0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Piotr Skornicki / Agencja GazetaPiotr Skornicki / Ag...

W czasie konferencji prasowej zapowiadającej nowe obostrzenia, które mają obowiązywać do 9 kwietnia, premier Mateusz Morawiecki szukał winnych trudnej sytuacji epidemicznej w kraju. Atakował opozycję, media, ale także demonstrujących obywateli.

„Każdy, kto zachęca do nielegalnych zgromadzeń, odpowiada za zwiększoną liczbę zgonów” – stwierdził Morawiecki. Powołał się przy tym na bliżej niesprecyzowane badania z Niemiec.

Słowa premiera były dość zaskakujące, bo obecnie nie odbywają się żadne masowe protesty. A jednak, rząd PiS w nowym rozporządzeniu postanowił dokręcić śrubę w kwestii zgromadzeń.

Przeczytaj także:

Od teraz zakazany również udział

Rozporządzenie rządu z 19 marca w pierwotnej wersji zakazywało organizacji zgromadzeń w taki sam sposób jak rozporządzenia rządu z jesieni i zimy:

§ 26. 1. Do dnia 9 kwietnia 2021 roku zakazuje się organizowania zgromadzeń w rozumieniu art. 3 ustawy z dnia 24 lipca 2015 r. – Prawo o zgromadzeniach (Dz. U. z 2019 r. poz. 631), z wyłączeniem zgromadzeń organizowanych na podstawie zawiadomienia, o którym mowa w art. 7 ust. 1, art. 22 ust. 1, albo decyzji, o której mowa w art. 26b ust. 1 tej ustawy, przy czym: 1) maksymalna liczba uczestników nie może być większa niż 5; 2) odległość pomiędzy zgromadzeniami nie może być mniejsza niż 100 m (...).

25 marca rząd ogłosił jednak poprawki do rozporządzenia. Z dniem wejścia w życie 27 marca w sobotę, paragraf 26 brzmi:

"Do dnia 9 kwietnia 2021 r. zakazuje się organizowania lub udziału w zgromadzeniach (...)".

Skąd ten pomysł?

PiS dodał do przepisu słowa o "udziale", ponieważ sądy wytykały policji, że nie można karać mandatami osób uczestniczących w zgromadzeniu, jeżeli rząd dosłownie zakazuje jedynie organizowania.

Zwrócił na to uwagę m.in. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia w sprawie V W 1083/20:

„Wszystkim obwinionym zarzucono naruszenie przepisów Rozporządzenia poprzez uczestnictwo w zgromadzeniu w sytuacji, w której ustawodawca zabronił organizowania zgromadzeń, a zatem rodzajowo zupełnie odmiennego zachowania.

Na gruncie norm prawa karnego funkcjonuje zakaz stosowania analogii i wykładni rozszerzającej na niekorzyść osoby oskarżonej (…) Nie może budzić najmniejszych wątpliwości, że nie jest możliwa ocena stwierdzonego zachowania obwinionych, jako działań o charakterze organizacyjnym (…)

Żaden przepis Rozporządzenia nie zakazuje »gromadzenia się«, jak przyjęto to w treści zarzutu. Zarówno w odniesieniu do zgromadzeń, jak i w odniesieniu do imprez, spotkań i zebrań – zakazuje ich organizowania. Przepis Rozporządzenia nie zawiera znamienia »gromadzenia się«”.

Czy to rzeczywiście coś zmienia?

Zmiana brzmienia przepisu nie wprowadza dużej różnicy w jego prawnym umocowaniu. Sądy przypominają, że Konstytucja w art. 57, który gwarantuje każdemu prawo do organizowania pokojowych zgromadzeń oraz uczestniczenia w nich, a także w art. 31 ust. 3 (zasada proporcjonalności) zastrzega, że ograniczenia praw i wolności mogą być stanowione jedynie w ustawie. Rozporządzenie epidemiczne po prostu nie spełnia tego wymogu.

Politycy argumentują, że rozporządzenie antycovidowe odsyła również do art. 46 ust 4 ustawy o przeciwdziałaniu chorobom zakaźnym, ale w tym przepisie również mowa jest o „zakazie organizowania widowisk i innych zgromadzeń ludności”, a nie uczestniczenia w zgromadzeniach.

By tak głęboko ingerować w konstytucyjne wolności rząd musiałby wprowadzić stan nadzwyczajny.

Co istotne - Konstytucja przewiduje, że wolność zgromadzeń może być ograniczana jedynie w przypadku dwóch stanów nadzwyczajnych - stanu wyjątkowego i stanu wojennego. Nawet po wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej, który zdaniem ekspertów najbardziej odpowiada stanowi faktycznego, niemożliwe byłyby regulacje przyjęte przez PiS.

Policja bezprawnie ścigała i będzie ścigać

"Rozszerzenie zakazu również na udział w zgromadzeniach (abstrahując od tego, że jest niekonstytucyjny) to oficjalne potwierdzenie, że w dotychczasowym stanie prawnym nie było żadnego zakazu brania udziału w zgromadzeniach. Bo przecież gdyby był, nie byłoby potrzeby zmieniać rozporządzenia i dodawać w nim - obok organizowania - wzmianki o udziale" - zauważył karnista dr hab. Mikołaj Małecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Problemu w całej sytuacji nie widzi jednak sama policja. "Skoro wprowadzono zakaz organizowania zgromadzeń, to dla nas oczywiste jest, że twórcy przepisów chodziło także o zakaz uczestniczenia w tych zgromadzeniach i wzajemnych kontaktów między osobami, bo przecież właśnie takie jest założenie ograniczenia transmisji wirusa" - stwierdził w rozmowie z Onetem rzecznik Komendanta Głównego insp. Mariusz Ciarka.

"Dla nas nie ulega wątpliwości, że te przepisy trzeba interpretować rozszerzająco - czyli zakaz organizowania należy rozumieć również, jako zakaz uczestnictwa" - argumentował.

Rzecznik przyznał tym samym, że policja od miesięcy w sposób bezprawny ścigała legitymuje, rozpędza, zamyka w kotłach, nakłada mandaty na uczestników zgromadzeń. A wobec młodych osób wszczynała nawet postępowania o demoralizację.

I będzie to robić nadal, pomimo wielokrotnego udowodnienia przez sądy, że przepisy są wadliwe. Na to insp. Ciarka również znalazł odpowiedź, stwierdzając, że sytuacja pandemiczna jest dynamiczna.

"Gdyby rząd za każdym razem miał wprowadzać nakazy i zakazy w formie ustawy, to zanim przeszłoby to ścieżkę legislacyjną, czyli Sejm, Senat i decyzję pana prezydenta, to w momencie wejścia w życie, te przepisy mogłyby już nie mieć przełożenia na stan realny". Dlatego, zdaniem Mariusza Ciarki, nie ma lepszej ścieżki legislacyjnej niż wydawanie rozporządzeń.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Przeczytaj także:

Komentarze