będzie to kontrola z innej strony, skupiona na stanie praworządności.
Celem rozporządzenia jest ochrona budżetu Unii przed sytuacją, w której problemy z rządami prawa w danym państwie uniemożliwiają należytą kontrolę wydawania środków z UE. KE może w takim wypadku zawiesić wypłaty funduszy. Na to, by mechanizm ten dotyczył także Funduszu Odbudowy, szczególnie mocno naciskała Holandia.
Rozporządzenie weszło w życie 1 stycznia 2021. Polska i Węgry w marcu zaskarżyły je jednak w Trybunale Sprawiedliwości UE, licząc, że ruch ten przynajmniej na jakiś czas powstrzyma Komisję przed badaniem stanu rządów prawa.
Jak na razie mechanizm nie został jeszcze wykorzystany. Bo podczas szczytu UE w grudniu 2020 Komisja obiecała, że wstrzyma się do czasu wyroku TSUE. Do podjęcia działań Komisję regularnie wzywa Parlament Europejski, przypominając, że taka "obietnica" jest niezgodna z prawem.
"KE zgodnie z tym rozporządzeniem bada na bieżąco kwestie dotyczące praworządności. Przyspieszy w tym roku przedłożenie rocznego raportu o stanie rządów prawa w całej UE - zamiast we wrześniu, pokaże go w lipcu. To będzie zapowiedź kolejnych działań. W międzyczasie powinna też przygotować wytyczne stosowania rozporządzenia" - wskazuje Jan Olbrycht.
Jak przypomina europoseł
mechanizm "pieniądze za praworządność" nie ma jednak na celu ścigania konkretnych przypadków nadużyć finansowych, łamania prawa - tym zajmuje się Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) i prokuratura.
"Mechanizm ma działać prewencyjnie - gdy okaże się, że braki w praworządności zagrażają wydawaniu środków z UE. Chodzi o to, by zawieszając wypłaty z budżetu, skłonić państwa członkowskie do usunięcia zagrożenia, czyli braków w praworządności" - dodaje europoseł.
Gospodarka
Świat
Komisja Europejska
Parlament Europejski VIII kadencji
Unia Europejska
budżet UE
Fundusz Odbudowy
Krajowy Plan Odbudowy
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze