Rządzący w Polsce i związani z nimi eksperci i publicyści przeszli ponownie do ataku, kiedy jedność zachodnioeuropejska jest obecnie ważniejsza niż kiedykolwiek. To, niestety, celowe działanie, jest absolutnie na szkodę Polski.
Publikujemy analizę dr Agnieszki Łady-Konefał, od 2020 roku wicedyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. Wcześniej - do 2020 - była dyrektorką Programu Europejskiego w Instytucie Spraw Publicznych. Od lat analizuje stan relacji polsko-niemieckich i zasiada w wielu polsko-niemieckich gremiach.
Wojna w Ukrainie postawiła Polaków i Niemców przed poważnym wyzwaniem, które zmobilizowało do odnowienia kontaktów lub ich intensyfikacji. Kilka spotkań na najwyższym szczeblu tuż przed i tuż po agresji Rosji na Ukrainę pokazało, że można szybko i konstruktywnie współdziałać.
Także pozytywne polskie komentarze po ogłoszeniu przez kanclerza Scholza radykalnej zmiany w niemieckiej polityce bezpieczeństwa sugerowały nowy ton w dialogu polsko-niemieckim na najwyższym szczeblu. Niestety, potwierdziły się obawy, że dojdzie do szybkiego powrotu do „business as usual”.
Krytyka Niemiec przybiera w Polsce ponownie ostre tony, zdecydowanie wychodzące ponad słuszne partnerskie zwracanie uwagi na dostrzegane problemy. Część rządzącej sceny politycznej i związanej z nią ekspertów i publicystów przeszła ponownie do ataku, kiedy jedność zachodnioeuropejska jest obecnie ważniejsza niż kiedykolwiek.
To, niestety, celowe działanie, jest absolutnie na szkodę Polski. Równocześnie zmiany w polityce niemieckiej wobec Rosji są dalekie od polskich oczekiwań. Kolejne potwierdzenie przez kanclerza Scholza, że nie poprze embarga na surowce rosyjskie, daje w Polsce powody do uzasadnionej frustracji.
Można jednak równolegle dostrzec jeszcze więcej niż w ostatnich miesiącach przykładów udanej współpracy, porozumienia, wspólnego tworzenia czegoś dobrego, opartego na zaufaniu.
Poglądy Polaków i Niemców po latach rozdźwięku nagle się zbliżyły. Niektóre formaty polsko-niemieckiej kooperacji, takie jak Trójkąt Weimarski czy partnerstwa miast, których sens poddawano w wątpliwość, okazały się skuteczne i przydatne.
Kontakty społeczne owocują projektami pomocy ukraińskim uciekinierom. Warto podkreślić te pozytywne sygnały, gdyż zbyt często zagłuszane są przez te negatywne. To na nich można teraz i będzie można, na co trzeba bardzo liczyć, w przyszłości odbudowywać kompleksowo relacje polsko-niemieckie w tych sferach, w których aktualnie są regularnie psute.
Otwartość, z jaką Polacy przyjmują ukraińskich uciekinierów, wywołała falę pozytywnych komentarzy w niemieckich mediach i podczas codziennych rozmów.
Niemcom, w pierwszej chwili trudno zrozumieć, skąd tak negatywne nastawione do przyjmowania uchodźców w 2015 roku społeczeństwo, nagle z takim zaangażowaniem świadczy pomoc humanitarną i zaprasza Ukraińców do domów.
Prezentowane argumenty, dlaczego tak się dzieje – lęk przed Rosją, bliskość kulturowa, liczne kontakty z Ukraińcami mieszkającymi już w Polsce, przekonują i wzbudzają za Odrą jeszcze większy szacunek wobec Polaków.
Rosnące codziennie liczby przybyszów w Polsce szokują Niemców, którzy pamiętają, jak kilka lat temu to do ich kraju wjechały setki tysięcy uchodźców i trwało to dwa lata. Wobec liczb obecnych i krótkiego czasu, w którym do Polski napływają miliony, podziw jest jeszcze większy.
Ta nagła poprawa nadszarpniętego w ostatnich latach wizerunku Polski i Polaków w Niemczech jest doskonałym punktem wyjścia do budowania nowego dialogu.
Kolejną stabilną podstawą jest skok w niemieckiej mentalności. „Doświadczamy cezury w historii” – tymi słowami kanclerz Olaf Scholz określił zmianę, jaką rosyjska napaść na Ukrainę wyznaczyła w porządku światowym. Jednocześnie sformułowanie to odnosi się do zapowiedzi zwrotu w niemieckiej polityce bezpieczeństwa i wobec Rosji w reakcji na jej atak na Ukrainę.
Przez lata to właśnie te dwa obszary – relacji z Rosją oraz bezpieczeństwa – były powodem sporów i wzajemnych zarzutów w stosunkach między Polską a Niemcami. Zmiana niemieckiego podejścia – w polityce i w powszechnych opiniach - zbliżyła Warszawę i Berlin.
Odmienne postrzeganie Rosji jako kraju i zagrożenia z jej strony wynikało z charakterystycznych dla Polski i Niemiec doświadczeń historycznych oraz kontaktów gospodarczych. Wojna to zmieniła. Obecnie Polacy i Niemcy, pytani w cyklicznym badaniu Barometr Polska-Niemcy, jednoznacznie dostrzegają w Rosji zagrożenie we wszystkich badanych obszarach – politycznym, gospodarczym i militarnym. Wskazuje na nie zdecydowana większość – trzy czwarte - badanych w obu krajach. Także większość Polaków i Niemców uznaje Rosję za niewiarygodnego partnera, od którego należy uniezależniać się w obszarze energetycznym.
Podczas gdy po polskiej stronie poglądy w wyniku rosyjskiej agresji jedynie uległy zaostrzeniu, po niemieckiej oceny na tak wysokim poziomie są nowością. Najazd na kraj sąsiada i mord na cywilach, szantaż gazowy (jak wymóg płacenia za dostawy w rublu) oraz łamanie wszelkich zasad międzynarodowego porządku są dla Niemców szokiem, dla Polaków jedynie potwierdzeniem wieloletnich obaw, zgłaszanych na europejskich forach.
Gorzkie jest po polskiej stronie jednak poczucie Schadenfreude, kiedy słyszy się w opiniach wyrażanych przez coraz większą rzeszę dziennikarzy, ekspertów i polityków, że to Polska przez lata miała rację i należało słuchać głosu kraju, który znał specyfikę Rosji.
Tym bardziej gorzkie to poczucie, gdy po ambitnych zapowiedziach podjęcia działań i wsparcia Ukrainy, kolejne sankcje czy dostawy broni do Ukrainy nie są przez Berlin podejmowane tak szybko ani tak szeroko, jak się tego oczekuje od państwa tej wagi i zamożności.
Rozczarowuje i irytuje tak długie obstawianie przy otworzeniu Nord Stream II czy pozostawanie przy dalszym imporcie gazu z Rosji, co ponownie potwierdził kanclerz. Tak, jak przed wybuchem wojny, tak i po nim kolejne kroki niemieckiego rządu postrzegane są w Polsce jako zbyt wolne, zbyt późne i zbyt małe.
Stąd polskie opinie o niemieckiej polityce wobec Rosji są nadal krytyczne, mimo zapowiadanej zmiany. Ponad połowa Polaków określa w Barometrze Polska-Niemcy tę politykę jako zbyt uległą wobec Moskwy. Z nadzieją, ale i powątpiewaniem przyjmuje się do wiadomości informacje o rzekomych transportach broni do Ukrainy.
To zbliżenie polskich i niemieckich opinii, jak i refleksja części niemieckich kręgów eksperckich i publicystycznych otwiera jednak ważne pole do współpracy.
Uznanie w Niemczech polskich kompetencji w znajomości Europy Wschodniej i samej Rosji przekute w otwartość na dialog i wspólne szukanie rozwiązań może znowu stać się podstawą konstruktywnej i partnerskiej współpracy. Należy jednak zachować czujność i po obu stronach dokładać starań, aby taka współpraca się udała.
Po wydarzeniach na Majdanie czy aneksji Krymu były już bowiem konkretne przykłady takiej merytorycznej kooperacji, wymiany informacji i wspólnego wypracowywania rozwiązań. Niemcy wprost przyznawali, że w sprawach wschodnich należy zdawać się na kompetencje Polaków, przyjeżdżali do Warszawy, aby słuchać.
Po niemieckiej stronie zabrakło jednak długofalowo wiary, że polski sceptycyzm, co do możliwych przemian w Rosji, jest słuszny. Powoli zainteresowanie tematem i kontaktami z Polakami w tej dziedzinie opadły.
Po polskiej stronie zaś współpraca z Niemcami w wielu dziedzinach stała się mało pożądana, a polityka wschodnia, jak choćby kontakty z władzami w Ukrainie, obszarem priorytetowym. Jednocześnie w Polsce nie dopuszcza się do świadomości, jak wielką zmianą dla Niemiec są już podjęte działania.
Większy nacisk z polskiej strony czy krytyka opieszałości może wręcz zniechęcać, gdyż zderza się z przekonaniem, że podejmowany wysiłek, jego szybkość i zakres są i tak, jak na Niemcy, olbrzymie. Tych błędów po obu stronach nie wolno teraz powtarzać.
Polska niechęć do pogłębiania politycznych relacji z Niemcami i francuski brak zainteresowanie współpracą z Polską były głównymi powodami, dla których w ostatnich latach zupełnie odstawiony na boczny tor został Trójkąt Weimarski.
Ostatnie spotkanie „na szczycie” miało miejsce w 2013 roku. Wprawdzie przy okazji kolejnych rocznic powstania formatu (w 1991 roku) uparcie twierdzono, że ma on jeszcze przyszłość, ale trudno było znaleźć tematy, które dla trzech stron wydałyby się wystarczająco interesujące i jednoczące, aby poświęcić im w tym formacie uwagę.
Początkowa groźba, a potem rosyjska agresja na Ukrainę, spowodowała, że w trybie pilnym zorganizowano spotkania Trójkąta Weimarskiego, poczynając od szczytu z udziałem kanclerza Olafa Scholza, prezydenta Emmanuela Macrona i prezydenta Andrzeja Dudy w Berlinie 8 lutego.
Już po rozpoczęciu wojny spotkali się w Łodzi ministrowie spraw zagranicznych: Zbigniew Rau, Annalena Baerbock oraz Jean-Yves Le Drian. Przykurzony format, porzucony z braku zainteresowań nagle stał się pomocny, aby szybko doprowadzić do rozmów na kluczowy w danym momencie temat.
Spekulowanie, na ile odblokowało to regularne spotkania, jest trudne, ponownie bowiem wiele zależeć będzie od partykularnych interesów każdego z krajów. Ale sprawdzenie skuteczności formatu w potrzebie jest ważnym sygnałem, że kiedy trzeba trzy kraje potrafią się dzięki temu konsultować.
Kolejnym formatem, o którego sens w polsko-niemieckich relacjach padały w ostatnich latach pytania, były partnerstwa miast z obu krajów.
Niektóre z miast i gmin partnerskich nie umiały znaleźć nowych form współpracy, kiedy bezpośrednie wsparcie z Niemiec dla polskiej administracji i mieszkańców – tak ważne w czasach komunizmu i pierwszych latach polskiej transformacji - nie było już konieczne.
Inne samorządy pozostawały w kontakcie i owocnie realizowały wspólne projekty, dzieląc się doświadczeniami, ucząc od siebie nawzajem, łącząc obywateli o podobnych zainteresowaniach (np. sport) czy potrzebach (ośrodki młodzieżowe, stowarzyszenia pomagające chorym). „Szukać tego, co łączy”, rekomendowaliśmy więc z Peterem Oliverem Loewem, podsumowując badania, jak samorządy z Polski i Niemiec mogą zintensyfikować lub odnowić kooperację.
Wojna w Ukrainie przyniosła ten łączący element, mobilizując gminy i miasta z obu krajów do podjęcia wspólnych działań. Są one bardzo różne.
Niektóre niemieckie miasta przekazały pomoc finansową polskim partnerom, którzy przyjmują ukraińskich uchodźców. Inne odpowiedziały na konkretne zapotrzebowania, wysyłając ciężarówki z potrzebnymi u polskiego partnera produktami dla zakwaterowanych już przybyszy z Ukrainy.
Jeszcze kiedy indziej polskie miasto stanowiło przekaźnik, dzięki któremu pomoc z Niemiec trafiała wspólnie z rzeczami z Polski do miejscowości partnerskiej w Ukrainie. Niemieccy samorządowcy informowali się u polskich kolegów, czego potrzeba w Ukrainie.
Dotychczasowe kontakty między urzędnikami były tu kluczowe dla szybkiego rozpoczęcia akcji pomocowej. Ale także gminy, które nie utrzymywały silnych relacji, zmobilizowały się w tej sytuacji do wspólnych działań.
Jak napisano w „Oświadczeniu Polsko-Niemieckiej Grupy Roboczej [działającej przy Związku Miast Polskich i niemieckim Związku Miast - przyp. Autorki] w sprawie wojny w Ukrainie”:
„Ostatnie dni wyraźnie pokazały, że partnerstwa samorządów są niezbędne do promowania współpracy transgranicznej na poziomie społeczeństwa obywatelskiego. Współpraca na szczeblu samorządów przyczynia się zatem bezpośrednio do rozwoju solidarności transgranicznej.”
Te konkretne solidarne działania Polaków i Niemców z pewnością są najlepszym budowniczym poczucia wspólnoty i polsko-niemieckiego partnerstwa. Niezależnie od tego, kiedy wojna w Ukrainie się skończy, tamtejsze gminy i miasta długo potrzebować będą wsparcia z krajów Unii Europejskiej.
Dalsza współpraca polskich i niemieckich samorządów w tej dziedzinie może być w związku z tym jeszcze długo wspólnym zadaniem i pomysłem na intensyfikację partnerstw, a nawet nawiązywanie nowych. Podejście strony niemieckiej – pytanie Polaków o potrzeby – zarówno ich własne, jak i ukraińskie – jest tu jednocześnie kluczowe.
Poza możliwością odpowiedzenia na konkretne zapotrzebowanie stwarza bowiem istotny poziom relacji – partnerstwo, kiedy to Niemiec zdaje się na kompetencje i wiedzę Polaka i razem wdrażają w życie wspólny plan.
Obszarem, w którym ostatnich latach wiele dobrze i niezakłócenie przez polityczne niesnaski działało była współpraca na poziomie społecznym. Ale i tu, jak wszędzie, wkradało się pewne znużenie, rozczarowanie, niezrozumienie - trochę jak w wieloletnim związku, w którym nie ma już skrępowania, aby ostrzej krytykować czy też więcej wymagać.
Nowe nagłe wyzwanie spowodowało porzucenie tego balastu i skoncentrowanie się na jednym, konkretnym celu. Utrzymujące kontakty stowarzyszenia podjęły kontakt, aby wspólnie zareagować na potrzeby w Ukrainie. Odświeżyło to wiarę w partnera i potwierdziło zaufanie. Wspólne doświadczenie działania będzie promieniować na dalszą kooperację.
Kluczowe okazały się zwłaszcza istniejące sformalizowane struktury kooperacji różnych organizacji. I tak Fundacja „Krzyżowa” dla Porozumienia Europejskiego, która prowadzi od prawie trzydziestu lat miejsce spotkań młodzieży na terenie majątku niemieckich opozycjonistów z czasów drugiej wojny światowej (rodzina von Moltke, Krąg z Krzyżowej) i miejsca, w którym odbyła się w 1990 msza pojednania, podczas której kanclerz Helmut Kohl i premier Tadeusz Mazowiecki przekazali się symboliczny gest pokoju, przyjęła około 100 uchodźców.
Polska fundacja, realizująca rocznie wiele polsko-niemieckich spotkań młodzieży, prowadząca edukację na rzecz pokoju i demokracji, w praktyce realizuje w ten sposób swoją misję.
Pomoc w sfinansowaniu goszczenia przybyszy z Ukrainy niosą związane z nią od lat niemieckie „Kreisau Initiative” i Fundacja Freyi von Moltke z Niemiec. Tysiące euro datków, napływające od Niemców dla „Krzyżowej”, aby ta wspierała Ukraińców, ma więc wyjątkowy łączący narody wydźwięk.
Równie szybko zareagowała Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży (PNWM) – organizacja od ponad trzydziestu lat wspierająca wymianę młodzieży.
Polscy i niemieccy partnerzy mogą zaprosić osoby ze swoich organizacji partnerskich w Ukrainie na indywidualny pobyt (do trzech miesięcy) w Polsce lub Niemczech. PNWM udzieli dofinansowania oraz znacząco zrefunduje koszty podróży.
Program realizowany jest w ramach hospitacji – dla nauczycieli, pracowników stowarzyszeń, placówek młodzieżowych i innych organizacji lub w ramach praktyk. Z kolei, jeśli dzieciom i młodzieży z Ukrainy uda się dotrzeć do Polski lub Niemiec, lub jeśli ich grupy są już w Polsce lub Niemczech, to PNWM może dofinansować ich pobyt do 28 dni.
W spotkaniach tych mogą, lecz nie muszą, uczestniczyć grupy partnerskie z Niemiec i Polski. Oba te wymienione przykłady pokazują, że istniejące i dobrze funkcjonujące formaty współpracy mogą szybko i skutecznie zareagować w momencie próby. Ich dalsze rozwijanie będzie kolejnym wsparciem dla relacji polsko-niemieckich.
Bliskość opinii, udane polsko-niemieckie działania w momencie próby zderzają się z agresywną antyniemiecką retoryką części polskich sfer politycznych.
W obu przypadkach można zaobserwować, że działania odnoszą skutek. Z jednej strony kolejne pokolenia Polaków i Niemców wyrastają w poczuciu, jak wiele nas łączy i jak wiele wspólnie dobrego można zrobić. Z drugiej, niechętne Niemcom hasła rozprzestrzeniają się, napotykając na przyzwolenie rządzących.
Wspomniane zbyt powolne lub jedynie częściowe działania Niemiec tylko utwierdzają krytyków, wręcz uskrzydlając tych, którzy za swoją zasadę przyjęli atakowanie Niemiec.
Jeśli chcemy rozwijać relacje polsko-niemieckie i orientować je na przynoszenie konkretnych owoców, nie wolno poddawać się tej retoryce. Można to osiągnąć rozwijaniem działań w tych wyżej wymienionych sferach, czerpiąc z bardzo bogatego dorobku ostatnich trzydziestu lat. To wyzwanie dla obu stron.
Ważne, aby Polacy nie zniechęcali się atmosferą „na górze”, tylko nadal realizowali wartościowe projekty. Jednocześnie odważnie pokazywali niemieckim partnerom, kiedy ich postępowanie jest w polskich oczach wątpliwe – aby, bazując na wypracowanym zaufaniu, uczulić ich na polski punkt widzenia.
Niemcy muszą przyjąć do wiadomości, że argumenty Polaków często mają wiele racji i warto się nad nimi pochylać i tak, jak obecnie, zdawać się na polskie kompetencje. Wojna w Ukrainie pokazała, że polsko-niemiecka współpraca nie jest jedynie potrzebna dla tych dwóch krajów i ich społeczeństw. Czekają na nią także inni.
Dr Agnieszka Łada-Konefał jest wicedyrektorem Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt, od lat analizuje stan relacji polsko-niemieckich i zasiada w wielu polsko-niemieckich gremiach.
Doktor politologii, niemcoznawczyni. Wicedyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. Ukończyła politologię na UW, podyplomowe studia w zakresie psychologii organizacji w Dortmundzie oraz Executive Master of Public Administration na Hertie School of Governance w Berlinie. Była przewodnicząca Rady Dyrektorów Policy Associations for an Open Society (PASOS). Członkini Grupy Kopernika, Rady Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży oraz Rady Nadzorczej Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego. Autorka licznych publikacji z zakresu problematyki europejskiej i stosunków polsko-niemieckich.
Doktor politologii, niemcoznawczyni. Wicedyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. Ukończyła politologię na UW, podyplomowe studia w zakresie psychologii organizacji w Dortmundzie oraz Executive Master of Public Administration na Hertie School of Governance w Berlinie. Była przewodnicząca Rady Dyrektorów Policy Associations for an Open Society (PASOS). Członkini Grupy Kopernika, Rady Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży oraz Rady Nadzorczej Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego. Autorka licznych publikacji z zakresu problematyki europejskiej i stosunków polsko-niemieckich.
Komentarze