Zmiany podatkowe w Polskim Ładzie miały być dziecinnie proste: szybka ustawa, na której większość zyska. Badanie CBOS pokazuje, że Polacy nie uwierzyli rządowi. A ustawy nie ma, bo Gowin się waha i chce chronić przedsiębiorców. Zamiast wielkiej zmiany - wielka klapa?
W pierwszej kadencji PiS przyzwyczaił nas, że zapowiada ustawy (albo i nie) i natychmiast przeprowadza je przez parlament. Wówczas wszystko było prostsze – Senat nie dzielił włosa na czworo, a w Sejmie większość była stabilna.
Gdyby Polski Ład ogłoszono nie w maju 2021, a w maju 2019, większość ustaw, w tym podatkowa, przeszłyby już gładko całą ścieżkę legislacyjną.
Dziś nic nie jest tak proste. Nie dość, że Senat nie jest pod kontrolą PiS, to jeszcze większość w Sejmie jest wyjątkowo krucha. Prezes PiS Jarosław Kaczyński dopiero co organizował konferencję prasową, żeby pochwalić się powrotem do klubu PiS pojedynczego posła, Arkadiusza Czartoryskiego. Dziś ogłosił powrót do klubu innej posłanki, Małgorzaty Janowskiej.
Ale w klubie PiS są też posłowie Porozumienia. A oni obwołali się obrońcami klasy średniej, która według nich może ucierpieć wskutek podatkowych PiS. Nikt z polityków nie zdefiniował precyzyjnie, gdzie ta klasa średnia się zaczyna, jak w Polsce jest duża i czy rzeczywiście straci. Ale nie o to idzie gra, a o polityczną podmiotowość. Czy Porozumienie zamierza zablokować jeden z najistotniejszych projektów PiS w 2021 roku?
Jarosław Kaczyński wielokrotnie powtarzał w ostatnich miesiącach, że Polska ma degresywny system podatkowy – czyli, że najubożsi płacą procentowo większą część swojego dochodu niż bogatsi. I że trzeba to zmienić.
W OKO.press wielokrotnie pisaliśmy, że to prawda i jest to rozwiązanie nie tylko odległe od filozofii systemów podatkowych większości rozwiniętych państw, ale też społecznie szkodliwe, pogłębiające nierówności.
Propozycje podatkowe Polskiego Ładu są nieco zbyt złożone (lub raczej: niepotrzebnie zagmatwane), żeby ocenić je jednoznacznie, ale rzeczywiście miały poprawić tę sytuację — zwiększyć progresywność polskiego systemu podatkowego.
Teraz okazuje się, że nawet z tej stosunkowo niewielkiej korekty nic może nie wyjść.
W niedawnych badaniach GUS można znaleźć potwierdzenie, że Polacy obawiają się zmian podatkowych. Nawet takich, które dałyby im zyski.
Badacze CBOS zapytali ankietowanych, czy na proponowanych zmianach podatkowych zyskają czy stracą.
Przypomnijmy, według symulacji Ministerstwa Finansów na Poslkim Ładzie ma zyskać 68 proc. podatników. To wiarygodne szacunki. Wpływ na gospodarstwa domowe o różnych dochodach szacował też zespół ekonomistów z Centrum Analiz Ekonomicznych, szczegóły opisywaliśmy w OKO.press.
Tymczasem ponad 60 proc. respondentów uważa, że na zmianach ani nie zyska ani nie straci, albo, co gorsza, straci. O zyskach przekonanych jest zaledwie 23 proc. badanych. I bardzo podobna jest relacja odpowiedzi „stracę” lub „raczej stracę” do rzeczywistych symulacji MF. 30 proc. badanych uważa, że na zmianach traci. W rzeczywistości powinno być to 10 proc.
Z badania można wysnuć kilka wniosków.
Po pierwsze, PiS i rząd Morawieckiego nie wytłumaczyli Polakom, na czym zmiany polegają. Wydaje się, że nie ma nic prostszego: wystarczy pokazać, że na pomyśle rządu większość z nas zyska.
Podatki są jednak pod tym względem bardziej skomplikowane niż transfer pieniężny. Żeby wytłumaczyć, o co chodzi w programie 500+, wystarczy jedno zdanie.
W projekcie Polskiego Ładu zmienia się kwota wolna, nie można odliczyć składki zdrowotnej od podatku, do tego dochodzi "ulga dla klasy średniej" - niełatwo policzyć to samemu, trzeba zaufać komuś, kto to wytłumaczy. Tymczasem zaufanie do rządu w Polsce jest z reguły niskie, zmiany w podatkach kojarzą się źle, a PiS na co dzień podsycający polaryzację sam utrudnia sobie zadanie.
Wygląda więc na to, że opowieść Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i Konfederacji (rezonująca też w deklaracjach polityków Porozumienia), że zmiany podatkowe są "zamachem na klasę średnią" trafiła na podatny grunt. Według badania CBOS z 2020 roku, aż 77 proc. Polaków uważa się za klasę średnią. (To bardzo szeroka grupa, biorąc pod uwagę fakt, że według ostatniego dostępnego badania GUS o rozkładzie dochodów polskich pracowników, aż 16 proc. z nas zarabia poniżej połowy średniego wynagrodzenia — w październiku 2018 było to mniej niż 2,5 tys. złotych brutto. 66 proc. zarabiało poniżej średniej).
Kilka razy ustawa podatkowa już miała pojawić się w Sejmie. 22 czerwca wicemarszałek Ryszard Terlecki mówił:
„Spodziewamy się, że jako pierwszy z projektów w ramach Polskiego Ładu pojawi się projekt ustawy podatkowej. Z pewnością będzie to jeszcze przed wakacjami”
11 lipca Porozumienie opracowało stanowisko, które następnego dnia upubliczniła Wirtualna Polska. Partia Jarosława Gowina pisze w nim w koncyliacyjnym tonie, że większość propozycji Polskiego Ładu jest dobra, chwali również niektóre pomysły podatkowe – jak kwota wolna od podatku w wysokości 30 tys. złotych. Porozumieniu nie podoba się jednak likwidacja odliczenia składki zdrowotnej od podatku. Chciałoby też dodatkowych zabezpieczeń dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Partia deklaruje, że ostateczne stanowisko zajmie, dopiero gdy zobaczy gotowe zapisy ustawy. A tych rzeczywiście wciąż nie zobaczyliśmy.
Warto zwrócić uwagę: odliczenie składki zdrowotnej od podatku to główny element reformy, który dochody państwa - rządu i samorządów - zwiększa, a nie zmniejsza. Bez niego nowy ład podatkowy stałby na jednej nodze, lub raczej: po prostu by się przewrócił.
Jak pisze „Dziennik Gazeta Prawna”, ustawa podatkowa jest wstrzymywane przez opór Porozumienia. Ustawa miała trafić do komisji już w zeszłym tygodniu, ale po spotkaniu premiera Morawieckiego i wicepremiera Gowina w obecności ekspertów, obie strony postanowiły dać sobie więcej czasu na wypracowanie rozwiązań akceptowalnych dla wszystkich.
Z informacji „DGP” wynika, że premier przedstawił Gowinowi trzy propozycje:
Obecnie osoby na działalności gospodarczej mają możliwość płacenia składki zdrowotnej od 75 proc. Rząd proponuje Porozumieniu, by to pozostawić, ale od średniego wynagrodzenia. Ale z wyjątkami. Rząd nie chce się zgodzić, by osoba z kilkumilionowymi dochodami płaciła składkę zdrowotną od średniej pensji, która obecnie wynosi nieco ponad 5 tys. złotych brutto.
Partia Gowina walczy też o ulgę dla klasy średniej. PiS zaproponował już wcześniej skomplikowany algorytm, który miał spowodować, że nie straciłby nikt, kto zarabia poniżej 11,1 tys. złotych. Gowin zabiega o wyższy próg, czyli 13 tys. złotych. To oznaczałoby dalsze zmniejszenie grupy osób, które zapłaciłyby więcej; zredukowałoby to ją do zaledwie kilku procent (tym samym jeszcze bardziej spadłyby dochody rządu i samorządów).
Czy wówczas Polacy odpowiedzieliby inaczej na pytanie, czy na zmianach stracą? Trudno powiedzieć, dalsze komplikowanie rozwiązań może mieć efekt odwrotny od zamierzonego.
Na razie zamiast redukcji degresywności podatków w Polsce mamy wielki bałagan i przeciąganie liny. Nawet jeśli PiS zaczyna tracić cierpliwość, to nie może tego po sobie pokazać, bo sytuacja w Sejmie jest dla władzy niekorzystna. Co o oporze Porozumienia sądzi dziś PiS?
”Co ja mu poradzę?” – odpowiedział dziennikarce TVN24 Ryszard Terlecki na pytanie o wątpliwości Gowina. Na razie wygląda na to, że PiS rzeczywiście nie do końca wie, co poradzić.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze