Rząd pracuje nad ustawą „o dopłatach do oprocentowania kredytów bankowych udzielanych na zapewnienie płynności finansowej przedsiębiorcom dotkniętym skutkami COVID-19 oraz o zmianie niektórych innych ustaw”. Projekt nie jest jeszcze publiczny, krąży jednak między związkami zawodowymi nieoficjalną ścieżką. Dotarły do niego media, także OKO.press.
Za tym długim tytułem kryją się rozwiązania, które w wyjątkowo niesymetryczny sposób traktują pracodawców i pracowników. Wszystkie nowe przepisy, które mają walczyć z kryzysem, rząd nazywa Tarczą Antykryzysową. Jeżeli planowane przepisy wejdą w życie, dużo bardziej uzasadnione będzie mówienie o Tarczy Antypracowniczej (tak określano już pierwszą „tarczę” – nie bez przyczyny).
Jeśli przepisy weszłyby w tej formie w życie, pracodawca będzie mógł:
- wysłać pracownika na przymusowy urlop wypoczynkowy, nawet jeśli firma radzi sobie dobrze;
- zwalniać pracowników, którzy mają inne źródło dochodu (emeryturę, rentę, działalność gospodarczą);
- zawiesić postanowienia układów zbiorowych, porozumień i regulaminów, programów dobrowolnych odejść;
- obniżyć wymiar czasu pracy o 10 proc. lub mniej bez konieczności ustalenia tego ze związkami zawodowymi;
- dokonywać zwolnień grupowych z wyłączeniem dotychczasowych przepisów.
Rząd: co złego, to nie my
„Nie mamy pojęcia, skąd te pomysły, to jest coś niewyobrażalnego” – komentuje dla OKO.press Piotr Ostrowski, wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. „Trudno zrozumieć, że ktokolwiek w 2020 roku mógłby wyobrazić sobie coś takiego na rynku pracy. To wręcz szokujące. Nasza ocena może być tylko jednoznacznie negatywna”.
Rzecznik rządu Piotr Müller napisał na Twitterze: „Informacje medialne o ograniczaniu praw pracowniczych nie znajdują odzwierciedlenia w projekcie, który ma przyjąć rząd. Pracownicy i pracodawcy zgłaszają różne propozycje zmian. Procedujemy je w drodze dialogu. Warto chwilę poczekać, zanim ogłosi się ich ostateczne przyjęcie”.
Do zapewnień rzecznika należy jednak podchodzić ostrożnie – pamiętając, jak rząd traktował dialog społeczny w przypadku poprzednich przepisów antykryzysowych.
Opisywaliśmy to przy okazji wprowadzenia możliwości wydłużenia tygodnia pracy nawet do 60 godzin po kryzysie. Wówczas rząd zignorował bardzo krytyczne opinie związków zawodowych. Przeciwna była nawet bliska zwykle rządowi „Solidarność” (która ostro krytykuje także nowe pomysły).
Warto więc przyjrzeć się tym propozycjom. Po pierwsze, znajdują się one w projekcie. Dopóki nie zostaną odrzucone, należy zakładać, że mogą zostać ustalone. Po drugie – ktoś je tam umieścił.
Jeżeli rzecznik rządu twierdzi, że przepisy się nie znajdą „odzwierciedlenia” w projekcie, który ma przyjąć rząd, to skąd w ogóle się wzięły? Liczono, że nikt ich nie zauważy podczas legislacji? Przykład przytoczony przez posła Andrzeja Sośnierza z Porozumienia i klubu PiS pokazuje, że wśród posłów się to zdarza.
„W pośpiechu uchwaliliśmy ustawę covidową, za którą też głosowałem, w której jeden z artykułów mówi o bezkarności urzędników za niegospodarność. Gdy wgłębiliśmy się w uchwalony tekst, włosy mi na głowie stanęły dęba, co my tu uchwaliliśmy” – mówił Sośnierz w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Po co?
Słowa rzecznika skomentował też dla nas Piotr Ostrowski: „W takim razie, po co tworzy się takie rozwiązania? Jaki cel ma tworzenie projektu, który potem krąży drogą nieoficjalną pomiędzy partnerami społecznymi? To, co się tam znalazło, to nie jest nasz wymysł. Lepiej dla rządu, żeby te rozwiązania nie znalazły się w projekcie, który zostanie ostatecznie przedstawiony”.
Na projekcie widnieje data 22 kwietnia. Jeśli zostanie przyjęty przez rząd, ten, w ramach dialogu społecznego, ma obowiązek przekazać go związkom zawodowym do konsultacji. Po tym oraz po reakcji rzecznika rządu należy zakładać, że projekt nie jest jeszcze przyjęty.
Prześledźmy krótko trzy kontrowersyjne zmiany i ich konsekwencje.
Urlopy cięte
Pracownikom zatrudnionym na umowę o pracę w Polsce przysługuje 20 lub 26 dni urlopu wypoczynkowego w zależności od tego, czy staż pracy wynosi mniej, czy więcej niż 10 lat (wliczając okres studiów).
Według proponowanych przepisów pracownik traciłby część prawa do dysponowania swoim odpoczynkiem.
Przepis w projekcie brzmi:
„Art. 15gb. W okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii, ogłoszonego z powodu COVID-19:
1) pracodawca może udzielić pracownikowi, w terminie przez siebie wskazanym, bez uzyskania zgody pracownika i z pominięciem planu urlopów, urlopu wypoczynkowego niewykorzystanego przez pracownika w poprzednich latach kalendarzowych, w wymiarze do 30 dni urlopu;
2) pracodawca może udzielić pracownikowi, w terminie przez siebie wskazanym, bez uzyskania zgody pracownika i z pominięciem planu urlopów, jednego pełnego dnia urlopu wypoczynkowego na każde dwa dni prawa do urlopu wypoczynkowego nabytego przez pracownika w bieżącym roku kalendarzowym; nie dotyczy to części urlopu wypoczynkowego udzielanego zgodnie z art. 1672 ustawy z dnia 26 czerwca 1974 r. – Kodeks pracy”.
Oznacza to, że pracodawca może wysłać pracownika na przymusowe 10 lub 13 dni urlopu w dowolnie wybranym przez siebie terminie. Pomysłodawca ma tutaj zapewne na myśli rozwiązanie, o którym pisaliśmy już wcześniej, analizując pomysły na przezwyciężenie kryzysu. W Danii pracownicy rezygnują z części urlopu, w zamian za pokrycie znacznej części pensji przez rząd.
Mamy tu jednak dwa pominięte w projekcie kroki: dzieje się to w porozumieniu z pracownikami oraz w zamian pracownicy zostają finansowo zabezpieczeni. W rządowym projekcie mamy autorytarne postawienie sprawy: pracodawca decyduje i już.
„Artykuły dotyczące urlopów i wypowiedzeń, dotyczą wszystkich przedsiębiorstw, niezależnie od tego, czy one zmagają się z kłopotami, czy kondycja ekonomiczna przedsiębiorstwa jest dobra, czy zła” – mówi Piotr Ostrowski. „Przy zwolnieniach zawieszane są wszelkie prawa dotyczące zwolnień grupowych czy szczególnej ochrony trwałości stosunku pracy, co w przypadku związków zawodowych jest pogwałceniem fundamentalnej konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy nr 87”.
Inny dochód? Zwolnienie mailem
Kolejny przepis umożliwia zwolnienie pracownika zatrudnionego na umowie o pracę decyzją pracodawcy, gdy ten pracownik posiada inny dochód, np. emeryturę, rentę, zarabia również w innym miejscu lub nawet po prostu przekroczył wiek emerytalny i może przejść na emeryturę.
Przepisy umożliwiają przesłanie wypowiedzenia drogą mailową. Pracownik może się odwołać, ale procedura jest krótka, a pracodawca może sprzeciwu po prostu nie przyjąć. Wówczas pozostaje jedynie sąd pracy.
Zobacz przepis
Art. 15gc. W okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii, ogłoszonego z powodu COVID-19, pracodawca w rozumieniu art. 3 ustawy z dnia 26 czerwca 1974 r. – Kodeks pracy może rozwiązać z pracownikiem umowę o pracę za wypowiedzeniem w trybie i na zasadach przewidzianych w art. 15gd-15gh.
Art. 15gd. 1. Przy podejmowaniu decyzji o rozwiązaniu z pracownikiem umowy o pracę za wypowiedzeniem pracodawca uwzględnia fakt posiadania przez pracownika źródła utrzymania innego niż stosunek pracy łączący go z pracodawcą lub fakt posiadania przez niego uprawnień do tego źródła, w tym:
1) ustalone prawo do emerytury lub renty lub spełnianie warunków do uzyskania emerytury;
2) uzyskiwanie świadczeń ze środków ubezpieczenia społecznego równoważnych świadczeniom emerytalnym lub rentowym;
3) uzyskiwanie przychodów z innej działalności zarobkowej, z tytułu odpłatnego pełnienia funkcji lub z praw majątkowych.
W przepisie czytamy: „nie stosuje się przepisów ustawy z dnia 13 marca 2003 r. o szczególnych zasadach rozwiązywania z pracownikami stosunków pracy z przyczyn niedotyczących pracowników”.
Ustawa ta mówi o zwolnieniach grupowych. W przypadku, gdy pracodawca chce zwolnić większą liczbę pracowników, musi to m.in. skonsultować ze związkiem zawodowym. Według projektu – nie będzie musiał, będzie mógł dowolnie podjąć taką decyzję.
Układy zbiorowe ograniczane
Układ zbiorowy to umowa pomiędzy pracownikami i pracodawcą, który rozszerza uprawnienia pracowników w danym zakładzie pracy. To często np. różnego rodzaju fundusze socjalne.
Według projektu:
„Pracodawca może zawiesić funkcjonowanie innych funduszy lub wykonanie zobowiązań o charakterze socjalno-bytowym, przewidzianych w szczególności w układach zbiorowych pracy i regulaminach, z wyłączeniem warunków umów o pracę i innych aktów stanowiących podstawę nawiązania stosunku pracy”.
Pieniądze z funduszy pracodawca może przeznaczyć na utrzymanie miejsc pracy. To ważny cel, ale znów wszystko dzieje się z pominięciem pracowników.
Atak na prawa pracowników
Czy w przepisach można znaleźć coś, co poprawia sytuację pracowników?
Ostrowski: „Nie. Mamy tam tylko rozwiązania, które są antypracownicze. Jest to o tyle dziwne, że we wszystkich krajach, które są dotknięte pandemią, rządy starają się działać na rzecz utrzymania miejsc pracy i pozycji pracowników. Chodzi o to, żeby ten okres przetrwać i wrócić do w miarę normalnej rzeczywistości suchą stopą.
W przypadku Polski natomiast wygląda na to, że ten stan jest wykorzystywany, aby dokonać jakiejś »zbrojnej« wręcz interwencji w świecie pracy. Inaczej tego nazwać nie można. Jeżeli te zapisy miałyby wejść w życie, to są one cofnięciem nas do XIX wieku”.
Czy takie przepisy – jeśli zostałyby wprowadzone – mogą zostać z nami na dłużej?
Ostrowski: „Cała Tarcza Antykryzysowa jest na czas pandemii. Wszędzie pojawia się sformułowanie »na czas stanu epidemii«, »w czasie stanu epidemicznego«. Natomiast istnieje poważne niebezpieczeństwo, że tego typu rozwiązania mogą być trwalsze. Zwłaszcza że to, czy mamy stan epidemii, czy nie, zależy od decyzji premiera. Jeżeli minister zdrowia twierdzi, że szczyt zachorowań może wystąpić w listopadzie, to stan epidemii może być przeciągany w nieskończoność i nie mamy na to wpływu”.
Zwolenienie mailem? Wyobraźmy sobie, że dostaję takiego maila i od razu kasuję. Następnego dnia idę do pracy i mnie nie wpuszczają – pytam się dlaczego, przecież tu pracuję. Nie, już tu pan nie pracuje. Ale jak to??? Przychodzą HRy z wydrukowanym mailem. Stwierdzam, że nigdy maila nie dostałem i idę do sądu pracy, oznajmiając że nigdy nie otrzymałem maila z wypowiedzeniem. Składa pozew do sądu pracy i stwierdzam, że pracodawca musi udowodnić, że wypowiedzenie dotarło nie tylko na moją skrzynkę ale i do klienta, w którym maile odczytuję. Teraz wyobraźmy sobie, że tak by zrobiło kilka tysięcy ludzi zwolnionych mailowo… Gud lak…
List urzędowy uznaje się za doręczony z chwilą wysłania – pracodawca może powiedzieć, że on wiadomość wysłał i to wina twojego komputera, czyli twoja, że nie dotarło.
To kolejny chory przepis rodem z PRLu. Miałem wezwanie do sądu, które nie zostało mi doręczone, nawet awiza nie było. Rozprawa się odbyła. Po moich protestach dowiedziałem się, że przecież odebrałem powiadomienie – w papierach sądu wszystko się zgadzało: wysłali, więc zostałem skutecznie powiadomiony, a że poczta nie dała nawet awiza? Co ich to obchodzi? Na szczęście to była jedna z rozpraw – ostatecznie wygrałem 😉
Nie z PRL tylko z epoki PO.
Dobrze, że ty jesteś z epoki PiSiorskiej, którą już niedługo sam zaczniesz przeklinać.
Tak swoją drogą, nie chciałoby mi się siadać do klawiatury, żeby takie chore rzeczy wypisywać. To świadczy tylko o tym, że:
– albo ci za to płacą
– masz IQ na poziomie inteligencji taboretu, ale to trzeba zgłosić się do odpowiedniej poradni, oni uczą, jak z tym żyć…
Co ty za bajki opowiadasz? Po to właśnie funkcjonuje PRZESYŁKA ZA POTWIERDZENIEM ODBIORU. Do Twojej wiadomości (czasem warto sprawdzić,. zanim się publikuje takie rewelacje) nawet w sądzie, dopiero trzecia nieudana próba doręczenia była traktowana jako skuteczne doręczenie. Ale i tak to można było łatwo podważyć, bo często wszelkiej maści firmy windykacyjne na takiej podstawie wszczynały egzekucję i ostatecznie to przepis wg posiadanych przeze mnie informacji też został skasowany!
Artykuł częściowo nieaktualny. Już wczoraj były zapowiedzi, że pod wpływem krytyki rząd może się wycofać z niektórych pomysłów (zwłaszcza tych o zwalnianiu pracowników), więc można było zaczekać, aż pojawi się oficjalny dokument.
Ja rozumiem, że przy obowiązującym sposobie tworzenia prawa kilkugodzinna zwłoka w opublikowaniu jakiejś informacji może oznaczać, że dyskusja o problemie może stać się bezprzedmiotowa, więc nie zawsze jest czas na weryfikację informacji, ale teraz trochę głupio wyszło, jak się podnosi alarm z nieistniejącego powodu.
"rząd może się wycofać" ale nie
musi! To chyba jest kluczowe
_ Jeśli związki zawodowe i media nie podniosą wrzasku, to rząd szybko przyklepie taką „tarczę”, a posłowie PiSu nawet jej nie czytając, zagłosują tak jak im wódz każe. I wszyscy będą mówili, że konsultacje odbyły się i tego chciał suweren i większość sejmowa. Taki będzie przekaz dnia.
_ Tylko jedna uwaga: takie przepisy antypracownicze do „tarczy” nie wstawił rząd, tylko silne biznesowe grupy nacisku, które kupiły sobie odpowiednich urzędników w odpowiednich ministerstwach. Chyba widać to gołym okiem! Jeśli ofiary, czyli pracownicy nie obudzą się i nie zorganizują, to wyjdą z kryzysu z 60-godzinnym tygodniem pracy i innymi wynalazkami niby-antykryzysowymi.
_ Najmniej prawdopodobne wyjaśnienie jest takie, że ktoś celowo „podkłada świnię” PiS-owi, wiedząc, że bęcwały z rządu i większości parlamentarnej są tak ślepe i odklejone od realiów życia zwykłych ludzi, że bezmyślnie doprowadzą do wybuchu społecznego.
Beton partyjny, w rodzaju Sosniarza, bierze górę. G… zawsze wypływa.
Jak nie dziś, to jutro. PiS już wprowadził (przy poparciu PO) kilka antyludzkich – antypracowniczych ustaw. Przy każdej kolejnej krzyk będzie słabszy.
Pan Szymczak jest trochę nieoczytany. Gdyby był to 1) wiedziałby, że wiele z tych proponowanych przepisów istnieje od dawna w wielu unijnych krajach, jak np. w Szwecji co wcale nie świadczy że kraj ten ma rynek pracy rodem z XIX wieku.
2) Uelastycznianie rynku pracy świetnie wygląda na papierze ale w sytuacji chronicznego braku ludzi do pracy i pogłębiającego się załamania demograficznego…….może dodatkowo pogorszyć sytuację na rynku pracy ale dla przedsiębiorcy.
3) Już dzisiaj największym strachem przedsiębiorcy jest niepewność czy jego ludzie zjawią się jutro w pracy. Często nawet ponadprzeciętne wynagrodzenie nie gwarantuje, że ludzie przyjdą ponownie do pracy.
Brak ludzi do pracy to nie sprawa trwającego boomu ekonomicznego i problem nie zniknie nawet w czasie kryzysu. Poza pogarszającą się sytuacją gospodarczą to również wina….rozdętego i często dublującego się aparatu publicznej administracji. W każdym województwie setki ludzi pracuje w urzędzie marszałkowskim oraz w…..urzędzie wojewódzkim. W Polsce administracja tradycyjnie służy do zatrudniania a nie do rozwiązywania problemów obywateli. I kiedy ma wybrać czy lepiej służyć obywatelowi czy zadbać o swego pracownika to zawsze wybiera to drugie rozwiązanie. Ile gospodarka i kieszeń zwykłego obywatela cierpi na takim "rozwiązaniu" można jedynie zgadywać ale sądząc po innych krajach gdzie się o tym otwarcie mówi (Szwecja, Dania, Finlandia, UK) to nie są małe pieniądze ani mały problem.
Podobna sytuacja jest w wielostopniowej administracji samorządowej. Administracja rządową plus samo – to już nie dziesiątki tys, jak za czasów Jaruzelskiego, ale setki. Tylko rządową to około 400 tys. Gigantyczny fundusz płac, przywileje i beneficja. Samochody, delegacje, mieszkania służbowe, fundusze reprezentacyjne i inne świadczenia rzeczowe. Minęły czasy wielkoprzemysłowej klasy robotniczej – kilofa i łopaty. Współczesny przemysł potrzebuje ludzi ze średnim i wyższym wykształceniem. Nie oszukujmy się – poziom wyksztalcenia znacznej części pracownikow administracji kwalifikuje ich raczej do pracy łopata niż przy biurku. Niestety problemy przekwalifikowania i alokacji siły roboczej przekraczają możliwości intelektualne naszych władców.
Bardzo dobrze, ludzie stracą pracę, głównie elektorat PISu, pieniędzy na socjal i pomoce nie ma, będzie rewolucja.
No i pewnym już jest, że nadchodzi nowa fala emigracji.
Jaka fala emigracji, skoro w zachodniej Europie epidemia jest jeszcze gorsza?
Bez względu na to, jak długo będzie trwał stan epidemii zarówno pracodawcy, jak i pracownicy nie osiągną porozumienia.
Dopóki w mentalności pracowników będzie brak akceptacji innego charakteru stosunku o pracę, tj. Pracownika najemnego.
Co innego urzędy, instytucje publiczne a inną formą jest własność prywatna.
Postacią naczelną i jedynym decydentów jest pracodawca – mocodawca i rozsądny pracownik jest jemu podporządkowany.
Co do zwolnień pocztą elektroniczną – jest to totalny absurd i działania niedozwolone.
Przykład : w rewizji sprawy prowadzonej przez sąd elektroniczny z siedzibą w Lublinie Zachodnim stosowana jest przez sądy rejonowego wyłącznie korespondencja tradycyjna polecona.
Takim zwolnieniem w sprawie odwolawczej nie zajmie się żaden sąd w Polsce.