Lęki, poczucie winy, konflikty z rodziną, nerwice, wykluczanie, czyli cykl OKO.press o mrocznej stronie katolicyzmu po polsku. Dziś część II: Traumy seksualne. „Dopiero mając 22 lata spojrzałam na swoją cipkę, tak mocny był wstyd, który mi wpoili"
"Z powodu rygorystycznego podejścia Kościoła katolickiego do spraw seksu cierpią całe rzesze osób. W konflikcie z zasadami katolickiej etyki seksualnej jest niemal każdy, skoro masturbacja, seks przedmałżeński czy antykoncepcja są ciężkimi grzechami" - pisze Andrzej K. Sidorski, autor znany czytelniczkom i czytelnikom OKO.press z przenikliwych analiz przestępstw seksualnych księży i ich kryciu przez hierarchów.
A także tekstów o toksycznym wpływie kościelnego wychowania oraz o apostazji jako ucieczki przed nim (tutaj wybór 20 tekstów Andrzeja K. Sidorskiego publikowanych w OKO.press latach 2019-2020).
Tym razem Andrzej K. Sidorski zebrał tyle świadectw urazowych doświadczeń osób wierzących, że zaproponowaliśmy mu podzielenie ich na trzy odcinki.
„Zapytałem - pisze Sidorski - członków czterech fejsbukowych grup Apostazja 2020, Nasze dzieci nie chodzą na religię, NIE CHRZCZĘ – droga do świeckiego państwa i Apostazja w ramach protestu, czy religia była dla nich źródłem cierpień. W ciągu jednej doby odpowiedziało mi 250 osób, niekiedy w obszernych komentarzach i prywatnych wiadomościach".
Pierwszy odcinek cyklu - o traumach dzieci - już opublikowaliśmy.
Dzisiaj cześć druga - o traumach seksualnych.
Wkrótce III część o traumach wykluczenia.
Z powodu rygorystycznego podejścia Kościoła katolickiego do spraw seksu cierpią całe rzesze osób. W konflikcie z zasadami katolickiej etyki seksualnej jest niemal każdy, skoro masturbacja, seks przedmałżeński czy antykoncepcja są ciężkimi grzechami.
Pani Julia napisała:
Dojrzewanie i rozwój seksualności w poczuciu winy i grzechu. Pamiętam przerażającą myśl, że w dniu sądu ostatecznego, gdy ludzie z całego świata spotkają się ze sobą, będziemy wiedzieć wszystko o każdym człowieku. I tak mała dziewczynka, którą byłam, czuła przerażenie, że wszyscy dowiedzą się o jej nieczystych myślach.
Cytowana już pani Aga wspomina:
Religia największy, negatywny wpływ miała na moją seksualność. Po każdej masturbacji czułam do siebie obrzydzenie, dopiero mając 22 lata spojrzałam na swoją cipkę, bo wcześniej czułam wstręt. Ten wstyd, który mi wpoili, siedział we mnie tak głęboko, że nawet kiedy coś mnie tam bolało, czy swędziało, bałam się iść do ginekologa.
Pani Daria napisała:
Religia uczyła mnie, że rzeczy, które robię, np. masturbacja, są nienaturalne. Z każdą seksualną myślą pojawiało się poczucie winy i wizja mnie płonącej w piekle. Bałam się, że jestem złym człowiekiem, że będę wiecznie cierpieć po śmierci.
Wspomniany już pan Bartek napisał:
Nauczanie Kościoła na temat seksualności w połączeniu z osobistymi przejściami z dzieciństwa, zrobiło mi w głowie toksyczny koktajl. Jedyna edukacja na temat masturbacji, jaką odebrałem, to była ta kościelna mówiąca, że to poważny grzech, nieczystość. Przez lata nie spowiadałem się z masturbacji, przerażony tym, że robię coś tak złego, a kiedy już przemogłem się i wyznałem to księdzu, usłyszałem: „bardzo dobrze, że się z tego spowiadasz, bo to BARDZO POWAŻNY GRZECH". (…)
Pan Patryk pisze:
W drugiej klasie w technikum związałem się z dziewczyną z mojej klasy (mega katoliczka z równie mega katolickiej rodziny). Jak pewnie można było się spodziewać nie podobało się jej moje podejście i próbowała trochę na siłę sprowadzić mnie na drogę chrześcijaństwa. Byłem młody i zakochany więc uległem. W każdym związku zwłaszcza w młodym wieku dochodzi w końcu do jakiegoś zbliżenia, tutaj nie było inaczej, lecz moja ex miała zawsze po tym wielkie wyrzuty sumienia, bo jej Bóg zabraniał jej robić cokolwiek przed ślubem (zresztą ksiądz spowiednik też), a co za tym idzie, ja też musiałem chodzić i się z tego spowiadać, w dodatku wstrzymując się od wszystkiego (co oczywiście wpływało na mnie źle i po każdym zbliżeniu czułem się źle, bo widziałem, że druga osoba zawsze po fakcie będzie czuć się źle, mimo że nic nie mówiła wcześniej).
(…) Po jakimś czasie wstrzemięźliwości oczywiście w końcu doszło, do czego doszło za obopólną zgodą i potem naszły mnie myśli, czy „trafię do piekła za to, co zrobiłem”, czy dokonałem świętokradztwa? Przecież starałem się i to samo powiedziałem księdzu, niestety nie pomagały usprawiedliwienia i popadłem na chwilę w lekki strach, dużo o tym myślałem, przy każdym zbliżeniu z moją dziewczyną...
Pan Staszek napisał:
(...) Z czasem zaczęły się pojawiać treści na temat seksu - że bez ślubu to zło, grzech i w ogóle postrzeganie kobiety w kategorii seksualnej jest czymś złym. Brałem to bardzo na serio. Kiedy koledzy zaczynali rozmawiać na tematy seksualne, opuszczałem ich towarzystwo, wydawali mi się „zepsuci". Rozmowa z dziewczynami na ten temat to w ogóle czerwone policzki i chęć ucieczki. To bardzo opóźniło moje relacje z kobietami, przez co byłem sfrustrowany. Moje pierwsze relacje to ok. 20. roku życia, które szybko się skończyły, bo nie było z mojej strony zainteresowania seksualnego. Tzn. było, ale to był „grzech". Napięcie seksualne rozładowywałem przez masturbację, ale wyobrażałem sobie inne kobiety niż moja dziewczyna, bo wyobrażanie sobie jej byłoby „brakiem szacunku". (…) Do tej pory mam problemy z seksem.
Na pierwszej randce powiedziała mi, że jest „staroświecka”, ale byłem zakochany i jakoś to przełknąłem. Spotykaliśmy się prawie rok. Czasem spaliśmy razem, ale nigdy nie było seksu - to doprowadziło mnie do nerwicy. Zawsze, jak już było coraz bliżej, to następnego dnia szła do spowiedzi i mówiła, że teraz nie możemy spać razem, a moje nerwy szalały coraz bardziej. W końcu się rozstaliśmy.
I jeszcze raz pan Bartek:
Chociaż odszedłem nieformalnie od Kościoła w liceum, borykałem się z problemami ze związkami i seksualnością: kompulsywnymi myślami, lękiem przed bliskością, samotnością, ucieczką w pornografię w sytuacjach stresu (problem z pornografią to częsty problem w kręgach katolickich i wśród byłych katolików).
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wystarczy raz złapać wirusa katolickiego wstydu, aby ten z czasem mutował w nowe formy: najpierw wstydzisz się seksualności, potem wielu lat bez relacji i doświadczeń seksualnych („bycia w tyle”), aby ostatecznie wstydzić się tego, że się wstydzisz. Mało tego - według katolicyzmu nawet myślenie o kimś w sposób seksualny jest grzechem.
To doprowadziło mnie do generalnego monitorowania swoich myśli, obsesyjnego skupienia na sobie i zaburzeń nerwicowych. Po latach terapii i pracy nad sobą oraz dzięki rozmowom z bliskimi osobami jestem teraz w najlepszym miejscu w życiu…
Katechizm Kościoła katolickiego jednoznacznie potępia seks homoseksualny: „akty homoseksualne (...) w żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane”. Kościół teoretycznie deklaruje gotowość akceptacji osób homoseksualnych, ale tylko pod warunkiem, że powstrzymają się od współżycia. Odmawia im więc podstawowych praw należnych innym ludziom.
W praktyce polski Kościół katolicki uznaje takie osoby za „tęczową zarazę” i szczuje na nie całe społeczeństwo. Cierpienia wywołane tą postawą Kościoła dotykają nie tylko osoby LGBT, ale także ich rodziny i przyjaciół.
Pani Anna napisała:
(..) Wiara i uświadomienie sobie własnej orientacji były mocno autodestrukcyjną mieszanką. Piekło na ziemi. Przekonanie, że albo będę cierpieć teraz całe życie uciekając od tego, kim jestem, albo po śmierci. Piekło tu lub piekło tam - a może i oba.
Pan Filip wspomina:
Wstydziłem się całe życie swojej orientacji - jestem bi. Od dziecka byłem bardzo wierzący i wmawiałem sobie, że to grzech, co jest najgłupszą rzeczą jaką robiłem przeciwko sobie.
Pani Magdalena pisze:
Jako osoba LGBT przez bardzo długi czas nie zdawałam sobie sprawy, dlaczego jestem nieszczęśliwa jako nastolatka, dlaczego czuję, że nigdy nie będę zasługiwać na kogoś naprawdę bliskiego, czemu wydaje mi się, że nigdy nikt mnie nie pokocha/zaakceptuje.
Dopiero z czasem zdałam sobie sprawę, jak bardzo katolicka argumentacja o homoseksualności jako grzechu ciężkim, zboczeniu, czymś złym na mnie działała, mimo że nigdy nie czułam się osobą wierząca. Samo bycie otoczoną przez tego typu retorykę wystarczyło, by wpłynęło to na moje postrzeganie siebie i doprowadziło do ciężkiego wyparcia i toksycznego udawania czegoś wbrew sobie.
Cytowana już pani Daria wspomina:
Religia, gdy byłam małym dzieckiem, była dla mnie bardzo ważna, cała rodzina była mega wierząca, łącznie ze mną. Od bardzo wczesnego wieku odczuwałam również, że moja orientacja seksualna była nieco inna niż innych dzieci, podobały mi się również dziewczynki. Wielokrotnie od rodziny słyszałam, że homoseksualizm to grzech.
Jako już małe dziecko wiecznie bałam się śmierci i tego, że spłonę w piekle za to, kim jestem. Bałam się Boga, szatana, demonów, wszystkiego, co nadnaturalne. Miałam wrażenie, że Bóg widzi każdy mój krok, że mnie obserwuję. Oprócz tego, religia uczyła mnie, że inne rzeczy, które robię, np. masturbacja, są nienaturalne. Z każdą seksualną myślą pojawiało się poczucie winy i wizja mnie płonącej w piekle. Bałam się, że jestem złym człowiekiem, że będę wiecznie cierpieć po śmierci.
Pan Mateusz pisze:
Dla mnie osobiście religia katolicka w wydaniu polskiego Kościoła była źródłem kilku prób zakończenia własnego życia i kilku lat udręki psychicznej. Jako nastolatek byłem bardzo blisko Kościoła, nawet rozważałem zostanie księdzem. Szukałem oparcia, dlatego tak bardzo związałem się z Kościołem.
W rzeczywistości znalazłem jedynie nienawiść i wmawianie, że taki „potwór” jak ja nie powinien żyć. Będąc bardzo mocno wierzącym, również we wszystkie bzdury o złych homoseksualistach głoszone przez kler, sam siebie nienawidziłem. Tak mi kazała religia interpretowana i przekazywana przez duchownych.
Do tej pory pamiętam swoje próby samobójcze i przerażenie rodziców, którzy nie wiedzieli, dlaczego ich „idealne” dziecko nigdy nie sprawiające problemów, chce się zabić. Pamiętam też towarzyszące mi każdego dnia poczucie, że nie powinienem żyć, że nie jestem tego godny. Pamiętam swoje poszukiwanie odpowiedzi, dlaczego akurat mnie Bóg tak ukarał i kazał mi ten krzyż bycia złym człowiekiem nieść.
Pan Kuba napisał:
Do 19. roku życia przed samym sobą ukrywałem moją orientację, której przejawy obserwowałem całe życie. Przez moją wiarę byłem przekonany, że bycie gejem to okropny los, coś co jest dla takiej osoby tragedią. (...) Modliłem się o to, by w dorosłym życiu być heteroseksualny i przepraszałem Boga za to, że miałem myśli o mężczyznach. Oczywiście byłem w tym wszystkim sam i czułem, że nie mogę nikomu o tym powiedzieć. (…)
Obecnie niczego nie żałuję tak jak mojej dawnej religijności. Wierzę, że moje nastoletnie życie byłoby łatwiejsze bez niej. Zwłaszcza że moja rodzina nie jest konserwatywna i gdy w wieku 22 lat opowiedziałem im o sobie, zaakceptowali mnie.
W Polsce w katolickiej wizji świata nadal - niemal jak w średniowieczu – ciało kobiety wydaje się siedliskiem szatana. Manifestacja kobiecej seksualności postrzegana jest jako zło. Kult dziewictwa i „czystości” odmawia kobiecie prawa do własnego życia seksualnego. Grzech seksu przedślubnego zawsze nieporównanie bardziej obciąża kobietę, która jest w takim przypadku wręcz poniżana.
Natomiast polska, katolicka koncepcja roli społecznej kobiety jest odzwierciedleniem jej miejsca w Kościele, gdzie zakonnice pokornie pełnią rolę służebną obsługując księży i wykonując wszelkie „brudne” prace.
Pani Marta wspomina:
Na oazie w podstawówce dowiedziałam się, że grzeszę razem z moją koleżanką, ponieważ ZACHOWUJEMY SIĘ WYZYWAJĄCO w kaplicy i chłopcy przez nas grzeszą brudnymi myślami. I jest to nasza wina.
Na oazie wprowadzono również zakaz dla dziewcząt chodzenia w spodniach. Gdy zapytałam dlaczego, ten sam oblech oświadczył, że spodnie jest to diabelskie narzędzie, ponieważ podkreśla nasze intymne kształty, przez co znowu chłopcy grzeszą. Dodam, że to był mój etap przed jakimkolwiek seksem i jakąkolwiek myślą w tym kierunku. Jak sobie przypomnę tego starego oblecha, to mi niedobrze.
Pani Ewa napisała:
Kiedyś moja mocno wierząca babcia podsłuchała moją rozmowę telefoniczną - miałam około 16 lat i rozmawiałam z koleżanką na temat czystości przedmałżeńskiej. Rozmowa była czysto teoretyczna. Powiedziałam, że mi to się wydaje ryzykowne, by czekać do ślubu ze wspólnym mieszkaniem, bo lepiej sprawdzić dopasowanie przed ślubem. Jak skończyłam, babcia kazała mi usiąść na kanapie i powiedziała dobitnie: „Jesteś kurwą”.
Pani Aleksandra pisze:
(…) Pozycja kobiety w społeczeństwie definiowana przez kościół katolicki, promowanie służalczości, uległości, konformizmu, braku asertywności, grzeczności, kult dziewictwa, całkowita podległość mężczyźnie - były dla dorastającej mnie źródłem cierpień i uczucia niedopasowania. Nigdy nie miałam w sobie na nie wewnętrznej zgody, chociaż zewsząd słyszałam, że to jedyna słuszna droga.
W Polsce religia i działania Kościoła przysparzają licznym osobom i całym grupom społecznym wielu cierpień psychicznych niemal na każdym etapie życia. Nierzadko cierpienia te powodują trwałe urazy i różnego rodzaju problemy psychiczne, przekładając się negatywnie na samoocenę, relacje z otoczeniem, związki, a nawet życie seksualne.
Obniżony z powodów religijnych „poziom szczęścia” to problem społeczny, o którego istnieniu w ogóle się nie mówi. Nie trzeba być molestowanym fizycznie czy słownie ze strony duchownych, aby być ofiarą Kościoła katolickiego i religii – osobą boleśnie i trwale skrzywdzoną.
Cierpienia z powodu religii i Kościoła wydają się dość powszechne. Są trojakiego rodzaju:
Tym trzem aspektom poświęcone są kolejne odcinki cyklu.
W III części cyklu znajdą się relacje osób, które stały się ofiarami nagonki inspirowanej przez księży i fanatyków religijnych.
Autor zrezygnował z honorarium, przeznaczając je na rozwój OKO.press.
Komentarze