0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

„Chcemy, żeby zarobki nauczycieli były porównywalne do zarobków w gospodarce, żeby nauczyciele zarabiali na poziomie dobrze wykształconych profesjonalistów, którymi są” – tak konieczność zmiany sposobu obliczania nauczycielskich płac tłumaczył w Sejmie prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. W czwartek, 25 stycznia 2024 roku debaty doczekał się obywatelski projekt ustawy „Godne płace i wysoki prestiż nauczycieli”. W 2021 roku podpisało się pod nim ponad 250 tys. osób. Ale wówczas PiS zignorował głosy oświatowców, chowając projekt podwyżek dla nauczycieli na dwa i pół roku w sejmowej zamrażarce.

Nowa koalicja obiecała nowe otwarcie, ale już pierwsze debata pokazuje, że łatwo nie będzie.

Dla jednych sukces, dla innych rozczarowanie

Szczególnie że ZNP i koalicyjny rząd KO, Trzeciej Drogi i Lewicy podzieliła już pierwsza decyzja o przyznaniu 30 i 33 proc. podwyżki od średnich wynagrodzeń. W kampanii wyborczej Donald Tusk, podczas jednego z wieców w Tarnowie zadeklarował, że każdy nauczyciel będzie mógł liczyć na co najmniej 1500 zł od wynagrodzenia zasadniczego. I choć potem tego nie powtórzył, nauczycielom nie podoba się, że znów w debacie publicznej mówi się o średnich wynagrodzeniach, na które poza płacą zasadniczą składają się dodatki i praca ponadwymiarowa (powyżej 18-godzinnego pensum).

Nad sukcesem, którym nowy rząd chciał się chwalić, zawisło widmo rozczarowania. W OKO.press pisaliśmy, że „dowiezienie” obietnicy Tuska z Tarnowa kosztowałoby rząd dodatkowe 3 mld zł. Dziś do subwencji dosypano 14 785 mld zł. Kwota ogromna, ale wciąż cztery razy niższa niż koszty programu 800 plus.

Przeczytaj także:

ZNP chce jednak, żeby sposób wynagradzania nauczycieli był przejrzysty i wolny od politycznych decyzji. Podstawowym wskaźnikiem determinującym poziom zarobków miałaby być średnia w gospodarce narodowej.

Nauczyciel dyplomowany, na najwyższym stopniu awansu zawodowego, zarabiałby – według pomysłu ZNP – 155 proc. średniej w III kwartale poprzedniego roku. Gdyby zmiany weszły w życie w roku 2024, byłoby to 11 150 zł brutto, ponad 1 500 zł więcej niż po podwyżce Tuska. W obu przypadkach mowa tu wciąż o średnim wynagrodzeniu, a nie pensji zasadniczej.

Jeśli rządzący jednorazowe podwyżki dla nauczycieli 30 proc. nazywają ogromną, to propozycja ZNP byłaby prawdziwym przewrotem kopernikańskim. Pensje nauczycieli byłyby trwale konkurencyjne, a wiele szkół mogłoby przestać martwić się o wakaty. Tylko czy to w ogóle jest realne?

Nie polityk, ale sytuacja w gospodarce

Prezes ZNP, prezentując założenia projektu, nie uciekał od sporu z nowym rządem. Choć szczególnie go też nie zaogniał. „Od kilku dni toczy się ożywiona dyskusja dotycząca płac nauczycieli. Proszę zobaczyć, jak niewielkie są zarobki nauczyciela, skoro nawet 30 proc. wzrostu płac nie zapewnia podwyżki wynagrodzenia zasadniczego o 1500 zł” – mówił Sławomir Broniarz. „Ale z drugiej strony ta dyskusja pokazuje jak skomplikowany jest obecny system wynagradzania nauczycieli, nakreślony przez ministra Handkego w XX wieku” – dodał.

Broniarz tłumaczył, że w systemie wynagradzania brakuje dziś nie tylko przejrzystości, ale i skuteczności. „Nie chronił nauczycieli przed drastyczną pauperyzacją w czasach rekordowej inflacji. Nie zapobiegł dramatycznemu spłaszczeniu wynagrodzeń, a doprowadził niemal do zrównania z płacą minimalną. Dziś zarobki nauczycieli są niekonkurencyjne wobec innych grup zawodowych, a ich poziom lokuje nas na samym końcu Unii Europejskiej” – mówił prezes ZNP.

I podkreślał, że dla nauczyciela najważniejsze jest wynagrodzenie zasadnicze, którego nie różnicuje ani poziom zamożności gminy, ani liczba przyznawanych dodatków.

Do tej pory ZNP twierdziło, że średnie wynagrodzenia są tworem absolutnie fikcyjnym. Tym razem Broniarz przyznał, że znaczący udział w wynagrodzeniach w ostatnich latach mają godziny ponadwymiarowe, które wpływają na średnie zarobki. Dodał, że to jednak płaca za pracę dodatkową. "Widzimy jak absurdalny jest dziś ten model. Tego księgowego potworka powołano do życia po to, żeby gminy i powiaty mogłyby rozliczyć ministerstwo edukacji z subwencji. Ten konstrukt wywołuje tyle emocji i nieporozumień.

Minister pokazuje średnią, a nauczyciele paski z wypłatami.

Paski wstydu, pamiętacie, mieliśmy z tym do czynienia w ostatnich latach w sposób bardzo czytelny" – mówił Broniarz.

Prezes ZNP podkreślał, że dziś to od polityków zależy, czy wynagrodzenia nauczycieli wzrosną, czy nie. I dlatego potrzebny jest system, który nie będzie arbitralny, ale zobiektywizowany.

Obrotowy PiS

PiS w opozycji absolutnie zmienił front. Jeszcze niedawno rząd Mateusza Morawieckiego, a wcześniej Beaty Szydło, z trudem podejmował decyzje o wzroście wynagrodzeń, który zamortyzowałby chociaż wzrost inflacji, czy zapobiegał odklejeniu pensji nauczycieli od sytuacji na rynku. Za to związkowców konsekwentnie obrażał, zarzucając dezorganizację pracy szkół czy udział w politycznej agitacji.

Dziś stał murem za postulatami pracowniczymi ZNP.

Tomasz Zieliński, prezentując stanowisko klubu PiS, poparł pomysł, by rozwój gospodarczy procentował wzrostem nauczycielskich pensji. „Wiarygodność jest ważna w polityce. Na spotkaniu w Tarnowie Donald Tusk powiedział, że w ciągu pierwszych 100 dni nauczyciele dostaną podwyżki do zasadniczego o minimum 1500 zł. Niestety, po objęciu władzy wyszło jak zwykle. Nauczyciele zostali oszukani” – mówił Zieliński, punktując nowy rząd.

„Dzisiejszy projekt jest rozwiązaniem korzystnym dla środowiska oświatowego, klub PiS będzie głosował za jego uchwaleniem” – dodał.

KO trzyma się sukcesu, ale zapowiada prace

Nowa koalicja brnie w narrację o spełnionej obietnicy. Jakby wypowiedź Tuska z Tarnowa nigdy się nie wydarzyła. Taki błąd komunikacyjny można łatwo naprawić, ale trzeba o nim mówić otwarcie. Elżbieta Gapińska w imieniu klubu Koalicji Obywatelskiej powiedziała jednak wprost, że to, co rząd obiecał, to zrealizował.

„Podwyżka w kwocie co najmniej 1500 zł do średniego wynagrodzenia wynikającego z Karty Nauczyciela trafi na konta nauczycieli” – stwierdziła posłanka KO. Dodała, że to największa jednorazowa podwyżka, która znajduje swoje odbicie w ustawie budżetowej i subwencji. Według Gapińskiej ten ruch był niezbędny, żeby zatrzymać w zawodzie dobrych nauczycieli i przyciągnąć nowych. Inaczej szkole groziłaby zapaść kadrowa, szczególnie widoczna w dużych miastach, gdzie koszty utrzymania są dużo wyższe.

Gapińska podkreślała, że w związku z tym, że część zapisów z 2021 roku się zdezaktualizowała – zmieniły się stopnie awansu, a także wskaźniki – klub KO będzie rekomendował skierowanie projektu do pracy w komisji edukacji. „W dialogu z nauczycielami chcemy wypracować takie założenia, które będą do przyjęcia dla nas wszystkich. Myślę, że je znajdziemy” – mówiła posłanka KO.

Trzecia Droga o inwestycjach, Lewica o dialogu

Podobne stanowisko przedstawiali koalicjanci, ale w swoich wypowiedziach inaczej rozkładali akcenty.

Polska 2050 podkreślała, że inwestycje w oświatę się zwracają. „Przyznane podwyżki dla nauczycieli, 30 i 33 proc., rozpoczynają proces naprawy polskiej szkoły. Żadna inna grupa nie dostała tak natychmiastowych i tak wysokich podwyżek. Polska 2050 postuluje zwiększenie wydatków na oświatę do 6 proc. PKB. To start procesu inwestycyjnego” – mówiła posłanka Żaneta Cwalina-Śliwowska z klubu Polska 2050-Trzecia Droga.

„Nauczyciele czekali na takie podwyżki skandalicznie długo” – to głos Doroty Olko w imieniu Lewicy. „Były takie lata, że wzrost pensji wynosił dokładnie 0. Mam nadzieję, że mnożące się wakaty są wystarczająco jasnym sygnałem, że już nigdy więcej do mrożenia pensji na lata nie może dojść. Zastanówmy się wspólnie, jako ludzie, którzy rozumieją problemy polskiej szkoły, jak naprawić sytuację nie na chwilę, ale na stałe”.

Olko projekt ZNP nazwała mądrym, rozsądnym głosem, który „daje nadzieję, że nauczyciele, dzieci i rodzice przestaną się bać, czy w następnych wyborach, będą w grupie, którą się głaska, czy w grupie, na którą się pluje”.

Cytowała też wypowiedź ministry edukacji Barbary Nowackiej, w której ta deklarowała, że skończyły się czasy hejtu wobec nauczycieli. „To bardzo dobrze, ale jednocześnie smutne, jak bardzo nisko mamy zawieszoną poprzeczkę” – mówiła posłanka Razem. „Potraktowanie tego projektu serio będzie ważnym sygnałem, nadzieją na długofalową zmianę. Polska szkoła, nauczyciele od lat czekają na realny dialog społeczny. Nie ma lepszego sposobu niż praca nad obywatelskim projektem zgłoszonym przez ZNP. Czas, aby polska szkoła stała się przyjaznym, spokojnym miejscem pracy”.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze