Nie wystarczyło wsadzenie Putina do ponaddźwiękowego samolotu. Orędzie o stanie państwa i konieczności zbrojeń najwyraźniej potrzebowało jeszcze jednego dopalacza: podsłuchanej informacji o rozmowie niemieckich wojskowych. Więc Kreml ujawnił informacje wywiadowcze
Sytuację mamy taką: Putin w trzecim roku wojny w Ukrainie musi przestawić gospodarkę Rosji na tory wojenne. Oznacza to dalsze obniżenie poziomu życia poddanych. Tymczasem jednak zapowiedzi rosyjskich zbrojeń mobilizują drugą stronę konfliktu – Ukrainę i jej sojuszników. A oni razem wzięci mają większy gospodarczy potencjał niż Rosja. Więc chodzi o to, by docisnąć pedał gazu do dechy teraz, zanim Zachód zacznie się rozpędzać z produkcją potrzebnych Ukrainie pocisków.
Na tym się problem Putina nie kończy: oficjalnie cała ta mobilizacja Rosji ma służyć wojnie z państwem, które nie istnieje. Bo Ukrainy tak naprawdę nie ma, tylko Ukraińcy nie wiedzą, że są Rosjanami. I od dwóch lat mimo bombardowań nie dają się Putinowi przekonać, że ich nie ma (im dłużej wojna trwa, tym słabiej to wygląda, ale propaganda trzyma się uzasadnienia z 2021 roku). Celem tej wojny jest natomiast – jak powtarza sam Putin – “duchowe” zjednoczenie Ukrainy z Rosją. Bo przecież “Rosja nie ma potrzeby atakowania kogokolwiek” (szef MSZ Siergiej Ławrow). Czyli PKB Rosji przepalane jest na froncie z powodu przeżyć duchowych Putina.
Nie jest łatwo rozwiązać taką zagwozdkę. Ale Putin ma propagandę. Popatrzmy, jak stara się ona pozbawić naród chęci oporu i zmobilizować do wsparcia władzy.
Głównym tematem kremlowskich przekazów jest obecnie orędzie Putina z 29 lutego oraz ujawniona przez Kreml treść rozmowy oficerów niemieckich o tym, jak zniszczyć Most Krymski przy pomocy taurusów.
Orędzie było zapowiadane od dawna. Ale skąd się wzięły podsłuchy?
Dlaczego Moskwa je w ogóle ujawniła? I dlaczego dzień po orędziu Putina?
Propaganda Kremla opowiada teraz, jak fantastycznie Putin rozegrał Niemców i ośmieszył kanclerza Scholza. Który – jak wynika z podsłuchu o taurusach – mógłby bardziej pomóc walczącej Ukrainie.
Także z perspektywy Zachodu wyciek to upokarzająca wtopa. Którą propaganda Kremla się niesłychanie cieszy i cytuje negatywne komentarze:
Moskwa ma oczywiście nadzieję, że takie informacje i komentarze będą demobilizować zachodnią opinię publiczną (Putin na festiwalu młodzieży w Soczi 6 marca 2024: „Młodzi ludzie mogą oczywiście wnieść swój wkład w budowanie stosunków międzypaństwowych. W jaki sposób? To bardzo proste: zadeklarować swoje stanowisko w kraju w ramach prawa i konstytucji swojego kraju lub swoich krajów”. Oraz: „Teraz słyszymy, że Europa powinna już mieć własne siły zbrojne, Europa powinna być bardziej niezależna”).
Jednak do takiego rozgrywania Zachodu nie jest potrzebne ujawnianie tajemnic wywiadów.
Zwłaszcza, że ujawnienie rozmowy niemieckich wojskowych ma też dla Moskwy oczywiste plusy ujemne. Okazało się już, że “niemiecki wyciek” nie był efektem pracy szpiega czy supernowoczesnych programów podsłuchowych. Po prostu jeden z uczestników telekonferencji użył niewłaściwie zabezpieczonego łącza. Po czymś takim jednak wszyscy będą się pilnować i więcej się Moskwa nie dowie.
Więc po co zwróciła uwagę wrogowi na procedury bezpieczeństwa?
Po drugie – skandal i negatywne komentarze w mediach już mobilizują zachodnich sojuszników Ukrainy do lepszej organizacji. Po to było to Moskwie?
Kiedy patrzy się na narrację rosyjskiej propagandy, sprawa staje się bardziej zrozumiała.
W orędziu, sprzedawanym jako plan na kolejne sześć lat prezydenckiej władzy Putina (“wybory” w Rosji są za tydzień) zapowiedział on przede wszystkim nowy wyścig zbrojeń. Tym razem jednak – inaczej niż w latach 80. XX wieku – gospodarka Rosji ma od tego nie ucierpieć. Putin obiecał bowiem produkować broń nowoczesną, a to ma być kołem zamachowym całej gospodarki. Tę nowoczesną broń Putin zaprezentował osobiście kilka dni przed orędziem, dając się wsadzić do ponaddźwiękowego bombowca strategicznego Tu-160 M (co opisaliśmy w poprzednim odcinku GOWORIT MOSKWA).
Ale najwyraźniej to Rosjan nie przekonało.
I to mimo starań usłużnej propagandy, która przypominała potem, że Putin wyda na programy społeczne aż 17 bilionów rubli. Z tym że do końca roku 2030.
Tymczasem na wojnę pójdzie tylko w 2024 roku prawie 11 bilionów rubli.
A skutków takiej polityki nie daje się ukryć.
Propaganda nie jest też do końca w stanie ukryć braku entuzjazmu obywateli Federacji Rosyjskiej do takiego zarządzania ich państwem. Wedle oficjalnych sondaży tylko 51 proc. ankietowanych podobało się “wszystko” w orędziu Putina. A to sondaż putinowski, więc powinno być 80 proc. zachwyconych. Podobnie poparcie dla Putina w przedwyborczym sondażu nie drgnęło po orędziu nawet o milimetr. A należało się spodziewać wzrostów ponad ostatnie 75 proc.
W tym kontekście włączenie “niemieckiego dopalacza” wydaje się zrozumiałe.
Nie była to zresztą operacja dyplomatyczno-militarna, ale propagandowa właśnie. Podsłuch o taurusach ujawniła propagandystka Margarita Simonjan, która “dotarła” do materiałów z podsłuchów.
Krwawe straty na froncie, brak usług społecznych – wszystko to przestaje mieć znaczenie w obliczu bezpośredniego zagrożenia niemieckimi taurusami.
Propaganda zaraz po orędziu zaczęła więc straszyć – i robiła to na tyle skutecznie, że władze lokalne musiały nawet wydawać uspokajające komunikaty, że przejazd przez Most Krymski z Rosji na okupowany Krym nadal jest bezpieczny.
Główne programy informacyjne przez kilka dni zaraz po rytualnym przetwarzaniu orędzia Putina nadawały obfite materiały o niemieckim i zachodnim zagrożeniu. Gdzieś przy okazji znikło przesłanie, że zidiociały staruszek Biden (takich pojęć używa propaganda) nie zdoła zorganizować wsparcia dla Ukrainy. Nie, zaraz Rosję napadną nowe Niemcy z Bidenem.
Dwa dni później jednak ktoś się chyba zorientował, że Niemców nie należy przedawkować, bo na długo nie starczą. I propaganda skierowała się pod przeciwległą bandę. W stronę tłumaczenia, że aż tak źle to nie będzie.
W wieczornych “Wiestiach” (5 marca) pokazano kilkunastominutowy czołówkowy materiał o wizycie Putina w gospodarstwie rolnym pod Stawropolem.
Odpowiadał on tam na pytania, co woli: ogórki czy pomidory (“A zależy, do czego” – zauważył dowcipnie).
Chwalił rosyjski sektor rolno-spożywczy (nie będzie głodu, jak za czasów sowieckich) i był filmowany, jak spożywa z ogrodnikami skromny, ale pożywny obiad (barszcz, mięso z kaszą gryczaną, surówkę i kompot).
Po kompocie Putin spotykał się z wiwatującymi tłumami, które dowiedziały się przypadkiem o wizycie władcy. I dostaliśmy kolejny dowód, że propaganda Kremla się miota. Pokazała nam mianowicie Putina całującego się z przedstawicielką narodu.
Nie ściskającego dłonie – całującego się.
I tu nie chodzi o to, czy to był prawdziwy Putin, a nie sobowtór – ale o zmianę przedstawienia władzy. Putin stale jest pokazywany, jak siedzi/stoi sam, w centrum. Publiczność siedzi w oddaleniu i pokornie słucha. I oto ten sam car nagle rzuca się w objęcia staruszek w Stawropolu!
Tak więc propaganda robi wszystko, by kraj Putina wytrzymał wojnę z nieistniejącą Ukrainą jeszcze trochę. A dylemat, ile ten kraj jeszcze wytrzyma, można opisać datami: czy to rok 1916, czy 1943?
Władcy Kremla są zanurzeni w historii. Wystarczy posłuchać nieporadnych historycznych wywodów Putina (choćby z wywiadu z Tuckerem Carlsonem) czy nieco bardziej ogarniętych – szefa wywiadu Naryszkina, żeby zrozumieć, że są oni niewolnikami porównań historycznych. Identyfikują się z czasami carskich podbojów tak samo, jak ze swoją wersją dziejów II wojny światowej. I to widać też w kremlowskiej ikonografii – zdjęcie na samej górze pokazuje tegoroczne przyjęcie organizowane w rosyjskiej ambasadzie w Indiach.
“Ponieważ aby zrozumieć, co się dzieje teraz, trzeba znać historię. A aby zrozumieć ducha narodu rosyjskiego, trzeba wiedzieć, co działo się w Rosji wcześniej – w XVIII–XIX w. czy za czasów Iwana Groźnego” – tak 6 marca tłumaczył młodym ludziom tajniki rosyjskiej polityki rzecznik Putina Pieskow.
I jest tak: wojna trwa już trzeci rok i Krem chciałby, żeby rok 2024 było nowym rokiem 1943, kiedy armia Stalina przestała się cofać. Putin – choć twierdzi, że nigdy nie przegrywał – marzy o przełamaniu frontu w Ukrainie. Przekonuje, że już w zasadzie jego armia prawie dokonała przełamania.
Ale alternatywą jest doskonale znany władcom Kremla rok 1916, też dwa lata po rozpoczęciu wojny – ale I światowej. Wtedy sytuacja Rosji wyglądała dużo lepiej niż w 1943 roku. Właśnie taktycznym sukcesem zakończyła się wielka ofensywa Brusiłowa. Niemcy musieli przerzucić część wojsk spod Verdun na wschód. Ale za pół roku, w lutym 1917, wszystko się zawaliło. Opór społeczny i koszty wojny doprowadziły do katastrofy.
Tego, jaki mamy rok, Kreml tak bardzo nie wie, że nie waha się poświęcić danych wywiadowczych.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze