0:000:00

0:00

Porównanie liczby testów na obecność koronawirusa SARS-CoV-2 w Polsce, Unii Europejskiej i poza Europą, które jest przedmiotem tej analizy, potwierdza niestety obawy dotyczące programu diagnozowania wirusa w naszym kraju.

Od pierwszego przypadku COVID-19 w Polsce 4 marca 2020 roku, OKO.press zwraca uwagę na nieprzygotowanie opieki medycznej do testowania; gotowe były tylko 4 laboratoria, a próbka pierwszego pacjenta (już wyzdrowiał), jechała z Wrocławia do Warszawy.

Rządowi zabrakło refleksu, liczba zakażonych we Włoszech już 29 lutego przekroczyła 1000 i było jasne, że pandemia dotarła do Europy. Kilkakrotnie potem alarmowaliśmy, że testów jest za mało.

Przeczytaj także:

Od kilku dni opinia publiczna burzy się, że nie jest testowany personel medyczny, zwłaszcza po ujawnieniu przez GiS 2 marca, że aż 17 proc. wszystkich zakażonych to lekarze, pielęgniarki, ratownicy, salowe itp.

Szumowski zapowiada więcej testów, ucieka przed krytyką

W odpowiedzi na krytykę rząd łagodzi swoje stanowisko. Na konferencji 4 kwietnia minister Łukasz Szumowski informował, że szpitale będą mogły "od teraz" zamawiać testy dla personelu i pacjentów, a NFZ będzie je refundował (zarządzenie NFZ - tutaj). Nie wiadomo czemu tak późno podjęto tak prostą decyzję.

Minister Szumowski podkreślał jednocześnie, że testów wykonano już 72 901, a w ostatniej dobie rekordową liczbę 5,9 tys. 4 kwietnia twitter ministerstwa informował o zakupie dodatkowych 300 tys. testów. Szumowski wymieniał inne liczby: "testujemy ok. 6 tys. na dobę, możliwości są znacznie większe, w laboratoriach jest już 150 tys. zestawów, kolejne 500 tys. jest już zakontraktowane, w sumie zakontraktowane mamy blisko 800 tys. testów genetycznych".

Nie wiadomo zatem, ile tych testów jest, ile zakupiono, a ile zakontraktowano, ale liczby mają robić wrażenie. Jak mówi minister: "Te wszystkie dane mówią, że chcemy, żeby jak najwięcej, jak najszybciej testować".

Trzeba porównywać z innymi krajami biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców

Aby odpowiedzieć na pytanie, czy testów jest dość czy za mało, warto porównać liczbę wykonanych próbek z tym, co robią inne kraje.

Od 4 kwietnia portal worldometer podaje aktualizowaną liczbę testów na obecność koronawirusa SARS-CoV-2, jaką od początku pandemii wykonuje ok. 135 krajów świata (ok. 80 nie podaje tej liczby, w tym Chiny). Pozwala to ocenić stan testowania w Polsce na szerszym tle.

Na ogół operuje się w takich porównaniach liczbami bezwzględnymi. Zachwyt wzbudza np. prawie milion testów, jakie zrobiły Niemcy (918,5 tys.), nie biorąc pod uwagę, że jest to kraj z 83 mln mieszkańców. Na tym tle wynik Szwajcarii - 145 tys. testów wygląda blado, ale mieszka w niej prawie 10 razy mniej ludzi. Podobnie 1,7 mln testów w USA niekoniecznie oznacza lepszy poziom badania populacji niż 318 tys. testów w Kanadzie, wręcz przeciwnie - jest on dwukrotnie gorszy.

Wzrost testów, jaki obserwujemy w Polsce oznacza postęp, ale wzrost następuje w prawie wszystkich krajach.

Liczba wykonanych testów rośnie w Polsce tak:

W Unii Europejskiej Polska i Rumunia na samym końcu

Poziom testowania w Polsce warto odnieść przede wszystkim do 27 krajów UE. Okazuje się, że według danych z 5 kwietnia godz. 11:00

pod względem liczby testów na milion mieszkańców Polska jest druga od końca - o włos - przed Rumunią.

Oto pełna lista według worldometer, stan na 11:00, 5 kwietnia):

  1. Luksemburg 36 412;
  2. Malta 21 975;
  3. Estonia 15 834;
  4. Słowenia 13 355;
  5. Austria 12 038;
  6. Łotwa 10 964;
  7. Niemcy 10 962;
  8. Włochy 10 870;
  9. Litwa 8 686;
  10. Cypr 8 410;
  11. Portugalia 7 952;
  12. Dania 7 816;
  13. Hiszpania 7 593;
  14. Czechy 7 499;
  15. Irlandia 6 199;
  16. Belgia 6 040;
  17. Finlandia 5 234;
  18. Holandia 4 401;
  19. Szwecja 3 654;
  20. Francja 3 436;
  21. Słowacja 2 497;
  22. Chorwacja 2 395;
  23. Bułgaria 2 288;
  24. Grecja 2 153;
  25. Węgry 2 200;
  26. Polska 1 926;
  27. Rumunia 1 876.

Na wykresie przedstawiamy wyniki 26 krajów UE; pominęliśmy górujący nad wszystkimi Luksemburg - 36 412 testów na milion, by uzyskać wyraźniejszy obraz różnic:

Jak widać, na czele jest pięć krajów małych: półmilionowe Luksemburg (pominięty) i Malta, milionowa Estonia i dwumilionowa Słowenia. To wynik tego, że operacja testowania w małym kraju jest łatwiejsza do przeprowadzenia, np. łatwiej kupić mniejsza liczbę odczynników.

Na końcu stawki jest Polska tuż przed Rumunią (o 50 testów na milion).

Przed nami - z niewielką przewagą - Węgry i Grecja, i wyraźniejszą Bułgaria, Chorwacja i Słowacja. Krytykowana za małą liczbę testów Francja robi ich o 80 proc. więcej niż my (w liczbach bezwzględnych 224 tys. do 73 tys.).

Przewaga innych krajów UE nad Polską jest już duża:

  • dwukrotna (Szwecja),
  • 2,5-krotna (Holandia, Finlandia),
  • trzykrotna (Belgia, Irlandia),
  • czterokrotna (Czechy, Hiszpania, Dania),
  • 4,5-krotna (Portugalia, Cypr, Litwa),
  • ponad pięciokrotna (Włochy, Niemcy, Łotwa),
  • sześciokrotna (Austria),
  • siedmiokrotna (Słowenia),
  • ośmiokrotna (Estonia).

Mniej testują kraje byłego bloku sowieckiego, ale republiki bałtyckie i Czechy potrafią dorównać zachodniej Europie. Uderza dobry wynik uboższych krajów jak Portugalia czy Słowenia.

Z innych krajów europejskich wysoko wypada pięciomilionowa Norwegia (aż 19,5 tys. testów na milion) oraz ciężko dotknięta przez epidemię Szwajcaria (17,7 tys.). Zaskakująco dużo testów zrobiono w Białorusi - 3,4 tys. (1,8 raza więcej niż u nas), w Rosji - 4,4 tys. i Azerbejdżanie - 3,5 tys.

Dużo testów robią w Izraelu (10,4 tys. na milion mieszkańców). Więcej niż w Polsce - w ciężko dotkniętym epidemią Iranie (2,2 tys.).

Polska wśród znacznie biedniejszych krajów świata

Polska razem z Rumunią znalazła się poniżej takich krajów jak: Chile (2543 testów na milion mieszkańców), Północna Macedonia (2326 testów), na takim samym poziomie jak Turcja (1913), Czarnogóra (1899 testów), nieco przed Panamą (1700). Robimy tylko o 25 proc. więcej testów niż Malezja (1532) i o 45 proc. więcej niż Armenia (1348) czy Liban (1322).

W Polsce tylko 5 proc. pozytywnych testów, we Francji 40 proc.

Minister Szumowski tłumacząc się 4 kwietnia z małej liczby testów (choć tak tego nie nazywał) stwierdził, że

Jak popatrzymy na cyfry, to u nas jest ok. 5 proc. dodatnich wyników w całej puli testów, a w innych krajach od 7,5 proc. w Izraelu, 6 proc. w Czechach, a we Francji i Wlk. Brytanii nawet 20 proc. Jak na ilość zakażonych robi się u nas tych testów dość du
Dane się zgadzają, za wyjątkiem Francji, która ma aż 40 proc. (!) dodatnich wyników. Ale sugestia, że robimy dostatecznie dużo testów jest nieuprawniona, są kraje, które robią więcej
Konferencja prasowa,04 kwietnia 2020

Powołując się na liczby minister popełnił jeden błąd. Nie doszacował Francji, a akurat ten wynik powinien zapamiętać, bo jest szokująco wysoki. W sobotę 5 kwietnia o godz. 11:00 odsetki pozytywnych wyników wśród wszystkich wykonanych do tej pory testów wynosiły w:

  • Polsce - 5,2 proc.;
  • Czechach - 5,6 proc.;
  • Izraelu - 8,9 proc.;
  • Wielkiej Brytanii - 22,9 proc.;
  • Francji - 40,1 proc; czyli znacznie więcej niż podał minister Szumowski.
Oznacza to, że tylko jeden na 19 wykonanych testów w Polsce (i jeden na 18 w Czechach) wykrywa zakażona osobę, a we Francji aż 40 proc. testów "trafia". Inaczej mówiąc pięć testów wykrywa we Francji dwie zakażone osoby.

To szokująca liczba. Ale w Wielkiej Brytanii też wskaźnik jest wysoki: jeden test na cztery (23 proc.) daje wynik pozytywny. Na poziomie Francji jest jeszcze Hiszpania - 35 proc.

Polska na tle. Naśladujmy Słowenię i Litwę

Na poniższym wykresie wybraliśmy 16 krajów przedstawiając dwie liczby: wykonanych od początku epidemii testów (kolor zielony) i oficjalnie wykrytych przypadków zarażenia wirusem (czerwony), obie dane na milion mieszkańców.

Ilustruje on miejsce Polski - wśród uboższych pozaeuropejskich krajów, które robią testów mniej niż państwa UE, nawet te zupełnie niezamożne, o czym była mowa wcześniej.

Ale interesujące jest też zróżnicowanie "dodatnich testów", czy odsetka prób, które - statystycznie - pozwalają "namierzyć" jedną zakażona osobę. Okazuje się Polska ze swoim 5,2 proc. nie jest na czele, przed nami są:

  • Słowenia - 3,5 proc.;
  • Litwa - 3,4 proc. i
  • Bułgaria - 3,2 proc.

Te trzy kraje robią zatem aż 29-30 testów, by wykryć jedna zakażoną osobę.

W przypadku Bułgarii może to wynikać z wczesnej fazy epidemii (522 przypadki, co daje 77 zakażeń na milion mieszkańców, czyli mniej niż w Polsce - 102), ale Litwa ma na trzy razy więcej zakażeń na milion niż my (298), a Słowenia - pięć razy więcej (480). Można zatem uznać, że trzy kraje stosują politykę testowania na dużą skalę, szukają znacznie szerzej niż w Polsce i tym samym wykrywają więcej osób zakażonych mimo niskiej "celności" testów.

Podobnie zapobiegliwe jak Polska (5,3 proc.) są Czechy (5,6 proc.), nieco tylko mniej Chile (8,6 proc.) i Północna Macedonia (9,8 proc.). Portugalia, Niemcy i Szwajcaria mają podobny wskaźnik (10-13 proc.), przy czym dwa bogatsze kraje należą do czołówki zakażeń na milion: Szwajcaria (2369 zakażeń) jest 4 kwietnia druga za Hiszpanią, a Niemcy (1147) szóste jeszcze za Włochami, Belgią i Francją (nie brałem tu pod uwagę kilku maleńkich krajów jak Lichtenstein, Andora czy Islandia).

Panama i Armenia mają odsetek podobny do Brytyjczyków - 25 i 21 proc. Włosi (20 proc.) zaczęli robić więcej testów niż na początku, gdy wirus uderzył w połowie lutego w ich nieprzygotowane państwo.

Zastraszająco wysokie wskaźnik poza Francją (40,1 proc.), o której już była mowa, ma Hiszpania (34 proc.).

Jak widać, ocena poziomu testowania zależy od tego, z kim się porównujemy. Na tle krajów, które epidemia zadławiła (Hiszpania, Francja, Włochy) wypadamy dobrze (dużo testów), ale są bardziej od nas zapobiegliwe kraje.

Dlaczego Polska ma mały odsetek pozytywnych testów? 2 hipotezy

Jak już pisaliśmy w OKO.press, na początku epidemii celność testów była w Polsce jeszcze mniejsza i trzeba było zrobić aż 42 próbki, by wykryć zakażonego człowieka. Teraz ta liczba spadła do 19 i - jak widzieliśmy - na tle większości krajów wciąż jest niska.

Mały odsetek pozytywnych testów może wynikać z dwóch powodów:

  • próbki wykonuje się niewłaściwym osobom, system nie wychwytuje naprawdę zagrożonych;
  • zarażonych jest wciąż względnie mało i dlatego trudniej ich znaleźć.

Zapewne zachodzą oba przypadki jednocześnie. Do tej pory:

  • nie wykonywano testów przebywającym na kwarantannie osobom z poważnym podejrzeniem kontaktu z osobą zakażoną (dopóki nie wystąpiły poważne objawy).

Testów nie robiono, bo system nie byłby w stanie temu podołać. Osób na kwarantannie jest 5 kwietnia 2020 170 tys., ale ich liczba w tajemniczy sposób się zmniejszyła: 30 marca ministerstwo zdrowia podawało, że 172 tys. osób trafiło na kwarantannę po powrocie z zagranicy, a 106,5 tys. jest zamkniętych po kontakcie z zakażonym w kraju (razem 278,5 tys.). 31 marca podano już tylko ogólna liczbę osób na kwarantannie - 172 tys.;

  • nie wykonywano też testów personelowi medycznemu. Nawet w przypadku kontaktu z osobą zakażoną odsyłano lekarzy i pielęgniarki na kwarantannę (były wyjątki, ale system działał tak).

Gorsza, czyli lepsza część Europy?

Z drugiej strony, można mieć nadzieję, że Polska jest w tej części Europy, do której koronawirus dociera później, a może nawet uderza z mniejszym impetem. Do pewnego stopnia może to być wynik polityki państwa ograniczającej kontakty społeczne we wcześniejszej fazie epidemii.

Działać tu może czynnik kulturowy, czyli mniejsza mobilność społeczeństw Europy Środkowo-Wschodniej: mniejszy transfer wirusa z zagranicy, a w kraju niższy bazowy poziom kontaktów społecznych, mniejsza aktywność towarzyska (zwłaszcza w porównaniu z krajami Południa), kulturalna, sportowa (porównajcie, ile osób przychodzi na mecze), wciąż utrzymujący się styl domowo-rodzinnego spędzania wolnego czasu. Polacy i Polki cechują się się też mniejszym niż na Zachodzie zaangażowaniem obywatelskim (poza protestami od czasu do czasu), rzadszą przynależnością do organizacji społecznych i generalnie mniejszym zaufaniem do innych ludzi.

To wszystko daleko idące hipotezy, ale być może sieć kontaktów międzyludzkich jest - bazowo, w normalnych czasach - mniej gęsta niż w zamożnych krajach starej Unii.

Ale niezależnie od tego, jaka jest realna skala zakażeń w Polsce i jakie są jej uwarunkowania, jedno jest oczywiste: im więcej testów, tym lepiej. Testy pozwalają lepiej tropić wirusa, szybciej i skuteczniej ograniczać kontakty osób zakażonych, a osobom tylko podejrzanym o zakażenie ograniczają niepotrzebny stres.

Jak pisaliśmy w OKO.press, sukces Korei w walce z koronawirusem był wynikiem połączenia restrykcji nałożonych na kontakty społeczne i szerokiej akcji testowania w poszukiwaniu osób, które zakażają innych.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze