0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Marek KowalczykFot. Marek Kowalczyk

Jak informowaliśmy w sobotę, w polskich miastach nieznane osoby rozlepiają ogłoszenia, które zachęcają Polaków, by wstąpili do rosyjskiej Grupy Wagnera. Plakaty są niewielkie i nieprofesjonalne, na pierwszy rzut oka wyglądają jak kiepskie podróbki. A jednak kierują na prawdziwą stronę internetową wagnerowców z informacjami o rekrutacji. Tę zaskakującą akcję skomentował dla nas generał Piotr Pytel, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

„Celem jest zastraszenie, głównie ludności cywilnej” – mówi generał. Ale na tym oddziaływanie się nie kończy. Po co Rosja może organizować taką akcję, piszemy poniżej.

Przeczytaj także:

Ogłoszenia najpierw zauważono w Krakowie. Jeden z plakatów został naklejony w publicznej toalecie. Inny był na filarze mostu drogowego w centrum Krakowa. O znalezieniu go poinformował w mediach społecznościowych krakowski radny Łukasz Wantuch.

Jednak w sobotę na Twitterze Dominik Serwacki, niezależny dziennikarz i podróżnik, opublikował wideo, na którym widać, jak

nieznany mężczyzna rozlepia takie same plakaty na koszach na śmieci, stojących wzdłuż bulwarów wiślanych w Warszawie.
View post on Twitter

Akcja rozklejania ogłoszeń zbiegła się z ponownym otwarciem rekrutacji przez Grupę Wagnera. Z wcześniejszych informacji wynikało, że wagnerowcy dostali urlopy i jednostka zawiesiła działalność. Jednak 12 sierpnia rano ponownie otwarto kanały kontaktu dla nowych najemników.

Typowy komunikat rosyjskiej propagandy

Nasze informacje skomentował na Twitterze generał Piotr Pytel, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

„W tym momencie niewiele wiemy na temat skali tej „akcji plakatowej”. Nie znamy choćby ilości miejsc, w których umieszczono samoprzylepne kartki formatu ok. 20x14 (czyli skromnie, ale bezpiecznie w przenoszeniu czy przewożeniu przez granicę RP) tego materiału reklamowego Grupy Wangner” – zauważa Pytel. – „Mimo to można pokusić się o pewne wnioski, choć mają one zupełnie wstępny charakter. Po pierwsze: napis na górze tego bida-plakatu »We Are Here. Jesteśmy Tu« – to typowe dla Rosjan sygnalizowanie ich militarnej, wywrotowej obecności na zapleczu przeciwnika. Celem jest zastraszenie, głównie ludności cywilnej”.

Według gen. Pytla najbardziej prawdopodobnym celem akcji jest oddziaływanie propagandowe, które nie jest poparte realną obecnością grup dywersyjnych z Rosji czy Białorusi na terenie Polski.

„Nie zostaliśmy zalani falą ulotek i plakatów tego typu, co obrazuje ich ograniczone możliwości w zakresie przeprowadzania operacji na naszym zapleczu” – zauważa Pytel. – „Dodatkowo, jeśli inne plakaciki zostały ponaklejane w podobnych miejscach, jak te ze zdjęcia z Krakowa (łatwo dostępne, prawdopodobnie poza zasięgiem monitoringu, w określonych porach nieuczęszczane), możemy domyślać się, że sprawa wpisuje się w nieśmiałą, ograniczoną (opartą na środkach własnych, jak choćby kadrowi pracownicy SS RU, „turyści” bądź agentura w RP), prowadzoną w reżymie bezpieczeństwa wywiadowczego,

cherlawą próbę realizacji oddziaływania informacyjno-psychologicznego”.

Rosjanie mówią: „sprawdzamy”?

Tyle że to niejedyna możliwość. Bo akcja ulotkowa może mieć kilka celów, co zresztą jest widoczne w wielu działaniach Rosji wobec państw zewnętrznych. Po pierwsze – propaganda i zastraszanie. Ale po drugie może być to swoisty test: sprawdzenie, ilu Polaków rzeczywiście zechce zaciągnąć się do Grupy Wagnera.

„Rzeczywiście, trzeba brać pod uwagę, że celem opisanej akcji może być rzeczywista próba wsparcia rekrutacji polskich ochotników do Grupy Wagnera, jakkolwiek absurdalnie to w naszych uszach brzmi” – przyznaje generał Pytel. – „Jednostkowe przypadki dewiantów z polskim paszportem, służących Rosji w Ukrainie – to jest nic.

Ale gdyby doszło do uformowania »polskiego« oddziału, grupy bojowej pod szyldem Grupy Wagnera, biorącej udział w agresji Rosji w Ukrainie, byłoby to atutem propagandowym Kremla.

Istotnym atutem”.

– „Penetracja wywiadowcza »zbieraniny« Prigożina nie jest łatwym zadaniem, na realizację którego wydawali by ochoczo zgodę dowódcy, kierujący zaangażowanymi w obronę Ukrainy służbami specjalnymi. Stąd może wypływać wiara dowódców Grupy Wagnera, że warto i można bezpiecznie werbować ochotników z innych państw”.

Najważniejsze: ustalić sprawców

Były szef SKW po obejrzeniu filmu z Warszawy opublikowanego przez Dominika Serwackiego, zwrócił uwagę, że ogłoszenia naklejano w „bezpiecznym miejscu do umieszczenia ulotki, być może wytypowanym wcześniej”. Mężczyzna rozlepiający ogłoszenia przyczepiał je do koszy na śmieci, które stoją wzdłuż bulwarów wiślanych. Robił to w ciągu dnia. W tym miejscu jest zazwyczaj sporo ludzi, dużo się dzieje. Osoba, która nachyla się nad koszem na śmieci, nie zwraca niczyjej uwagi.

„Nie wiem, jaki jest aktualny stan osobowy rosyjskich placówek w Polsce po »przetrzebieniu«”.

Myślę, że czas się na dobre pożegnać z Ambasadorem Andriejewem i wszystkimi ludźmi Putina w Polsce”

– tak gen. Pytel skomentował nagrany materiał.

Zaznaczył również, że na tym etapie sprawą powinny zająć się służby. Dziś wiemy jedynie, że postępowanie wyjaśniające prowadzi policja w Krakowie.

„Najważniejsze z mojego punktu widzenia jest ustalenie sprawców. Cechą immanentną rosyjskich operacji destabilizacyjnych, wywiadowczych są niedoróbki. Zwłaszcza jeśli mowa o wywiadzie GRU (GU)” – stwierdził Piotr Pytel. I podkreślił:

„Oceniam, że nasze kontrwywiady mają w obliczu tej plakatowej akcji Grupy Wagnera doskonałą okazję do złapania sprawcy za rękę, potwierdzenia jej rosyjskiego autorstwa.

Taki po prostu jest charakter i słabość obcej operacji ulotkowej. Wystarczy tutaj kawałek klasycznej, policyjno-kontrwywiadowczej roboty”.

Kartki z logo wagnerowców

O kartkach zachęcających do rekrutacji dowiedzieliśmy się od internautów. Na przekazanych redakcji zdjęciach widać niewielkie kartki z charakterystycznym symbolem niesławnej rosyjskiej Grupy Wagnera i napisem: „We are here. Join us”. Obok znajduje się kod QR, który jest aktywny. Zeskanowanie go przekierowuje do rosyjskojęzycznej witryny internetowej.

Strona wygląda na prawdziwą. Nie jest fałszywką wystawioną przez oszustów, nikt nie zbiera na niej danych. Jej domena jest ukryta, w ogólnie dostępnych rejestrach domen internetowych nie ma śladów po jej istnieniu. Zamieszczone są na niej informacje dotyczące rekrutacji do Grupy Wagnera.

Ten sam adres internetowy, pod który kieruje kod QR widoczny na ogłoszeniach rozwieszanych w Polsce, podawany był przez rosyjskie media jako adres oficjalnej strony Grupy Wagnera.

Pojawił się także na kanałach wagnerowców w mediach społecznościowych i na platformach blogerskich.

Wagnerowcy Prigożina

Grupa Wagnera to rosyjska prywatna jednostka wojskowa, składającą się z najemników, do tej pory werbowanych głównie w Rosji. Istniała na długo przed wybuchem wojny w Ukrainie. Jej założycielem jest Jewgienij Prigożyn, oligarcha rosyjski zwany kucharzem Putina. Majątku dorobił się na prowadzeniu firm serwujących catering dla rosyjskich urzędów i instytucji, w tym dla Kremla. Prigożyn miał także olbrzymią fabrykę propagandowych mediów.

To on założył pierwszą znaną rosyjską fabrykę trolli i odpowiadał za rosyjską wojnę informacyjną m.in. w USA. Z naszych ustaleń wynika także, że media i konta powiązane z Prigożynem brały udział w polskiej aferze mailowej.

Grupa Wagnera przed wojną w Ukrainie realizowała rozmaite akcje militarne, przede wszystkim na zlecenie Kremla. Wagnerowcy byli potrzebni wtedy, gdy oficjalnie świat miał się nie dowiedzieć o udziale Rosji w danej operacji.

Okrutni wobec cywilów

Jednostka była aktywna zwłaszcza w Afryce. Jest oskarżana o łamanie praw człowieka, brutalność ataków, okrucieństwa wobec ludności cywilnej. Dwóch rosyjskich byłych więźniów, którzy twierdzą, że służyli jako dowódcy grupy najemników Wagnera, niedawno przyznało się do zamordowania setek ukraińskich cywilów, w tym dzieci.

Po 22 lutego 2022 roku wagnerowcy zaangażowali się na Ukrainie. W czerwcu 2023 roku Prigożin dokonał wewnętrznej rewolty i jego oddziały rozpoczęły marsz na Moskwę. Miał być pucz, walka o stolicę i przejęcie władzy na Kremlu. Jednak ostatecznie Prigożyn zatrzymał swoje wojska 330 kilometrów do Moskwy i rozpoczął odwrót. Skończyło się na tym, że jego żołnierze wylądowali na Białorusi.

W końcu przyszła wiadomość, że wagnerowcy udają się na wakacje. Tyle że najwyraźniej na tym się nie skończyło. Cóż, Grupa Wagnera to w rzeczywistości prywatna firma wojskowa, która wciąż prowadzi wiele operacji militarnych w Afryce i na Bliskim Wschodzie. I właśnie otworzyła nabór dla nowych najemników. Kusi przede wszystkim wynagrodzeniem, także premiami za służbę na innym kontynencie. Nie ma jednak wątpliwości, że jest także wykorzystywana propagandowo przez Kreml.

Kogo rekrutują wagnerowcy i o czym informują nas swojej stronie internetowej, przeczytasz w naszym sobotnim materiale:

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze