0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto: Armend NIMANI / AFPFoto: Armend NIMANI ...

Czy w dobie katastrofy klimatycznej i kryzysu uchodźczego można jeździć na wakacje? Czy można być turystą? A przyzwoitym turystą? Jak się zachowywać, skoro turystyka dokłada się do katastrofy klimatycznej i ignoruje problem uchodźczy?

No i najważniejsze pytanie: dlaczego my wszyscy marzący o słońcu, morzu i plaży, mielibyśmy tymi problemami zaprzątać sobie głowę? Zapraszam na odrobinę niewygody w tym odcinku „Powiększenia”. Przeczytaj albo posłuchaj!

Przeczytaj także:

„Powiększenie” to podcast Agaty Kowalskiej, dziennikarki OKO.press. Dwa razy w tygodniu autorka zadaje doskonale przygotowane, precyzyjne pytania politykom, ekspertkom, a czasem uczestnikom wydarzeń. Postanowiliśmy publikować także zapis tekstowy podcastów, żeby podkreślić ich wartość, bo informują, objaśniają i skłaniają do myślenia. Liczymy także na to, że osoby, które wolą czytać niż słuchać, zachęcimy do zmiany tego nastawienia i sięgną po podcasty Kowalskiej. Czyta się je dobrze, ale słucha jeszcze lepiej.

Agata Kowalska: A naszym gościem jest Paweł Cywiński, twórca projektu post-turysta.pl, wykładowca na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego oraz współtwórca strony uchodźcy.info. Dzień dobry. Witam w „Powiększeniu”!

Paweł Cywiński: Dzień dobry.

Martwić się na urlopie? Nigdy w życiu!

Agata Kowalska: Wie Pan, naszą rozmowę o turystyce w dobie katastrofy klimatycznej i kryzysu uchodźczego zapowiedziałam na Twitterze. I jeden z komentujących wyśmiał mnie, pytając: „Czy to jest konto satyryczne?”

Ale pomyślałam sobie, że za tą złośliwością kryje się też dużo prawdy. Bo przejmować się planetą, przejmować się innymi ludźmi i innymi krajami na urlopie to jeszcze gorzej, niż przejmować się tymi wszystkimi sprawami poza urlopem.

Więc zanim zaczniemy rozmawiać, chciałabym zrzucić na Pana odpowiedzialność i spytać: dlaczego ktokolwiek miałby nas wysłuchać? Dlaczego ktokolwiek z obecnie urlopujących się lub tych, którzy marzą o wakacjach, miałby słuchać o tym, co w turystyce mroczne i niepokojące?

Paweł Cywiński: To pytanie jest jednym z najważniejszych, przed którym stają wszyscy badacze lub osoby, które są zainteresowane zrównoważoną, świadomą albo jakąkolwiek inną przymiotnikowo dobrą turystyką. No, bo to jest wielki paradoks. Nie po to się wyjeżdża i odpoczywa, żeby sobie do głowy pakować smutek, że być może ma się wpływ na to, jak ten świat, do którego się jedzie, staje się gorszy.

Przyznam szczerze, że nie mam na to żadnej odpowiedzi. Poza jedną małą nutką nadziei, że coraz ważniejszym elementem w życiu wielu ludzi, zwłaszcza młodszego pokolenia, jest próba życia świadomego. W takim holistycznym ujęciu, czyli nie tylko wtedy, kiedy coś złego się dzieje, ale na co dzień. Poczynając od tego, jakie kupuję sznurówki, przez to, co jem, kończąc na tym, gdzie jadę na wakacje.

Zaczyna się myślenie o tym, że dobrze jest być zawsze odpowiedzialnym.

Ale zgadzam się całkowicie, że w całej wielkiej, prawie 200-letniej historii turystyki podchodzono do tego zupełnie na odwrót. Turystyka była ucieczką, była czasem karnawału, w którym chodziło właśnie o to, żeby nie mieć żadnych przykrych myśli, uciec od trosk.

Nawiedzony facet organizuje all inclusive

Agata Kowalska: Wspomniał pan o 200 latach turystyki – to jednak dosyć młody wynalazek. Wcześniej byli odkrywcy, podróżnicy, poszukiwacze przygód, wysłannicy dyplomatyczni i handlowi, często działający zbrojnie. A potem pojawił się turysta. Potem, czyli kiedy?

Paweł Cywiński: To jest bardzo konkretna data: 9 czerwca 1841 roku. Rzecz się dzieje w Wielkiej Brytanii, gdzie pewien dosyć nawiedzony facet, który nazywał się Thomas Cook, postanowił zorganizować wycieczkę dla pracowników do oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów miejscowości.

Celem było nawracanie ich na protestantyzm i do życia w trzeźwości. Musimy wiedzieć, że połowa dziewiętnastego wieku to był okres permanentnej nietrzeźwości i alkohol lał się strumieniami, więc ruch trzeźwościowy również się rozwijał.

Thomas Cook, założyciel pierwszego na świecie biura turystycznego
Thomas Cook, portret, autor nieznany (sprzed 1892 roku)

No i Thomas Cook, jako taki samozwańczy „kapłan”, postanowił zorganizować taką wycieczkę. I rzeczywiście zorganizował wyjazd, w którym wszystko kosztowało jednego pensa, czyli przejazd, poczęstunek i cała część rozrywkowo-edukacyjna.

To był taki pakiet. I mówi się, że wtedy po raz pierwszy na masową skalę (wówczas pojechało kilkaset osób) sprzedano taką pakietową wycieczkę, czyli raz się płaci i otrzymuje wszystko w cenie.

Agata Kowalska: All inclusive!

Czeki podróżne i lot balonem

Paweł Cywiński: Takie all inclusive, dokładnie. I Thomas Cook, który robił to wszystko w celach ideologicznych, szybko się zorientował, że na to jest duży popyt i że to jest świetny model biznesowy. I po 10 latach rozwijania swojej małej firmy, na początku w okolicy, potem na całych Wyspach Brytyjskich, zmonopolizował Europę.

Po 20 latach organizował wycieczki dookoła świata, turystyczny lot balonem przez kanał La Manche. Potrafił wysłać na otwarcie Kanału Sueskiego kilkanaście tysięcy turystów z Wielkiej Brytanii!

Plakat reklamujący rejs Nilem. Na zdjęciu statek wycieczkowy płynący rzeką. Dużym drukiem wypisane trasy, ceny i daty. Podpis: Thomas Cook i syn, biuro podróży
Plakat biura podróży Thomas Cook, reklamujący rejs Nilem

Paweł Cywiński: To była gigantyczna logistyka. I wokół tego przedsięwzięcia Thomasa Cooka, który w ciągu tego całego swojego życia rozwijał turystykę, powstało wiele rzeczy, które do dzisiaj są kanonami turystycznymi. Na przykład koncepcja reklamy turystycznej albo czeki podróżnicze zamiast gotówki.

Albo jeszcze inny świetny wynalazek, czyli książeczka, która pokazywała, o jakich godzinach w każdym większym mieście Europy odjeżdżają pociągi. Bo wcześniej nie było wiadomo, o której z Paryża jedzie pociąg do Londynu, więc trudno było planować przesiadki. Więc Thomas Cook zrobił taką innowację i stworzył książeczkę z rozkładami jazdy.

Agata Kowalska: A przewodniki turystyczne?

Paweł Cywiński: Jeszcze przed powstaniem turystyki istniały podania, jak, co i gdzie może człowieka spotkać, ale takie przewodniki, które znamy dzisiaj, np. Lonely Planet, to już dużo, dużo później, pod sam koniec epoki dzieci kwiatów, hipisów. Zresztą Lonely Planet, największe wydawnictwo przewodników na świecie, zostało stworzone przez małżeństwo Wheelerów i to jest dosyć ciekawa historia.

On był ekonomistą, żona chyba nie skończyła żadnych studiów i oni w późnym okresie hipisowskim ruszyli z Wielkiej Brytanii do Australii przez Azję. A potem zaczęli to opisywać, gromadzić porady. I okazało się, że w Australii jest na to duży popyt, więc po kilku latach założyli wydawnictwo, które zmonopolizowało opisywanie podróżowania po świecie i po 20 latach stało się kanonicznym przedmiotem w rękach każdego podróżnika, zwłaszcza tego z plecakiem.

Szaroniebieska okładka przewodnika po Azji wydawnictwa "Lonely planet". Na okładce grafika słonia, wielbłąda, samochodu, pociągu, łodzi inne
Pierwsza publikacja małżeństwa Wheelerów "Tanio przez Azję" - okładka

Jak nie urazić backpackera

Agata Kowalska: To czym turysta różni się od podróżnika, od poszukiwacza przygód, od odkrywcy? Jakie są jego cechy?

Paweł Cywiński: To jest przedmiot sporów, dlatego że wielu turystów uważa siebie za podróżników. No więc pewnie obrażą się, jeżeli powiem, że dzisiaj podróżników w zasadzie nie ma. A na pewno nie w sektorze zwiedzania czy odpoczywania.

Agata Kowalska: Wydaje mi się, że „turysta” w wielu kręgach brzmi jak obelga, w związku z czym część osób nazywa siebie „backpackerami”. To angielskie słowo oznacza osobę podróżującą z plecakiem, zamiast z walizką na kółkach, podróżującą samodzielnie, a nie przez biuro podróży.

Ale czy te dwie grupy jakoś szczególnie się różnią, zwłaszcza dla nas, którzy w tej rozmowie będziemy się zajmować za chwilę dobrem planety i ludzkości?

Paweł Cywiński: Ja bym powiedział, że backpackerzy są takimi oddziałami szturmowymi masowej turystyki. To jeszcze nie jest ta armia, która idzie i równa wszystko pod krok, tylko oddziały szturmowe, które wyznaczają szlaki, obszary, mody. I potem masowy turysta przejmuje te mody, trochę je tam oczywiście umasawia. Natomiast na sam koniec to jest jedno i to samo zjawisko.

Przełom: fotografia i czas wolny

Agata Kowalska: Użył pan pojęcia masowy turysta. To jest oczywiście zjawisko jeszcze młodsze niż sama turystyka. Z czym wiązało się powstanie masowej turystyki?

Paweł Cywiński: To był bardzo długi proces. Kiedy w 1841 roku zaczęła się rozwijać turystyka, to stykała się ze zjawiskami, które powodowały, że stawała się coraz bardziej masowa.

Przede wszystkim nie bez przyczyny turystyka powstała w Europie. Bo to tutaj mieliśmy podstawę samej koncepcji turystyki, czyli podział czasu na czas pracy i czas wolny. A w dodatku w XIX wieku i na początku XX wieku coraz więcej państw wpisywało czas wolny do prawodawstwa.

Kilka liczb, żebyśmy lepiej zrozumieli, jak to sprzyja podróżowaniu, kiedy ma się najpierw jeden dzień wolny od pracy, potem dwa dni wolne, potem urlopy w ciągu roku i w efekcie ludzie coraz krócej pracują.

W połowie XIX wieku średnio pracowano 3 tys. godzin rocznie.

Dzisiaj to jest mniej więcej 1,5 tys. godzin rocznie – tyle standardowo pracuje Europejczyk. Czyli nagle może 1500 godzin rocznie wykorzystać na różnego rodzaju rozrywki. I tutaj wkrada się turystyka.

Do tego mamy coraz lepsze środki transportu. Najpierw koleje, potem samoloty, obecnie coraz tańsze samoloty. Dzisiaj są to już loty po Europie za 100 złotych.

„W gło­wy za­wro­cie ju­żem nie po­mniał, gdzie idę, i tak wsze­dłem na pierw­szą w świe­cie pi­ra­mi­dę”

Warto jeszcze pamiętać, że dwa lata przed Thomasem Cookiem, czyli w 1839 roku w dwóch miejscach jednocześnie wymyślono wynalazek, który jest w tandemie z turystyką. Chodzi o aparat fotograficzny, który spowodował, że ludzie zobaczyli, jak wygląda świat. Przed aparatem fotograficznym widzieli obrazy, żyli w jakimś stopniu wyobraźnią.

Po wynalezieniu fotografii nagle mogli zobaczyć na przykład te piramidy, o których słyszeli, że są takie wielkie. Albo jak wygląda pustynia. To wszystko bardzo wzmocniło wiktoriańską modę na podróże.

Musimy to też wziąć pod uwagę, że w połowie XIX wieku podróżnicy, autorzy książek przygodowych i podróżniczych to byli prawdziwi celebryci. Mówimy o skali porównywalnej do najbardziej znanych dziś aktorów czy muzyków. Byli przyjmowani na dworach, byli wydawani w niesłychanych liczbach nakładów. Ich opowieści były powtarzane jako bajki dzieciom.

Agata Kowalska: A jednocześnie potrafili bez pardonu podpisać się na kolumnie na akropolu w Atenach. Albo na boku Sfinksa w Gizie wyryć swoje inicjały z datą. W związku z tym możemy dziś śledzić, gdzie, który z tych wielkich podróżników stał i dłubał dłutkiem.

Paweł Cywiński: Z tego, co się orientuję, na szczycie piramidy Cheopsa jest, albo jeszcze był w latach 70., podpis kolegi Słowackiego, który nawet wdrapując się na piramidę Cheopsa poczynił dwa wiersze (powyższy cyt. z: Juliusz Słowacki, „Piramidy”, 1836 – przyp. red.). Rzeczywiście jeszcze 100 – 150 lat temu trochę inaczej podchodzono do kategorii dziedzictwa ludzkości. Chociaż ostatnio słyszałem o jakiejś dziewczynie, która wyryła swój podpis na Koloseum w Rzymie, za co czekają ją nieprzyjemności prawne.

Klasa średnia pakuje lustro

Paweł Cywiński: Również kolonializm spowodował, że dużo łatwiej było podróżować, bo Europejczyka obowiązywało o wiele mniej różnego rodzaju formalności. A te obszary kolonialne były wielkie; do 1839 roku prawie 85 proc. powierzchni lądów na świecie należało do jednego z imperiów kolonialnych. Jednocześnie w pewnym momencie zaczęła puchnąć klasa średnia.

A klasa średnia charakteryzuje się tym, że robi różne rzeczy na pokaz.

To znaczy między innymi tym się charakteryzuje (śmiech). W tym jest np. podróżowanie na pokaz. Czyli podróżowanie wpisało się w pewne style życia, które definiują ludzi, służą zaznaczeniu pozycji społecznej, do której się pretenduje.

W pewnym momencie to, dokąd podróżuję (czy z plecakiem po Afryce, czy na Malediwy, czy zaszywam się w domku nad Bugiem), stało się sposobem opowiedzenia o mnie, tzn. kim jestem i jakie wyznaję wartości. Siłą rzeczy ten rodzaj opowiadania o ludziach pojawił się w klasie średniej i zaczął się upowszechniać.

Kiedy spojrzymy na liczby, to w latach 50. XX wieku takich zagranicznych podróży było około 50 milionów. Wiemy o tym dlatego, że Międzynarodowa Organizacja Turystyki powstała już w 1919 roku, czyli pewien rodzaj badań, danych i namysłu nad ruchem turystycznym już na świecie występował. Więc po II wojnie światowej, w latach 50. było 50 mln turystycznych wyjazdów.

Po 70 latach mamy tych wyjazdów miliard rocznie.

A przypominam, że na świecie jest 8 miliardów ludzi. Oczywiście miliard wyjazdów nie znaczy, że miliard turystów pojechał, tylko że niektórzy jeżdżą dwa, trzy razy w roku. Przed samym wybuchem pandemii, w 2018 roku było nawet ponad półtora miliarda. COVID zatrzymał bardzo mocno rozwój turystyki i do dzisiaj jeszcze nie wróciliśmy do tych wyników z 2018 roku.

O co wam chodzi? Turystyka jest przyjemna!

Agata Kowalska: Ale ja tu nie będę ułatwiać. Mówił pan o powodach, dla których masowa turystyka się zaczęła rozwijać: że to symbol statusu, że można się tym pochwalić. Ale jednocześnie wyjazd ze swojego domu, miasta, kraju i pobycie w ciepłej, ładnej i pełnej radosnych ludzi przestrzeni, jest po prostu przyjemne, to nie jest tylko to, że chcemy się pochwalić.

Część z nas chce odpocząć będąc w miejscu, w którym niczym się nie musi przejmować, tylko patrzeć na morze, niebo i plażę. A część ma w sobie ciekawość wobec nowych miejsc, wyjeżdża za każdym razem gdzie indziej, poznaje zabytki, nowe jedzenie, nowych ludzi. Tego się nie da wyciąć z obrazu turystyki. Gdyby się dało, to moglibyśmy ją potępić w czambuł i zakończyć rozmowę. Ale tak nie jest, bo zwiedzanie, wyjeżdżanie jest przyjemne.

Paweł Cywiński: Ja jestem rzeczywiście ostatni, może nie ostatni, ale przedostatni do potępiania turystyki w czambuł. Bo oczywiście turystyka jest tak mocno wpisana w system globalny, kapitalistyczny, że gdyby nagle zniknęła, to pewnie by więcej szkód narobiła niż pożytku. Co zresztą było widać w 2020 roku w czasie pandemii COVID.

Ale kiedy mówimy o próbie zaznaczania pozycji społecznej poprzez to, gdzie się podróżuje, to nie chodzi wyłącznie o robienie tego na pokaz wobec innych, ale chodzi też o konstruowanie swojej samoświadomości: tego, jakim się jest i gdzie się jest. Czyli to często jest konstruowanie własnego obrazu przed samym sobą. To są dwie strony tego samego zwierciadła.

Najpierw sam sobie opowiadam, że jestem wielkim podróżnikiem, że nie jestem żadnym turystą. Ja biorę plecak, jadę do Tajlandii i jeszcze nie wiem, gdzie będę spał, ale w ostatniej chwili znajdę jakiś hostel i będę jadł tam placki bananowe. Opowiadamy sobie sami przed sobą tę historię, a dopiero potem wrzucamy ją na Instagrama, dzięki czemu inni widzą, jacy jesteśmy dzielni.

Moralność kitesurfera

Agata Kowalska: To teraz przejdźmy do najtrudniejszej części naszej rozmowy, czyli do ocen. Chciałabym, żebyśmy skorzystali ze zdjęć. Może to nietypowe dla podcastu, ale postaram się ze wszystkich sił oddać to, co uchwycili inni swoimi aparatami.

Pierwsze zdjęcie widziałam gdzieś na Twitterze, migawka bez autora, nie wiemy, kto je zrobił. Na pierwszym planie fantastyczni kitesurferzy suną ponad falami. Nad nimi unoszą się kolorowe, piękne żagle. Wiedzą, co robią, wiatr im sprzyja.

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że w tle płonie Rodos. Widać dym i pomarańczowe od pyłów niebo. Wyspa w trakcie katastrofy. Ktoś napisał w komentarzu: „Jak tak można!? Jak tak można pływać sobie na kitesurfingu, gdy wyspa płonie?” Zastanawiam się, co pan widzi w tym obrazku i czy ocenia moralnie tych ludzi, tych kitesurferów?

Paweł Cywiński: Na wielką minę pani redaktor mnie tutaj wrzuca, ale postaram się z podniesionym czołem na tę minę wejść. Wydaje mi się, że trzeba to oceniać moralnie. I turystykę, która jest formą spotkania człowieka z człowiekiem, też należy w ten sposób oceniać.

Spotkanie z drugim człowiekiem, zwłaszcza z Innym, odbywa się zawsze w przestrzeni etycznej. I zawsze w związku z tym powinno być spotkaniem – i teraz użyję brzydkiego filozoficznego terminu – podmiotowym, dwóch podmiotów. A nie spotkaniem, które uprzedmiotawia jedną ze stron.

Jeżeli sobie w ten sposób zdefiniujemy idealne spotkanie, w którym mamy do czynienia z równymi ludźmi, no to, możemy zauważyć, kiedy dochodzi do uprzedmiotowań. Zobaczymy, kiedy turystyczne wyjazdy przestają prowadzić do spotkania ludzi na równych warunkach. Jeśli turystyka jest bardziej korzystna dla turystów niż mieszkańców, jeśli turysta zawsze jest podmiotem, a mieszkaniec czy tubylec tylko nim bywa, to musimy to oceniać w kategoriach moralnych.

Kiedy ja widzę taki obrazek, który pani redaktor tutaj przedstawiła, to widzę pewnego rodzaju – nie chcę tutaj użyć za mocnych słów, ale jednak chyba muszę to powiedzieć – oderwanie moralne. Czyli takie myślenie, że mnie to nie dotyczy, ja tutaj przyjechałem na chwilę, jestem chwilowym bywalcem, a w razie czego się ewakuuję albo raczej ktoś mnie ewakuuje.

Że na razie ten ogień jest gdzieś tam, hen, hen, daleko, mnie ta tragedia nie dotyczy. Że ja i tak za tydzień będę już z powrotem w domu albo na innej wyspie.

Czyli to jest takie antyspotkanie.

Spotkanie, w którym mieszkaniec, jego problem, jego troska się nie liczą. Ta cała sytuacja wydaje się z moralnego punktu widzenia jakaś nie w porządku. Podejrzana.

Pontony wśród leżaków i parasoli

Agata Kowalska: Zostawmy na razie tę scenę; niech ona nam w tle dokucza. Zapamiętajmy też słowa, że turysta jest podmiotem, a mieszkaniec wyspy bywa przedmiotem. Wrócimy do tych wątków, obiecuję. I przejdźmy do drugiego obrazka, a właściwie całej serii.

Dużo trudniej jest mi je opisywać, bo są to fotografie, zresztą kolportowane w mediach, obrazujące kryzys uchodźczy. Na pierwszej dwie turystki leżące na plaży, na ręcznikach, a tuż obok, w morzu maleńka gumowa łódź i absolutnie wyczerpani ludzie, którzy właśnie przybili do brzegu.

Drugi obrazek to grecka wyspa Kos, gdzie ludzie przechadzają się po plaży, kąpią się, opalają, a na piasku leżą porzucone bagaże, resztki ubrań. Kolejne przerażająco maleńkie gumowe łodzie. Resztki tego, co porzucili uchodźcy, kiedy wylądowali na tej wyspie.

Trzeci obraz z Włoch; nawet dobrze pamiętam, że to było po wybuchu wojny w Syrii, kiedy kryzys uchodźczy potężnie się wzmógł. Wówczas na włoskiej wyspie wylądowała kolejna taka grupa z maleńkiego pontoniku i usiadła na nabrzeżu, na ławeczkach w kompletnym wyczerpaniu. A tuż obok popijali kawę turyści.

W mediach pytani o tę sytuację wyrażali niezadowolenie, że muszą w czasie urlopu patrzeć na takie nieszczęście.

Co z tym począć? Co z tym zrobić?

Paweł Cywiński: Tutaj mamy bardzo wyraźny przykład zderzenia hedonizmu (bo turystyka jest w swej naturze hedonistyczna) z tragedią. I to jest to od czego zaczęliśmy naszą rozmowę, że na wakacjach nie chcemy w ogóle stykać się ze stresującymi, niemiłymi rzeczami, które wywołują w nas poczucie winy albo troskę.

Agata Kowalska: Dokładnie tych słów użył jeden z turystów, to była z kolei wyspa Lesbos w Grecji, który powiedział: „To straszne, co się dzieje z tymi ludźmi, ale ja nie chcę w czasie urlopu na to patrzeć”.

Paweł Cywiński: I to jest gigantyczna szczerość tego człowieka, za którą oczywiście można go skrytykować, ale można też podziękować. Przypomnę, że mówiliśmy w czasie tego podcastu o różnicy między podróżnikiem a turystą. Turysta to ktoś, kto w wielkim stopniu używa do podróżowania przemysłu turystycznego, czyli ma turystyczne ubrania, lata turystycznymi samolotami, śpi w miejscach specjalnie przygotowanych dla turystów, czy to jest kemping, czy hotel, ma wizy turystyczne. Czyli korzysta z usług branży turystycznej.

A podróżnik zupełnie inaczej, on podróżuje poza tym wszystkim.

I teraz powiem przewrotnie. Kiedy ja patrzę na te łódeczki, na te osoby, które muszą przymusowo uciekać, to ja tam widzę prawdziwych podróżników. Nie wśród backpackerów, nie wśród turystów w hotelach all inclusive, tylko tam. Widzę prawdziwych podróżników i tragedię, która zmusiła te osoby, żeby wsiąść na ten ponton i przepłynąć przez wielkie morze.

I zrobić to, wiedząc, że jedna na sto osób nie dopłynie.

Bo tak wygląda statystyka największego cmentarza w tej części świata, czyli Morza Śródziemnego.

Pijesz macchiato czy dzwonisz po ratunek?

Paweł Cywiński: Ten wielki obraz nierówności dużo więcej mówi o nas tu, w świecie bogatszym, świecie, który ma wpływ i który się zamyka, niż o tych ludziach, którzy tutaj próbują się przedostać, uciekając przed prześladowaniami albo przed trudną sytuację finansową.

Agata Kowalska: Ale co z tym począć? Bo wybrzeże śródziemnomorskie jest fantastycznym miejscem do wypoczywania i jednocześnie celem ucieczek, celem uchodźstwa właśnie. Te dwa światy, tak skrajnie różne, się spotykają. Co my jako turyści i turystki powinniśmy zrobić?

Paweł Cywiński: W momencie, w którym jedziemy autem na wakacje i nagle przed nami jest jakiś straszny wypadek samochodowy, to stajemy przed dylematem, co zrobić.

Czy mijamy ten samochód, nie sprawdzamy, co się stało, nie próbujemy ratować tych osób, nie wzywamy odpowiednich służb i po prostu dodajemy gazu?

Czy być może zatrzymujemy się, poświęcamy godzinę, dwie, a może jeszcze więcej? Być może zobaczymy straszne rzeczy, których nie chcemy oglądać, ale może dzięki temu uratujemy tę osobę.

I to jest taka sytuacja, którą prawdopodobnie większość z nas kiedyś w życiu miała. I łatwiej dzięki temu odpowiedzieć sobie na pytanie, co robimy w takiej sytuacji, a potem użyć tego jako analogii do tego, co byśmy zrobili, gdybyśmy widzieli łódeczkę przepływającą przez Morze Śródziemne, gdy pijemy swoje macchiato na wybrzeżu. Bo wbrew pozorom te sytuacje są totalnie analogiczne.

Zagraj w golfa na pustyni

Agata Kowalska: To jeszcze trzecie zdjęcie, a właściwie cała seria, z moich wakacji. Wracamy do Grecji, gdzie widzimy wysuszone pola, puste studnie, a obok stojące billboardy (też wysuszone) reklamujące wielkie aquaparki z fontannami i zjeżdżalniami. Niedaleko ciągnie się pas hoteli, w każdym jeden, dwa, a nawet trzy baseny.

To obraz samej turystyki pochłaniającej świat, w którym się rozwija. Odbiera mu wodę, żeby napełnić baseny, żeby z kolei zadowolić turystę. Co w związku z tym powinniśmy zrobić? Przestać tam jeździć, ograniczać się, potępiać?

Mamy apokalipsę, klimatyczną apokalipsę – co powinien zrobić turysta?

Paweł Cywiński: Wbrew pozorom ten trzeci obrazek jest najmniej jednoznaczny do oceny. Oczywiście, wiemy, że turystyka mocno wpływa na klimat. Szacuje się, że odpowiada ona za około 8 proc. emisji gazów cieplarnianych, a to jest bardzo dużo. Turystyka jest, powiedzmy sobie szczerze, hedonistyczną rozrywką, która wcale nie jest obowiązkowa, nie musimy tego robić. To nie jest transport do szpitala, kiedy jesteśmy chorzy, tylko jakiś wybór konsumencki.

Cały ten sektor, obsługujący – przypomnę – miliard podróży rocznie, bardzo mocno wpływa na emisję gazów cieplarnianych i na wiele elementów naszej planety. Począwszy od tego, że skały zamieniają się w cement, bo co chwileczkę się buduje i kolonizuje różnego rodzaju przestrzenie, a to z kolei wpływa na faunę, florę. Do tego są rzeczywiście duże problemy z wodą pitną w wielu miejscach na świecie.

Dla mnie takim chyba najbardziej symbolicznym miejscem jest pole golfowe w Egipcie, przy samych piramidach. Piękne, zielone, świetnie nawodnione, a wszędzie dookoła żółty piasek i oczywiście duży problem z wodą. Efekt jest taki, że gdy ktoś wydobywa wodę, by nawodnić to pole golfowe, to wszyscy mieszkańcy dookoła muszą kopać głębsze studnie. I zazwyczaj te koszty ponoszą z własnych portfeli, bo operator pola golfowego im tego nie wynagrodzi.

I takich sytuacji związanych z różnego rodzaju skutkami kolonizacji, czy neokolonializmu turystycznego, jest bardzo dużo. Jest również wiele rodzajów odpowiedzi, co należy w związku z tym zrobić.

Wiadomo, że się nie zakaże podróżowania, to nie wchodzi w grę.

Więc wiele państw próbuje stosować różnego rodzaju taktyki i strategie.

Na przykład Egipt

Na przykład Egipt, o którym dzisiaj tyle mówimy, jest świetnym przykładem trzymania turystów w konkretnych strefach, czyli niedopuszczenia do tego, żeby turyści byli w całym kraju. Oni są w Marsa Alam, w Szarm el-Szejk, w tamtej części półwyspu i tam powstaje bardzo wiele hoteli.

Te miejsca są już stracone dla życia codziennego, dla kultury egipskiej (mamy tam tylko kulturę turystyczną), dla fauny, flory, chociażby dla wspaniałych raf koralowych w okolicach Dahab. Ale dzięki temu turystów się nie wpuszcza nigdzie indziej albo utrudnia im się to podróżowanie. I to jest jakaś strategia, którą można przyjąć.

Inna strategia to mocne wyśrubowanie standardów ekologicznych, architektonicznych i prawnych dotyczących na przykład tego, na jakich warunkach się zatrudnia ludzi i wielu innych kwestii. Gdy te wymagania prawne się mocno śrubuje, to nagle się okazuje, że turystyka all inclusive ma dużo wyższe standardy niż wyprawa backpackersów do jakiegoś hosteliku, gdzie nikt nie zważa na to, co się dzieje ze śmieciami, albo gdzie trafia woda ze ścieków.

Agata Kowalska: Chciałabym jednak uzupełnić ten przykład egipski, bo musimy mieć świadomość, że jest to państwo absolutnie policyjne. Państwo, które zarządza w ten sposób nie tylko turystami, ale i swoimi obywatelami, I które w dużej mierze kanalizuje ten ruch turystyczny, żeby mieć nad nim kontrolę, żeby nic nie działo się poza okiem wielkiego egipskiego brata. A jednocześnie robi to, by dbać o bezpieczeństwo turystów, bo dla Egiptu katastrofą gospodarczą byłoby, gdyby znowu doszło do dużych zamachów terrorystycznych, w których giną zachodni turyści, czyli ten bezcenny biały człowiek. Wtedy natychmiast ruch turystyczny zamierał. Więc tu są dwie strony tego medalu.

Paweł Cywiński: Oczywiście. I w tym egipskim obrazku jeszcze możemy pójść dalej, bo z tego, co wiemy, to znakomita większość inwestycji turystycznych należy do wojska. Czyli to nawet nie jest opowieść o wielkich zyskach państwa jako takiego, tylko dosyć zblatowanej poprzez władze części sitwy rządzącej Egiptem.

W ogóle, kiedy mówimy o turystyce i o tym, jak można wprowadzać zmiany, to te zmiany są zazwyczaj dwoma ścieżkami wprowadzane: albo poprzez edukację, albo poprzez regulacje. Zazwyczaj tam, gdzie są silniejsze regulacje, tam mamy do czynienia właśnie z państwami bardziej autorytarnymi.

Edukacja turystyczna, czyli co?

Agata Kowalska: A druga opcja to edukacja. Czy mamy w ogóle powód, żeby poświęcać jej chociaż minutę naszej rozmowy?

Paweł Cywiński: Edukacja jest oczywiście dużo trudniejsza. Tutaj warto może odwołać się do polskiej szkoły, gdzie dzieci w ogóle nie uczą o czasie wolnym. Czyli w praktyce o tej odpowiedzialności, o tym momencie życia, kiedy spotykamy jakiegoś Innego na swojej drodze. A znakomita większość ludzi na świecie tego innego człowieka spotyka właśnie w kontekście turystycznym.

Wtedy dalsza edukacja prowadząca w stronę większej świadomości tego, czym jest turystyka i jak wpływa na świat, a w związku z tym, jakim ja mogę być turystą, żeby ten świat był lepszy, miałaby sens. Dzisiaj trudno jest mi sobie wyobrazić, żeby np. w polskiej szkole coś takiego zaistniało.

Agata Kowalska: Masowa turystyka i nasza niechęć do rozumienia jej skutków, a zatem skutków własnych decyzji, kojarzy mi się z człowiekiem, którego kiedyś spotkałam na Krutyni na kajakach. Przyjechał na jeden dzień. Wziął kajak, wsiadł do niego i zapakował tylko jedną rzecz, a był to sześciopak piwa. I trochę wiosłował, ale głównie spożywał i co wypił puszkę, to wrzucał ją do wody. Puenta była taka, że dopłynęliśmy do jakiegoś postoju i ten człowiek był szalenie niezadowolony, że tyle puszek pływa wśród trzcin. W ogóle się nie zorientował, że rzeka przesuwa nie tylko jego kajak, ale i jego śmieci i że sam będzie za chwilę w tych puszkach pływał.

Mam wrażenie, że z turystyką jest podobnie. Jesteśmy zdumieni, że ciśnienie wody w kranie w hotelu spada, że na plażę wyrzucane są plastikowe śmieci albo że wokół jest tylu biednych ludzi, ale za nic w świecie nie chcemy tego połączyć z naszą decyzją turystyczną. Na urlopie, zwłaszcza na urlopie, tego wysiłku ponieść nie chcemy.

Turysta jako przedmiot

Agata Kowalska: A tu czeka nas jeszcze jeden obrazek. Lipiec 2023, Rodos, lotnisko. Ludzie oczekują godzinami na samolot, na ewakuację. W hotelach przepełnienie. Niektórzy śpią w szkołach, na leżakach, na plaży. Część wyspy jest spalona, a pożar wówczas jeszcze poza kontrolą. Mimo to polskie biura podróży wciąż wysyłają na Rodos swoje czartery, nie puste, ewakuacyjne, tylko z turystami. I ogłaszają, że „monitorują sytuację”.

I tu chciałabym wrócić do tego momentu, kiedy pan mówił, że turysta jest podmiotem, a mieszkaniec przedmiotem. Czy nie jest przypadkiem tak, że w tej sytuacji te biura podróży również turystę zmieniają w przedmiot? Używają go do swoich celów, dla zysku. A ów turysta, nieświadomy tego, co się z nim za chwilę stanie, daje się na to płonące Rodos zawieźć.

Paweł Cywiński: Totalnie jest tak, jak pani redaktor mówi, bo cała ta gra o uprzedmiotawianie odbywa się na bardzo wielu poziomach. W takim najbardziej podstawowym modelu mamy czterech albo nawet pięciu aktorów spotkania turystycznego: turystę, mieszkańca, biznes turystyczny, pracownika tego biznesu turystycznego, no i na końcu mamy Matkę Ziemię.

I zrównoważona turystyka, to jest taka turystyka, w której występuje pewnego rodzaju równowaga pomiędzy tymi wszystkimi podmiotami.

To może być bardziej lub mniej uświadomiony, wspólnie skonstruowany system, w którym wiadomo, że nie wszyscy wygrywają sto procent, ale pracownicy sektora turystycznego mają godną pracę, przedsiębiorcy turystyczni zarabiają, mieszkańcy również mają z tego jakieś zyski, a nie tylko straty, a turysta otrzymuje dobrą ofertę i to wszystko razem nie szkodzi Matce Ziemi. I to idealne równanie nazywamy zrównoważoną turystyką.

Natomiast zazwyczaj mamy tego dokładną antytezę, czyli sytuację, w której mieszkańcy wyzyskują turystę, traktując go jak chodzący bankomat. Pracownicy podobnie, choć musimy mieć świadomość, że praca w sektorze turystycznym jest często najgorzej opłacana, sezonowa, bardzo niestabilna.

Więc pracownicy są często bardzo mocno poszkodowani zarówno przez duży biznes turystyczny, jak i przez turystów, nie najlepiej ich traktujących. Do tego sami turyści, którzy specjalnie się nie przejmują mieszkańcami.

Słowem, każdy każdego chce wyrolować.

I wydaje mi się, że ten obraz z Rodos, który przedstawiła pani redaktor, jest świetnym przykładem, jak działa biznes turystyczny, czyli organizatorzy wycieczek. To jest gigantyczny przemysł, odpowiadający jeszcze przed covidem za 10 proc. globalnego produktu brutto. Żebyśmy zrozumieli o czym tu mówimy, to oznacza, że 10 centów z każdego dolara na świecie kręciło się wokół turystyki!

Dla tak dużego biznesu przeciętna osoba, która wyjeżdża na wakacje jest po prostu cyferką w Excelu, jakimś poziomem ryzyka, ubezpieczonym albo nieubezpieczonym, który powoduje, że na koniec ktoś dostaje dywidendę albo nie.

Tam nie ma człowieka per se, któremu można spojrzeć w twarz, który jest podmiotem. Dlatego masowa turystyka jest przestrzenią, w której jeszcze trudniej zachować taki idealistyczny, utopijny, ale chyba bardzo ważny kierunek.

Komu szkodzi niska marża

Agata Kowalska: Ten kryzys na Rodos, już nie mówię o samym pożarze, ale też o chaosie ewakuacji, o utraconych zyskach, o przepracowanych ludziach, strażakach, którzy robią, co mogą, był też sprawdzianem dla biur podróży. I sprawdzian ten był śledzony na żywo, w internecie, przez klientów.

To mnie nawet ucieszyło, kiedy śledziłam na Facebooku komentarze osób, które miały wykupione wycieczki na Rodos i były wściekłe, bo porównywały sposób podejmowania decyzji przez poszczególne biura podróży.

I okazało się, że i tu są różnice. Jedne z nich wcześnie ogłosiły, że jeśli ktoś nie chce jechać na Rodos, to zostaną mu zwrócone pieniądze albo pojedzie gdzie indziej. Inne biura podróży powiadomiły, że podejmą decyzję w ciągu 24 godzin, a jeszcze inne stwierdziły, że nic się nie stało i że niemal wszystkie wycieczki będą realizowane.

Ucieszyło mnie to, że klienci mogli samodzielnie zauważyć, że są różne postawy biur podróży; że można ich potraktować lepiej lub gorzej. I ta dyskusja, która tam się odbywała pokazała, jak ci ludzie zaczynają analizować to, co im się przydarzyło.

Oczywiście robili to w sytuacji niekomfortowej dla nich samych, a nie na plaży, nagle zastanawiając się, czy powinna ona być tak zastawiona leżakami i zabudowana hotelami. Ale wydaje mi się, że to jest wydarzenie, które wbija szpilę w ten system, na co dzień pozornie zabetonowany i nie do zmiany.

Paweł Cywiński: Chociaż z drugiej strony warto wiedzieć, że pośrednicy turystyczni, te biura podróży, to jest ekonomicznie niskomarżowy biznes. Tam bardzo rzadko jest z czego schodzić i często takie kwestie jak wahania walut potrafią spowodować upadki biur podróży.

Co roku w Polsce słyszymy, że jakieś duże lub średnie biura podróży upadły, co wynika właśnie z tego, że to jest biznes, który jest skrojony pod skalę. Czyli kiedy wyślemy 10 tysięcy turystów, to coś tam się uzbiera, ale marża na każdym z turystów jest stosunkowo niewielka.

I tak jak w większości takich niskomarżowych biznesów trzeba się bardzo mocno napocić, żeby zarobić. A skoro trzeba się napocić, to tym łatwiej złamać pewnego rodzaju standardy, bo gra toczy się pewnie często o przetrwanie. Na czym cierpią turyści, na czym cierpią pracownicy, na czym cierpi cały ten przemysł.

Agata Kowalska: I tak nasza rozmowa zatoczyła koło, bo w 2019 roku, pierwsze na świecie biuro podróży Thomas Cook ogłosiło upadłość.

Paweł Cywiński: Tak jest, po 178 latach. Nota bene, upadające biuro Thomas Cook nie miało już wiele wspólnego z tym Thomasem Cookiem, który w 1841 roku wyruszył na Kongres Trzeźwości. Biznes przejął potem jego syn, który uważał generalnie ojca za wariata i zrobił z tego kapitalistyczną maszynkę do robienia pieniędzy. Potem biuro przejął jakiś kolejny potomek, następnie zostało znacjonalizowane, potem sprzedane, a wreszcie podzielone, żeby nie było monopolem.

Ale, tak czy siak, to było gigantyczne przedsiębiorstwo, które w 2018 roku było uważane za drugie największe biuro turystyczne w Europie. I właśnie przez nieodpowiedzialne zarządzanie i niestabilność tego sektora upadło. I tak ta część historii turystyki, której dobrą ilustracją jest biuro Thomasa Cooka, zakończyła swoje istnienie.

Zasada cioci

Agata Kowalska: Paweł Cywiński, twórca projektu postturysta.pl i uchodźcy.info, z Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych na Uniwersytecie Warszawskim był moim i waszym gościem. Bardzo dziękuję za tę rozmowę. I zastanawiam się, jak wielu z was myśli o zmianie postaw? Albo ma pomysł na to jak być turystą, ale przyzwoitym? Jakaś rada na koniec? Od czego zacząć?

Paweł Cywiński: Myślę, że od tego, żeby przestać traktować siebie jako konsumenta, jako klienta, a spróbować zrozumieć, że jest się gościem. Rola gościa jest trochę inna.

Jak jedziemy do cioci, to niekoniecznie cały czas narzekamy, niekoniecznie pałaszujemy wszystko z lodówki, tylko jesteśmy grzeczniejsi, pomagamy w zmywaniu naczyń. Być może fajnie byłoby rozszerzyć kategorię gościa również na inne konteksty niż tylko wizytę u własnej cioci.

Agata Kowalska: Bardzo dziękuję za tę radę i za całe spotkanie. I wam dziękuję za wysłuchanie tego odcinka „Powiększenia”. Zastanawiam się w jakim nastroju kończycie słuchanie? Co myślicie? Popsułam wam wakacje? A może nie? Może już wcześniej dręczyły was te niepokoje klimatyczne, uchodźcze, kapitalistyczne?

Bardzo jestem ciekawa, czy znaleźliście jakiś własny sposób na bycie przyzwoitymi turystami i turystkami? Może chociaż częściowo? Tylko jak? Zapraszam was do napisania do mnie, do zostawienia komentarza na portalu OKO.press i generalnie do kontaktu: [email protected]. I oczywiście do usłyszenia!

;

Udostępnij:

Agata Kowalska

Autorka podcastów „Powiększenie”. W OKO.press od 2021 roku. Wcześniej przez 14 lat dziennikarka Radia TOK FM. Wielbicielka mikrofonu, czyli spotkań z ludźmi, sporów i dyskusji. W 2016 roku za swoją pracę uhonorowana nagrodą Amnesty International „Pióro Nadziei”.

Komentarze