Ekspresowe zwalnianie pracowników, którzy mają inny dochód, wyłączenie przepisów o zwolnieniach grupowych, przymusowe urlopy. Projekt tarczy antykryzysowe 3.0, do którego dotarliśmy, mrozi krew. „Lepiej dla rządu, żeby te rozwiązania nie znalazły się w projekcie, który zostanie ostatecznie przedstawiony” - mówi wiceprzewodniczący OPZZ Piotr Ostrowski
Rząd pracuje nad ustawą „o dopłatach do oprocentowania kredytów bankowych udzielanych na zapewnienie płynności finansowej przedsiębiorcom dotkniętym skutkami COVID-19 oraz o zmianie niektórych innych ustaw”. Projekt nie jest jeszcze publiczny, krąży jednak między związkami zawodowymi nieoficjalną ścieżką. Dotarły do niego media, także OKO.press.
Za tym długim tytułem kryją się rozwiązania, które w wyjątkowo niesymetryczny sposób traktują pracodawców i pracowników. Wszystkie nowe przepisy, które mają walczyć z kryzysem, rząd nazywa Tarczą Antykryzysową. Jeżeli planowane przepisy wejdą w życie, dużo bardziej uzasadnione będzie mówienie o Tarczy Antypracowniczej (tak określano już pierwszą "tarczę" - nie bez przyczyny).
Jeśli przepisy weszłyby w tej formie w życie, pracodawca będzie mógł:
„Nie mamy pojęcia, skąd te pomysły, to jest coś niewyobrażalnego” - komentuje dla OKO.press Piotr Ostrowski, wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. „Trudno zrozumieć, że ktokolwiek w 2020 roku mógłby wyobrazić sobie coś takiego na rynku pracy. To wręcz szokujące. Nasza ocena może być tylko jednoznacznie negatywna”.
Rzecznik rządu Piotr Müller napisał na Twitterze: "Informacje medialne o ograniczaniu praw pracowniczych nie znajdują odzwierciedlenia w projekcie, który ma przyjąć rząd. Pracownicy i pracodawcy zgłaszają różne propozycje zmian. Procedujemy je w drodze dialogu. Warto chwilę poczekać, zanim ogłosi się ich ostateczne przyjęcie".
Do zapewnień rzecznika należy jednak podchodzić ostrożnie - pamiętając, jak rząd traktował dialog społeczny w przypadku poprzednich przepisów antykryzysowych.
Opisywaliśmy to przy okazji wprowadzenia możliwości wydłużenia tygodnia pracy nawet do 60 godzin po kryzysie. Wówczas rząd zignorował bardzo krytyczne opinie związków zawodowych. Przeciwna była nawet bliska zwykle rządowi „Solidarność” (która ostro krytykuje także nowe pomysły).
Warto więc przyjrzeć się tym propozycjom. Po pierwsze, znajdują się one w projekcie. Dopóki nie zostaną odrzucone, należy zakładać, że mogą zostać ustalone. Po drugie - ktoś je tam umieścił.
Jeżeli rzecznik rządu twierdzi, że przepisy się nie znajdą „odzwierciedlenia” w projekcie, który ma przyjąć rząd, to skąd w ogóle się wzięły? Liczono, że nikt ich nie zauważy podczas legislacji? Przykład przytoczony przez posła Andrzeja Sośnierza z Porozumienia i klubu PiS pokazuje, że wśród posłów się to zdarza.
„W pośpiechu uchwaliliśmy ustawę covidową, za którą też głosowałem, w której jeden z artykułów mówi o bezkarności urzędników za niegospodarność. Gdy wgłębiliśmy się w uchwalony tekst, włosy mi na głowie stanęły dęba, co my tu uchwaliliśmy” - mówił Sośnierz w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Słowa rzecznika skomentował też dla nas Piotr Ostrowski: „W takim razie, po co tworzy się takie rozwiązania? Jaki cel ma tworzenie projektu, który potem krąży drogą nieoficjalną pomiędzy partnerami społecznymi? To, co się tam znalazło, to nie jest nasz wymysł. Lepiej dla rządu, żeby te rozwiązania nie znalazły się w projekcie, który zostanie ostatecznie przedstawiony”.
Na projekcie widnieje data 22 kwietnia. Jeśli zostanie przyjęty przez rząd, ten, w ramach dialogu społecznego, ma obowiązek przekazać go związkom zawodowym do konsultacji. Po tym oraz po reakcji rzecznika rządu należy zakładać, że projekt nie jest jeszcze przyjęty.
Prześledźmy krótko trzy kontrowersyjne zmiany i ich konsekwencje.
Pracownikom zatrudnionym na umowę o pracę w Polsce przysługuje 20 lub 26 dni urlopu wypoczynkowego w zależności od tego, czy staż pracy wynosi mniej, czy więcej niż 10 lat (wliczając okres studiów).
Według proponowanych przepisów pracownik traciłby część prawa do dysponowania swoim odpoczynkiem.
Przepis w projekcie brzmi:
"Art. 15gb. W okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii, ogłoszonego z powodu COVID-19:
1) pracodawca może udzielić pracownikowi, w terminie przez siebie wskazanym, bez uzyskania zgody pracownika i z pominięciem planu urlopów, urlopu wypoczynkowego niewykorzystanego przez pracownika w poprzednich latach kalendarzowych, w wymiarze do 30 dni urlopu;
2) pracodawca może udzielić pracownikowi, w terminie przez siebie wskazanym, bez uzyskania zgody pracownika i z pominięciem planu urlopów, jednego pełnego dnia urlopu wypoczynkowego na każde dwa dni prawa do urlopu wypoczynkowego nabytego przez pracownika w bieżącym roku kalendarzowym; nie dotyczy to części urlopu wypoczynkowego udzielanego zgodnie z art. 1672 ustawy z dnia 26 czerwca 1974 r. – Kodeks pracy”.
Oznacza to, że pracodawca może wysłać pracownika na przymusowe 10 lub 13 dni urlopu w dowolnie wybranym przez siebie terminie. Pomysłodawca ma tutaj zapewne na myśli rozwiązanie, o którym pisaliśmy już wcześniej, analizując pomysły na przezwyciężenie kryzysu. W Danii pracownicy rezygnują z części urlopu, w zamian za pokrycie znacznej części pensji przez rząd.
Mamy tu jednak dwa pominięte w projekcie kroki: dzieje się to w porozumieniu z pracownikami oraz w zamian pracownicy zostają finansowo zabezpieczeni. W rządowym projekcie mamy autorytarne postawienie sprawy: pracodawca decyduje i już.
„Artykuły dotyczące urlopów i wypowiedzeń, dotyczą wszystkich przedsiębiorstw, niezależnie od tego, czy one zmagają się z kłopotami, czy kondycja ekonomiczna przedsiębiorstwa jest dobra, czy zła” – mówi Piotr Ostrowski. „Przy zwolnieniach zawieszane są wszelkie prawa dotyczące zwolnień grupowych czy szczególnej ochrony trwałości stosunku pracy, co w przypadku związków zawodowych jest pogwałceniem fundamentalnej konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy nr 87”.
Kolejny przepis umożliwia zwolnienie pracownika zatrudnionego na umowie o pracę decyzją pracodawcy, gdy ten pracownik posiada inny dochód, np. emeryturę, rentę, zarabia również w innym miejscu lub nawet po prostu przekroczył wiek emerytalny i może przejść na emeryturę.
Przepisy umożliwiają przesłanie wypowiedzenia drogą mailową. Pracownik może się odwołać, ale procedura jest krótka, a pracodawca może sprzeciwu po prostu nie przyjąć. Wówczas pozostaje jedynie sąd pracy.
W przepisie czytamy: „nie stosuje się przepisów ustawy z dnia 13 marca 2003 r. o szczególnych zasadach rozwiązywania z pracownikami stosunków pracy z przyczyn niedotyczących pracowników”.
Ustawa ta mówi o zwolnieniach grupowych. W przypadku, gdy pracodawca chce zwolnić większą liczbę pracowników, musi to m.in. skonsultować ze związkiem zawodowym. Według projektu – nie będzie musiał, będzie mógł dowolnie podjąć taką decyzję.
Układ zbiorowy to umowa pomiędzy pracownikami i pracodawcą, który rozszerza uprawnienia pracowników w danym zakładzie pracy. To często np. różnego rodzaju fundusze socjalne.
Według projektu:
„Pracodawca może zawiesić funkcjonowanie innych funduszy lub wykonanie zobowiązań o charakterze socjalno-bytowym, przewidzianych w szczególności w układach zbiorowych pracy i regulaminach, z wyłączeniem warunków umów o pracę i innych aktów stanowiących podstawę nawiązania stosunku pracy”.
Pieniądze z funduszy pracodawca może przeznaczyć na utrzymanie miejsc pracy. To ważny cel, ale znów wszystko dzieje się z pominięciem pracowników.
Czy w przepisach można znaleźć coś, co poprawia sytuację pracowników?
Ostrowski: „Nie. Mamy tam tylko rozwiązania, które są antypracownicze. Jest to o tyle dziwne, że we wszystkich krajach, które są dotknięte pandemią, rządy starają się działać na rzecz utrzymania miejsc pracy i pozycji pracowników. Chodzi o to, żeby ten okres przetrwać i wrócić do w miarę normalnej rzeczywistości suchą stopą.
W przypadku Polski natomiast wygląda na to, że ten stan jest wykorzystywany, aby dokonać jakiejś »zbrojnej« wręcz interwencji w świecie pracy. Inaczej tego nazwać nie można. Jeżeli te zapisy miałyby wejść w życie, to są one cofnięciem nas do XIX wieku”.
Czy takie przepisy – jeśli zostałyby wprowadzone – mogą zostać z nami na dłużej?
Ostrowski: „Cała Tarcza Antykryzysowa jest na czas pandemii. Wszędzie pojawia się sformułowanie »na czas stanu epidemii«, »w czasie stanu epidemicznego«. Natomiast istnieje poważne niebezpieczeństwo, że tego typu rozwiązania mogą być trwalsze. Zwłaszcza że to, czy mamy stan epidemii, czy nie, zależy od decyzji premiera. Jeżeli minister zdrowia twierdzi, że szczyt zachorowań może wystąpić w listopadzie, to stan epidemii może być przeciągany w nieskończoność i nie mamy na to wpływu”.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze