Aż 49 proc. nauczycieli i nauczycielek w Warszawie myśli o zmianie pracy – wynika z badań prowadzonych przez Uniwersytet Warszawski i m.st. Warszawę.
Badania są częścią międzynarodowego projektu “Teacher Drop Out” (Wypadanie Nauczycieli z Zawodu), we współpracy z badaczami/kami z Turcji i Walii. Projekt trwa od listopada 2019 roku i zaplanowany jest do czerwca 2022.
Ratusz zaprezentował wyniki 15 stycznia – rozmawiam o nich z wiceprezydentką Warszawy Renatą Kaznowską na końcu tekstu.
49% ‼️ warszawskich nauczycieli myśli o zmianie zawodu. To wynik naszych badań prowadzonych z UW. Cały raport w lipcu. Powody: niskie wynagrodzenie, upadek prestiżu zawodu, zmieniające się przepisy, trudna wsp.z rodzicami. Niebawem nie będzie miał kto uczyć- ale mamy lexCzarnek. pic.twitter.com/HZT8JuwlTS
— Renata Kaznowska (@RKaznowska) January 14, 2022
W badaniu brało udział 828 osób niemal wyłącznie z placówek publicznych we wszystkich dzielnicach Warszawy ze szkół podstawowych (62 proc.), przedszkoli (25 proc.) i szkół ponadpodstawowych (13 proc.). Zdecydowana większość to kobiety (87 proc.), 70 proc. jest w zawodzie co najmniej od 4 lat.
Dlaczego prawie połowa myśli o zmianie zawodu? Oto kilka sugestywnych wypowiedzi:
“Nawał pracy biurokratycznej odciąga od tego, co najważniejsze – od nauczania. Grożenie kolejnymi godzinami obowiązkowej pracy i dokumentowania jej pod płaszczykiem podwyżki. Traktowanie nauczycieli (przez rząd) jak pracowników gorszego sortu, których można zakrzyczeć i zamknąć im usta”.
“Zawód nauczyciela stracił swój wcześniejszy status. Wypowiedzi obecnego ministra edukacji oraz wielu polityków sprawiają, że zastanawiam się nad dalszą pracą w zawodzie”.
“Spadek rangi zawodu nauczyciela, brak szacunku społecznego, słabe zarobki, brak perspektyw i dialogu z rządem”.
“Praca w zawodzie nauczyciela nie jest już nagrodą, ale niemal karą w naszym społeczeństwie. Idąc na studia pedagogiczne miałam ogromne nadzieje i wielkie cele, rzeczywistość nie tylko podcięła mi skrzydła, ale także jasno pokazała gdzie jest moje miejsce”.
Cytowane głosy znajdują odbicie w twardych liczbach. Najczęściej demotywuje:
- niskie wynagrodzenie (75 proc);
- trudności we współpracy z rodzicami (49 proc.);
- trudne warunki wykonywania pracy (29 proc.).
Nadal większość (71 proc.) odczuwa satysfakcję z pracy, ale tylko 22 proc. „zdecydowanie”. Prawie jedna trzecia (29 proc.) satysfakcji już nie odczuwa. Praca w szkole wpływa negatywnie na ich zdrowie, kondycję psychiczną i relacje w rodzinie.
Problemy kadrowe trapią polską szkołę od dawna. Jak wynika z raportu NIK, w latach szkolnych 2018/2019–2020/2021 niemal połowa dyrektorów (46 proc.) zgłaszała trudności z znalezieniem nauczycieli o odpowiednich kwalifikacjach, zwłaszcza fizyki, matematyki, chemii, angielskiego i informatyki.
Odejście formą protestu
Anna Schmidt-Fic to liderka “Protestu z Wykrzyknikiem”, inicjatywy zrzeszającej nauczycieli z całej Polski, której wyjściowym celem było wywalczenie 1000 zł podwyżki wynagrodzenia zasadniczego. W 2021 roku zaangażowała się w kampanię Wolna Szkoła. Ale zawód nauczycielki (matematyki) rzuciła we wrześniu.
“Moja decyzja była formą protestu, niezgody na to, co dzieje się w polskiej edukacji, i na to w jaki sposób są traktowani nauczyciele. Patologia szkolnictwa idzie tak daleko, że nie widzę, by do mojej emerytury ta sytuacja miała zmienić się na lepsze” – tłumaczy OKO.press.
“Niegodne traktowanie nauczycieli, również pod względem finansowym, odbija się na relacjach nauczycieli między sobą, z dyrekcją, z rodzicami i uczniami. Wszyscy przeżywają głęboką frustrację, co zaburza funkcjonowanie tej społeczności” – stwierdza. Napięcie w środowisku szkolnym od czasu strajku nauczycieli tylko się pogłębia.
Dla Schmidt-Fic, jak dla tysięcy innych nauczycielek i nauczycieli, doświadczenie przegranego strajku w kwietniu 2019 było jeszcze bardziej traumatyczne niż likwidacja gimnazjów, gdzie pracowało ponad 100 tysięcy nauczycielek i nauczycieli.
„Nauczyciele zrozumieli wtedy, jak mało zarabiają i zdecydowali się na radykalne działania. Nie braliśmy pod uwagę, że rząd może nas zignorować i spacyfikować strajk, a tak się stało. Uczucie przegranej i kontynuowanie przez rządzących narracji, że jesteśmy nierobami i to strajki są przyczyną problemów, tylko zwiększyło i tak ogromną już frustrację” – komentuje.
“Po tym upokorzeniu musieliśmy się uśmiechnąć i wrócić do pracy, ale wcale się nie śmiejemy. To wszystko w nas zostało”.
Zdaniem Schmidt-Fic to właśnie brak perspektyw na godne traktowanie prowadzi do tego, że niemal połowa stołecznych nauczycieli i nauczycielek myśli o zmianie zawodu.
Czarnek dobija szkoły
Nastroje wśród nauczycieli i nauczycielek pogarszają dodatkowo zmiany w prawie oświatowym, zwane Lex Czarnek, co widać po skali protestów inicjatywy “Wolna Szkoła” i głosach środowiska szkolnego.
Przypomnijmy, że nowelizacja została przegłosowana w Sejmie 13 stycznia 2022. Jeśli wejdzie w życie, będzie to oznaczało drastyczne zwiększenie kontroli ministra nad dyrektorem szkoły, a kuratorzy staną się cenzorami decydującymi jakim organizacjom wolno prowadzić zajęcia dodatkowe, uzupełniające i ubarwiające nauczanie.
„Rząd dusz, o którym marzy pan minister, nie byłby możliwy bez tak rozbudowanego systemu kontroli. To spowodowało, że pojawiła się propozycja nowelizacji ustawy, która daje ministrowi za sprawą kuratorów prawo do ręcznego sterowania szkołami” – mówił na jednej z konferencji przed głosowaniem w Sejmie Sławomir Broniarz, przewodniczący ZNP.
OKO.press opublikowało o Lex Czarnek dziesiątki analiz, wywiadów i tekstów publicystycznych. Informowaliśmy też o działaniach Wolnej Szkoły (tutaj i tutaj).
Co o Lex Czarnek sądzi w tym kontekście Schmidt-Fic? “Przy tak niskich zarobkach i niełatwych warunkach pracy odpada jeszcze to, co dawało dodatkową przyjemność i wprowadzało twórczy element nauczania”.
Pozorna podwyżka
Ministerstwo Edukacji i Nauki uważa, że zwiększenie płac – wraz z podniesieniem pensum – rozwiąże problem. Nauczyciele pokazują jednak, że podwyżka jest pozorna.
Jak pisaliśmy w listopadzie 2021 roku, minister Czarnek chce podwyższenia nauczycielskiego pensum o cztery godziny oraz wprowadzenia ośmiu obowiązkowych godzin pracy – poza lekcjami – na rzecz szkoły. W zamian MEiN proponuje podwyżki kwoty bazowej brutto we wrześniu 2022:
- dla nauczyciela stażysty z 2 949 zł do 4 010 zł;
- dla nauczyciela mianowanego z 3 445 zł do 4 540 zł;
- dla nauczyciela dyplomowanego z 4 046 zł do 5 040 zł.
Rzecz w tym, że większość nauczycielek i nauczycieli już obecnie pracuje ponad 18-godzinne pensum, zwykle 22 – 24 godziny tablicowe, czasem w 2 czy 3 szkołach. Dostaje za to dodatkowe wynagrodzenie.
„Pracuję w tej chwili 24 godziny, czyli mam sześć godzin ponadwymiarowych. Podniesienie pensum nie zmieni wiele, jeśli chodzi o mój czas pracy z uczniami. Podwyżka dla mnie jest fikcyjna. Próbowałem policzyć, ile rzekomo „zyskałbym”, gdyby cztery godziny ponadwymiarowe liczyły się jako pensum i były wynagradzane zgodnie z tabelą ministerialną.
Wyszło mi, że za godzinę dostawałbym sześć groszy więcej” – mówił OKO.press Leszek Olpiński, nauczyciel z Poznania, który – także on – po 22 latach odchodzi z zawodu.
Co więcej, kolejne osiem godzin dostępności dla uczniów i rodziców może się okazać dodatkowym obciążeniem dla nauczycieli/ek przy i tak wielu obowiązkach. Należy pamiętać, że na realny czas pracy, poza godzinami przy tablicy (pensum), składa się: przygotowanie do zajęć, sprawdzanie testów, rady pedagogiczne, kontakt z uczniami i rodzicami, a także – na co najbardziej narzeka kadra – tona biurokracji.
W skrócie: zmiany proponowane przez Czarnka doprowadzą do tego, że większość nauczycieli dostanie mniej więcej tyle tyle samo pieniędzy co obecnie, ale wysiłek może być większy, a system się usztywni.
“Kwestia podniesienia pensum to dla mnie przekroczenie wszelkich granic bezczelności, szczególnie w sposobie argumentowania. Doprowadzi do obniżenia jakości nauczania i jeszcze większej frustracji nauczycieli” – komentuje Schmidt-Fic.
Warszawa szuka rozwiązań
Wyniki badań nie były zaskoczeniem dla wiceprezydentki Warszawy Renaty Kaznowskiej. Podkreśla, że od kilku lat co roku z zawodu odchodzi kilkaset stołecznych nauczycieli/ek.
“W przeciwieństwie do rządzących nie udajemy, że problemu nie ma. Monitorujemy, czy rozwiązania, które przyjęliśmy w czasie pierwszej fali pandemii, działają” – mówi Kaznowska. Miasto starało się m.in. szkolić nauczycieli do obsługi platform do nauki zdalnej.
Kaznowska zaznacza, że wypalenie zawodowe pracowników/ek oświaty ma miejsce od dawna i przewiduje, że będzie gorzej. Życie nauczycielom/kom utrudnia pandemia, zmiany forsowane przez ministra Czarnka i inflacja, a z maili ministra Dworczyka dowiadują się jeszcze, że rząd nimi pogardza. To wszystko sprawi, że w kolejnych latach możemy się spodziewać jeszcze większego odpływu pracowników i pracownic oświaty.
“A do tego wszystkiego obserwujemy drastyczny spadek liczby absolwentów pedagogiki, wielu studentów rezygnuje ze studiów, czy też zmienia kierunek. W Warszawie mamy ponad 5 tys. nauczycieli/ek w wieku emerytalnym. I już teraz niemal 2 tysiące wakatów” – mówi Kaznowska. W stolicy pracuje w sumie ok. 30 tys. nauczycieli i nauczycielek.
Co robią władze Warszawy, by zatrzymać nauczycieli i nauczycielki? Dopłacają do oświaty z samorządowego budżetu. Jak informuje Renata Kaznowska, z 5 mld złotych przeznaczanych na warszawską oświatę aż połowa (2,5 mln zł) to pieniądze samorządowe, drugie tyle to subwencja oświatowa MEiN.
“Płace nauczycieli/ek w Warszawie są najwyższe w Polsce” – zapewnia Kaznowska i podaje liczby: od 2019 roku osobom wchodzącym do zawodu, czyli nauczycielom/kom stażystom, miasto zwiększyło wynagrodzenie zasadnicze o 350 zł ponad to co daje ministerstwo edukacji. Dla pozostałych nauczycieli średni dodatek motywacyjny to 600 zł, a dla najlepszych nawet 1200 zł.
Średnia pensja warszawskiego nauczyciela to od 4500 zł dla stażysty do 7400 zł brutto dla nauczyciela dyplomowanego.
„Przeznaczamy też znaczne środki na szkolenia, materiały i zajęcia dodatkowe, które tak kolą w oczy ministra Czarnka. Jednak luka oświatowa (wydatki na szkoły, których nie pokrywa ministerstwo) wynosi teraz ponad 26 mld zł w skali kraju. Trudno mówić o znaczących podwyżkach dla nauczycieli/ek, gdy subwencje dla samorządów są tak niskie” – stwierdza Kaznowska.
Tylko znaczący wzrost wynagrodzeń, zdaniem Anny Schmidt-Fic, może zachęcić nauczycieli do pozostania w zawodzie.
“Od tego trzeba zacząć. Nie mówię tu o żenujących kilkudziesięciozłotowych podwyżkach, które pożera galopująca inflacja. W mediach nieustannie o nich słyszymy, w rzeczywistości to nawet nie jest rewaloryzacja płac. Jednak podwyżki to dopiero początek, potrzebnych zmian jest masa, a teraz trzeba czym prędzej zatrzymać szkodliwe reformy spod znaku Lex Czarnek”.
kolejne sukcesy rządu. A czarnek zapewne ma juz gotowe rozwiązania, zatrudnić więcej księży…
Jak wychować nacjonalistę. Reportaż o fanatycznej edukacji.
Autor nieznany
Dziwie sie reszcie. W biedronce da sie wiecej zarobi. Niech Czarnek sam uczy. Ale napewno istnieje juz plan B zastapic nauczycieli PiSiorami i ksiundzami. Polaka itak nie przeskadza.
Nauczycieli tak naprawdę potrzeba w całej Polsce może 10 tys i to wszystkich przedmiotów łącznie. Powinny być napisane odpowiednie programy ( muszą być interesujące dla dzieci) , bez podziału na klasy. Uczeń w takiej szkole uczyłby się w szkole w miedzy klasowych klasach na komputerach, a nauczyciel byłby tylko od tego by pomóc dziecku kiedy coś nie wie lub nie rozumie. Przejście do następnej klasy nie wiązało by się z zakończeniem roku, a z opanowaniem danego materiału.
To co piszę wyda się wielu science fiction, ale to już jest możliwe do zorganizowania i możliwe całkowicie technicznie. W stanach jest taka fundacja, która od kilku lat prowadzi szkoły w ten sposób. Uczy się tam kilka tysięcy uczniów, a niedawno z tej szkoły 12 latek skończył szkołę średnią.
To szkoła na miarę 21 wieku, i umożliwia wybranie z pośród tej rzeczy nauczycieli najlepszych i tylko ich zostawić w systemie edukacji. Skończyły by się wszystkie problemy z nauczycielami – skończył by się ZNP, i ministerstwo edukacji jednocześnie.
No tak. Moze wezniemy przyklad z Chin? A ogulnie to poco wogule nauczyciele? Program komputerowy i niech sie sami ucza. Jak tam CCP?
W skrócie:
1. Człowiek to istota społeczna. 2. Mózg uczy się z zaangażowaniem zmysłów, ciała i emocji.
Czyli zastąpienie szkoły komputerem na masową skalę nie zadziała. Niewykluczone, że to trafi w preferowany styl nielicznych ze względu na specyficzne różnice indywidualne, ale nie będzie korzystne dla większości. Poczytaj coś z neurodydaktyki, neuronauki, badań nad wpływem mediów cyfrowych na człowieka, czy bardziej podstawowe- z pedagogiki.
Czy "wiceprezydentka" Kaznowska mówiła coś o wynagrodzeniach i warunkach pracy w warszawskim ratuszu? Ptaszki ćwierkają, ze jest tam bardziej niż nędznie.
Tam to jest dopiero nyndza i bryndza. Z pierwszej ręki to wiem (a właściwie z wielu rąk z wielu wydziałów), ale jednocześnie to najwierniejsza gwardia głosująca niezawodnie na swoich fjurerków z PO. Dlatego średnio mi ich żal, jeśli kiedyś przyjdzie na nich refleksja to tę władzę zmienią przy wyborach, Ratusz jest pośrednim i bezpośrednim pracodawcą dla ok. 200 tysięcy ludzi, z czego większość głosuje właśnie w Warszawie.
Jest tak, jak piszesz. Pozdrawiam.
Tylko połowa? Co za przykrość, w Warszawie powinno odejść 90% na ich miejsce czeka już od dawna kolejne pokolenie. To zdaje się ci obecni krzyczeli na cały kraj jakie to mają problemy w obsłudze programików niezbędnych przy zdalnym nauczaniu. Jeśli nauczyciel ma mniejsze "kompetencje cyfrowe" niż jego uczniowie to chyba najwyższy czas iść na emeryturę i zacząć wędkować albo jakie inne hobby uprawiać. Z pożytkiem dla siebie i uczniów.
I bardzo dobrze, niech odejdą. Bez zajęć genderyzmu też dzieci mogą się rozwijać.