0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Przed prezentacją "Polskiego Ładu" minister edukacji Przemysław Czarnek zapowiedział, że usłyszymy o wizji "lepszej szkoły w nowoczesnych i przyjaznych warunkach".

Nic dziwnego, że po konwencji, na której edukacja została zepchnięta do roli prymitywnego narzędzia "budowania tożsamości", a prezes Jarosław Kaczyński grzmiał o narodowej dumie, którą polska młodzież wyniesie z dodatkowych lekcji historii, w debacie publicznej zawrzało:

  • Czy to naprawdę odpowiedź PiS na problemy szkół po ponad roku pandemii?
  • Czy premier nie słyszał o bezprecedensowym kryzysie zdrowia psychicznego wśród dzieci?
  • Co z badaniami, które mówią o rosnących nierównościach?
  • Albo apelami o odchudzenie skostniałych i przeładowanych podstaw programowych?
  • Czy partia rządząca nie widzi rozwojowego potencjału podstawowej usługi publicznej jaką jest edukacja?
  • I w takim razie, jak z anachronicznym, niewydolnym szkolnictwem zamierza zbudować nowoczesne państwo dobrobytu?

Przeczytaj także:

Część z tych wątpliwości rozwiewa lektura "Polskiego Ładu", ale niestety niewiele. Obok dodatkowych lekcji historii i wycieczek do ważnych miejsc pamięci, w dokumencie znalazły się propozycje infrastrukturalne (termomodernizacja i remonty szkół), technologiczne (cyfryzacja), a także kilka punktowych zmian:

  • szkolenie dla nauczycieli z cyfryzacji,
  • studia managerskie dla dyrektorów,
  • dodatkowe zajęcia dla chętnych (by wyrównać szanse po pandemii),
  • wzmocnienie roli świetlicy,
  • pilotaż wsparcia psychologicznego,
  • nowy program stypendialny dla uczniów,
  • a także szerszy udział rodziców w życiu szkoły czy regionalizacja zajęć.

To nie jest program na XXI wiek

Propozycje jak propozycje: niektóre sensowne, inne zupełnie nietrafione lub szkodliwe, ale o tym dalej.

Problem w tym, że rząd po raz kolejny nie odpowiedział na fundamentalne pytania. Po co jest szkoła? Czego ma uczyć? Co nie działa? I w jaki sposób państwo chce budować spójną politykę edukacyjną na lata?

"Równolegle prowadzimy trzy systemowe dyskusje w oświacie: o zwiększeniu pensum, Krajowym Planie Odbudowy i Polskim Ładzie. W żadnej z propozycji rządu nie widać ani diagnozy, ani wizji. Pomysły są fragmentaryczne i nie rozwiązują podstawowego problemu: oferta polskiej szkoły i sposób organizacji edukacji nie odpowiada realiom i wyzwaniom XXI wieku" - komentuje dr Iga Kazimierczyk, ekspertka edukacyjna, nauczycielka.

Dodatkowo, władza tkwi w klinczu pomiędzy potrzebą modernizacji a nostalgicznym, często rytualnym przywiązaniem do tradycji.

"Z jednej strony, marzymy o cyfryzacji, która bywa niesłusznie uznawana za gwarancję postępu w oświacie. Z drugiej strony, w archaiczny sposób kształtujemy program nauczania, dokładając dodatkowe lekcje historii. To zresztą symboliczne, że wśród dotychczasowych osiągnięć polityki edukacyjnej PiS wymienionych w Polskim Ładzie znalazło się przywrócenie ośmioletniej podstawówki. Jakby to był cel sam w sobie. Traktuję to jako puszczenie oka do przekonanych:

»Nie bójcie się. Nie zmienimy tej szkoły tak, żebyście jej nie rozpoznali«"

- dodaje dr Paweł Marczewski, ekspert think tanku Fundacji im. Stefana Batorego, w którym zajmuje się nierównościami w dostępie do usług społecznych.

Zajęcia wyrównawcze to nie wyrównywanie szans

W Polskim Ładzie rząd wraca m.in. do pomysłu dodatkowych zajęć dla chętnych, nazywając go "Narodowym Programem Wyrównywania Szans po COVID-19".

Nie wiemy, jakie to będą zajęcia i w jakiej liczbie, ale z wcześniejszych deklaracji ministra Czarnka wynika, że przybiorą one formę konsultacji, podczas których nie wystawia się ocen.

Według Pawła Marczewskiego kształt programu jest głębokim nieporozumieniem.

"Wiemy z raportów, że największym problemem dzieci z rodzin defaworyzowanych, o niższym kapitale społecznym i ekonomicznym, jest utrzymanie motywacji. Sam fakt uruchomienia konsultacji nie załatwi sprawy. Trzeba jeszcze włożyć wysiłek, by trafili na nie uczniowie, którzy naprawdę tego potrzebują. W innym wypadku znów skorzystają dzieci, które i tak są dobrze zmotywowane, a dodatkowo mogą liczyć na pomoc rodziców".

Według Igi Kazimierczyk w dokumencie brakuje generalnej refleksji nad wyrównywaniem szans.

"Dołożymy zajęć, uruchomimy programy stypendialne, przeszkolimy jednego nauczyciela, który stanie się ekspertem cyfrowym i będzie dobrze. Niestety nie będzie, bo nie tak działa edukacja. Szkoła jest jednym z instrumentów państwa, który można wykorzystać, by ludziom żyło się lepiej. I celowo odwołuję się tu do hasła, którego używa PiS.

Szkoła pełni wiele zadań, o których rząd zapomniał: równościowe, opiekuńcze, cywilizacyjne, kulturotwórcze, wychowawcze. I szczególnie dzieci, które pochodzą z rodzin o niższym kapitale społecznym, publiczna edukacja powinna wyciągać za uszy. Nie mówię, że polska szkoła musi być idealna, ale ma być wystarczająco dobra, by zwiększać szanse młodych ludzi. W Polskim Ładzie nie ma cienia takiej refleksji" — tłumaczy ekspertka.

Szkoła w chmurze. Co z tego, że bez sensu?

Po raz kolejny pojawia się za to, wyrażona dość anachronicznie i naiwnie, potrzeba cyfryzacji. I choć oczywiście wyposażenie szkół w sprzęt komputerowy i szybki internet czy ujednolicenie narzędzi edukacyjnych jest ważne, jednak nie przeniesie automatycznie polskiej edukacji w XXI wiek.

"Rząd chyba myśli, że nowoczesna podstawa programowa równa się cyfrowej podstawie. Dementuję - nie chodzi o to, żeby to samo przenieść do internetowej chmury, ale żeby było tego mniej i lepiej" - mówi Kazimierczyk.

"To tak jak w latach 90. wszyscy wierzyli, że sala komputerowa w każdej szkole będzie kluczem do modernizacji. Technologia nigdy nie zbuduje relacji, nie rozwinie kompetencji miękkich. Do tego potrzebni są przeszkoleni i zmotywowani ludzie" - dodaje Marczewski.

A gdzie miejsce nauczycieli?

Co rząd ma więc do zaproponowania nauczycielom? Niestety, niewiele. W Polskim ładzie zapisano jedynie, że będą im "dedykowane" szkolenia z kompetencji cyfrowych i identyfikowania kryzysów psychicznych u dzieci i młodzieży. Za to dyrektorzy skorzystają ze szkoły kompetencji managerskich ("oświatowe MBA").

"W wizji PiS szkoły są wyremontowane, zeroemisyjne, podłączone do najnowszej technologii, ale najwyraźniej pracują w nich roboty. Brak nauczycieli w Polskim Ładzie, czyli osób, które mogą kształtować — nawet mówiąc językiem PiS — kadry dla nowoczesnej gospodarki, to brak dramatyczny. Dobrze wiemy, że nasz zawód się starzeje (dziś średnio - 44 lata), jesteśmy przemęczeni biurokracją, a nasze pensje rosną nieproporcjonalnie wolniej niż średnie wynagrodzenia w gospodarce. Nic dziwnego, że tak wiele z nas odchodzi z zawodu. Jeśli chcemy mieć nowoczesną edukację, musimy zainwestować w ludzi, zaoferować porządne szkolenia i centra wsparcia dla nauczycieli" - mówi Kazimierczyk.

Pilotaż pomocy psychologicznej to za mało

Z propozycji szczegółowych na pierwszy plan wysuwają się dwie: zwiększenie roli świetlic poprzez organizację zajęć rekreacyjno-edukacyjnych i stworzenie modelu wsparcia psychologicznego dla uczniów na podstawie pilotażu w 1200 szkołach w kraju.

"Dobrze, że ktoś zwrócił uwagę, że w szkołach są świetlice, dzieci mają czas wolny i warto to wykorzystać. Fajnie, że pojawia się coś o zdrowiu psychicznym dzieci i młodzieży, ale z drugiej strony przydałyby się rozwiązania systemowe, a nie tylko pilotaż.

Po pierwsze, potrzeby są ogromne i to nie za 10 lat, ale teraz. Po drugie, co dalej? Skąd weźmiemy psychologów w szkołach, skoro wciąż funkcjonujemy w rzeczywistości, którą przed laty opisał NIK: pół etatu specjalisty na tysiąc uczniów? Jak będziemy ich kształcić? Jak będzie wyglądało ich pensum? Co z finansowaniem tego pomysłu? Czy znów zapłacą za to samorządy?" - komentuje Iga Kazimierczyk.

Także Paweł Marczewski uważa, że nawet zapewnienie środków nie wystarczy, żeby powstały nowe etaty. "Jeśli chcemy mieć dobrej jakości opiekę psychologiczną w szkołach, trzeba wprowadzić zachęty dla młodych, by wybierali tę ścieżkę kariery. Obawiam się, że nawet wór pieniędzy nie zasypie braków kadrowych, z którymi dziś się mierzymy".

Z ankiet przeprowadzonych w 2020 roku przez Fundację Szkoła z Klasą wśród ponad 1 500 nauczyciel wynika, że dostęp do wsparcia psychologicznego jest niewystarczający. Tylko 6 na 10 badanych przyznało, że w ich szkole w ogóle zatrudniony jest psycholog. Średnio ma on dla uczniów zaledwie 16 godzin w tygodniu, ale zdarzają się sytuacje, że jest ich jeszcze mniej.

Jak deklaruje jedna z nauczycielek: „2 godziny w tygodniu na 350 uczniów”. Co więcej, nawet jeśli nauczyciel sam potrafi rozpoznać symptomy kryzysu psychicznego, to często nie ma czasu, by wesprzeć dziecko. Dlaczego? Bo jest przygnieciony pracą biurokratyczną i podstawą programową.

Rodzic gwarantem poprawności światopoglądowej

Ciekawym pomysłem jest zwiększenie roli edukacji lokalnej, dzięki której uczniowie mieliby szansę poznać swoje "małe ojczyzny". Konkretów znów brak, ale rząd chciałby, by w procesie edukacyjnym uczestniczyli nie tylko nauczyciele, ale też regionaliści. To o tyle zaskakując, że w Polskim Ładzie, PiS wyraził poparcie dla prezydenckiego projektu zmian w prawie oświatowym, zgodnie z którymi działalność wszelkich organizacji i stowarzyszeń na terenie szkoły będzie wymagała nie tylko zgody dyrekcji szkoły, lecz także każdorazowej akceptacji ze strony rodziców.

"Jako Zjednoczona Prawica udzielimy poparcia dla wniosku Prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie zmian w prawie oświatowym, zgodnie z którymi działalność wszelkich organizacji i stowarzyszeń na terenie szkoły będzie wymagała nie tylko zgody dyrekcji szkoły, lecz także akceptacji ze strony rodziców".

Jak wielokrotnie pisaliśmy, system, w którym o obecności organizacji społecznych w szkołach decydują rodzice za pomocą referendum, to przepis na zupełne wykluczenie podmiotów zewnętrznych z edukacji. A to oznaczałoby, że dzieci, szczególnie ze środowisk defaworyzowanych, zostaną pozbawione nie tylko dostępu do tego, co nie znajduje się w programie (edukacja seksualna, antydyskryminacyjna czy obywatelska), ale też innowacji edukacyjnych, które do szkół przynosiły organizacje społeczne, często pomagając realizować program.

A to wszystko pod płaszczykiem dobrze brzmiącego "upodmiotowienia" rodzica w oświacie.

Historia drogą do sukcesu?

PiS chce też, by uczniowie jeszcze częściej niż do tej pory odwiedzali miejsca pamięci, uczestniczyli w patriotycznych konkursach i uczyli się więcej historii. To właśnie ten tożsamościowy element edukacyjnego ładu został wyeksponowany na konwencji programowej przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego.

"Spodziewaliśmy się dyskusji o pryncypiach, a dostaliśmy opowieść o dumie narodowej. Dodatkowe lekcje historii to prosta droga do realizacji pomysłu, o którym w kuluarach słyszeliśmy od dawna, czyli obowiązkowej matury z historii. Od strony technicznej zwiększenie wymagań egzaminacyjnych to oczywiście kolejne utrudnienie.

Zastanawiam się też, w jaki sposób nauka historii wzmocni odporność społeczną na kolejne kryzysy - a przecież w takich czasach żyjemy: pełnych gwałtownych zmian, z katastrofą klimatyczną na horyzoncie. Myślę też, że ten temat to młyn na wodę dyskusji światopoglądowych, które PiS uwielbia rozniecać. Być może chce, by tak dowartościowana klasa średnia, miała w końcu poważny powód, by zrealizować swoje aspiracje i wysłać dzieci do niepublicznych szkół?" - komentuje Iga Kazimierczyk.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze