PiS wprowadził szereg ułatwień dla swojego elektoratu i utrudnień dla Polaków za granicą – ci głosują głównie na opozycję. Istnieje poważne ryzyko, że oddane przez Polonię głosy przepadną. Prawnicy: jeśli tak się stanie, to nie będą równe wybory
To naruszenie Konstytucji, które nie wpłynie na wynik wyborów, a jeśli już to minimalnie. Wszystkie głosy z zagranicy doliczane są do głosowania w Warszawie. Ale przyjete rozwiązania utrudniają korzystanie obywateli i obywatelek Polski z konstytucyjnego prawa do udziału w głosowaniu (art. 62), a jest to prawo fundamentalne. Konstytucja nie uzależnia prawa wyborczego od tego, gdzie znajduje się wyborca.
W 2015 roku to PiS wygrał za granicą i to miażdżąco – uzyskał 33,6 proc. głosów – prawie dwa razy więcej niż PO.
Na zdjęciu u góry – kolejka do głosowania Polaków w Londynie w 2010 rok. Fot. Leon Neal / AFP
Na Koalicję Obywatelską głosowało aż 38,95 proc., zaś na partię Kaczyńskiego 24,85 proc. Co istotne te wybory przyciągnęły aż o 80 proc. więcej Polaków, niż cztery lata wcześniej. Zadziałała potężna mobilizacja elektoratu opozycji. Jeszcze wyższa była w II turze wyborów prezydenckich w 2020 roku – wówczas już za granicą zagłosowało ponad 418 tys. osób. Efekty? Poza Polską Andrzej Duda przegrał z kretesem – na Rafała Trzaskowskiego głosowało prawie 74 proc. Polaków za granicą.
Tegoroczne wybory parlamentarne budzą jeszcze większe emocje – mają być najistotniejsze od 1989 roku. Polonia jeszcze bardziej się mobilizuje.
Czy dlatego PiS wprowadził dla nich duże utrudnienia?
Zgłoszenia na wybory można dokonać jedynie na piśmie „utrwalonym w postaci papierowej opatrzonym własnoręcznym podpisem albo przy użyciu usługi elektronicznej udostępnionej” przez ministra spraw zagranicznych lub na adres e-maila konsula. To pismo ma być „jako odwzorowanie cyfrowe wniosku opatrzonego własnoręcznym podpisem”. Przekładając na język zrozumiały: wniosek można złożyć przy użyciu systemu e-Wybory; wysłać lub zanieść wniosek papierowy z własnoręcznym podpisem, lub jego skan wysłać na e-mail konsulatu/ambasady. Ale nie można zgłoszenia dokonać ani osobiście, ani ustnie, ani telefonicznie, telegraficznie czy telefaksem.
„Polonia obawia się, że jeżeli powtórzy się awaria systemu e-wybory, co miało miejsce przed wyborami prezydenckimi 2020, może dojść do znaczącego ograniczenia realizacji prawa udziału w wyborach” – pisze dr hab. Aldona Domańska i Magdalena Wrzalik w „Analizie nowelizacji kodeksu wyborczego” przygotowanego w Fundacji Batory. Ta instytucja przewiduje, że te ograniczenia zmniejszą liczbę Polaków biorących udział w tych wyborach za granicą.
Polacy za granicą wciąż nie mogą się zapisać na wybory i nie wiadomo kiedy to nastąpi, choć wiadomo, że nie później niż 25 września. Zgłoszenia zamykają się 5 dni przed wyborami – 10 października. Być może więc Polonia będzie miała jedynie dwa tygodnie na zarejestrowanie się. A im mniej czasu, tym mniej osób się zarejestruje. Bo zapisy wyborców polonijnych ruszą dopiero po publikacji rozporządzenia Ministerstwa Spraw Zagranicznych z listą obwodowych komisji wyborczych.
Mimo nacisków Polonii i członków opozycji o szybką publikację tychże, projekt tegoż przez długie tygodnie się nie pojawiał.
„Ta to zaopiniuje ewentualnie to zaakceptuje. Wtedy będzie wiadomo kiedy zostanie rozporządzenie skierowane do publikacji” wyjaśnia Marcin Chmielnicki, rzecznik prasowy Krajowego Biura Wyborczego.
Obawy Polonii w kwestii rejestracji nie są bezpodstawne. W poprzednich wyborach – prezydenckich, 29 czerwca 2020 roku problemy techniczne systemu e-wybory wyłączyły go na 1h 42 min z użytkowania. To uniemożliwiło zgłoszenie się do spisu wyborców prawdopodobnie kilku tysiącom chętnych.
W 2020 roku, w wyborach prezydenckich, z powodu covidu było tylko 169 obwodów głosowania za granicą. Wtedy też Polonia głosowała głównie korespondencyjnie – tak oddano prawie 80 proc. z głosów. I dzięki temu mieliśmy frekwencyjny rekord za granicą – ponad 418 tys.
„Dla mnie to kluczowe naruszenie prawa wobec Polonii, bo masę Polaków mieszka setki kilometrów od lokali wyborczych” tłumaczy Marcin Skubiszewski prowadzący Obserwatorium Wyborcze – organizację, która deleguje do obserwacji wyborów mężów zaufania i obserwatorów. Skubiszewski podkreśla, że widać tutaj ewidentnie złą wolę PiSu, który zmieniał kodeks wyborczy. Bo na terenie RP Polacy mogą korespondencyjnie głosować. I to nie tylko osoby już z umiarkowaną niepełnosprawnością, ale także sprawni fizycznie po 60. roku życia. To głównie elektorat PiS.
Rzecznika Krajowego Biura Wyborczego pytamy, czy jeśli Polak w kraju może głosować korespondencyjnie choć jest sprawny fizycznie, zaś Polak za granicą już nie może, to czy to będzie równe traktowanie. Rzecznik ucieka od odpowiedzi, kluczy wreszcie mówi: „Ja uważam, że to równe traktowanie”.
Największe obawy budzi art. 230 par. 2, znowelizowanego kodeksu wyborczego. Mówi on: „Jeżeli właściwa okręgowa komisja wyborcza nie uzyska wyników głosowania w obwodach głosowania za granicą albo na polskich statkach morskich w ciągu 24 godzin od zakończenia głosowania, o którym mowa w art. 39 § 6, głosowanie w tych obwodach uważa się za niebyłe”.
Innymi słowy tam gdzie będzie bardzo duża frekwencja wyborcza – czyli prawdopodobnie wiele głosów przeciwko PiS – a komisja nie zdąży z ich zliczeniem, głosy te pójdą do kosza. Po orwellowsku – ewaporują.
Jeszcze 23 maja, „Fakty po Faktach” TVN, szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak gwarantowała, że głosy Polonii „nie pójdą do kosza”. W sierpniu już tego nie zrobiła. „Wtedy nie było mowy o referendum” tłumaczyła zmianę zdania.
„Ryzyko, że komisje nie zdążą policzyć głosów, jest realne. To prawo jest złe” – podkreśla Marcin Skubiszewski. Dodaje, że przepis o liczeniu głosów do 24h jest od lat w kodeksie wyborczym, ale:
Marcin Skubiszewski:
„Nawet nie przeprowadzono symulacji oficjalnych, ile takie liczenie głosów, razem z 4 pytaniami referendalnymi, zajmie czasu komisji”.
Rzecznik Krajowego Biura Wyborczego przyznaje, że liczenie głosów w tegorocznych wyborach będzie bardziej czasochłonne. Czy więc KBW lub MSZ robiło symulacje, ile czasu to zajmie? „Nic mi na ten temat nie wiadomo” przyznaje Chmielnicki.
Wiosną w Londynie Małgorzata Hallewell – Polka, która zajmuje się inicjatywą „Polonia Głosuje” i wspiera KOD w koordynacji obserwatorów społecznych za granicą, przeprowadziła prostą symulację. Późnym wieczorem, zebrała w domu sześć znajomych i zmęczonych osób – chcieli jak najwierniej odtworzyć warunki, w jakich będą pracować komisje. Przestrzegając procedur, zliczali coś, co miało odzwierciedlać głosy wyborców.
Za pierwszym razem zliczano głosy oddawane w formie książeczek – takie były w elekcji w 2019 roku. Zaś dwa tygodnie później zliczano głosy oddane na „płachtach”. Efekty? W pierwszej opcji wychodziło ok. 98 głosów zliczonych przez komisję na godzinę, w drugiej – 150. Średnio 1600 w skali 24h (członkowie komisji muszą spać, zjeść, odpocząć itd.).
Ale te symulacje obejmowały jedynie głosy do Sejmu i Senatu, nie zaś z referendum. Od nas Małgorzata Hallewell dowiaduje się, że według PKW wszystkie głosy mają być zliczone i przesłane do PKW w ciągu 24h, także te z referendum.
„W tej sytuacji, jeśli komisje będą miały do zliczenia głosy więcej niż tysiąca osób, to nie mają na to szans. Nie ma nawet co nad tym dyskutować”
– uważa.
Czyli na komisję przypadałoby średnio 1,5-2 tys. osób. Z kolei w 2019 roku w wielu komisjach za granicą oddano po 4-5 tys. głosów (np. Londyn Windsor Hall – 5.239, Haga 4.479, Frankfurt 4.249, Amsterdam 4.208). Zwiększenie ilości komisji o ¼ nie spowoduje, że 2-3 krotnie spadnie w tych dużych frekwencja.
KBW nie wie. Nie ma też symulacji/prognoz, w ilu komisjach za granicą nie uda się zliczyć głosów, a te zostaną za „niebyłe”. Rzecznik Chmielnicki uspokaja, że czas liczenia głosów „nie powinien stanowić problemu”. Na podstawie czego tak sądzi?
„To są już wewnętrzne informacje Krajowego Biura Wyborczego”.
„Mamy najważniejsze od 30 lat wybory, Polonia obawia się, że komisje nie zdążą zliczyć ich głosów i te uznane zostaną za niebyłe, a pan nie chce ujawnić na podstawie czego KBW uważa, że komisję zdążą w 24h?” – pytamy.
Chmielnicki powołuje się na wypowiedzi szefostwa KBW i PKW: „Proszę mi wierzyć, jesteśmy na dobrej drodze, by nic takiego (uznanie głosów za niebyłe – red.) się nie dokonało”.
Prof. Marek Chmaj, prawnik specjalista od prawa konstytucyjnego i administracyjnego, uważa, że limit 24 godzin dotyczy tylko liczenia głosów wyborczych, czyli do Sejmu i Senatu. A głosy referendalne komisje mogłyby policzyć później.
Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich w odpowiedzi na pytania OKO.press też pisze, iż głosy w referendum „mogą spłynąć po 24h i nie będą uznane za «niebyłe». Czy PKW może zarządzić, że jedne i drugie wyniki muszą być dostarczone w ciągu 24h?". „W mojej opinii nie istnieje podstawa prawna do wydania takiego zarządzenia przez PKW” – pisze Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego, Międzynarodowego i Europejskiego w Biurze RPO.
„24h ograniczenia reguluje zarówno przesłanie protokołów z głosowania do Sejmu i Senatu jak i w referendum. W ustawie o referendum krajowym mamy wyraźne napisane, że jeśli coś tam nie jest uregulowane, to robi to kodeks wyborczy”.
Zofia Lutkiewicz – prezeska Fundacji Odpowiedzialna Polityka to potwierdza i dodaje, że są jeszcze wytyczne PKW do referendum w 2015 roku. Na podstawie tychże i wspomnianych przepisów „najprawdopodobniej można stwierdzić, że w przypadku nie przesłania protokołu z wynikami przez komisję wyborczą w ciągu 24 godzin głosów z referendum – wszystkie głosy – zarówno z referendum jak i do Sejmu i Senatu – nie zostaną uwzględnione przy ustalaniu wyniku”.
„Narusza to istotę prawa wyborczego oraz uzależnia ważność i skuteczność głosu od okoliczności, które są niezależne od obywatela i wynikają z problemów ze sprawnością działania administracji wyborczej” – czytamy w stanowisku RPO.
Prof. Marcin Wiącek podkreśla, że Konstytucja nie różnicuje prawa do udziału w wyborach w zależności od miejsca zamieszkania. Dlatego jeszcze w wiosną RPO prosił marszałków Sejmu i Senatu o rozważenie zmiany przepisów, tak by usunąć ograniczenie czasowe liczenia głosów w obwodach za granicą.
W kwietniu Senat przyjął projekt ustawy wydłużający do 48 godzin czas na liczenie głosów oddanych w komisjach za granicą. Za głosowało 55 senatorów, głównie opozycji, zaś przeciw było 40 – głównie z PiS.
Projekt trafił do Sejmu, a tam PiS go zignorował.
11 sierpnia Agnieszka Kaczmarska, szefowa Kancelarii Sejmu, odpisała Senatowi „Projekt ustawy nie ma nadanego druku” nie tłumacząc nawet słowem, dlaczego tak się stało.
„W Sejmie nic nie zostało zrobione w tej kwestii mimo prób Senatu. Oceniam to bardzo krytycznie” – podkreśla Lutkiewicz z Fundacji Odpowiedzialna Polityka.
Małgorzata Hallewell brała udział w posiedzeniach komisji sejmowych i senackich, kiedy był dyskutowany projekt zmiany czasu liczenia z 24h na 48h. „Nie usłyszeliśmy żadnych powodów dla których liczenie głosów, nie może być przedłużone do 48h. Żadnych!” – podkreśla.
„Usunięcie powołanych przepisów Kodeksu wyborczego może stanowić zagrożenie dla funkcjonowania państwa i prowadzić do sparaliżowania działalności jego organów”. Przypomnijmy – w wyborach prezydenckich w 2020 roku to ograniczenie do 24h zostało usunięte.
Rzecznik Krajowego Biura Wyborczego dodaje, że „wszystkie protokoły muszą też dotrzeć do PKW jednocześnie. Nie mogą osobno iść protokoły z wyborów i referendum”. Lutkiewicz nie rozumie skąd taka reguła: „Nie ma przepisu w kodeksie wyborczym, który mówi, że wszystkie protokoły muszą być wysłane w tym samym czasie”.
„Gdyby osobno wysyłać protokoły z wyborów Sejmu i Senatu oraz z referendum to byłoby 2 razy więcej pracy” tłumaczy rzecznik KBW. Wytyczne PKW w tej sprawie dopiero mają zostać opublikowane.
PKW uważa, że problem rozwiąże zwiększenie liczby obwodów wyborczych. To oczywiste – im więcej będzie komisji wyborczych za granicą, tym mniej głosujących przypadnie na jedną i tym mniejsze będzie ryzyko, że głosy przepadną. Polonia na świecie to rozumie i od dawna naciska na MSZ, by utworzono dodatkowe 112 komisji. Polacy organizowali się oddolnie walcząc o to.
W lipcu MSZ zapowiedział utworzenie ok. 400 komisji za granicą – to 80 więcej niż 4 lata temu. W połowie sierpnia minister Wawrzyk już zmniejszył te liczby – powiedział, że komisji będzie "około 360 może trochę więcej”. 9 września kierujący tym resortem minister Zbigniew Rau dokonał kolejnego zwrotu – zapewniał, że komisji będzie ponad 400. Ale nadal nie opublikowano rozporządzenia z listą tych komisii.
Robert Tyszkiewicz, poseł KO, przewodniczący sejmowej komisji ds. łączności z Polakami za granicą, krytykował to przewlekanie – im mniej czasu będzie miała Polonia na wpisanie się do spisu wyborców, tym mniej osób tego dokona.
Ale projekt musi jeszcze być omówiony i zaakceptowany przez PKW. Rzecznik KBW twierdzi, że „raczej dzieje się to bezzwłocznie” – PKW zbiera się nawet co kilka godzin, by omówić bieżące sprawy.
Minister Rau przekonywał w RMF FM, że do zmarnowania głosów Polonii „nigdy by (..) nie doszło” w najbliższych wyborach, a na ich czas MSZ ma delegować pomoc do zagranicznych komisji wyborczych, które o takową wystąpiły. Delegacja ma trwać ok. tygodnia. Ile osób pojedzie i kto to głównie będzie? MSZ nie odpowiedział na nasze pytania.
Pytamy naszych rozmówców, czy przy tej skali utrudnień i różnego traktowania Polonii niż Polaków mieszkających na terenie RP, można jeszcze uznać, że te wybory będą za granicą „powszechne, równe, bezpośrednie, proporcjonalne, tajne”, czyli zgodne z Konstytucją RP?
Zofia Lutkiewicz, prezeska Fundacja Odpowiedzialna Polityka: „Jeżeli przepadnie część głosów, to na pewno nie będą powszechne, bo będziemy mieli obywateli, którzy oddali głos, a z nim się nic nie stało. I nie będą równe – bo głos Polonii będzie inaczej traktowany niż w kraju, więc równość jest zaburzana”.
Marcin Skubiszewski: „Głównym problemem jest uczciwość tych wyborów – nie będą ani równe, ani wolne. To, że głosy Polonii mogą przepaść – to jest absolutny skandal. Jeśli tak się stanie to będziemy mieli kolejne naruszenie demokracji”.
Małgorzata Hallewell z „Polonia Głosuje”: „Równości w tych wyborach na pewno nie ma”.
Hallewell: „Przy braku jakichkolwiek innych powodów jedyną konkluzją, jest, że to decyzja polityczna i wpłynął na nią wynik ostatnich wyborów”.
Skubiszewski uważa, że PiS chce pozbawić część Polonii możliwości zagłosowania. „Tylko tak można wyjaśnić brak głosowania korespondencyjnego. Nie widzę innego wyjaśnienia”. Dodaje, że wyborcy zagraniczni, jakich on poznał na komisjach, spotkaniach, obradach, są „wściekli”.
Prawniczkę, dr Annę Frydrych-Depka z Fundacji Odpowiedzialna Polityka, pytamy, czy te utrudnienia dla Polonii w głosowaniu są zgodne z Konstytucją. „Konstytucyjności zliczenia głosów w ciągu 24h nigdy wcześniej nie podważano, ale też nigdzie dotychczas w wyborach, w wyniku tego przepisu, nie uznano oddanych prawidłowo głosów za niebyłe. Teraz zaś mamy nową sytuację – aż trzy elekcje zliczane jednego dnia i istnieje ryzyko, że te 24h to za mało”.
I sama zadaje inne pytanie: Czy rodzą się wątpliwości, co do konstytucyjności przepisów, bo inaczej traktujemy Polaków za granicą, a inaczej w kraju?
„Tak, rodzą się” – odpowiada dr Frydrych-Depka.
Jeszcze w październiku 2019 roku minister spraw zagranicznych – wówczas tę funkcję sprawował Jacek Czaputowicz – prosił Bartosza Grodeckiego z Departamentu Konsularnego MSZ o analizę wyborów za granicą pod kątem… partyjnym. „By przeanalizować, ile głosów w tych latach zdobył PiS, a ile opozycja, i czy wzrosło poparcie dla PiS i gdzie”. Odbiorcą maila był też Piotr Wawrzyk, wiceminister MSZ niedawno zdymisjonowany. Poufna Rozmowa opublikowała właśnie te maile.
We wrześniu 2023 roku ten sam Jacek Czaputowicz w TVN już zapowiadał: „Te wybory mogą być podważone”.
Polonia głosuje na te same listy co mieszkańcy Warszawy – 314 tys. głosów w 2019 roku stanowiło 23 proc. głosów w stolicy. Zofia Lutkiewicz uważa, że dopisywanie zagranicy tylko do stolicy Polski to „nie najlepszy system”, bo przy tak wielkim udziale zagranicy, dochodzi do zachwiania wynikami w Warszawie. „W innych krajach, gdzie liczba obywateli za granicą jest duża, te kwestie są rozwiązane w taki sposób, że obywatel głosuje na tę listę w okręgu, w którym mieszkał – tak jest np. w USA. We Francji zaś jest oddzielny okręg zagraniczny – ma swoich reprezentantów”, podaje przykłady lepszych rozwiązań.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze