Od morza do Tatr, od Odry po Bug, biedni, bogaci, ze wsi i miast, Polacy i Polki są zgodni co do jednego. Żyjemy w cieniu cierpień, jakich nie zna żaden inny naród. To poczucie niewyobrażalnej krzywdy rzutuje na politykę i społeczeństwo. Jak mówiła Maria Janion, "naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać". SONDAŻ OKO.PRESS
"Czy naprawdę żyć umiecie dopiero w klęsce?" - pytał prof. Timothy Garton Ash podczas wykładu o "chwalebnej rewolucji" 1989 roku. Czy dlatego Polska nie wytworzyła mitu wyborów czerwcowych i bezkrwawego upadku komunizmu?
Odpowiedzią mogą być wyniki sondażu, który wykonał dla nas IPSOS w lutym 2019. Spytaliśmy Polki i Polaków o to, czy
Aż 74 proc. badanych uważa, że naród polski wycierpiał więcej niż inne narody (a tylko 4 proc. jest pewne, że tak nie jest). Prawie nikt nie wybiera też "trudno powiedzieć", choć wydawałoby się, że trudno porównywać poziom cierpienia różnych narodów. Po prostu - trzy czwarte Polaków i Polek uważa, że wycierpieliśmy więcej niż Żydzi, Rosjanie, Białorusini, Syryjczycy, Khmerzy, Ormianie, Kongijczycy, Etiopczycy czy rdzenni Amerykanie. Holocaust, rzeź Ormian, Pola Śmierci Czerwonych Khmerów, masakra Tutsi w Rwandzie, wielki głód w Ukrainie i inne zbrodnie stalinowskie, los Kurdów czy Bośniaków - wszystkie te cierpienia nie dorównują naszym.
W tej martyrologii elektorat PiS bije na głowę wszystkie inne grupy, nawet narodowców spod znaku Kukiz'15 i zwolenników Ruchu Narodowego (patrz - dalej).
Rekordowo wysokie przekonanie o wyjątkowym cierpieniu Polaków, sięgające aż 82 proc. badanych, zanotowano w najstarszej grupie 60+. Tylko ludzie po 80. mogą pamiętać samą II wojnę światową, ale ci młodsi to pokolenie urodzone jeszcze w cieniu wojny. Część przeżyła stalinizm w dzieciństwie.
Najmniej "cierpiący" są ankietowani z przedziału 40-49 lat, czyli osoby, które w roku 89. miały od dziesięciu do dwudziestu lat. To pokolenie, które pamięta kryzys gospodarczy końca lat 80., ale dla którego przeżyciem pokoleniowym był upadek PRL i początek transformacji. Do tego dorosłe życie i kariery zaczynali w latach 90., które choć były trudne, to dawały duże możliwości awansu i zdobycia pozycji zawodowej na dopiero kształtującym się rynku. Dla tego pokolenia współczesna historia Polski to raczej historia sukcesu. Dlatego zdecydowanie chętniej głosują na partie antypisowskiej opozycji niż na PiS, który kontestuje dorobek III RP.
Logika każe nam się spodziewać, że z każdym młodszym pokoleniem spadać będzie odsetek przekonanych wyjątkowym cierpieniu. Dzieje się jednak inaczej. O kilka procent większe przekonanie o "polskiej krzywdzie" w dwóch najmłodszych grupach wiekowych, 18-29 lat i 30-39 lat, jest świadectwem tego, jak skuteczna jest w Polsce edukacja historyczna. Edukacja skupiająca się na konkretnej wersji historii, w której Polska jest niewinną ofiarą, męczennicą o wyjątkowym miejscu w losach Europy i świata.
Wykształcenie nieco odwraca trend cierpienia. Może dlatego, że osoby wykształcone dzięki swojej wiedzy mogą przyjąć szerszą perspektywę i bardziej krytyczną postawę. Nie jest to jednak szczególnie wyrazisty spadek, za światowego lidera w cierpieniu uważa nas 63 proc. osób po studiach w porównaniu z 76-80 proc. w pozostałych grupach wykształcenia.
Aż 79 proc. mieszkańców wsi przekonanych jest o wyjątkowym cierpieniu i doświadczeniu Polaków, co wiązać się może z mocniej rezonującą na wsi narracją polskiego Kościoła (o tym za chwilę). Im większy ośrodek, tym procent się zmniejsza. W miastach powyżej 500 tysięcy mieszkańców jest to już "tylko" 62 proc.
O komentarz do sondażu poprosiliśmy prof. Andrzeja Ledera, wybitnego filozofa kultury i psychoterapeutę, autora wnikliwych prac o polskiej mentalności (m.in. książki "Prześniona rewolucja"):
"Badanie pokazuje, jak bardzo dominująca jest dla Polaków opowieść – i tożsamość – martyrologiczna.
Zbudowana w okresie romantyzmu, opowiadająca dzieje »narodu szlacheckiego« i wyrastającej z niego inteligencji, wraz z upowszechnianiem się poczucia narodowego w drugiej połowie XIX wieku stała się opowieścią o krzywdzie »nas wszystkich«.
Co ciekawe, popularniejsza wśród mieszkańców wsi i słabiej wykształconych, pozwala wpisać osobiście przeżywane poczucie krzywdy w ogólnonarodową narrację. Dzisiaj dodatkowym, skrytym »dopalaczem« może być konkurencja z Żydami o miano najbardziej cierpiącej wspólnoty w historii. Ciekawe są te grupy, które mniej wpisują się w opowieść martyrologiczną. Jaką one mają tożsamość? Nie spodziewam się, niestety, że mogłaby to być opowieść emancypacyjna; o upodmiotowieniu Polaków od czasów wyzwolenia z pańszczyzny do dzisiejszego, zurbanizowanego i w miarę nowoczesnego społeczeństwa".
Jak przypomina prof. Leder, czas formowania się polskiej tożsamości narodowej przypadł na okres zaborów. Zatem na polskiej tożsamości piętno odbiły nieudane i tragiczne w skutkach powstania oraz rusyfikacja i germanizacja. To wtedy romantycy zaczęli rozwijać ideę polskiego mesjanizmu - przekonania o wyjątkowej pozycji Polski, która w wyniku pognębienia zyskuje wyższość moralną i ma do odegrania wyjątkową rolę w historii Europy.
Echa "mesjanizmu narodowego" słychać w nauczaniu Jana Pawła II:
"Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu. Nie sposób zrozumieć dziejów Polski od Stanisława na Skałce do Maksymiliana Kolbe w Oświęcimiu, jeśli się nie przyłoży do nich tego jeszcze jednego i tego podstawowego kryterium, któremu na imię Jezus Chrystus" - mówił papież podczas słynnej homilii wygłoszonej na placu Zwycięstwa w 1979 roku.
Zdaniem teologów Jan Paweł II nie uważał, że Polacy są "narodem wybranym". Byłoby to oczywiście niezgodne z nauką Kościoła. Jak jednak może odczytywać słowa papieża osoba, która nie zna się na niuansach teologicznych?
W tym samym kazaniu Jan Paweł II przecież mówi:
"Czyż przeto nawiązując do tych Chrystusowych słów, nie wolno nam wnosić zarazem, że Polska stała się w naszych czasach ziemią szczególnie odpowiedzialnego świadectwa? Ale, umiłowani rodacy - jeśli przyjąć to wszystko, co w tej chwili ośmieliłem się wypowiedzieć - jakżeż ogromne z tego rodzą się zadania i zobowiązania! Czy do nich naprawdę dorastamy?".
W narracji polskiego Kościoła wspólnota narodowa i religijna są ze sobą ściśle splecione w wymiarze historycznym i metafizycznym. W tej wizji Polska silna jest tylko wiarą katolicką i tradycją, Bóg (pod różnymi postaciami) miesza się w losy kraju, co jest z kolei nauką i przykładem dla całego świata. Podejmuje ją PiS, a Jarosław Kaczyński utożsamia polskość z katolicyzmem.
Taka wersja historii okazuje się zaskakująco popularna. Według sondażu OKO.press z września 2018 ponad połowa Polaków wierzy, że zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej zawdzięczamy interwencji Maryi. Aż 54 proc. badanych nie widziało też niczego złego w tym, że premier Mateusz Morawiecki zawierzył na Jasnej Górze Polskę Czarnej Madonnie. Wyniki szokują jeszcze bardziej w zestawieniu z badaniami, z których wynika, że mniejszy odsetek wierzy w zmartwychwstanie Jezusa (47 proc. w badaniu TNS), czy istnienie piekła i nieba (36 proc. w badaniu CBOS).
"Dziś obserwujemy oczywisty, centralnie planowany zwrot ku kulturze upadłego, epigońskiego romantyzmu - kanon stereotypów bogoojczyźnianych i Smoleńsk jako nowy mesjanistyczny mit mają scalać i koić skrzywdzonych i poniżonych przez poprzednią władzę" - pisała w 2016 roku Maria Janion, królowa polskiej humanistyki w liście przygotowanym na Kongres Kultury 2016. "Jakże niewydolny i szkodliwy jest dominujący w Polsce wzorzec martyrologiczny!
Powiem wprost – mesjanizm, a już zwłaszcza państwowo – klerykalna jego wersja jest przekleństwem, zgubą dla Polski. Szczerze nienawidzę naszego mesjanizmu".
W tym samym roku Antoni Macierewicz, wtedy jeszcze szef MON, przemawiał na dziedzińcu Muzeum Katyńskiego:
"Trzeba też przywołać tego wielkiego ducha Narodu Polskiego, który kazał nigdy się nie poddawać. Sprawił, że to niebywałe męczeństwo, którego nie sposób szukać na całym świecie – ta próba zagłady wielkiego europejskiego narodu przez zmowę dwóch potęg światowych i milczenie i zdradę własnych sojuszników – to wszystko zostało przezwyciężone mocą wielkiego ducha polskiego, mocą naszej tradycji narodowej, mocą naszej wiary, która kazała nigdy się nie poddawać i nie ustępować".
PiS jest niekwestionowanym liderem w graniu na sentymencie mesjanistycznym.
Elektorat PiS w przekonaniu o wyjątkowym cierpieniu Polaków bije na głowę nawet zwolenników Kukiz'15 i Ruchu Narodowego.
Partia rządząca buduje swą narrację o Polsce jako państwie i wspólnocie przy pomocy dialektyki poniżenia i wywyższenia: "Trzeba się dzisiaj pochylić i zastanowić, skąd ta niebywała siła w Narodzie Polskim, że mimo tak niebywałych klęsk, tak straszliwych ciosów, przetrwał te wszystkie czasy. Czasy nie tylko mordowania ciała, ale także czasy mordowania ducha polskiego, który mimo to zdołał się odrodzić, odbudować niepodległe państwo i – jak widzimy dzisiaj – także przywraca pamięć o swojej wielkości, godności i działaniu" - przemawiał Antoni Macierewicz.
W mesjanizmie doznanie klęski, czy nawet kompromitacji oznacza właśnie hartowanie ducha, moralną wyższość. Kiedy więc PiS przegrywa "1:27" wybory na przewodniczącego Rady Europejskiej i nawet elektorat Kaczyńskiego widzi, że to porażka, odpowiedzią władz jest ogłoszenie zwycięstwa a Beata Szydło mówi:
„Tak, 27 do 1. Jestem dumna z tego głosowania, ponieważ tak powinien zachować się polski premier”.
Tylko pozornie jest to tylko toporny chwyt propagandowy, jest w tym coś więcej - symptom zdradzający formację duchową. Tu nie działają reguły skuteczności, efektywności, a cele nie są utylitarne. Wszystko jest przewartościowane.
W ten sam sposób prawica patrzy na rok 1989. Z racjonalnego punktu widzenia dokonało się coś wspaniałego - udało się dokonać historycznego zwrotu bez ofiar w ludziach. Ale w świecie myślenia mesjanistycznego zabrakło cierpienia, rytualnego upuszczania krwi.
Aksamitna, chwalebna rewolucja nie mieści się w schemacie wielkiego boju, ofiary i odkupienia.
Stąd na prawicy przeświadczenie o zmowie, zgniłym kompromisie. Nawiązywał do tego Andrzej Duda: "Nie ma dzisiaj dziesiątek, setek czy tysięcy krzyży nad mogiłami młodych ludzi, którzy, tak jak ja, wtedy mieli po 17, 18 lat, i którzy być może byliby gotowi walczyć o wolną Polskę z bronią w ręku. Płacimy za to jednak cenę i wszyscy mamy tego świadomość".
Martyrologia polska objawia się nie tylko w fantazjach o przelewaniu krwi na chwałę narodu w historycznych momentach. Zdaniem Marii Janion determinuje ona wiele innych sfer życia społecznego:
"Naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać. Stąd płyną szokujące sadystyczne fantazje o zmuszaniu kobiet do rodzenia półmartwych dzieci, stąd rycie w grobach ofiar katastrofy lotniczej, zamach na zabytki przyrody, a nawet - proszę się nie zdziwić - uparte kultywowanie energetyki węglowej, zasnuwającej miasta dymem i grożącej nadchodzącą zapaścią cywilizacyjną".
Ale przekonanie o "największym męczeństwie Narodu Polskiego" (cyt. za Antonim Macierewiczem) jest narzędziem politycznym, który prawica próbuje wykorzystywać między innymi w polityce zagranicznej. Propagandową podstawą wściekłego kursu antyniemieckiego PiS-u jest oczywiście II wojna światowa. Ale odwołanie do powojennych cierpień jej bohaterów znajduje nieoczekiwane, całkowicie absurdalne zastosowanie także w obronie zamachu na sądy. W końcu premier Mateusz Morawiecki mówi, że reforma sądowa była potrzebna, bo sędziowie "wydawali wyroki śmierci na polskich bohaterów".
Na przekonaniu o pognębieniu i katowaniu polska prawica opiera też narrację o samej sobie. Stąd właśnie płynące z pisowskiego serca słowa Piotr Glińskiego: "mamy być traktowani jak Żydzi przez Goebbelsa". W ten sam sposób katolicy w Polsce i w innych krajach, w których są grupą dominującą religijnie, promują opowieść o tym, że są w rzeczywistości się ich prześladuje.
Największym konkurencją w cierpieniu Narodu Polskiego są oczywiście Żydzi. Jak ujął to Paweł Lisicki w swojej książce “Krew na naszych rękach?” - “sakralizacja Holokaustu zaciera pamięć o niezliczonych polskich ofiarach II wojny światowej”. Politycy prawicy podjęli wyścig w cierpieniu.
Nic dziwnego, że w prawicowych mediach, które są, delikatnie mówiąc, judeosceptyczne, karierę robi niejaki Jonny Daniels, który swobodnie porusza się po salonach władzy. Daniels mówi w końcu: “My, Żydzi, musimy uznać polskie cierpienie, a Polacy muszą zrozumieć, że dla Żydów te rany są nadal bardzo rozległe i bolesne. Nasze narody odczuwają ten ból, tak jakby wojna skończyła się wczoraj. Musimy okazywać empatię i wzajemne zrozumienie”.
Ale wzajemne zrozumienie to za mało. Mateusz Morawiecki zapowiada:
„Nasza polityka będzie zawsze w interesie Polski, czyli w interesie prawdy historycznej. To znaczy, że my tu byliśmy najbardziej mordowanymi ofiarami w czasie II wojny światowej.
I nigdy się nie zgodzimy na jakiekolwiek wypłaty dla kogokolwiek z tego powodu, jakiekolwiek odszkodowania".
"Niemcy karali Polaków, i to ostrzej niż Żydów. A co jest gorsze od kary śmierci? Śmierć rodziny" - głosi tytuł wywiadu na Tygodniku TVP.
Ta "zazdrość" o pozycję największej ofiary ma jednak poważniejsze konsekwencje. Narracja o największej ofierze Polaków wymusza uznanie ich absolutnej niewinności. Słynne słowa Anny Zalewskiej o Jedwabnem - „ta dramatyczna sytuacja jest kontrowersyjna”, czy o pogromie kieleckim - „różne były zawiłości historyczne” niekoniecznie są przykładem nieuctwa.
Ofiara - katem?! To się nie mieści w głowie. Tego się nie da nawet pomyśleć.
Sondaż IPSOS dla OKO.press 14-16 lutego 2019, metodą CATI (telefonicznie), na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1004 osób.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze