0:000:00

0:00

Prawniczka nie ma wątpliwości, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego powoduje efekt mrożący – nie tylko w przypadku lekarzy, którzy czekają na naturalne poronienie lub obumarcie płodu, ryzykując życiem kobiety. Skutek tego orzeczenia to również „dramat kobiet, i przypadki dramatycznych wewnętrznych konfliktów lekarzy, i statystyki, według których liczby zabiegów przerywania ciąży wykonywanych w Polsce znacznie się zmniejszyły, przy czym zmniejszyły się też liczby skierowań na badania prenatalne" – tłumaczy prawniczka.

To zresztą nie koniec problemów, bo prawo jest w tej chwili niedoskonałe i niejasne, a interpretacja przesłanki o ratowaniu życia i zdrowia kobiety zależy od biegłych, co nakłada na lekarzy ogromne brzemię. Mecenas Monika Sokołowska zwraca również uwagę na to, że międzynarodowe konwencje uznają aborcję za nieodłączną część zdrowia reprodukcyjnego kobiet – a Polska rozmija się z tymi wartościami.

Witold Głowacki, OKO.press: Zaglądam do wywiadu, którego udzieliła pani mecenas „Dziennikowi Gazecie Prawnej" w styczniu - i widzę, że ostrzegając przed skutkami wyroku TK w sprawie ustawy antyaborcyjnej w zasadzie przewidziała pani tragedię, która rozegrała się w szpitalu powiatowym w Pszczynie.

Mec. Monika Sokołowska, przewodnicząca Zespołu ds. Kobiet Naczelnej Rady Adwokackiej: Też miałam to nieprzyjemne poczucie, ale przecież nie tylko ja o tym mówiłam. Myślę, że to było stanowisko większości prawników w Polsce.

Mówiła pani, że lekarze będą się bać podejmowania decyzji o przerwaniu ciąży na skutek zagrożenia zdrowia lub życia matki, jeśli będzie się to jednocześnie wiązało z przesłankami embriopatologicznymi. A będą się bać - bo stracili wystarczające oparcie w prawie.

Tak. A dziś wiemy już znacznie więcej, co o tym myślą również sami lekarze. Przecież choćby na waszych łamach można już przeczytać materiały z relacjami lekarzy ginekologów i położników, którzy opowiadają, jak po wyroku TK w praktyce wygląda ich życie zawodowe.

I tłumaczą, skąd biorą się te wszystkie trudności w podejmowaniu decyzji co do konkretnych stanów medycznych, z którymi się mierzą. Trudno się tu zresztą lekarzom dziwić - ryzykują przecież nie tylko utratę prawa do wykonywania zawodu, ale również narażają się na odpowiedzialność karną. Zatem przez cały czas mają świadomość, że ich decyzje mogą mieć bezpośrednie przełożenie nie tylko na życie i zdrowie pacjentek, ale i na ich własny los - zarówno w zawodowym, jak i życiowym sensie.

Jest pani mecenas przewodniczącą zespołu do spraw kobiet przy Naczelnej Radzie Adwokackiej. Jak z tej dzisiejszej perspektywy ocenia pani to, jak orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji wpłynęło na sytuację kobiet w kraju?

Kiedy Trybunał Konstytucyjny 22 października 2020 roku wydawał orzeczenie, byłam członkinią Zespołu do Spraw Kobiet, jego przewodniczącą zostałam dopiero w tym roku. Wtedy zaś przewodniczącą była mecenas Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska. A jako Zespół wydałyśmy tuż po wyroku wspólne stanowisko, w którym wyraziłyśmy sprzeciw wobec rozstrzygnięcia TK. Napisałyśmy w nim, że zmiany, które będą skutkiem rozstrzygnięcia TK prowadzą do kryminalizacji działań służących ochronie godności i podstawowych praw kobiet.

Przeczytaj także:

Napisały też panie, że „zmuszą one kobiety i ich rodziny do zachowań i postaw heroicznych, do znoszenia traumy oraz cierpienia narodzin chorego dziecka, które nie ma szans na przetrwanie". To przecież brzmi jak niemal dokładny opis tego, co stało się w Pszczynie prawie rok później. Tym bardziej w kontekście tego, co wiemy z SMS-ów wysłanych przed śmiercią przez panią Izę, która zdawała sobie w pełni sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazła. I z tego, co jej grozi.

Muszę tu powiedzieć to, co powiedziałby prawie każdy prawnik - że znam tę sprawę jedynie z doniesień medialnych, więc nie będę się do niej bezpośrednio odnosić.

Rzeczywiście jest tak, jak przewidywałyśmy to wcześniej, tak teraz na podstawie konkretnych przeżyć konkretnych osób i konkretnych rodzin zaczynamy obserwować, jakie skutki to orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego wywiera.

Widzimy więc i dramat kobiet, i przypadki dramatycznych wewnętrznych konfliktów lekarzy, i statystyki, według których liczby zabiegów przerywania ciąży wykonywanych w Polsce znacznie się zmniejszyły. Przy czym zmniejszyły się też liczby skierowań na badania prenatalne.

Wszystko razem składa się na efekt mrożący o bardzo szerokim zakresie.

Jednocześnie wiemy, że znacząco poszerza się obszar tak zwanej turystyki aborcyjnej, rosną liczby klientek inicjatyw takich jak Aborcja bez Granic - i to właśnie ze względu na przyczyny o charakterze embriopatologicznym. To wszystko nie było trudne do przewidzenia i to wszystko składa się na skutki orzeczenia TK sprzed roku.

Co dziś właściwie w sensie prawnym pozostało kobietom, które znalazłyby się w sytuacji zbliżonej tej, jaka stała się udziałem pani Izabeli z Pszczyny? Co mogą zrobić ich bliscy widząc, że lekarze zachowują się jak sparaliżowani i czekają, aż w końcu coś z zagrożonym płodem samo się stanie, byle tylko nie narazić się na zarzut nielegalnego przerwania ciąży? Na przykład sam Jarosław Kaczyński, w końcu doktor prawa, próbował nam dowodzić chwilę temu, że właściwie nie ma żadnego problemu i że na podstawie skierowania od psychiatry jak najbardziej może się zebrać lekarska komisja i orzec konieczność przerwania ciąży ze względu na zagrożenie zdrowia lub życia matki.

Po pierwsze w takich sytuacjach ogromną rolę może odgrywać czas, którego może być bardzo mało - o wiele za mało, by skorzystać z pomocy lekarza psychiatry. Po drugie to są warunki skrajnego stresu. W takiej sytuacji sama konieczność podjęcia jakichś dodatkowych działań przez pacjentkę czy jej rodzinę, która i tak już jest w dramatycznym położeniu, to także bariera, dodatkowo mogąca wpłynąć na zagrożenie zdrowia lub życia. Zdrowie psychiczne znajduje się jak najbardziej pod ochroną prawną i zwrócenie się do lekarza psychiatry może być zapewne kierunkiem działania. Ale wydaje mi się, że w takich nagłych, kryzysowych przypadkach, w których liczy się czas - często każda godzina - nie tędy droga.

W takich sytuacjach to lekarz, do którego zwraca się pacjentka w związku z nieprawidłowościami w przebiegu ciąży, powinien mieć ścieżkę podjęcia decyzji zgodnie z dostępną wiedzą medyczną i ustalonymi procedurami, zamiast konieczności przerzucania odpowiedzialności na zupełnie lekarza innej specjalizacji.

Lekarz przede wszystkim powinien działać w oparciu o aktualny dorobek wiedzy medycznej.

Zaznaczmy tu, że do zdiagnozowania powikłań w przebiegu ciąży może być niezbędna specjalistyczna, zaawansowana wiedza medyczna. Często to właśnie tylko lekarz prowadzący dysponuje pełnym spektrum informacji.

Oczywiście. Nie będąc lekarką mogę powiedzieć tyle, że lekarz psychiatra może wypowiedzieć się wyłącznie w zakresie zagrożenia dla zdrowia psychicznego i w tym zakresie ponosi odpowiedzialność, ale ostateczna decyzja i tak będzie należała do ginekologa - położnika.

W ostatnich dniach ulubionym pojęciem prawniczym polityków z obozu rządzącego i działaczy organizacji opowiadających się za całkowitym zakazem aborcji stał się znany z prawa karnego kontratyp stanu wyższej konieczności, którym miałyby się kierować sądy rozpatrujące przyszłe sprawy wynikające z orzeczenia TK ws aborcji. Warto przenosić to pojęcie do sfery medycznej?

Chciałabym zacząć od tego, że warto dopowiedzieć, z czym się wiąże ten kontratyp - bowiem rozróżniłabym tu bardzo wyraźnie niepopełnianie przestępstwa od niepodlegania karze. Jeśli mówimy o stanie wyższej konieczności, to osoba, która w nim działa, nie popełnia przestępstwa. Natomiast jeżeli mamy przekroczenie granic stanu wyższej konieczności, to mamy zastosowanie nadzwyczajnego złagodzenia kary albo odstąpienia od wymierzenia kary, a więc uznanie, że zostało popełnione przestępstwo.

Monika Sokołowska w swoim biurze, za biórkiem zawalonym aktami
Mecenas Monika Sokołowska, fot. z FB.

Więc tak naprawdę wszystko sprowadza się do oceny przez prowadzącego postępowanie prokuratora lub sąd czy ten stan wyższej konieczności zaistniał, czy mamy do czynienia z przekroczeniem granic stanu wyższej konieczności. To z kolei oznacza, że każdy przypadek oceniany będzie odrębnie na gruncie konkretnego postępowania.

Z punktu widzenia lekarza nadal oznaczałoby to ogromne ryzyko. Bo przecież nie wiadomo, jak dany przypadek oceniłby najpierw prokurator, a później sąd.

Dokładnie. To nam w żaden sposób nie niweluje tej odpowiedzialności, pod której presją są lekarze. Za sprawą orzeczenia TK mamy nieobowiązującą drugą przesłankę z ustawy o planowaniu rodziny - tę dotyczącą przerwania ciąży na podstawie przyczyn embriopatologicznych. Jednocześnie lekarze wciąż mogą rozważać przerwanie ciąży na podstawie przesłanki pierwszej, czyli ze względu na zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety.

Lekarz może się bronić stanem wyższej konieczności, ale to, czy stan wyższej konieczności zaistniał, będzie oceniał prokurator prowadzący postępowanie na podstawie całokształtu materiału dowodowego, a w szczególności opinii biegłego, oraz ewentualnie sąd.

Rozumiem, że wprowadzanie tu pojęcia kontratypu jako jakiejś furtki, która miałaby sugerować, że istnieją wyjścia prawne z sytuacji zaistniałej po wyroku TK, to jest jednak prowadzenie nas na manowce.

To jest tak, jak pan redaktor powiedział, że to najwyżej furtka prawna. Natomiast to z całą pewnością nie jest zapewnienie prawnej gwarancji ochrony zdrowia i życia kobiety i jej prawa do samostanowienia. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego nie uwzględniło zrównoważenia wartości konstytucyjnych. Przepis o stanie wyższej konieczności był obecny w kodeksie karnym także przed tym rozstrzygnięciem. I to nie oznacza, że teraz stanie się on pewną podstawą prawną o stałym charakterze dla uniknięcia odpowiedzialności lekarzy decydujących się na przerwanie ciąży.

A co można zrobić z sytuacjami, w których mamy do czynienia z rozmaitymi formami konfliktu prawnego, przed którymi może stanąć lekarz? Przecież on z jednej strony może popełnić mniej lub bardziej ewidentny błąd lekarski, podlegający różnym formom odpowiedzialności od cywilnej po karną, a z drugiej strony nie popełniając tego błędu mógłby jednak złamać ustawę antyaborcyjną i również zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Co właściwie w takim razie byłoby dla sądu ważniejsze? Czy tutaj w ogóle istnieje jakaś hierarchia prawna?

To jest trudne pytanie, również w kontekście ustalenia, co przy obecnym stanie prawnym będzie uznane jako błąd lekarski. Efektem rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego jest to, że on wprowadza przeogromny chaos interpretacyjny.

Są przecież głosy prawników, mówiące o tym, że skoro faktycznie została usunięta przesłanka pozwalająca na dopuszczalność przerywania ciąży ze względu na powody embriopatologiczne, to oznacza, że praktycznie zawsze będzie można dokonywać aborcji, bo zawsze będzie można uznać, że istnieje zagrożenie dla zdrowia kobiety, na przykład w postaci zagrożenia dla jej zdrowia psychicznego, a sytuacja powikłań w ciąży czy istnienia wad płodu może być taką podstawą. To zaś - przy zupełnym wyłączeniu przesłanki drugiej - teoretycznie stwarza spore możliwości stosowania samej przesłanki pierwszej.

Chyba nie o to chodziło Julii Przyłębskiej, prawda?

Oczywiście, że nie to było intencją Trybunału Konstytucyjnego, natomiast problem w tym, że po rozstrzygnięciu Trybunału mierzymy się z niedookreślonością przepisów. No i gdzieś tam w tle są jeszcze wewnętrzne przekonania lekarza, który dokonywał lub nie dokonywał tego zabiegu, prawda? W sumie zawsze był to w kwestii aborcji dość istotny czynnik - już nawet niezależnie od stanu chaosu prawnego po orzeczeniu TK.

Jeżeli lekarz popełnia błąd medyczny ze względu na swoje przekonania, to chyba dalej odpowiada za błąd medyczny?

Błąd medyczny to jedno. Zawsze istnieje ryzyko jego popełnienia, co może skutkować poniesieniem odpowiedzialności prawnej. Ale inną kwestią jest ryzyko odpowiedzialności lekarza za działania lub brak działań w oparciu o dostępną wiedzę medyczną i zgodnie z kodeksem etyki lekarskiej, ale w możliwej sprzeczności ze stanem prawnym. Mamy sytuację, w której Trybunał Konstytucyjny zmniejszył liczbę przesłanek dopuszczających możliwość legalnego przerwania ciąży. Wyeliminował z tej listy przyczyny embriopatologiczne pozostawiając tylko dwie inne - zagrożenie dla zdrowia i życia kobiety oraz ciąży pochodzącej z przestępstwa. Natomiast zabiegi przerwania ciąży z przyczyn embriopatologicznych stanowiły jak dotąd zdecydowaną większość wszystkich aborcji dokonywanych legalnie w Polsce - więcej niż 95 procent. Teraz więc lekarze stoją przed naprawdę niezwykle poważnymi dylematami. Jeżeli występuje przyczyna embriopatologiczna, to również wtedy lekarze stoją przed dylematem, czy właściwie mogą przerwać taką ciążę - bo przecież już nie ze względu na wadę letalną, tylko ze względu na realne zagrożenie dla zdrowia i życia kobiety.

Lekarz powinien mieć swobodę podjęcia decyzji w oparciu o przesłanki medyczne, mieć zapewnione elementarne bezpieczeństwo prawne, a tego bezpieczeństwa obecnie lekarzom brakuje.

W dodatku nie ma przecież jeszcze wypracowanego orzecznictwa sądów w tych nowych realiach prawnych. To od poszczególnych sędziów będzie także zależało, czy uznają orzeczenie TK za obowiązujące przy istniejących wątpliwościach co do składu Trybunału, niezależnie od jego opublikowania, czy też nie.

Potrzeba pewnie jeszcze ze dwóch lat, zanim w ogóle pojawią się pierwsze prawomocne wyroki rozstrzygające sprawy aborcyjne według stanu prawnego po orzeczeniu TK?

Określałabym tę perspektywę czasową podobnie, przy czym musimy pamiętać, że część takich spraw może być trudna do jednoznacznego rozstrzygnięcia, co może wydłużać postępowanie. Myślę, że ta bolesna i głośna sprawa zmarłej 30-latki z Pszczyny sprawi, że także inne kobiety lub ich rodziny, które znalazły się w trudnych sytuacjach, jeśli chodzi o kwestie związane z przerwaniem ciąży, będą chciały dochodzić sprawiedliwości na drodze sądowej. Ta sprawa niewątpliwie może przynieść efekt aktywizacji pacjentek domagających się poszanowania swoich praw. Natomiast trudno powiedzieć, kiedy tak naprawdę będą orzeczenia, to zależy od szybkości działania sądów.

A czy sądy też mogą podlegać efektowi mrożącemu?

Ten efekt mrożący orzeczenia TK jest skierowany do wszystkich adresatów nowych norm.

Sądy będą opierały się na zebranym materiale dowodowym i decydujące znaczenie będą miały opinie biegłych. Efekt mrożący dotyka głównie lekarzy, którzy przerywanie ciąży rozpatrują przecież nie tylko w kategorii prawa do wykonania aborcji, ale i zobowiązania do jej wykonania w sytuacjach konieczności ratowania życia pacjentki. I teraz to pozbawienie nas przez TK przesłanki o możliwości usunięcia ciąży z przyczyn embriopatologicznych może wywoływać różnego typu konflikty wewnętrzne. Ograniczę się do stwierdzenia, że w obecnym stanie prawnym lekarze są zmuszeni do bardzo trudnych decyzji nie tylko na płaszczyźnie wyboru określonej procedury medycznej, ale dodatkowo ze względu na dylematy natury prawnej.

Przy czym nie są prawnikami, tylko lekarzami.

Oczywiście i mają obowiązek w pierwszej kolejności ratować życie i zdrowie pacjenta oraz działać zgodnie ze standardami postępowania obowiązującymi lekarzy. Żyją przy tym w określonych realiach. I wiedzą także, że zanim ewentualne postępowanie karne dobiegnie końca, to mogą minąć lata. W tym czasie lekarz w swoim życiu zawodowym może zderzyć się z innymi trudnymi przypadkami. To jest ogromny, dodatkowy stres, którego wcześniej z pewnością w takim zakresie nie miał - a przy tym to jest z perspektywy lekarza całkiem realne ryzyko złamania kariery i wręcz psychologicznej traumy.

Ale jest jeszcze jedna naprawdę ważna kwestia, o której warto wspomnieć na koniec.

Zamieniam się w słuch.

Wciąż mówimy o aborcji na poziomie naszego prawa krajowego i kodeksu karnego. Ale musimy pamiętać, że istnieją również normy prawa międzynarodowego i konwencje, które zobowiązują państwa - w tym Polskę - do poszanowania ochrony zdrowia kobiet. Stanowisko Komitetów CEDAW i CRPD wskazuje, że aborcja jest nieodłączną częścią zdrowia reprodukcyjnego kobiet, traktowaną jako istotny aspekt praw człowieka w kontekście jej legalnego i bezpiecznego przeprowadzenia.

To ważne, aby państwo polskie miało na uwadze wiążące nas umowy międzynarodowe. Nasze prawo antyaborcyjne jest bardzo restrykcyjne. Analiza chociażby projektu zmiany przepisów kodeksu karnego i uchylającego obowiązywanie ustawy o planowaniu rodziny, który pojawił się w ostatnich dniach i został skierowany do pierwszego czytania w Sejmie, całkowicie zakazującego aborcji i poddającego odpowiedzialności karnej nie tylko lekarzy, ale i kobiety w ciąży, wskazuje na wizję całkowicie odmiennego podejścia i rozmijania się z wartościami, do których przestrzegania się zobowiązaliśmy będąc w Unii Europejskiej i podpisując międzynarodowe konwencje.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze