0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Krystian Maj/KPRMKrystian Maj/KPRM

Czy Polska w końcu zareagowała adekwatnie na czekający nas kryzys? 8 kwietnia premier Mateusz Morawiecki razem z prezesem NBP Adamem Glapińskim przedstawili na konferencji prasowej tzw. Tarczę Finansową. To 100 miliardów złotych wsparcia kryzysowego dla firm:

  • 25 mld zł dla mikrofirm (poniżej 10 pracowników),
  • 50 mld zł dla małych i średnich firm (między 10 a 249 pracowników),
  • 25 mld zł dla dużych firm (powyżej 250 pracowników).

To pożyczki, z których aż 75 proc. może być bezzwrotne, jeśli po 12 miesiącach firma utrzyma zatrudnienie. Rząd twierdzi, że procedury, szczególnie w przypadku mniejszych firm, będą uproszczone.

Pierwszy pakiet antykryzysowy PiS był powszechnie krytykowany za zbyt małą pomoc. Krytycznie o rządowej "tarczy antykryzysowej" pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie. Analizujemy pakiet ustaw antykryzysowych z perspektywy pracowników najemnych oraz przedsiębiorców.

O „tarczy antykryzysowej” rozmawialiśmy też z politykami opozycji.

"Jeśli będziemy wydawać zbyt mało, to za miesiąc, dwa, przy przedłużającej się epidemii, możemy wylądować w matni. Nie przypadkiem kto może, stosuje teraz luzowanie ilościowe w wielkiej skali. Nie przypadkiem programy wsparcia na całym świecie są tak ambitne" - mówił OKO.press Adrian Zandberg, jeden z liderów sejmowej lewicy. "Świat się właśnie dramatycznie zmienia. Tego sprzed stycznia 2020 już nie ma".

„Morawiecki mówi o 212 miliardach, dodaje też, że pieniądze dla przedsiębiorców i pracowników to 60 miliardów – to kłamstwo. […] Tak naprawdę budżet ze swoich pieniędzy, które i tak są pieniędzmi podatnika, daje 10 miliardów” – mówiła nam z kolei posłanka KO Izabela Leszczyna.

Tarcza Finansowa dla firm to działanie innego kalibru. Dotychczas przedsiębiorcy na reakcję rządu narzekali, teraz - przynajmniej ci więksi - są zadowoleni. „Premier na pewno osiągnął niezwykle ważny cel. Uspokoił przedsiębiorców i dodał im otuchy. Rząd odzyskał kredyt zaufania” – mówił dla Bussines Insider Maciej Witucki, prezes konfederacji Lewiatan zrzeszającej przedsiębiorców.

Pozytywnie zapowiedzi Morawieckiego i Glapińskiego przyjęła także część ekonomistów. Rozmawiamy dr. hab. Marcinem Piątkowskim, profesorem Akademii Leona Koźmińskiego, autorem książki "Europejski lider wzrostu. Polska droga od ekonomicznych peryferii do gospodarki sukcesu".

Prof. Piątkowski mówi :

o tarczy finansowej - "To pierwszy raz, gdy NBP zdecydował się na tak agresywne i aktywne działanie na rynku finansowym - to są rzeczy, które wcześniej wprowadzono w USA i w strefie euro, ale nie u nas. Pod tym względem to historyczny moment, w którym Polska zaczyna wykorzystywać te same instrumenty, co na Zachodzie i z rozmachem, który wcześniej był nie do pomyślenia";

o tym, jak kryzys przebiegnie w Polsce - „Ten kryzys oczywiście w nas uderzy i pewnie wpadniemy w recesję, ale ta recesja będzie płytsza niż gdzie indziej. Polska, paradoksalnie, może na kryzysie jeśli nie zyskać, to chociaż być jednym z mniej przegranych państw”;

jak zmieni się świat po kryzysie - „Myślę, że wpadniemy w wolniejszy nurt globalizacji a kilku wioślarzy będzie wiosłowało w przeciwnym kierunku. Ale sam nurt dalej będzie nas spychał tam, gdzie wcześniej. Można spodziewać się zmian związanych z tym, jak pracujemy, jak przedsiębiorstwa planują swoją działalność i tym, jak będą działały globalne łańcuchy dostaw”;

jak program 500 plus może pomóc w kryzysie - „500 plus jest de facto takim dochodem [gwarantowanym] dla sporej części polskiego społeczeństwa. Akurat w czasie kryzysu bardzo nam się przyda jako już istniejąca tarcza społeczna, która dotrze do najbardziej potrzebujących - rodzin wielodzietnych”;

o braku równowagi w pakiecie antykryzysowym - "Praktycznie cała retoryka walki z kryzysem do tej pory skupiła się na wsparciu dla przedsiębiorstw. Malutkich, średnich, a teraz nawet dużych, których właścicielami są często polscy czy globalni miliarderzy. W tej narracji zapomnieliśmy o najsłabszych, najbiedniejszych i najbardziej zagrożonych";

o tym, czy świat poradzi sobie z epidemią - „Potęga świata jest wystarczająca. Tylko kwestią czasu jest lekarstwo i szczepionka. Świat wiele nauczy się z tego kryzysu. Być może powstanie »epidemiologiczne NATO«, czyli grupa krajów, która umówi się, że nigdy więcej nie pozwolimy na sytuację, że nie mamy respiratorów, maseczek i wolnych łóżek w szpitalach”.

Jakub Szymczak, OKO.press: Napisał Pan na Twitterze, że ogłoszenie „Tarczy Finansowej” przez rząd to historyczny moment. Dlaczego?

Dr hab. Marcin Piątkowski: To jest historyczny moment. W 2009 roku, w czasie ostatniego kryzysu, polski rząd zaproponował dosyć skromny pakiet wsparcia dla gospodarki. Uzasadnieniem było to, że bardziej ambitny pakiet spowodowałby kryzys na polskim rynku walutowym, skok inflacji i utratę wiarygodności naszego kraju.

Teraz, po raz pierwszy możemy sobie pozwolić na pakiet, który swoim rozmachem, liczonym w stosunku do PKB, jest podobny do tego, co robią największe gospodarki na świecie. Oczywiście nie jesteśmy jeszcze Niemcami, USA, Japonią czy nawet Koreą i jeszcze przez długi czas nie będziemy mieli takiej pozycji gospodarczej. Niemniej rynki nie zareagowały negatywnie na przełomowe decyzje.

Na czym polega ta przełomowość?

To pierwszy raz, gdy NBP zdecydował się na tak agresywne i aktywne działanie na rynku finansowym - to są rzeczy, które wcześniej wprowadzono w USA i w strefie euro, ale nie u nas. Pod tym względem to historyczny moment, w którym Polska zaczyna wykorzystywać te same instrumenty, co na Zachodzie i z rozmachem, który wcześniej był nie do pomyślenia.

Gdyby ktoś miesiąc temu powiedział nam, że rząd wprowadzi w Polsce kredyty wekslowe refinansowane przez NBP, że NBP będzie na rynku kupował obligacje korporacyjne, że będzie skupował, ile się da obligacji skarbowych i bonów skarbowych, to nikt by w to nie uwierzył. A to wszystko się wydarzyło.

Może jako kraj jeszcze nie jesteśmy w Lidze Mistrzów, ale jesteśmy już w Lidze Europy. To pierwszy taki przypadek w naszej historii od co najmniej 500 lat.

Co w takim razie zmieniło się przez te kilkanaście lat?

Od 1989 zmieniła się pozycja Polski, a od 2009 roku dominująca ideologia gospodarcza. Polska jest bogatsza i silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Pokazała przez ostatnie 30 lat, że jest jedną z najsilniejszych nowo wschodzących gospodarek Europy, o czym piszę też w mojej książce "Europejski lider wzrostu". Potwierdziliśmy swoją wiarygodność.

Czasy też się zmieniły. W 2009 roku wielu, łącznie z polskim rządem, uważało, że kryzys to czas na oszczędzanie i redukcję wydatków. Dzisiaj, po poprzednim kryzysie finansowym, wszystkie rządy na świecie nauczyły się, że tak nie jest.

Bardzo szybko podjęto działania metodami, które wcześniej były nie do pomyślenia. Globalny konsensus jest dziś taki, że rządy powinny aktywnie walczyć z kryzysem i że to nie jest czas na oszczędzanie. Ja to popieram.

Przeczytaj także:

Na czym dokładnie polega "Tarcza Finansowa"?

Nie wchodząc w szczegóły, tarcza to niestandardowe działanie bliskie koncepcji "helicopter money", pieniędzy zrzucanych z helikoptera wszystkim przedsiębiorstwom, które ucierpiały z powodu kryzysu. Pieniądze będą pochodzić z Polskiego Funduszu Rozwoju. PFR najpierw się zadłuży a później NBP ten dług skupi. Pieniądze mają być dostępne dla każdego przedsiębiorstwa, które straci znaczącą część swoich przychodów (przynajmniej 25 proc.) Firmy mają dostać gotówkę na konto w formie kredytu, którego znacząca część będzie mogła być po roku umorzona.

Takiego programu nigdy w Polsce nie było. Teraz mamy trzy elementy. Dwie tarcze – finansową i antykryzysową oraz deklarację NBP, że zrobi wszystko co trzeba, żeby ratować polską gospodarkę. To trzecie wcale nie było do tej pory takie oczywiste.

Mogę sobie łatwo wyobrazić sobie inną, ortodoksyjną Radę Polityki Pieniężnej, innego prezesa NBP, który twierdziłby, że bank centralny takich rzeczy nie powinien robić.

Te trzy elementy na raz sprawiają, że jest duża szansa, że przeszliśmy przez punkt przełomowy w walce z kryzysem.

Tylko dlaczego rząd nie przedstawił tego programu wcześniej? Mówi Pan, że wszystkie programy razem tworzą dobrą odpowiedź rządu, ale bez tarczy finansowej sama antykryzysowa wyglądała mizernie.

Dobre pytanie. Ale chciałbym tutaj obronić rząd, bo sam kiedyś pracowałem w Ministerstwie Finansów. Stworzenie nowej ustawy, koordynacja wśród kilkudziesięciu państwowych instytucji i przeprowadzenie tego przez parlament to spore osiągnięcie. Ex-post łatwo jest powiedzieć, że minęło za dużo czasu od początku kryzysu, ale mówią to często te same osoby które też nie przewidziały tego kryzysu i nie są do niego lepiej przygotowane niż rząd (a często nawet i gorzej). Chociaż prawdą oczywiście jest, że można było to zrobić szybciej. Ale Polska nie wyróżnia się tutaj wśród innych krajów.

Jeśli weźmiemy pod uwagę ogłoszoną "tarczę finansową", to Polska jest w czołówce krajów na swoim poziomie rozwoju, która walczy z kryzysem. Sądzę, że to powód do optymizmu.

Myślę, że uda nam się przejść przez kryzys lepiej, niż wielu z nas do niedawna sądziło.

A lepiej niż inne kraje też? Tak twierdzi premier Morawiecki.

Tak, wygląda na to, że znowu uda nam się lepiej niż innym. Pisałem o tym w mojej książce, że Polska ma bardzo mocne fundamenty rozwoju. Zarówno po stronie sektora publicznego jak i prywatnego. Nie przypadkiem w ciągu ostatnich 30 lat zostaliśmy mistrzem Europy i mistrzem świata we wzroście gospodarczym (wśród krajów na podobnym poziomie rozwoju).

Wbrew głosom wielu i mimo tego, że nie prowadziliśmy wcześniej idealnej polityki budżetowej, weszliśmy w ten kryzys w miarę dobrze przygotowani - z długiem publicznym poniżej 50 proc., jednym z niższym w Europie, i z dużym polem do stymulacji fiskalnej, powyżej 250 mld złotych (aż do konstytucyjnej bariery 60 procent długu do dochodu narodowego). Mogło być lepiej, ale nie jest źle.

A sektor prywatny?

Przez 30 lat udowodnił swoją super-konkurencyjność, zawsze potrafił się szybko adaptować do nowych warunków. Mamy też bardzo zdywersyfikowaną strukturę gospodarki. W przeciwieństwie do np. Słowaków i Czechów, którzy są uzależnieni od przemysłu motoryzacyjnego, żaden przemysł nie stanowi więcej niż 10 proc. naszego eksportu. Eksport to też niższa część naszego PKB niż u sąsiadów. To sprawia, że Polska gospodarka jest w znacznie większym stopniu uodporniona na kryzysy niż inni.

Ten kryzys jednak w nas też mocno uderzył i wpadniemy w recesję, ale będzie ona płytsza niż gdzie indziej.

Polska, paradoksalnie, może na kryzysie jeśli nie zyskać, to chociaż być jednym z mniej przegranych państw. Gdy kryzys się skończy, dojdzie do restrukturyzacji globalnych łańcuchów wartości. Globalne korporacje przesuną produkcję bliżej swoich rynków zbytu, szczególnie w Europie. Wiele branż, jak np. farmacja, która do tej pory bazowała na imporcie z Chin, zacznie produkować w Europie. Polska jest jednym z głównych kandydatów, żeby z tego trendu skorzystać, tak jak znakomicie skorzystała z napływu kapitału zagranicznego przez ostatnie 30 lat.

Rząd i samorządy mogą ten proces dodatkowo wspomóc, przygotowując oferty inwestycyjne oraz promując przedsiębiorstwa, w tym szczególnie małe i średnie firmy, które będą w stanie skorzystać z nowej sytuacji i wejść na tymczasowo bardziej otwarte europejskie i światowe rynki.

W skrócie można powiedzieć, że NBP pompuje pieniądze w gospodarkę. Grozi nam przez to wysoka inflacja, czy może czasy są tak wyjątkowe, że nie należy się tym przejmować?

W ekonomii niczego ma nic za darmo. Ryzyko większej inflacji po kryzysie istnieje, ale można się nim martwić później, nie teraz. Fakt, że mimo wpompowania bilionów dolarów i euro w światową gospodarkę po kryzysie w 2009 roku, inflacja wszędzie była bliska zera, wskazuje na to, że i po tym kryzysie inflacja nie musi odżyć. A nawet jak odżyje, to wiemy jak sobie z nią poradzić. Czasy nietypowego kryzysu wymagają nietypowych rozwiązań. Ja je całkowicie popieram.

Większe ryzyko jest takie, że usunięcie części barier w zadłużaniu się, poprzez finansowanie przez bank centralny długu publicznego, będzie w przyszłości nadużywane do radzenia sobie nie z globalną epidemią, która zdarza się raz na 100 lat, ale z każdym katarem. Albo finansować obietnice wyborcze. To może kiedyś doprowadzić do poważnych kryzysów. Trzeba będzie na to uważać.

Póki co jednak, mamy duży szok, któremu trzeba przeciwdziałać. To nie czas na oszczędzanie i ekonomiczną ortodoksję. I trzeba też zrewidować wcześniejsze poglądy o długu publicznym: może być on znacznie wyższy niż nam się wcześniej wydawało, ale tylko w wiarygodnych gospodarkach.

Polska już do takich gospodarek w dużym stopniu należy.

Firmy dostaną więc mocne wsparcie. A co z pracownikami na umowach śmieciowych, nowymi bezrobotnymi, samozatrudnionymi? Dla nich w żadnej z tarcz nie ma zbyt wiele, dla bezrobotnych nie ma nic.

Zgadzam się, że w odpowiedzi na kryzys brakuje równowagi między wsparciem dla firm a tym, co otrzymują samozatrudnieni i bezrobotni. Praktycznie cała retoryka walki z kryzysem do tej pory skupiła się na wsparciu dla przedsiębiorstw. Malutkich, średnich, a teraz nawet dużych, których właścicielami są często polscy czy globalni miliarderzy.

W tej narracji zapomnieliśmy o najsłabszych, najbiedniejszych i najbardziej zagrożonych. Oczywiście, gospodarkę i przedsiębiorstwa trzeba wesprzeć, bo inaczej oni zwolnią ludzi i będziemy mieli nowych bezrobotnych. Ale nie można zapomnieć o tym, że nie wszyscy są przedsiębiorcami.

Jest wielu samozatrudnionych, będą tysiące nowych bezrobotnych. Jest mnóstwo ubogich Polaków, którzy na tym kryzysie stracą o wiele bardziej niż milionerzy i miliarderzy.

Nie mamy worka bez dna, ale sądzę, że po tych dwóch tarczach, rząd powinien zaproponować również tarczę społeczną, która obroni najsłabszych. Wymagałoby to zmian po stronie wydatków publicznych. Musimy zapomnieć o 14. emeryturze, bo emeryci odczują kryzys mniej niż inni, i ograniczyć wydatki np. wojsko, aby pomóc tym, którzy tego teraz potrzebują.

Nie wymienił Pan 500 plus. Niektórzy ekonomiści czy politycy wskazują, że również z tego programu należy zrezygnować.

500 plus powinna zostać już na zawsze. To nie jest optymalne świadczenie, ale to najlepszy instrument budowania inkluzywnego społeczeństwa, jaki udało nam się wprowadzić od 30 lat.

Było wiele innych, często wydawałoby się, że idealnych pomysłów, ale miały one taką małą wadę, że nigdy nie udało się ich wdrożyć. Nie udało się, bo elity uważały i, niestety, dalej w dużym stopniu uważają, że wspieranie biednych to "rozdawnictwo", wspieranie leniwych, niezaradnych, „gorszych”. Okazało się jednak, że na 500+ było i dalej jest nas stać.

Paradoksalnie, 500+ stał się gwarantowanym dochodem dla sporej części polskiego społeczeństwa i poszedł w kierunku, nad którym debatują teraz inne kraje oraz który właśnie wsparł np. papież. Akurat w czasie kryzysu 500+ bardzo nam się przyda jako mocna tarcza społeczna, która podtrzyma dochody Polaków oraz dotrze do najbardziej potrzebujących np. rodzin wielodzietnych.

Dochód gwarantowany to dobry instrument na czasy kryzysu?

Tak, ale na pełny dochód gwarantowany Polski jeszcze nie stać. Nas na razie stać nas na patchworkowy dochód gwarantowany. Czyli z jednej strony 500 plus, z drugiej minimalna emerytura, a pomiędzy różnego rodzaju transfery i zasiłki. To patchwork, bo nie dotyczy wszystkich. W niektórych miejscach tkanina jest cieńsza, w niektórych – grubsza. Wraz z naszym rosnącym bogactwem kiedyś dojdziemy do systemu, który będzie jednolitym materiałem. Instrumenty, które mamy mają szansę pomóc ograniczyć wzrost biedy w kryzysie.

Różne kraje na świecie tego nie mają, jak choćby USA. Dlatego wzrost relatywnej biedy w Ameryce będzie o wiele większy niż w Polsce. Tam takiego systemu wsparcia społecznego nie ma. Już w ciągu ostatnich tygodni przybyło ponad 10 milionów bezrobotnych. Duża część nie ma oszczędności, od razu wpadnie w biedę.

Ocenia Pan reakcję polskiego rządu dobrze. Czy są jakieś słabe strony „tarcz” i polskiej gotowości na kryzys?

Największym znakiem zapytania jest to, jak efektywnie uda się wdrożyć te nowe rozwiązania. Patrząc na Polskę z globalnej perspektywy, przez ostatni miesiąc udało się zrobić dużo. Teraz kluczem będzie „implementacja”. Może przecież okazać się, że papier jedno, a życie drugie. Ale PFR i Ministerstwo Rozwoju mają wystarczający potencjał, żeby obie tarczy wdrożyć w życie.

Dla wielu tak pozytywna ocena działań rządu może być zaskakująca.

Ja stawiam polską gospodarkę poza nawias bieżącej polityki. Jestem ekonomistą i skupiam się na tym, na czym się znam. Mamy ogromne szczęście, że przez ostatnie 30 lat, łącznie z ostatnimi pięcioma latami rządów PiS, prowadzimy dobrą politykę gospodarczą, która ciągle pcha nas do przodu. Patrząc globalnie, myślę, że ponad 150 krajów na świecie mogłoby nam takiej polityki gospodarczej zazdrościć.

To oczywiście nie oznacza, że gospodarka i pieniądze to wszystko. Kwestie dotyczące jakości i zdrowia naszej demokracji, rządów prawa, szacunku do konstytucji są ważne dla naszego poczucia zadowolenia z życia i tego, w jakim kierunku w przyszłości pójdzie nasz kraj. Tutaj wiele spraw mnie martwi, choćby antyeuropejska retoryka, walka z sądami czy osłabianie instytucji. To fundamentalne słabości Polski, które w przyszłości mogą podciąć nam gospodarcze skrzydła i zaprzepaścić największą szansę w naszej 1000-letniej historii na dogonienie Zachodu.

Ale gospodarczo cały czas zdajemy egzamin i ostatnie decyzje dają nam szansę, żeby gospodarkę poza tym nawiasem dalej trzymać.

Czy pandemia i kryzys zmienią świat i za rok obudzimy się w zupełnie innej rzeczywistości?

Nie ma powrotu do „business as usual”, ale nie będzie to też zupełnie nowy świat. Świat dalej będzie otwarty, ale wprowadzimy nowe ograniczenia tej otwartości, które spowolnią tempo globalizacji i przez jakiś czas spowolnią światową gospodarkę. Będą musiały zmienić się łańcuchy dostaw, firmy będą musiały mieć więcej zapasów, kraje bardziej będą broniły swoich granic i staną się bardziej protekcjonistyczne, dojdzie też do rosnącego technologicznego podziału świata.

Czyli to koniec globalizacji, jaką znamy?

Globalizacja jest jak Amazonka. To potężna rzeka i wiele złego musiałoby się stać, żeby ją zatrzymać.

Myślę, że wpadniemy w wolniejszy nurt globalizacji a kilku wioślarzy będzie wiosłowało w przeciwnym kierunku. Ale sam nurt dalej będzie nas spychał tam, gdzie wcześniej.

Można spodziewać się zmian związanych z tym, jak pracujemy, jak przedsiębiorstwa planują swoją działalność i tym, jak będą działały globalne łańcuchy dostaw.

Na co dzień pracuję w Pekinie. W lutym wyjechałem z Chin, żeby dołączyć do mojej rodziny. Szybko się okazało, że wrócić do Chin nie mogę, więc na razie pracuję zdalnie. Dzięki temu na własnej skórze doświadczyłem, jak wiele pracy można wykonać online. Gdybym był właścicielem nieruchomości komercyjnych i biur, to bardzo bym się martwił. Możemy teraz zacząć się zastanawiać, po co my właściwie do tych biur codziennie jeździliśmy, często np. godzinę w jedną stronę. Wirus w przyszłości może nam pomóc zaoszczędzić setki godzin rocznie marnowanych na dojazdy do pracy i bezproduktywne spotkania.

Ministrowie finansów Unii Europejskiej uzgodnili unijny pakiet ratunkowy dla gospodarki. Jego wartość może wynieść nawet 540 mld euro. To m.in. pieniądze na ochronę miejsc pracy i fundusz gwarancyjny Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Jak Pan ocenia ten pakiet?

Bardzo dobrze. Im więcej Europy, tym lepiej. Może nie są te idealne rozwiązania, ale lepsze takie twórcze kompromisy niż nic. Europa reformuje się od kryzysu do kryzysu. Tak jak od poprzedniego kryzysu finansowego niewiele się działo, tak dziś dostaliśmy dużego kopniaka do przodu.

UE w imieniu wszystkich członków stworzy fundusz wsparcia dla walki z bezrobociem, czy też zmieni zasady funkcjonowania Europejskiego Mechanizmu Stabilności. To decyzje, które idą w dobrym kierunku. Może za wolno, wciąż za mało, ale we właściwym kierunku.

Ja się z tych decyzji bardzo cieszę, bo w strategicznym interesie Polski, Europy i świata jest to, żeby UE wzmacniać. Unia Europejska to największy w historii ludzkości cud instytucjonalny i trzeba zrobić wszystko, żeby on trwał. Polska ma w tym też swój życiowy interes, bo nasz złoty wiek będzie trwał tylko tak długo, jak długo będzie trwała Unia.

Świat wyjdzie z tego kryzysu, uda się wrócić na poprzednią ścieżkę wzrostu?

Na razie nie, ale w długim okresie jestem optymistą. Miesiąc-dwa temu wielu globalnych polityków traktowało koronawirusa jak grypę. Mieszkałem wówczas jeszcze w Chinach, widziałem, jak wirus się rozwija i nie mogłem uwierzyć w dezynwolturę zachodnich polityków. Dziś jednak wszystko się zmieniło i ci sami politycy rozpoczęli globalną wojnę z wirusem.

Potęga świata jest wystarczająca, żeby sobie z koronawirusem poradzić. Jest tylko kwestią czasu wynalezienie lekarstwa i szczepionki, w tempie najszybszym w historii. Świat wiele nauczy się też z tego kryzysu. Być może powstanie „epidemiologiczne NATO”, czyli grupa krajów (członków UE i NATO), która umówi się, że nigdy więcej nie pozwolimy na sytuację, że nie mamy respiratorów, maseczek i wolnych łóżek w szpitalach.

Poradzimy sobie, ale największe pytanie brzmi: jakim kosztem uda się to osiągnąć. Widzę i cieszę się, że globalne gospodarki podjęły właściwe decyzje ekonomiczne: nie oszczędzać, nie likwidować przedsiębiorstw, działać tak, by ograniczać wzrost bezrobocia.

Trzeba zrobić wszystko, żeby gospodarkę podtrzymać i w miarę szybko z tego wyjść.

Czyli musimy jak najszybciej wrócić do pracy?

Nie wolno przesadzić z lockdownem. Nie możemy miesiącami siedzieć w domu. Czas, w którym w tych domach siedzimy powinien być wystarczający, żeby przygotować system ochrony zdrowia na walkę z epidemią. Niedługo będziemy mieć wystarczająco respiratorów, masek, łóżek szpitalnych i będziemy więcej wiedzieć o chorobie.

W Polsce szybko przystosowaliśmy się do nowej sytuacji. Pierwszy raz w życiu widzę Polaków, którzy utrzymują dystans, którzy potulnie stoją w kolejkach do sklepów. Te zmiany społeczne dokonały się bardzo szybko.

Na tym można budować środki ostrożności po zdjęciu niektórych obostrzeń i powoli wracać do nowej normalności, bo nigdy nie będzie już tak jak wcześniej.

Wracać do pracy, nawet gdy szpitale są przepełnione chorymi na COVID-19? Coraz częściej słychać głosy publicystów, polityków czy przedsiębiorców, którzy uważają, że musimy wyjść z domu za wszelką cenę, aby ratować gospodarkę.

Ochrona zdrowia oczywiście nie może być przeładowana. Nie możemy mówić, że będziemy otwierać kraj bez względu na koszt, bez względu na to, ile osób umrze. Tygodnie, które daliśmy sobie w Polsce, w Europie, powinny być jednak wystarczające, żeby przygotować system ochrony zdrowia. Jeśli tak nie będzie, trzeba z tego rozliczać rządy.

Trzeba jak najszybciej stworzyć system, który pozwoli nam gospodarkę zacząć odmrażać. Trzeba zapewnić powszechnie dostępne testy, natychmiast izolować osoby podejrzane o infekcję, rozdać wszystkim Polakom maski, pracować na zmiany, sprawdzać temperaturę na wejściu do instytucji i przedsiębiorstw, utrzymać dystans między sobą.

W Chinach życie już powraca do normalności. Mamy szansę, żeby wkrótce było tak i u nas. Byle tego nie zaprzepaścić.

Dr hab. Marcin Piątkowski, prof. Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, autor książki „Europejski lider wzrostu. Polska droga od ekonomicznych peryferii do gospodarki sukcesu”

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze