Miliony Polek i Polaków (51 proc.) wierzą w boską ingerencję w 1920. Nie uczymy się o tym w szkole, ale słyszymy od proboszcza, biskupa i prezydenta. W cud wierzy 77 proc. wyborców PiS i 0 (!) wyborców Razem. OKO.press analizuje sondaż i zastanawia się, czemu w kaplicy sejmowej odbywają się nabożeństwa w intencji deszczu i czy Maryja jest dobrą menedżerką
"Tutaj, nad przedpolach Warszawy, 98 lat temu zdarzył się Cud nad Wisła (pauza). Owszem. Z całą pewnością był tam na pewno element cudu".
Interwencja "Pana Boga i Matki Najświętszej, która wsparła swoich chłopców, swoje dzieci, żeby mogli się obronić przed sowiecką czerwoną nawałą (...) to jeden z elementów sukcesu. Drugim był geniusz dowódców, męstwo żołnierzy, ich umiejętności".
Tymi słowami Prezydent RP inaugurował 15 sierpnia 2018 Wielką Defiladę Niepodległości. OKO.press uznaje za stosowne przypomnieć, co mówi polska konstytucja:
„Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. (Art. 25 ust. 2)
Rok wcześniej prezydent wygłosił jeszcze trzymającą się ziemi przemowę, w której jako czynnik sprawczy zwycięstwa nad armią bolszewicką wymienił
nie bezpośrednie wstawiennictwo Maryi, lecz przeświadczenie żołnierzy o jej nadprzyrodzonej opiece.
Skoro prezydent Polski z taką pewnością przesądza o boskiej interwencji podczas Bitwy Warszawskiej, w sierpniowym sondażu OKO.press postanowiliśmy spytać o zdanie pozostałych Polaków i Polki.
Jak widać, 51 proc. ankietowanych z mniejszą lub większą pewnością uznaje, że Pan Bóg i Matka Boska przyczynili się do zwycięstwa polskiego wojska. Zgadzają się z Andrzejem Dudą. W uszach 42 proc. ankietowanych deklarujących "zdecydowanie nie" i "raczej nie" credo Prezydenta musiało zabrzmieć co najmniej dziwnie.
Wyraźna jest przewaga wiary w cuda kobiet (57 proc.) nad mężczyznami (44 proc.), co potwierdza ich wyższą religijność.
Skłonność do wiary w cuda jest powiązana z wykształceniem. Zaskoczeń nie było - w grupie osób z wykształceniem podstawowym i gimnazjalnym z prezydentem zgadza się aż 66 proc. badanych. Wątpi w boską interwencję zaledwie 26 proc.. Proporcje te jednak odwracają się stopniowo wraz ze wzrostem wykształcenia. Wśród osób, które skończyły studia wyższe w cud wierzy już tylko 34 proc., przeciw jest 60 proc.
To znany schemat: im więcej edukacji - tym bardziej odczarowana wizja świata.
Kolejny wykres wygląda jak model z podręcznika socjologii. W cud wierzy 60 proc. badanych na wsiach, dwa razy mniej w miastach powyżej 500 tysięcy mieszkańców. Taki wynik skorelowany jest oczywiście z poziomem wykształcenia, ale również z siłą wpływu Kościoła.
PiS zdaje się wyciągać wnioski z takich badań. Wiedzą, że poziom wiary w cuda w społeczeństwie jest wysoki, na wsiach zaś jeszcze wyższy. Więc gdy kierują przekaz do wsi - odwołują się do ludowych wierzeń.
PiS lubi zawierzać Maryi Polskę i niektóre sektory gospodarki. Status kultowy ma również sejmowa "modlitwa o deszcz" z 2006 roku, czyli z czasów poprzednich rządów PiS. Chodziło o suszę, która dotknęła rolników. Nabożeństwo zamówione przez posłów PiS odbyło się w sejmowej kaplicy. Gdy odczytano komunikat, na sali obrad rozległ się gromki śmiech. Poseł sprawozdawca pytał, czy to żart. Ówczesny Marszałek Sejmu Marek Jurek apelował wtedy o "odrobinę kultury" i narzekał, że "kpina z liturgii razi bardzo wielu posłów".
Pewnym nawiązaniem do tamtego wydarzenia mogły być słowa Mateusza Morawieckiego, który podczas konwencji PiS w Sandomierzu 19 sierpnia opowiadał ze wzruszeniem o polskich rolnikach:
"Ściskałem ich spracowane ręce. Nauczyłem się modlić o deszcz".
Na wsi słowa PiS o deszczu nie wywołają salw śmiechu, które by ich czekały, gdyby próbowali w Warszawie modlitwą przegonić smog.
Aż 66 proc. osób powyżej 60 roku życia wierzy w interwencję Maryi nad Wisła. To nie dziwi - starsze osoby częściej deklarują przywiązanie do religii. Drugi wynik, 63 proc, należy do osób z przedziału wiekowego 50-59 lat. Podium zamykają najmłodsi badani z wynikiem 46 proc. Z jednej strony to zaskakuje, z drugiej - polska młodzież okazuje się w wielu badaniach być równie albo bardziej konserwatywna, niż swoi dziadkowie. Po 24 roku życia następuje gwałtowne tąpnięcie w wierze. Co może być zatem przyczyną tej ogromnej wiary młodych?
Najprostszą intuicją tłumaczącą, skąd tak wysoki odsetek wierzących w cud wśród najmłodszej grupy wiekowej jest obarczenie podstawy programowej z historii. Spytaliśmy o to doktora Jakuba Lorenca, nauczyciela historii w Monnet International School, badacza edukacji historycznej, współautora doklasy.pl:
"Znane mi podręczniki szkolne przedstawiają Bitwę warszawską w sposób zgodny z podejściem naukowym, a więc nie wyjaśniają wyników bitwy w kategoriach nadprzyrodzonych. Co więcej, wiele tytułów wskazuje na pochodzenie określenia "cud nad Wisłą" ukutego przez przeciwników Piłsudskiego w celu pomniejszenia jego zasług w tym zwycięstwie (skoro cud - to nie zasługa Piłsudskiego). Jednocześnie jednak zazwyczaj wspomina się o licznych nabożeństwach w intencji zwycięstwa. Mimo tego nie posunąłbym się do twierdzenia, że podręczniki sprzyjają przekonaniu o cudownej interwencji" - twierdzi Lorenc. Zaznacza jednak, że choć nie można wyników sondażu przypisać narracji podręcznikowej, to nie jesteśmy w stanie skontrolować narracji nauczyciela na lekcji.
Może to być też zatem skorelowane z studiami. Podobny spadek wiary występuje w końcu między grupami ze średnim wykształceniem, a grupą z wykształceniem wyższym. Osoby w wieku 18-24 lata uczęszczają jeszcze do szkół średnich albo ich stosunkowo świeżymi absolwentami. A w szkołach religijny obraz świata nawet nie sączy się, ale leje szerokim strumieniem - bezpośrednio przez lekcje religii, przez szkolne akademie, przez rekolekcje, lektury romantyczne, wychowanie do patriotyzmu, który w Polsce powiązany jest z ściśle z katolicyzmem.
Miejscem, gdzie narracja o cudzie nie jest niczym kontrowersyjnym jest oczywiście Kościół Katolicki. 15 sierpnia to święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ale hierarchowie chętnie nawiązują do wydarzeń z 1920 roku. W Ludźmierzu arcybiskup Marek Jędraszewski w kwiecisty sposób dziękował Matce Boskiej:
"Chcemy także dziękować Jej za ciągłą opiekę nad nami, opiekę, która tak przemożnie ukazała się w roku 1920, właśnie 15 sierpnia, kiedy pod Warszawą ateistyczne wojska bolszewickie zostały odparte sprzed pól naszej stolicy. Ocalała Warszawa. Ocalała Polska. Ocalała Europa, a myśmy wtedy i dzisiaj mogli wysławiać Tę, która została przez Boga dana nam ku naszej obronie. Niech nas broni, niech nas wspomaga, Ona – Śliczny Kwiat, Ona – Najpiękniejsze Dzieło Bożej Miłości, Ona – Wniebowzięta".
Metropolita częstochowski, arcybiskup Wacław Depo podczas kazania na Jasnej Górze postawił sprawę jeszcze jaśniej i zganił niedowiarków słowami:
„Nie wszyscy chcą uznać, że ten dzień i następujące po nim wydarzenia, były cudem czynu militarnego za sprawą Maryi Zwycięskiej i cudem jedności Polaków broniących po wielu latach zaborów odzyskanej Ojczyzny (...)
Dzisiaj chodzi o zwycięstwo moralne prawdy i miłości, a w takim zwycięstwie nie ma wygranych i pokonanych, chyba, że ktoś czuje się pokonamy poprzez prawdę i miłość do Ojczyzny i jej dziejów".
Paralele między zwycięstwami militarnymi i moralnymi są specjalnością duchowych przywódców. Kościół, który w teorii jest ponadnarodową wspólnotą wiernych (a zatem, również w teorii, promuje niesławny kosmopolityzm!) w Polsce staje jest raczej religią narodowego partykularyzmu.
Sławoj Leszek Głódź wyraźnie zaprezentował to w homilii 15 sierpnia:
"Każde nowe polskie pokolenie musi dobrze przerobić lekcję historycznej pamięci. Przyswoić i zrozumieć jej wartość. Rozpoznać istotne cechy naszej historycznej i kulturowej tożsamości. A są nimi: Miłość ojczyzny. Wierność chrześcijańskiej tradycji. Poczucie wartości naszej dziejowej drogi.
Mamy świadomość własnej wartości. Także narodową dumę. Nie wynika w najmniejszym stopniu z pewnej siebie megalomanii. Nie stanowi tylko prostej odpowiedzi na pedagogikę wstydu, którą próbowano przerabiać na tkance najnowszej historii.
Wynika z realizmu. Z rozpoznania naszej narodowej tożsamości. Ze świadomości, że jest wsparta o świat Bożych wartości. Dla naszej polskiej drogi nie potrzebujemy liberalnych korepetytorów".
Gdy w Nowym Testamencie czytamy
"Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie" - polski kościół proponuje wizję, w której nauka Jezusa jest podstawą budowania dumy narodowej. Miłość do Ojczyzny płynie więc z miłości do Boga. I na odwrót.
Osoby o liberalnym, laickim światopoglądzie są wprost wykluczone z kręgu prawdziwych patriotów.
Z tegorocznej homilii innego kościelnego dostojnika wynika wręcz, że z kręgu patriotów wykluczeni są nie tylko liberałowie, ale wszyscy krytycy Prawa i Sprawiedliwości. Były prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Gerhard Müller przemawiał podczas uroczystości w Wigrach:
"Unia Europejska powinna brać przykład z Polski, bo dzięki takim krajom jak Polska Unia się rozwija. Polska nie musi dać się pouczać politykom z Brukseli, ze Strasburga co oznacza demokracja i wolność.
Należy się szacunek polskim władzom, które zostały wybrane demokratycznie w imieniu całego kraju".
Są oczywiście krytycy zbliżenia między Kościołem a Prawem i Sprawiedliwością. W listopadzie 2017 roku biskup Pieronek ostrzegał:
"Mam wielką obawę, że w Polsce duchowieństwo i biskupi, jak gdyby zmierzali do tego, żeby pozbawić Kościół katolicki tej cechy powszechności. Dążą do tworzenia Kościoła partyjnego, to jest wielki dramat, który jest chyba największym niebezpieczeństwem dla Kościoła".
Ale głosów tych nie ma wiele. O sojuszu tronu z ołtarzem w Polsce ostatnich trzech lat można by napisać książkę. Ostatni spektakularny przykład tego porozumienia miał miejsce 31 sierpnia. Z okazji 38. rocznicy Porozumień Sierpniowych w bazylice św. Brygidy w Gdańsku odbyła się uroczysta msza. Podczas nabożeństwa głos zabrał prezydent Andrzej Duda, pomstując w swojej "homilii" na komunistów w Sądzie Najwyższym, a arcybiskup Sławoj Leszek Głódź dziękował Jackowi Kurskiemu za świetną pracę w TVP i wręczył Pierścień "Inki".
Przekonanie o nierozerwalności katolicyzmu i patriotyzmu znaleźć możemy w programie wyborczym PiS. Partia przypisuje religii katolickiej kluczową rolę w polskiej historii i tożsamości.
„Nauka Kościoła katolickiego, polska tradycja i polski patriotyzm silnie się ze sobą połączyły budując tożsamość polityczną narodu (...)
W naszych dziejach Kościół odegrał i odgrywa specyficzną rolę, odmienną niż w historii innych narodów. Była ona nie tylko narodotwórcza i cywilizacyjna, ale także ochronna – wtedy, gdy Kościół już w średniowieczu odparł obce próby sprawowania władzy, następnie spośród duchowieństwa wyrośli pierwsi autorzy wzywający do naprawy Rzeczypospolitej. W skrajnie niesprzyjających okolicznościach czasu zaborów, podobnie jak w PRL, Kościół był ostoją polskości, pełnił rolę zastępczą wobec nieistniejącego suwerennego państwa".
Te wyjątkowe zasługi Kościoła sprawiają, że należy mu się szczególna ochrona. Bez niego bowiem załamie się konstrukcja polskiej tożsamości:
"Kościół jest po dziś dzień dzierżycielem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm.
Z tych powodów specyficzny status Kościoła katolickiego w naszym życiu narodowym i państwowym jest wyjątkowo ważny; chcemy go podtrzymać i uważamy, że próby niszczenia i niesprawiedliwego atakowania Kościoła są groźne dla kształtu życia społecznego”.
Wyborcy wierzący, wyborczy wątpiący
Nie jest zatem szokujące, że największy odsetek osób przekonanych o boskiej interwencji 15 sierpnia 1920 roku jest wśród elektoratu Prawa i Sprawiedliwości.
Przekonanie o pomocy Maryi i Boga w wygraniu bitwy przedstawiają się następująco wśród wyborców poszczególnych partii:
W dużej mierze wyniki pokrywają się z charakterystyką elektoratów partii (zobacz: omówienia poparcia). PiS, którego podstawą elektoratu są wsie, mniejsze miejscowości i osoby z niższym wykształceniem przoduje również w rankingu wiary w cud nad Wisłą. Na przeciwnym biegunie znajdują się wyborcy partii Razem (0 proc.), w której elektoracie przeważają wykształceni z dużych aglomeracji. Oczywiście trzeba zaznaczyć, że ze względu na jej niskie poparcie w sondażu IPSOS (3 proc.) próba była niewielka, zatem niewykluczone, że gdzieś w Polsce jednak żyją wyborcy Razem, którzy wierzą w cuda.
Zaskakujący jest wysoki wynik (powyżej średniej ogólnopolskiej) wśród wyborców partii Wolność/Korwin. Formacja nie jest kojarzona z klerykalizmem, powiązaniami z Kościołem. Jej elektorat składa się jednak przede wszystkim z ludzi młodych (przedział 18 - 24), ze wsi i mniejszych miejscowości, o niższych dochodach oraz średnim i niskim wykształceniu. We wszystkich tych grupach procent wiary w cuda był wysoki.
Ciekawie wiara w cuda rozkłada się też, gdy spojrzeć na deklaracje poglądów. Najbardziej przekonane o interwencji są osoby o poglądach prawicowych (74 proc.), ale wszystkie pozostałe cztery opcje są już poniżej średniej. To zakrzywienie wynika z tego , że aż 43 proc. Polaków i Polek deklaruje prawicowe poglądy.
Najbardziej sceptyczne wobec cudu są osoby o zapatrywaniach centrolewicowych, a nie lewicowych. To odwrócenie tendencji bierze się z faktu, że centrolewicą określają się wyborcy Nowoczesnej i Roberta Biedronia, a także PO. Elektorat lewicowy to Razem, ale zdominowany przez bardziej konserwatywnych wyborców SLD.
Bitwa Warszawska nie jest oczywiście jedynym momentem, w którym według tradycji katolickiej Maryja bezpośrednio zaingerowała w bieg historii. Interpretacją takich zaszłości zajmuje się mariologia - dział teologii poświęcony Matce Boskiej
Z mariologii można się doktoryzować na wydziale teologicznym państwowej uczelni - Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Kierownikiem Katedry Mariologii, a zarazem byłym prezesem Polskiego Towarzystwa Mariologicznego (do którego należy również m.in. wspominany już arcybiskup Depo), jest ks. prof. Grzegorz Bartosik. Na stronie Towarzystwa przeczytać można rozprawę księdza Bartosika "Maryja - Obrończyni wiary", w której szczegółowo opisany jest militarny aspekt kultu maryjnego.
Chrześcijanie od wieków przyzywali wstawiennictwa i opieki Maryi. Z jednej strony obrona ta miała wymiar duchowy i dotyczyła na przykład czystości doktryny, z drugiej - miała odeprzeć całkiem realne niebezpieczeństwa, czyli zbrojne ataki na kraje chrześcijańskie, a zwłaszcza katolickie.
Historycznie te zagrożenia dzielą się na: pogańskie, muzułmańskie, protestanckie, komunistyczno-ateistyczne i, nazwijmy je umownie, ponowoczesno-ateistyczne.
Profesor Bartosik wymienia najważniejsze przykłady:
Jak w takiej pespektywie dokładnie wygląda cudowna interwencja można przekonać się w wywiadzie, jakiego w 2017 roku Gazecie Prawnej udzielił na temat Bitwy Warszawskiej Wincenty Łaszewski - teolog, badacz antropologii mariologii. Łaszewski powołuje się na XIX-wieczne objawienie, z którego wynikało, że Polska odzyska niepodległość, ale chwilę później stanie w obliczu zagrożenia. Niebezpieczeństwo oddali od Polski jednak właśnie Matka Boska.
Zdaniem badacza okoliczności Bitwy Warszawskiej miały dwa wymiary: świecki i duchowy, które były przeciwstawne. "Warszawa świecka" bezpośrednio przed atakiem zamiast zaangażować się w ratowanie ojczyzny - mnóstwo ludzi "wybrało zabawy, trwonienie środków i wykorzystywanie tragedii w celu bardzo szybkiego bogacenia się kosztem tych, którzy uciekając przed nadciągającymi Sowietami, za niewielką kwotę wyprzedawali majątki, meble, wszystko co mieli".
Z drugiej strony aspekt duchowo - polityczny. Episkopat nawoływał do czynów bohaterskich, zbiórek na wojsko, a przede wszystkim wzmożonej modlitwy. Ich punktem kulminacyjnym był 7 i 8 sierpnia. Teolog opisuje przebieg wydarzeń następująco:
"To był początek Wielkiej Nowenny Błagalnej, która kończyła się właśnie 15 sierpnia. Wtedy wszystkie kościoły Warszawy całodobowo miały wystawiony Najświętszy Sakrament.
Drugi wysiłek jest taki, że razem z rządem, z Piłsudskim, Episkopat Polski z wiernymi raz jeszcze poświęcił Ojczyznę Najświętszemu Sercu Pana Jezusa.
Po trzecie, w Częstochowie i w innych miejscach, Polskę ofiarowano Maryi Królowej Polski. Czy możemy sobie to wyobrazić?
Czterdzieści tysięcy ludzi leży krzyżem, na błoniach pod jasnogórskim klasztorem, błagając o wybawienie dla Polski, w sytuacji, tak po ludzku rzecz nazywając, beznadziejnej.
Tak oto zeszły się trzy wysiłki, które sprawiły cud: Najświętszy Sakrament, Najświętsze Serce Pana Jezusa i nasza najpiękniejsza Królowa Polski".
Odparliśmy Szwedów, odparliśmy bolszewików, ale walka się nie skończyła. Przed zagrożeniami duchowymi i pokusami współczesnego świata ostrzegają wszyscy biskupi, a wierni organizują oddolne inicjatywy. Jedną z nich jest powstała w 2011 roku Krucjata Różańcowa za Ojczyznę. Na ich stronie czytamy:
"Jesteśmy świadkami niewydolności państwa i wymiaru sprawiedliwości, korupcji, olbrzymiego zadłużenia, zapaści demograficznej, coraz większej liczby rozbitych rodzin, czy wreszcie całkowitego rozkładu moralnego".
Remedium na to jest pokuta narodowa i modlitwa. "Weźmy przykład z Węgrów. Przemiany, które podziwiamy w ich ojczyźnie nie wydarzyły się same z siebie. Oni je sobie wymodlili" - deklarowali uczestnicy w 2012 roku.
Inspiracją i duchowym przywódcą Krucjaty jest kardynał August Hlond, którego "Dzienniki" cytują przy każdej okazji. Codziennie, we wszystkich kościołach ma być odmawiany różaniec, albowiem:
„Polska to naród wybrany przez Boga do wielkiego posłannictwa, dlatego oczyści go Bóg przez cierpienie. Bóg ześle Polsce pomoc swoją z tej strony, z której się nikt nie spodziewał.
Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie zwycięstwem błogosławionej Maryi Dziewicy. Z różańcem w ręku módlcie się więc o zwycięstwo Matki Najświętszej! Polska jest bowiem narodem wybranym Najświętszej Maryi Panny. Polska nie zwycięży bronią, ale modlitwą, pokutą, wielką miłością bliźniego i Różańcem".
Deklarację udziału w krucjacie, czyli codziennej modlitwie, złożyło do tej pory 127 tysięcy osób. Od czasu do czasu organizowane są również msze i marsze Krucjaty. Na przykład takie jak marsz 7 maja 2016 - Stop Targowicy, który był głosem sprzeciwu wobec "ataków na Ojczyznę i przyzywania obcej przemocy, instytucji i rządów".
Ale to nie Krucjata Różańcowa była największą modlitewną ogólnopolską inicjatywą ostatnich lat, a może nawet dziesięcioleci.
W akcji "Różaniec do granic" 7 października 2017 roku wzięło udział ponad milion osób.
W tym samym czasie modliły się w miejscowościach położonych, jak wskazuje sama nazwa, wokół granic Polski. Wydarzenie organizowane było oddolnie, ale z poparciem Episkopatu. Ogólną intencją był, jak deklarowali inicjatorzy, pokój.
Pojawiły się oczywiście komentarze o tym, że ta modlitwa "wzdłuż granic", jest w rzeczywistości o "ochronę granic" - modlitwą antyuchodźczą. Odbywała się w końcu w czasie kryzysu uchodźczego, a do tego dokładnie w dniu rocznicy bitwy pod Lepanto, w której - dzięki modlitwie różańcowej - wojska chrześcijańskie rozgromiły wojska tureckie.
Episkopat zarzuty dementował, ale wiarygodności tym słowom nie dodaje sama postawa Episkopatu w kwestii uchodźców, która jest, delikatnie mówiąc, niejednoznaczna. Z jednej strony biskup Ryś nawołuje, by "myśleć o nich w kategoriach Jezusowych", z drugiej biskup Zawitkowski deklaruje: "Nie będzie uchodźca rządził w moim domu, bo przysięgałem, że »Twierdzą nam będzie każdy próg, tak nam dopomóż Bóg!«".
Matka Boska jest królową Polski od 1656 roku, kiedy to król Jan Kazimierz złożył odpowiednie śluby podczas potopu szwedzkiego. Najazd protestantów odparliśmy, ale i tak przez te ostatnie 350 lat historia doświadczała nas boleśnie. Postawić można tu klasyczne pytanie teodycei: skąd tyle zła, skoro króluje Maryja? (pełni ona również funkcję menedżera Siemianowic Śląskich - zdaniem prezydenta miasta). Dodatkowo rozważyć trzeba, czy skoro czasem "z pewnością" (cyt. za Andrzejem Dudą) interweniuje, jak w przypadku wygranej Bitwy Warszawskiej, to czy porażki militarne Polaków wynikają z braku jej działania, czy również celowej ingerencji?
Do ekstremum (a tak naprawdę do logicznych konsekwencji) tę wiarę w nadprzyrodzoną pieczę nad historią i militaryzmem doprowadził na łamach portalu fronda.pl Mirosław Salwowski w tekście "Czy Powstanie było karą za grzechy?". Ultrakonserwatywny publicysta i bloger odpowiada na to pytanie twierdząco. Rozważa również, czy oznacza to, że "Hitler był sługą bożym". Salwowski studzi emocje, pisząc:
"Z pewnością Bóg nie chciał, by w czasie Powstania Warszawskiego kobiety były gwałcone przez SS-manów, a małe dzieci zabijane z zimną krwią przez strzał w głowę. Wszechmogący pozwolił jednak na te złe działania, by pokazać nam, że zło rodzi zło".
Z tekstu Salwowskiego można się śmiać, ale czy nie do takich właśnie aporii intelektualno-teologicznych prowadzi przypisywanie sobie przez narody szczególnej opieki ze strony bóstw? W końcu "Gott mit uns" było dewizą Królestwa Prus, gdy dochodziło do rozbiorów Polski, a także dewizą Wermachtu w momencie pacyfikacji Powstania Warszawskiego.
Sondaż IPSOS dla OKO.press 17-20 sierpnia 2018, metodą CATI (telefonicznie), na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1023 osób.
Kościół
Andrzej Duda
Abp Sławoj Leszek Głódź
Marek Jędraszewski
Mateusz Morawiecki
historia
świeckie państwo
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze