0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.plJakub Wlodek / Agenc...

Sprawa dotyczy pobicia sprzed ponad 12 lat. 1 stycznia 2013, w sylwestrową noc, jedną z głównych warszawskich ulic szło trzech chłopaków. Dwóch z nich trzymało się za ręce. Najpierw zostali zaczepieni, w ich stronę skierowano homofobiczne wyzwiska. Gdy ci protestowali, trójka sprawców pobiła ich i groziła. Pokrzywdzeni zgłosili sprawę na policję, wskazując, że przyczyną napaści były uprzedzenia dotyczące orientacji seksualnej.

W 2014 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście uznał wszystkich sprawców winnych pobicia, wobec jednego dodatkowo uznając, że dopuścił się gróźb karalnych. Sąd skazał mężczyzn na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata oraz zapłatę 100 zł na rzecz każdego z pokrzywdzonych.

Przeczytaj także:

Jednak w uzasadnieniu wyroku zignorował homofobiczny motyw przestępstwa. Sąd stwierdził wówczas, że orientacja seksualna była powodem zaczepienia, ale do fizycznego ataku doprowadziły upojenie alkoholowe i ogólna agresja sprawców.

Pokrzywdzeni wnieśli apelację. Zarzucili sądowi niezasadne odrzucenie argumentacji o homofobicznej motywacji przestępstwa. Sąd Okręgowy utrzymał wyrok w mocy.

„Z perspektywy czasu samo pobicie i wyzwiska wydają mi się mniej uwłaczające, niż całkowity brak zrozumienia ze strony organów państwa, poczucie, że nie przysługuje mi godność” – komentuje Stan Bednarek, jeden z pobitych chłopaków.

ETPC nakazuje Polsce zmienić prawo

Skarżący wnieśli sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Zarzucili Polsce, że nie zapewnia realnej ochrony przed przestępstwami z nienawiści wobec osób LGBT+. „Postanowiłem z jednej strony odzyskać poczucie sprawczości i chronić swoją godność, a z drugiej poprawić sytuację młodych osób nieheteronormatywnych. Sytuacja, w której moje państwo nie widzi nas albo traktuje jak obywateli drugiej kategorii, jest niedopuszczalna” – komentuje Bednarek.

10 lipca 2025 Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał wyrok, w którym uznał, że Polska naruszyła art. 3 Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, mówiący o zakazie tortur, nieludzkiego i poniżającego traktowania w związku z art. 14 Konwencji zakazującym dyskryminacji. I nakazał Polsce wypłatę zadośćuczynienia na rzecz skarżących – po 7 tysięcy euro dla każdego.

Jak komentuje dla OKO.press Paweł Knut, adwokat reprezentujący pokrzywdzonych, Trybunał w Strasburgu uznał, że w tej sprawie doszło do poniżającego traktowania, bo państwo polskie systemowo nie uwzględniło homofobicznej motywacji sprawców.

W uzasadnieniu wyroku ETPC wskazał, że państwo ma obowiązek przeciwdziałać aktom homofobicznej przemocy, nawet gdy dopuszczają się ich osoby prywatne, nie tylko państwo. W tym celu Polska powinna wprowadzić efektywne przepisy prawa karnego, które odstraszają od popełniania podobnych przestępstw.

„Trybunał uznał też, że traktowanie przemocy, która zawiera element dyskryminacyjny w taki sam sposób jak przestępstwa pospolite, jest odwracaniem oczu i ignorowaniem czynów, które mają jakościowo odmiennych charakter” – mówi adwokat Paweł Knut.

„Do wczoraj można było mówić, że nowelizacja kodeksu karnego poprzez dodanie orientacji seksualnej jako przesłanki chronionej jest tylko postulatem. Dziś można śmiało uznać, że to międzynarodowe zobowiązanie skierowane wobec Polski przez Europejski Trybunał Praw Człowieka” – dodaje prawnik.

Trybunał w wyroku podkreślił, że fakt, iż Polska nie ściga wprost homofobicznych przestępstw z nienawiści, nie został zrekompensowany na poziomie prowadzenia postępowania. A skoro praktyka nie działa, to należy zmienić przepisy.

„Od tamtych zdarzeń minęło 12 lat, a w Polsce nadal nie ma wystarczającej ochrony dla osób LGBT. Mam nadzieję, że nowe pokolenia będą mogły dorastać w poczuciu bezpieczeństwa” – komentuje Bednarek.

Przepisy w politycznym klinczu

Tylko że nowelizacja kodeksu karnego jest elementem politycznej przepychanki. 17 kwietnia 2025 prezydent Andrzej Duda odesłał nowe przepisy do Trybunału Konstytucyjnego. Kancelaria Prezydenta argumentowała, że to złe, ideologiczne prawo, godzące w wolność słowa.

Podobnie o nowelizacji kodeksu karnego opowiada Konfederacja, która w toku kampanii wyborczej namówiła Karola Nawrockiego, żeby dołączył do ich kampanii. Walczący o głosy skrajnej prawicy – wówczas kandydat PiS, dziś prezydent elekt – zobowiązał się w rozmowie ze Sławomirem Mentzenem, że nie podpisze żadnej ustawy, która godzi w wolność słowa.

W odpowiedzi ministra równości Katarzyna Kotula w rozmowie z OKO.press zapowiedziała, że z ministrem Adamem Bodnarem przygotują „plan b”, nową ustawę, która zyskałaby poparcie prezydenta. Jak miałaby wyglądać w szczegółach, tego nie wiadomo.

Prawo przygotowane wcześniej przez ministerstwo sprawiedliwości zakładało, że ścigane z urzędu byłyby przestępstwa motywowane uprzedzeniami ze względu na płeć, wiek, niepełnosprawność i orientację seksualną. Nowe brzmienie przepisów zmieniłoby też paradygmat prowadzenia postępowań przed sądami: kluczowa byłaby motywacja sprawcy, a nie cecha osoby, która padła ofiarą przestępstwa.

Przykład? Jeśli ktoś zaatakowałby na ulicy osobę z tęczową przypinką, rzucając hasło: „ty pe*ale", osoba pokrzywdzona nie musiałaby wcale udowadniać, że faktycznie należy do szykanowanej grupy mniejszościowej. Kluczowe jest uprzedzenie, które pchnęło sprawcę do napaści, a nie tożsamość ofiary. W taki sposób przestępstwa z nienawiści interpretują m.in. Europejski Trybunał Praw Człowieka i Rada Europy.

To byłoby rozszerzenie katalogu przesłanek chronionych w trzech artykułach dotyczących poważnych przestępstw:

  • stosowania przemocy lub groźby (art. 119 kodeksu karnego);
  • nawoływania do nienawiści (art. 256 kodeksu karnego);
  • publicznego znieważenia lub naruszenia nietykalności cielesnej (art. 257 kodeksu karnego).

Do tej pory na podstawie powyższych przepisów karano już sprawców, ale tylko tych, którzy dopuszczali się przestępstw na tle rasowym, narodowym, etnicznym, politycznym lub wyznaniowym.

Polska prawica atakowała te części przepisów, które odnoszą się do mowy nienawiści. Jak tłumaczył OKO.press Piotr Godzisz, specjalista ds. przestępstw z nienawiści, przepisy chroniące przed nienawiścią zawsze nieznacznie ograniczają wolność słowa, ale robią to obszarach kluczowych dla zasad współżycia społecznego.

Polskie organy ścigania już mają rygorystyczne wytyczne, które pozwalają sprawdzić, czy dana wypowiedź jest po prostu negatywna, czy może nosić znamiona przestępstwa. Robią to od lat w sprawach o podłożu ksenofobicznym czy rasistowskim.

Chodziło tylko i aż o to, żeby najbardziej skrajne wypowiedzi, które mogą prowadzić do rozwoju przemocy i ekstremizmów, nie pozostawały bezkarne. Do odpowiedzialności nie będzie pociągnięty zwykły Kowalski, który podczas obiadu z rodziną zażartuje, że na świecie jest 52 płci, a on nie jest żadną z nich, tylko osoby, które wypowiedzą słowa uderzające w godność i bezpieczeństwo chronionej grupy. Dla organów ścigania kluczowy w tych sprawach jest kontekst:

nie tylko, co ktoś mówi, ale też kto, po co, do kogo, kiedy i gdzie to mówi.

„Jeżeli ktoś ma duże zasięgi, piastuje ważne stanowisko publiczne i mówi, że należy chronić miasto przed organizowaniem marszów równości, że należy pogonić gejów i lesbijki z miasta, że osoby LGBT+ są »zboczeńcami«, to bardzo prawdopodobne, że ta wypowiedź mogłaby się spotkać z reakcją karną" – mówił Piotr Godzisz.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.

Komentarze