Rząd podniesie kary za zatrudnianie na śmieciówkach i łamanie zasad BHP, a pracodawców, którzy nie płacą pracownikom w terminie, będzie mógł ścigać prokurator. “Problemem nie jest wysokość kar, ale ich egzekwowanie“ – komentuje dr Grzegorz Ilnicki, adwokat prawa pracy
Zmiany w karaniu pracodawców za łamanie praw pracowniczych przewiduje projekt ustawy ministerstwa pracy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę. Ta ustawa ma wdrożyć unijną dyrektywę w sprawie adekwatnych wynagrodzeń minimalnych w Unii Europejskiej.
Projekt jest na etapie opiniowania, nowe przepisy trzeba uchwalić do 15 listopada 2024 roku.
Po podwyżkach kar pracodawca może zapłacić nawet 45 tys. złotych za naruszenie kodeksu pracy. Rośnie też minimalna wysokość kary – teraz będzie to 1,5 tys. złotych. Do tej pory maksymalna kara finansowa dla nieuczciwego pracodawcy wynosiła 30 tys. złotych, a minimalna 1 tys. złotych.
Za co pracodawca może zostać ukarany wyższą karą?
Chodzi o przewinienia wymienione w trzech przepisach kodeksu pracy:
Po wejściu w życie nowych przepisów pracodawca będzie mógł zapłacić wyższą karę m.in. za zawarcie umowy cywilnoprawnej w sytuacji, kiedy powinna być zawarta umowa o pracę. Surowsza kara ma odstraszyć pracodawców od wypychania pracowników na śmieciówki.
Państwowa Inspekcja Pracy będzie mogła przyznać wyższą karę także m.in. za (art. 282 KP):
PIP przewiduje także wyższe kary za łamanie przez pracodawców zasad BHP.
Pracodawcy mogą zapłacić więcej m.in. za wyposażanie stanowiska pracy w maszyny niespełniające wymagań, dostarczanie pracownikowi niewłaściwych środków ochrony indywidualnej, a także błędne oznakowanie i przechowywanie substancji niebezpiecznych (art. 283 KP).
Wyższa kara grozi także za niezgłoszenie odpowiednim służbom wypadku przy pracy i choroby zawodowej, a także przedstawiania niezgodnych z prawdą informacji i dokumentów dotyczących takich wypadków i chorób (art. 283 KP).
PIP może także surowiej ukarać za utrudnianie jej pracy.
Wyższa kara może zostać orzeczona za niewykonanie w wyznaczonym terminie nakazu organu PIP, uniemożliwianie prowadzenia wizytacji zakładu pracy lub nieudzielania niezbędnych informacji kontrolerom oraz za dopuszczanie do pracy dzieci, które nie ukończyły 16 lat bez zgody PIP (art. 283 KP).
Pracodawca może także zapłacić więcej wtedy, kiedy nie płaci pracownikom na czas. PIP może wymierzyć karę od 1,5 tys. do 45 tys. złotych za niewypłacenie wynagrodzenia w terminie, bezpodstawne jego obniżenie lub wypłatę niższą niż minimalne wynagrodzenie za pracę.
Podobna kara może spotkać pracodawcę także za nieudzielenie urlopu wypoczynkowego oraz niewydanie pracownikowi świadectwa pracy w terminie (art. 282 KP).
W Kodeksie Pracy pojawi się także nowy przepis przyznający pracownikowi prawo do odsetek za spóźnione wynagrodzenie. Będą się one należały pracownikowi nawet wtedy, gdy pracodawca spóźnił się z wypłatą z powodu okoliczności, za które nie ponosi odpowiedzialności. (art. Art. 85(1) § 1 KP).
Oprócz kary finansowej od PIP pracodawca, który nie płaci pracownikom w terminie, może być także ścigany przez prokuraturę. Rząd chce wprowadzić nowe przestępstwo w kodeksie karnym (art. 218 § 1b KK):
“Osoba (...), która będąc zobowiązana do wypłaty wynagrodzenia za pracę, obowiązku tego nie wykonuje przez okres co najmniej 3 miesięcy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.
Podwyższenie kar dla nieuczciwych pracodawców to nie jedyne zmiany dotyczące kontrolowania przestrzegania prawa pracy procedowane obecnie przez rząd. Zmian domagają się także inspektorzy pracy.
W lipcu 2022 roku Stowarzyszenie Inspektorów Pracy RP zwróciło do sejmowej komisji petycji z prośbą o przygotowanie projektu ustawy nowelizującej art. 24 ustawy o PIP (dalej uPIP).
Chodzi o zniesienie obowiązku przedstawiania kontrolowanemu przez PIP przedsiębiorcy upoważnienia do przeprowadzenia kontroli.
Inspektorzy PIP mogą kontrolować każdego pracodawcę (art. 13 uPIP) bez uprzedzenia, o każdej porze dnia i nocy (art. 24 ust. 1 uPIP), a podstawą przeprowadzenia każdej kontroli jest okazanie legitymacji służbowej (art. 24 ust. 2 uPIP).
Jednak w przypadku pracodawcy, który jest przedsiębiorcą, ustawa o PIP (art. 24 ust. 3) wymaga okazania oprócz legitymacji służbowej, także upoważnienia do przeprowadzenia kontroli. Powinno ono zawierać takie informacje jak określenie zakresu kontroli, wskazanie daty rozpoczęcia i przewidywanego terminu jej zakończenia, a także pouczenie kontrolowanego o jego prawach i obowiązkach.
Zdaniem Stowarzyszenia Inspektorów Pracy RP zniesienie obowiązku przedstawiania przedsiębiorcom upoważnienia do kontroli, odbiurokratyzowałoby pracę inspektorów i przełożyło się na ich większą dostępność czasową i mobilność.
Według informacji Głównego Inspektora Pracy kontrole zajmują jedynie 30% czasu pracy inspektorów, pozostałe 70% to czynności techniczne i biurokratyczne.
Według danych GIP, kontrole u przedsiębiorców stanowią zdecydowaną większość wszystkich inspekcji. Tylko w 2023 PIP przeprowadziła 61,7 tys. kontroli, w tym 58,5 tys. z nich wymagało wystawienia dodatkowego upoważnienia.
Sejmowa komisja petycji przychyliła się do petycji SIPRP i przygotowała projekt ustawy znoszący obowiązek przedstawiania kontrolowanym pracodawcom upoważnienia.
“Zasadniczym skutkiem społecznym i prawnym projektowanej ustawy będzie stosowanie przez Państwową Inspekcję Pracy jednakowych procedur kontrolnych wobec wszystkich pracodawców. Wprowadzenie zmian powinno także usprawnić i odbiurokratyzować proces kontrolny, przez to pozytywnie wpływając na realizację zadań PIP, w tym na zwiększenie możliwości prowadzenia działań kontrolnych” – czytamy w uzasadnieniu komisji.
Stanowisko rządu Koalicji 15 października do proponowanych zmian jest jednak krytyczne. W opinii opublikowanej 7 października 2024 rząd stwierdził, że zniesienie obowiązku okazywania upoważnienia, doprowadzi do “znacznego pogorszenia sytuacji prawnej przedsiębiorców”.
“Jeśli już autorom projektu przeszkadza szczególne traktowanie przedsiębiorców, polegające na obowiązku okazywania upoważnień, należałoby raczej oczekiwać rozszerzenia tego obowiązku na kontrole prowadzone u innych pracodawców, niewykonującycych działalności gospodarczej. Równe traktowanie nie powinno być uzasadnieniem dla obniżenia standardu procedur kontroli” – czytamy w stanowisku Rady Ministrów.
W umowie koalicyjnej (pkt 10) Koalicja 15 października zapowiadała:
“Widząc potrzebę wsparcia 16 milionów pracowników dofinansujemy Państwową Inspekcję Pracy, by efektywnie broniła ich praw”.
O tym, co pomogłoby Państwowej Inspekcji Pracy w efektywnym bronieniu praw pracowniczych, rozmawiamy z dr Grzegorzem Ilnikckim, adwokatem prawa pracy.
Leonard Osiadło, OKO.press: Jak podwyższenie kar dla pracodawców za łamanie prawa pracy wpłynie na sytuację pracowników?
Dr Grzegorz Ilnicki, adwokat prawa pracy: Obawiam się, że zmieni się tylko to, że dolne widełki kar będą wyższe, bo po górne i tak nikt nie będzie sięgał. A kara na poziomie 1,5 tys. złotych ani nikogo nie zrujnuje, ani nie będzie miała realnej funkcji prewencyjnej. Bo te najniższe kary są najczęściej nakładane za relatywnie niewielkie przewinienia.
Jako prawnik prawa pracy wolałbym, żeby pracodawców nie karać za drobne naruszenia, tylko pokazywać im, jak powinni prowadzić politykę kadrową, żeby tych błędów było.
Inspektorzy pracy powinni częściej pouczać?
Kara powinna być środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Nie chodzi o to, żeby karać, tylko żeby doprowadzać do stanu zgodności z prawem. Podczas pierwszej kontroli inspektor powinien wskazać pracodawcy uchybienie i zapowiedzieć, że jeżeli nie zostanie ono naprawione w określonym czasie, to pojawi się kara finansowa.
I sama kara również powinna być adekwatna do przewinienia, a więc przy znaczących uchybieniach nie może być niska. Kara za intencjonalne łamanie prawo pracy powinna być dotkliwa.
Na przykład?
Jeżeli mamy firmę, która zatrudnia 100 osób na śmieciówkach w sytuacji, w której to powinny być umowy o pracę, to kara nie powinna wynosić 30, czy nawet teraz po podwyżkach 45 tys. złotych, ale setki tysięcy złotych. Za każdego pracownika na śmieciówce pracodawca powinien dostać 10 tys. złotych kary. Wówczas skończyłoby się obchodzenie umów o pracę.
Tego rodzaju kary powinny być naliczane za każde jednostkowe naruszenie.
Sporo się mówi o indolencji Państwowej Inspekcji Pracy. Zna pan przykłady, kiedy kara pracodawcy ewidentnie się należała, ale PIP nic nie zrobiła?
Byłem świadkiem sytuacji, w której pracodawca nie chciał wydać dokumentacji pracowniczej kontrolującemu go inspektorowi. Inspektor, zamiast ukarać pracodawcę za utrudnianie kontroli, rozłożył bezradnie ręce i powiedział pracownicy, że skoro nie mógł przeprowadzić kontroli, to “niech sobie pani sama idzie do sądu”. Ten inspektor postąpił tak samo wobec kilkunastu osób w identycznej sytuacji.
Gdyby chodziło o wypadek w pracy, inspektor pewnie by się tak nie zachował.
W sprawach dotyczących BHP trudno mieć zarzuty do Państwowej Inspekcji Pracy. Problemy pojawiają się w trudniejszych sprawach dotyczących stricte praw pracowniczych – umów, wynagrodzeń, premii. Tam bardzo łatwo jest się inspektorom schować za skomplikowanymi zagadnieniami, których nie chcą podejmować.
Dlaczego?
Bo w sprawie roszczeń pracowniczych, pracownik może pójść sam do sądu pracy. Ale to są dwa różne porządki. W sądzie pracy pracownik występuje przeciwko pracodawcy z żądaniem wynagrodzenia mu tego, że pracodawca naruszył jego prawa. I to jest proces cywilny, pomiędzy dwoma prywatnymi podmiotami. Jego efektem jest przywrócenie pracownika do pracy lub wypłacenie mu odszkodowania, zasądzenie wynagrodzenia albo uchylenie kary porządkowej.
Natomiast inspekcja pracy realizuje funkcję karną, jako oskarżyciel publiczny. Reprezentuje państwo, które nie pozwala na to, żeby normy publicznoprawne były łamane. Inspekcja karze za wykroczenia przeciwko prawom pracowniczym. Może też, w przypadku przestępstw, kierować doniesienia do prokuratury.
Czyli niezależnie od tego, że pracodawca może być pozwany przez pracownika, to może być także ukarany przez PIP?
Tak, wtedy mówimy o mandacie lub grzywnie nałożonej na pracodawcę. W tym zakresie inspekcja pracy posiada samodzielną jurysdykcję, w przypadku odmowy przyjęcia mandatu, sprawę rozstrzyga sąd karny. Czyli PIP samodzielnie ustala, czy pracodawca naruszył przepisy i czy należy uruchomić ścieżkę kryminalną.
Jeśli inspekcja pracy czeka z działaniami, aż rozstrzygnie się sprawa cywilna, to zrzeka się wykonywania swoich podstawowych funkcji. I działa tak naprawdę na szkodę pracownika, bo wykroczenia przeciwko prawom pracowniczym przedawniają się z upływem dwóch lat, a na złożenie wniosku o ukaranie do sądu PIP ma tylko rok.
Wspomniał pan, że podwyżki kar niewiele zmienią, bo po górną granicę, która wzrosła o 15 tys. złotych, nikt nie będzie sięgał.
Ja nie widziałem kary na poziomie 20 tysięcy złotych dla pracodawcy, który zatrudnia na podstawie umowy cywilnoprawnej, kiedy powinna to być umowa o pracę. Wynika to między innymi z tego, że inspektor pracy może samodzielnie nałożyć mandat tylko do wysokości 2 tys. złotych.
Wyższą karę może orzec już tylko sąd, do którego inspektor zwraca się z wnioskiem o ukaranie. I to jest postępowanie przed sądem karnym, w którym inspektor w gruncie rzeczy działa jak prokurator, jest oskarżycielem publicznym.
Inspektorzy mają zatem konkretne narzędzia, żeby karać pracodawców. Dlaczego z nich nie korzystają?
Inspektorzy muszą zarówno przeprowadzać kontrole, jak i występować przed sądami jako oskarżyciele publiczni, żeby – podkreślamy to raz jeszcze – doprowadzić do skutecznego ukarania pracodawcy karą wyższą niż 2 tys. złotych.
Czyli oczekujemy od inspektora pracy, że on będzie jednocześnie specjalistą od BHP, naliczenia premii, wynagrodzeń, diagnozowania mobbingu oraz procedury karnej. A to wszystko w warunkach znacznego obciążenia i z nieadekwatnym wynagrodzeniem.
Dlatego wielu inspektorów uprawia “niedasizm” i przeprowadza kontrole w taki sposób, żeby nie dopatrzyć się zbyt dużych uchybień, bo to tylko dołoży im pracy.
Jak to zmienić?
Po pierwsze, wysokość mandatu, który samodzielnie może nałożyć inspektor PIP, powinna być wyższa niż 2 tys. złotych. Wtedy być może inspektorzy byliby odważniejsi w karaniu za większe naruszenia, jeśli nie musieliby iść z każdym takim wnioskiem do sądu.
Po drugie, w PIP powinien powstać pion prokuratorski, który przejąłby prowadzenie spraw sądowych. Inspektorzy mogliby skupić się wyłączenie na prowadzeniu kontroli i zbieraniu materiału dowodowego. Jeżeli dawałby on podstawę do ukarania, to przekazywaliby go prokuratorowi PIP, który zajmowałby się poprowadzeniem sprawy przed sądem.
Czyli tak naprawdę chodzi o to, żeby w PIP pracowało więcej specjalistów.
Chodzi o to, żeby zdjąć z inspektorów konieczność zajmowania się procedurą karną. Także dlatego, że po drugiej stronie sali sądowej najczęściej występują wyspecjalizowani prawnicy dużych firm, którzy są świetnie obeznani z procedurą. ZUS radzi sobie w ten sposób, że kontroler ZUS przeprowadza kontrolę i wydaje decyzję. Jeśli ktoś się od tej decyzji odwoła, to w sądzie reprezentuje ZUS już nie kontroler, a radca prawny, a więc specjalista od procedury cywilnej.
Czy utworzenie pionu prokuratorskiego w PIP odblokowałoby czas pracy inspektorów, którzy ruszyliby masowo na kontrole?
Do tego potrzebna byłaby jeszcze zmiana nastawienia inspektorów. Co rusz w przestrzeni medialnej pojawiają się doniesienia o trudnych warunkach pracy w jakimś miejscu, ale inspektorzy nie wykazują inicjatywy, żeby przyjrzeć się tym naruszeniom z urzędu. Czekają na skargę. Jeśli ktoś dokona zgłoszenia, to inspektor rozpocznie z kontrolą.
Powinno być jednak tak, że inspekcja działa aktywnie.
Czy ta pasywność nie wynika jednak z tego, że inspektorów jest za mało i mają za dużo pracy?
Na pewno inspekcja pracy jest niedofinansowana, inspektorów jest mało, zarabiają słabo. I trudno się dziwić, że wolą reagować na skargi, niż działać z własnej inicjatywy. A to powinno wyglądać tak, że jeśli inspektor jest na kontroli w jakiejś w firmie, to na starcie powinien zapytać, ile jest umów cywilnoprawnych. A potem dokładnie zapoznać się z tym, czy nie ukrywa ona przypadkiem stosunku pracy.
To powinno być rutynowe działanie w takim kraju jak Polska, który dosłownie tonie w śmieciówkach. Mamy patologiczne warunki zatrudnienia i ta rzeczywistość społeczna powinna stanowić wyzwanie do PIP. Inspekcja nie może ograniczać się do działania reaktywnego.
Czyli taka “rutynowa kontrola” wyglądałaby bardziej jak śledztwo.
Tu nie chodzi o śledzenie, a o prewencję. Lekarz dermatolog powinien podczas każdej wizyty dokładnie obejrzeć całego pacjenta, czy nie ma na skórze niepokojących zmian. Dermatolodzy, którzy to robią, rozumieją, że niejako “przy okazji” mają szansę uratować komuś życie.
I tak samo, jeśli inspektor pracy pojawia się w firmie i widzi umowę cywilnoprawną, to powinien to być dla niego od razu sygnał, że to coś, co należy sprawdzić.
“Wątpliwe” umowy – podkreślam – a nie z definicji niewłaściwe, bo umowy cywilnoprawne mają swoje doniosłe znaczenie gospodarcze. Zatrudnienie w ramach zlecenia lub umowy o dzieło jest patologiczne wtedy, gdy maskuje się nim klasyczny stosunek pracy, gdzie jest szef, delegowanie zadań i praca skooperowana. Takie działanie PIP powinno być naturalnym standardem kontrolnym.
À propos standardów kontrolnych. Stowarzyszenie Inspektorów Pracy RP domaga się zniesienia obowiązku przedstawiania przedsiębiorcy upoważnienia do kontroli. Pracodawcy RP są przeciwni. W swojej opinii alarmują, że “polskie firmy staną się bezradne w obliczu machiny państwowej, która w swoich działaniach pozostanie bezkarna, nawet gdy popełni poważny błąd”.
Opowieści o tym, że jakaś machina państwowa zrobi źle pracodawcom, bo nie będzie jednego dokumentu o nazwie “upoważnienie do zrobienia kontroli” jest ideologiczne, niepraktyczne i niemądre.
Byłem na wielu kontrolach PIP i widziałem, jak one wyglądają. Inspektor poświęca dużo czasu, żeby wyjaśnić motywy swojego działania i pouczyć pracodawcę o środkach odwoławczych. Przy protokole pokontrolnym umożliwia się pracodawcy naniesienie uwag. Zdarza się, że na skutek tych uwag inspektor zmienia swoje pierwotne stanowisko. Inspekcja pracy w III RP to jak jeż pozbawiony kolców.
Rząd również wyraził krytyczne stanowisko wobec tego projektu. Jego zdaniem niesienie obowiązku okazywania upoważnienia, doprowadzi do znacznego pogorszenia sytuacji prawnej przedsiębiorców.
Negatywne stanowisko rządu wyszło z Ministerstwa Rozwoju i Technologii, które stara się dopieszczać przedsiębiorców, nie zawsze słusznie. Minister Paszyk wciela się w rolę “dobrego wujka” pracodawców i blokuje zmiany w PIP, które zmierzają do odbiurokratyzowania kontroli.
Z drugiej strony jest resort pracy kierowany przez Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, która podejmuje wysiłki na rzecz wzmocnienia PIP i ograniczenia umów śmieciowych.
Stanowisko rządu nie przesądza o odrzuceniu ustawy Stowarzyszenia Inspektorów Pracy RP. Liczę, że ostatecznie zyska ona poparcie w Sejmie.
Gospodarka
Polityka społeczna
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej
Kodeks pracy
praca
pracownicy
prawa pracownicze
prawo pracy
wypadek w pracy
Dziennikarz OKO.press. Absolwent politologii na UAM oraz prawa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Publikował m.in. w “Gazecie Wyborczej”.
Dziennikarz OKO.press. Absolwent politologii na UAM oraz prawa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Publikował m.in. w “Gazecie Wyborczej”.
Komentarze