0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Krzysztof Cwik / Agencja Wyborcza.plFot . Krzysztof Cwik...

20 listopada 2023 roku. W pobliżu Magurskiego Parku Narodowego odbywało się polowanie zbiorowe, organizowane przez koło łowieckie „Zacisze”. Już po zmroku, po godz. 17:00, pracownik Parku dostał sygnał, że myśliwi postrzelili wilka.

Notariusz zabił wilka?

Na miejscu spotkał rolnika, który traktorem wiózł ciało zastrzelonego zwierzęcia. Wyjaśniał, że jeden z myśliwych – notariusz z Krosna – poprosił go o przewiezienie zabitego jelenia. Rolnik, udając się na miejsce, nie wiedział, że tak naprawdę ma pomóc w zabraniu z terenu polowania ciało wilka.

Trwa w tej sprawie śledztwo.

Pracownik Parku, Zenon Wojtas, relacjonował, że przy traktorze szedł myśliwy, notariusz z Krosna. Kiedy zobaczył Wojtasa, krzyknął, że i tak nic mu nie zrobi, po czym uciekł.

Inne relacje są sprzeczne: myśliwi opowiadali „Wyborczej”, że jeden z członków koła znalazł postrzelonego wilka i chciał go wywieźć z lasu. Policji nie zawiadomił, bo wilk leżał w miejscu, gdzie nie ma zasięgu. Sam notariusz w krótkiej rozmowie z „Wyborczą” rzucił, że tego dnia nie był na polowaniu.

Rocznie – jak szacują naukowcy z Instytutu Biologii Ssaków PAN i Stowarzyszenia dla Natury „Wilk” – prawie 150 wilków ginie od postrzałów z broni myśliwskiej.

U progu nowych rządów przyglądamy się tej władzy, która w Polsce nigdy się nie zmienia – władzy myśliwych. Czy politycy będą mieli odwagę zmierzyć się patologiami polskiego łowiectwa? Z jego – niekiedy fatalnymi – przyrodniczymi i społecznymi skutkami? Czy będą odwracać wzrok? Sprawdzamy, co należałoby zrobić, żeby chronione zwierzęta nie padały ofiarą pasjonatów okrutnego sportu, a obywatele wchodzili do lasu bez obawy, że krewki łowczy „pomyli ich z dzikiem”.

W czwartym tekście naszego cyklu skupimy się na gatunkach chronionych, które nie zawsze są – nomen omen – chronione. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, wskazują, że:

  • przepisy powinny być tak skonstruowane, że zabicie gatunku chronionego groziłoby dotkliwą karą;
  • myśliwi nie powinni kryć „czarnych owiec”, a złamanie przepisów powinno skutkować wydaleniem z Polskiego Związku Łowieckiego (PZŁ);
  • trzeba wykreślić niektóre zwierzęta z listy gatunków łownych;
  • zmian wymaga również kalendarz łowiecki.

Poprzednie trzy teksty o przyszłości łowiectwa można przeczytać tutaj:

Przeczytaj także:

Wilki giną z broni łowieckiej

Naukowcy wyliczyli w 2021 roku, analizując sprawy z poprzednich lat, że spośród 39 śledztw dotyczących zastrzelenia wilków aż 26 zostało umorzonych z powodu niewykrycia sprawców lub „niskiej szkodliwości czynu”. W sześciu sprawach sądowych zakończonych wyrokiem skazującym winnymi okazali się być myśliwi – zarówno z Polski, jak i przyjeżdżający do naszego kraju na polowania łowczy z Belgii, Niemiec i Holandii. W jednym przypadku sprawcą okazał się kłusownik – osoba, która nielegalnie posiadała broń.

Od tamtej pory zapadały kolejne wyroki – albo bardzo łagodne, albo uniewinniające. Tak było w przypadku myśliwego oskarżonego o zabicie wilka Kosego.

We wrześniu 2023 zapadł prawomocny wyrok uniewinniający. "W naszej ocenie materiał dowodowy, w tym wnioski opinii balistycznej wskazują, że to oskarżony dopuścił się przestępstwa przy użyciu własnej broni myśliwskiej” – mówiła przed wydaniem wyroku prokurator Anna Rębacz z Prokuratury Okręgowej w Zamościu.

„Uważam, że kluczowe dla ochrony polskiej przyrody jest wprowadzenie kilku jasnych zapisów. Pierwszy zapis powinien mówić, że strzał do nierozpoznanego celu jest przestępstwem. Drugi to dokładna i jasna definicja kłusownictwa. Kłusownikiem jest każdy, kto zabija lub chwyta dzikie zwierzę z naruszeniem prawa. Każde dzikie zwierzę, zarówno chronione, jak i łowne. Bez żadnych podziałów” – mówi wiceprezes Fundacji Niech Żyją Marcin Kostrzyński. „To ułatwiłoby orzekanie sądom” – dodaje.

Jak ochronić chronione gatunki?

Kostrzyński ma pomysł, jak ukrócić proceder zabijania chronionych gatunków – wilków, rysi, żubrów czy objętych moratorium łosi. „Zapis, że dzierżawca obwodu łowickiego, czyli koło łowieckie, odpowiada za przestrzeganie prawa na terenie swojego obwodu. Jeżeli zdarzy się przypadek zabicia zwierzęcia chronionego na terenie takiego obwodu, to koło traci prawo do dzierżawy na ten obwód. Skoro nie dopilnowało przestrzegania prawa” – mówi. W ten sposób, jak podkreśla, koła łowieckie przestałyby chronić „czarne owce”, czyli myśliwych, którym wydaje się, że są bezkarni.

Za zabicie wilka czy innego gatunku chronionego, grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Reguluje to art. 181 kodeksu karnego: „Kto powoduje zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.

„Czym są znaczne rozmiary?” – pyta profesor Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży. „Jeśli w Polsce żyje 2 tysiące wilków, to może się wydawać, że jeden zabity wilk nie ma dla populacji wielkiego znaczenia. I że nie jest to »zniszczenie w znacznych rozmiarach«. Nic bardziej błędnego. Zabicie jednego wilka może mieć wpływ na całą grupę rodzinną. Tak było w przypadku wilka Kosego – po jego śmierci umarły również szczenięta, którymi się opiekował. Straciły dostarczyciela pożywienia. Wszystkie zginęły z głodu" – dodaje.

Pomyłka? Niemożliwe

Naukowiec podkreśla, że „pomyłki”, którymi często myśliwi tłumaczą fakt zastrzelenia chronionego zwierzęcia, nie powinny być okolicznością łagodzącą.

"Mówienie, że ktoś pomylił żubra z dzikiem, jest absurdalne. Jeśli ktoś myli się w taki sposób, nie powinien być myśliwym.

I dlatego potrzebne są również zmiany w prawie łowieckim. Jeśli komuś udowodni się przypadek kłusownictwa, to z automatu powinien być wykluczany z Polskiego Związku Łowieckiego i powinien tracić uprawnienia do posiadania broni. W tej chwili taka osoba podlega postępowaniu przed sądami łowieckimi. To trwa długo i nie wiemy, jakie były wyniki tych postępowań, ale większość z nich zazwyczaj kończy się bez kary albo ze zbyt łagodną karą. A myśliwy zazwyczaj dalej może polować” – dodaje prof. Kowalczyk.

Zwraca również uwagę na trudności z wykrywalnością sprawców. „Myśliwi kryją swoich kolegów. A przecież tacy kłusownicy powinni być napiętnowani” – dodaje.

Dochodzenia w sprawach zastrzelonych zwierząt, jak podkreśla prof. Kowalczyk, trwają długo, a broń często sprawdza się po kilku tygodniach. „W tym czasie można z nią dużo zrobić, nawet wymienić lufę, żeby nie można było ustalić, czy pocisk, który znaleziono w ciele zwierzęcia, wystrzelono właśnie z tej broni. Dochodzi więc do zacierania śladów, niszczenia dowodów. Szybkie, sprawne dochodzenia, dobra ewidencja polowań – to na pewno przyczyniłoby się do większej wykrywalności podejrzanych” – dodaje.

Zabić żubra

W 2016 roku Edward Krzemień opublikował w OKO.press głośny tekst pt. „Zabić żubra”. Opisywał w nim proceder handlu polowaniami na chronione prawem żubry – pod pretekstem odstrzału słabszych lub starszych osobników.

Samo postrzelenie żubra, według cennika Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku (z 2014 roku) kosztowało 12 tys. 200 zł. Jeżeli żubr padł, myśliwy dostawał „trofeum”, czyli „spreparowane urożenie i surową skórę”. To mogło kosztować nawet 36 tys. zł. Do tego dochodził koszt organizacji polowania, przejazdów, noclegu – kolejne tysiące złotych.

„To na szczęście zostało ukrócone, pod wpływem nacisku przyrodników, społeczeństwa i organizacji pozarządowych. Były jednak odmienne głosy ze środowiska naukowego. Przede wszystkim ze strony prof. Wandy Olech-Piaseckiej z SGGW, prezeski Stowarzyszenia Miłośników Żubrów. Argumentowała, że zabijanie żubrów za pieniądze może nam zapewnić środki na ochronę tego gatunku. Ja uważam, że absolutnie nie, bo jest to gatunek po pierwsze ściśle chroniony, po drugie państwo takie jak Polska, członek Unii Europejskiej, powinno mieć środki na ochronę żubrów czy wilków. Niestety, państwo praktycznie nie łoży na ochronę tych gatunków. Środki na ten cel pochodzą z projektów unijnych albo innych, o które zabiegają organizacje pozarządowe albo środowiska naukowe. Nie powinny jednak pochodzić z polowań na żubry” – uważa prof. Rafał Kowalczyk.

Wilki jak z Czerwonego Kapturka

Naciski na odstrzał żubrów czy wilków nie ustają. „Pojawiają się argumenty, że żubrów mamy za dużo, że powodują konflikty, szkody, mogą być agresywne i powinniśmy regulować ich populację. Wilka ludzie się boją, bo mało o nim wiedzą. Pamiętają, co zrobił wilk w Czerwonym Kapturku. Ta zła prasa powoduje, że naciski na odstrzał nie ustaną. A myśliwy może nie mieć skrupułów, celując do chronionego zwierzęcia – skoro jest takie groźne albo szkodliwe” – dodaje naukowiec.

Biolog, dr Robert Maślak, mówił w rozmowie z OKO.press: „Od przynajmniej 80 lat nie było takiej sytuacji, żeby wilk zabił człowieka. Przedwojenne przypadki, które czasami w dyskusji o wilkach są przywoływane, nie były dobrze udokumentowane, więc też nie możemy stwierdzić z pewnością, że się wydarzyły”. Jak dodawał, w latach 90., kiedy wprowadzano ochronę wilków, mieliśmy około 500 osobników. Teraz jest ich już ponad 2 tysiące. Zakaz polowań przyniósł skutki. Dlatego – uważają naukowcy – powinien zostać utrzymany.

„Ministerstwo Klimatu i Środowiska powinno również przejrzeć uważnie, przy pomocy naukowców, listę gatunków łownych” – mówi prof. Rafał Kowalczyk.

Na liście gatunków łownych, ustalonej w rozporządzeniu ministra środowiska z 11 marca 2005 znalazły się następujące gatunki:

zwierzyna gruba:

  • łoś (Alces alces) – objęty moratorium,
  • jeleń szlachetny (Cervus elaphus),
  • daniel (Dama dama),
  • sarna (Capreolus capreolus),
  • dzik (Sus scrofa),
  • muflon (Ovis aries musimon).

zwierzyna drobna:

  • lis (Vulpes vulpes),
  • borsuk (Meles meles),
  • kuna leśna (Martes martes),
  • kuna domowa (Martes foina),
  • norka amerykańska (Mustela vison),
  • tchórz zwyczajny (Mustela putorius),
  • zając szarak (Lepus europaeus),
  • dziki królik (Oryctolagus cuniculus),
  • jarząbek (Tetrastes bonasia),
  • bażant (Phasianus ssp.),
  • kuropatwa (Perdix perdix),
  • gęś gęgawa (Anser anser), zbożowa (Anser fabalis), białoczelna (Anser albifrons),
  • krzyżówka (Anas platyrhynchos),
  • cyraneczka (Anas crecca),
  • głowienka (Aythya ferina),
  • czernica (Aythya fuligula),
  • gołąb grzywacz (Columba palumbus),
  • słonka (Scolopax rusticola),
  • łyska (Fulica atra),
  • szakal złocisty (Canis aureus).

Nie tylko wilki. Zakazać polowań na ptaki

„Przede wszystkim mowa jest od wielu lat o tym, że powinny z niej zniknąć ptaki. Moim zdaniem nie powinniśmy polować na łyski, na słonki, na gołębia grzywacza, gęsi, czernicę, głowienkę czy cyraneczkę – liczebność części tych gatunków spada, między innymi przez presję łowiecką. Polowanie na ptaki nie ma »znaczenia gospodarczego«, a więc nie dotyczy gatunków, które są szkodliwe dla upraw rolnych czy powodują konflikty. Polowanie na ptaki to zabijanie dla sportu. A w społeczeństwie nie ma akceptacji dla zabijania dla sportu” – mówi naukowiec.

Jak dodaje, nawet jeśli na liście gatunków łownych zostałaby np. kaczka krzyżówka, to i tak będą ginąć chronione ptaki. Myśliwi, celując do kaczki w locie, rzadko ocenią, czy strzelają do krzyżówki, czy gatunku objętego ochroną.

Kowalczyk zauważa również, że spada liczebność kuropatwy czy zająca – a mimo tego wciąż można do nich strzelać. Wyjściem z sytuacji byłoby objęcie ich moratorium, które pomogłoby odbudować ich populacje.

Borsuki, tchórze i szakale

„Na liście gatunków łownych jest borsuk. Odżywia się głównie dżdżownicami i płazami, jego szkodliwość jest niewielka. A jest odstrzeliwany i to w dosyć brutalny sposób, często przy norach, co powoduje oczywiście rozbicie struktury socjalnej, borsuczej rodziny. Zabicie osobnika z pary rodzicielskiej ma określone konsekwencje” – mówi naukowiec.

Resort środowiska – jego zdaniem – powinien zastanowić się również nad obecnością tchórza na liście. To również gatunek zjadający przede wszystkim płazy, o niewielkiej szkodliwości, którego liczebność spada. Innym przykładem jest szakal złocisty – dodany do listy za czasów ministra Jana Szyszko, w 2017 roku. W Polsce dopiero tworzą się populacje tego gatunku. Zanotowano dotychczas 25 obserwacji tych zwierząt, w większości martwych.

„Szakali może być w naszym kraju kilkadziesiąt, choć statystyki łowieckie mówią, że jest ich ponad tysiąc, co oczywiście nie jest zgodne ze stanem faktycznym”

– wyjaśnia naukowiec.

Szakal został umieszczony w załączniku V do Dyrektywy Siedliskowej, grupującym gatunki zwierząt i roślin ważnych dla UE, których „pozyskiwanie ze stanu dzikiego i eksploatacja może podlegać działaniom w zakresie zarządzania”. Oznacza to, że ich pozyskiwanie nie jest zakazane, jednak nie może być szkodliwe dla zachowania populacji gatunku we właściwym stanie ochrony, tzn. nie powodować lokalnego zaniku lub poważnego zaburzenia jego populacji. Przy tak małej liczbie szakali w Polsce każdy odstrzał będzie na te populacje wpływał.

Rykowisko dla jeleni, nie dla myśliwych

Do zmiany jest również kalendarz polowań – uważa prof. Kowalczyk. „Nie powinno się polować na jelenie podczas rykowiska. Myśliwi robią to, bo wtedy najłatwiej ustrzelić byki jelenia, z których pozyskają trofea. To mocno dyskusyjne i nieakceptowalne przez coraz szerszą część społeczeństwa. To bardzo ważny dla jeleni okres biologiczny, mający znaczenie dla poziomu rozrodu, jakości potomstwa czy zmienności genetycznej i nie powinien być zakłócany przez odstrzał łowiecki. Sezon polowań na jelenie powinien zaczynać się nie w sierpniu, a przynajmniej miesiąc później, w drugiej połowie września, kiedy rykowisko ma się ku końcowi” – mówi.

"Festiwal życia jest jednocześnie igrzyskami śmierci. Okres rykowiska to czas wzmożonych polowań na te zwierzęta. Myśliwi korzystają z faktu, że otumanione miłością byki stają się mniej ostrożne i łatwe do podejścia. Dla trofeum do powieszenia na ścianie zabijana jest większość samców jeleni, przeznaczona do odstrzału w ramach rocznego planu łowieckiego. Rykowisko to także dochodowy biznes. Odstrzał byków sprzedawany jest myśliwym z zagranicy w ramach polowań dewizowych. Za złotomedalowego byka trzeba zapłacić nawet 17 tys. złotych.

Polowania podczas rykowiska trzeba zakończyć także ze względów bezpieczeństwa publicznego. Obserwacje jelenich godów są bardzo popularną atrakcją przyrodniczo-turystyczną, przyciągającą do lasu tysiące miłośników przyrody. Wykonywanie polowań w tym samym miejscu i czasie naraża osoby postronne na postrzelenie" – czytamy w niej.

Petycję poparło prawie 39 tys. osób.
;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze