„Z powodu rygorystycznego podejścia Kościoła katolickiego do spraw seksu cierpią całe rzesze osób. W konflikcie z zasadami katolickiej etyki seksualnej jest niemal każdy, skoro masturbacja, seks przedmałżeński czy antykoncepcja są ciężkimi grzechami” – pisze Andrzej K. Sidorski, autor znany czytelniczkom i czytelnikom OKO.press z przenikliwych analiz przestępstw seksualnych księży i ich kryciu przez hierarchów.
A także tekstów o toksycznym wpływie kościelnego wychowania oraz o apostazji jako ucieczki przed nim (tutaj wybór 20 tekstów Andrzeja K. Sidorskiego publikowanych w OKO.press latach 2019-2020).
Tym razem Andrzej K. Sidorski zebrał tyle świadectw urazowych doświadczeń osób wierzących, że zaproponowaliśmy mu podzielenie ich na trzy odcinki.
„Zapytałem – pisze Sidorski – członków czterech fejsbukowych grup Apostazja 2020, Nasze dzieci nie chodzą na religię, NIE CHRZCZĘ – droga do świeckiego państwa i Apostazja w ramach protestu, czy religia była dla nich źródłem cierpień. W ciągu jednej doby odpowiedziało mi 250 osób, niekiedy w obszernych komentarzach i prywatnych wiadomościach”.
Pierwszy odcinek cyklu – o traumach dzieci – już opublikowaliśmy.
Dzisiaj cześć druga – o traumach seksualnych.
Wkrótce III część o traumach wykluczenia.
Traumy związane z katolicką etyką seksualną
Z powodu rygorystycznego podejścia Kościoła katolickiego do spraw seksu cierpią całe rzesze osób. W konflikcie z zasadami katolickiej etyki seksualnej jest niemal każdy, skoro masturbacja, seks przedmałżeński czy antykoncepcja są ciężkimi grzechami.
Pani Julia napisała:
Dojrzewanie i rozwój seksualności w poczuciu winy i grzechu. Pamiętam przerażającą myśl, że w dniu sądu ostatecznego, gdy ludzie z całego świata spotkają się ze sobą, będziemy wiedzieć wszystko o każdym człowieku. I tak mała dziewczynka, którą byłam, czuła przerażenie, że wszyscy dowiedzą się o jej nieczystych myślach.
Cytowana już pani Aga wspomina:
Religia największy, negatywny wpływ miała na moją seksualność. Po każdej masturbacji czułam do siebie obrzydzenie, dopiero mając 22 lata spojrzałam na swoją cipkę, bo wcześniej czułam wstręt. Ten wstyd, który mi wpoili, siedział we mnie tak głęboko, że nawet kiedy coś mnie tam bolało, czy swędziało, bałam się iść do ginekologa.
Pani Daria napisała:
Religia uczyła mnie, że rzeczy, które robię, np. masturbacja, są nienaturalne. Z każdą seksualną myślą pojawiało się poczucie winy i wizja mnie płonącej w piekle. Bałam się, że jestem złym człowiekiem, że będę wiecznie cierpieć po śmierci.
Wspomniany już pan Bartek napisał:
Nauczanie Kościoła na temat seksualności w połączeniu z osobistymi przejściami z dzieciństwa, zrobiło mi w głowie toksyczny koktajl. Jedyna edukacja na temat masturbacji, jaką odebrałem, to była ta kościelna mówiąca, że to poważny grzech, nieczystość. Przez lata nie spowiadałem się z masturbacji, przerażony tym, że robię coś tak złego, a kiedy już przemogłem się i wyznałem to księdzu, usłyszałem: „bardzo dobrze, że się z tego spowiadasz, bo to BARDZO POWAŻNY GRZECH”. (…)
Pan Patryk pisze:
W drugiej klasie w technikum związałem się z dziewczyną z mojej klasy (mega katoliczka z równie mega katolickiej rodziny). Jak pewnie można było się spodziewać nie podobało się jej moje podejście i próbowała trochę na siłę sprowadzić mnie na drogę chrześcijaństwa. Byłem młody i zakochany więc uległem. W każdym związku zwłaszcza w młodym wieku dochodzi w końcu do jakiegoś zbliżenia, tutaj nie było inaczej, lecz moja ex miała zawsze po tym wielkie wyrzuty sumienia, bo jej Bóg zabraniał jej robić cokolwiek przed ślubem (zresztą ksiądz spowiednik też), a co za tym idzie, ja też musiałem chodzić i się z tego spowiadać, w dodatku wstrzymując się od wszystkiego (co oczywiście wpływało na mnie źle i po każdym zbliżeniu czułem się źle, bo widziałem, że druga osoba zawsze po fakcie będzie czuć się źle, mimo że nic nie mówiła wcześniej).
(…) Po jakimś czasie wstrzemięźliwości oczywiście w końcu doszło, do czego doszło za obopólną zgodą i potem naszły mnie myśli, czy „trafię do piekła za to, co zrobiłem”, czy dokonałem świętokradztwa? Przecież starałem się i to samo powiedziałem księdzu, niestety nie pomagały usprawiedliwienia i popadłem na chwilę w lekki strach, dużo o tym myślałem, przy każdym zbliżeniu z moją dziewczyną…
Pan Staszek napisał:
(…) Z czasem zaczęły się pojawiać treści na temat seksu – że bez ślubu to zło, grzech i w ogóle postrzeganie kobiety w kategorii seksualnej jest czymś złym. Brałem to bardzo na serio. Kiedy koledzy zaczynali rozmawiać na tematy seksualne, opuszczałem ich towarzystwo, wydawali mi się „zepsuci”. Rozmowa z dziewczynami na ten temat to w ogóle czerwone policzki i chęć ucieczki. To bardzo opóźniło moje relacje z kobietami, przez co byłem sfrustrowany. Moje pierwsze relacje to ok. 20. roku życia, które szybko się skończyły, bo nie było z mojej strony zainteresowania seksualnego. Tzn. było, ale to był „grzech”. Napięcie seksualne rozładowywałem przez masturbację, ale wyobrażałem sobie inne kobiety niż moja dziewczyna, bo wyobrażanie sobie jej byłoby „brakiem szacunku”. (…) Do tej pory mam problemy z seksem.
Na pierwszej randce powiedziała mi, że jest „staroświecka”, ale byłem zakochany i jakoś to przełknąłem. Spotykaliśmy się prawie rok. Czasem spaliśmy razem, ale nigdy nie było seksu – to doprowadziło mnie do nerwicy. Zawsze, jak już było coraz bliżej, to następnego dnia szła do spowiedzi i mówiła, że teraz nie możemy spać razem, a moje nerwy szalały coraz bardziej. W końcu się rozstaliśmy.
I jeszcze raz pan Bartek:
Chociaż odszedłem nieformalnie od Kościoła w liceum, borykałem się z problemami ze związkami i seksualnością: kompulsywnymi myślami, lękiem przed bliskością, samotnością, ucieczką w pornografię w sytuacjach stresu (problem z pornografią to częsty problem w kręgach katolickich i wśród byłych katolików).
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wystarczy raz złapać wirusa katolickiego wstydu, aby ten z czasem mutował w nowe formy: najpierw wstydzisz się seksualności, potem wielu lat bez relacji i doświadczeń seksualnych („bycia w tyle”), aby ostatecznie wstydzić się tego, że się wstydzisz. Mało tego – według katolicyzmu nawet myślenie o kimś w sposób seksualny jest grzechem.
To doprowadziło mnie do generalnego monitorowania swoich myśli, obsesyjnego skupienia na sobie i zaburzeń nerwicowych. Po latach terapii i pracy nad sobą oraz dzięki rozmowom z bliskimi osobami jestem teraz w najlepszym miejscu w życiu…
Traumy związane z postrzeganiem przez Kościół osób LGBT
Katechizm Kościoła katolickiego jednoznacznie potępia seks homoseksualny: „akty homoseksualne (…) w żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane”. Kościół teoretycznie deklaruje gotowość akceptacji osób homoseksualnych, ale tylko pod warunkiem, że powstrzymają się od współżycia. Odmawia im więc podstawowych praw należnych innym ludziom.
W praktyce polski Kościół katolicki uznaje takie osoby za „tęczową zarazę” i szczuje na nie całe społeczeństwo. Cierpienia wywołane tą postawą Kościoła dotykają nie tylko osoby LGBT, ale także ich rodziny i przyjaciół.
Pani Anna napisała:
(..) Wiara i uświadomienie sobie własnej orientacji były mocno autodestrukcyjną mieszanką. Piekło na ziemi. Przekonanie, że albo będę cierpieć teraz całe życie uciekając od tego, kim jestem, albo po śmierci. Piekło tu lub piekło tam – a może i oba.
Pan Filip wspomina:
Wstydziłem się całe życie swojej orientacji – jestem bi. Od dziecka byłem bardzo wierzący i wmawiałem sobie, że to grzech, co jest najgłupszą rzeczą jaką robiłem przeciwko sobie.
Pani Magdalena pisze:
Jako osoba LGBT przez bardzo długi czas nie zdawałam sobie sprawy, dlaczego jestem nieszczęśliwa jako nastolatka, dlaczego czuję, że nigdy nie będę zasługiwać na kogoś naprawdę bliskiego, czemu wydaje mi się, że nigdy nikt mnie nie pokocha/zaakceptuje.
Dopiero z czasem zdałam sobie sprawę, jak bardzo katolicka argumentacja o homoseksualności jako grzechu ciężkim, zboczeniu, czymś złym na mnie działała, mimo że nigdy nie czułam się osobą wierząca. Samo bycie otoczoną przez tego typu retorykę wystarczyło, by wpłynęło to na moje postrzeganie siebie i doprowadziło do ciężkiego wyparcia i toksycznego udawania czegoś wbrew sobie.
Cytowana już pani Daria wspomina:
Religia, gdy byłam małym dzieckiem, była dla mnie bardzo ważna, cała rodzina była mega wierząca, łącznie ze mną. Od bardzo wczesnego wieku odczuwałam również, że moja orientacja seksualna była nieco inna niż innych dzieci, podobały mi się również dziewczynki. Wielokrotnie od rodziny słyszałam, że homoseksualizm to grzech.
Jako już małe dziecko wiecznie bałam się śmierci i tego, że spłonę w piekle za to, kim jestem. Bałam się Boga, szatana, demonów, wszystkiego, co nadnaturalne. Miałam wrażenie, że Bóg widzi każdy mój krok, że mnie obserwuję. Oprócz tego, religia uczyła mnie, że inne rzeczy, które robię, np. masturbacja, są nienaturalne. Z każdą seksualną myślą pojawiało się poczucie winy i wizja mnie płonącej w piekle. Bałam się, że jestem złym człowiekiem, że będę wiecznie cierpieć po śmierci.
Pan Mateusz pisze:
Dla mnie osobiście religia katolicka w wydaniu polskiego Kościoła była źródłem kilku prób zakończenia własnego życia i kilku lat udręki psychicznej. Jako nastolatek byłem bardzo blisko Kościoła, nawet rozważałem zostanie księdzem. Szukałem oparcia, dlatego tak bardzo związałem się z Kościołem.
W rzeczywistości znalazłem jedynie nienawiść i wmawianie, że taki „potwór” jak ja nie powinien żyć. Będąc bardzo mocno wierzącym, również we wszystkie bzdury o złych homoseksualistach głoszone przez kler, sam siebie nienawidziłem. Tak mi kazała religia interpretowana i przekazywana przez duchownych.
Do tej pory pamiętam swoje próby samobójcze i przerażenie rodziców, którzy nie wiedzieli, dlaczego ich „idealne” dziecko nigdy nie sprawiające problemów, chce się zabić. Pamiętam też towarzyszące mi każdego dnia poczucie, że nie powinienem żyć, że nie jestem tego godny. Pamiętam swoje poszukiwanie odpowiedzi, dlaczego akurat mnie Bóg tak ukarał i kazał mi ten krzyż bycia złym człowiekiem nieść.
Pan Kuba napisał:
Do 19. roku życia przed samym sobą ukrywałem moją orientację, której przejawy obserwowałem całe życie. Przez moją wiarę byłem przekonany, że bycie gejem to okropny los, coś co jest dla takiej osoby tragedią. (…) Modliłem się o to, by w dorosłym życiu być heteroseksualny i przepraszałem Boga za to, że miałem myśli o mężczyznach. Oczywiście byłem w tym wszystkim sam i czułem, że nie mogę nikomu o tym powiedzieć. (…)
Obecnie niczego nie żałuję tak jak mojej dawnej religijności. Wierzę, że moje nastoletnie życie byłoby łatwiejsze bez niej. Zwłaszcza że moja rodzina nie jest konserwatywna i gdy w wieku 22 lat opowiedziałem im o sobie, zaakceptowali mnie.
Traumy dziewcząt i kobiet związane z katolicką wizją kobiety
W Polsce w katolickiej wizji świata nadal – niemal jak w średniowieczu – ciało kobiety wydaje się siedliskiem szatana. Manifestacja kobiecej seksualności postrzegana jest jako zło. Kult dziewictwa i „czystości” odmawia kobiecie prawa do własnego życia seksualnego. Grzech seksu przedślubnego zawsze nieporównanie bardziej obciąża kobietę, która jest w takim przypadku wręcz poniżana.
Natomiast polska, katolicka koncepcja roli społecznej kobiety jest odzwierciedleniem jej miejsca w Kościele, gdzie zakonnice pokornie pełnią rolę służebną obsługując księży i wykonując wszelkie „brudne” prace.
Pani Marta wspomina:
Na oazie w podstawówce dowiedziałam się, że grzeszę razem z moją koleżanką, ponieważ ZACHOWUJEMY SIĘ WYZYWAJĄCO w kaplicy i chłopcy przez nas grzeszą brudnymi myślami. I jest to nasza wina.
Na oazie wprowadzono również zakaz dla dziewcząt chodzenia w spodniach. Gdy zapytałam dlaczego, ten sam oblech oświadczył, że spodnie jest to diabelskie narzędzie, ponieważ podkreśla nasze intymne kształty, przez co znowu chłopcy grzeszą. Dodam, że to był mój etap przed jakimkolwiek seksem i jakąkolwiek myślą w tym kierunku. Jak sobie przypomnę tego starego oblecha, to mi niedobrze.
Pani Ewa napisała:
Kiedyś moja mocno wierząca babcia podsłuchała moją rozmowę telefoniczną – miałam około 16 lat i rozmawiałam z koleżanką na temat czystości przedmałżeńskiej. Rozmowa była czysto teoretyczna. Powiedziałam, że mi to się wydaje ryzykowne, by czekać do ślubu ze wspólnym mieszkaniem, bo lepiej sprawdzić dopasowanie przed ślubem. Jak skończyłam, babcia kazała mi usiąść na kanapie i powiedziała dobitnie: „Jesteś kurwą”.
Pani Aleksandra pisze:
(…) Pozycja kobiety w społeczeństwie definiowana przez kościół katolicki, promowanie służalczości, uległości, konformizmu, braku asertywności, grzeczności, kult dziewictwa, całkowita podległość mężczyźnie – były dla dorastającej mnie źródłem cierpień i uczucia niedopasowania. Nigdy nie miałam w sobie na nie wewnętrznej zgody, chociaż zewsząd słyszałam, że to jedyna słuszna droga.
Postsciptum: cierpienia, urazy, popsute życie seksualne, złe relacje z ludźmi
W Polsce religia i działania Kościoła przysparzają licznym osobom i całym grupom społecznym wielu cierpień psychicznych niemal na każdym etapie życia. Nierzadko cierpienia te powodują trwałe urazy i różnego rodzaju problemy psychiczne, przekładając się negatywnie na samoocenę, relacje z otoczeniem, związki, a nawet życie seksualne.
Obniżony z powodów religijnych „poziom szczęścia” to problem społeczny, o którego istnieniu w ogóle się nie mówi. Nie trzeba być molestowanym fizycznie czy słownie ze strony duchownych, aby być ofiarą Kościoła katolickiego i religii – osobą boleśnie i trwale skrzywdzoną.
Cierpienia z powodu religii i Kościoła wydają się dość powszechne. Są trojakiego rodzaju:
- Religia chrześcijańska zawiera wiele traumatycznych wyobrażeń, które akcentowane i wpajane od małego dziecka mogą negatywnie oddziaływać na psychikę.
- Młodzi Polacy są coraz częściej areligijni lub mniej religijni niż pokolenie ich rodziców i dziadków, co jest źródłem licznych, długotrwałych konfliktów.
- Kościół bardzo wiele powszechnych ludzkich postaw i zachowań uważa za godne potępienia grzechy, więc niemal wszyscy „żyją w ciężkim grzechu”.
Tym trzem aspektom poświęcone są kolejne odcinki cyklu.
W III części cyklu znajdą się relacje osób, które stały się ofiarami nagonki inspirowanej przez księży i fanatyków religijnych.
Autor zrezygnował z honorarium, przeznaczając je na rozwój OKO.press.
To nie wina katolicyzmu, a jego interpretacji przez rodziców. Nauka głoszona przez KK jest w gruncie rzeczy dobra. Nie naucza by zabijać, kraść, cudzołożyć czy grzeszyć w inny sposób.
sam fakt że zmusza się dzieci do opowiadania o tym, że się masturbowały obcemu dorosłemu facetowi podczas tzw. spowiedzi jest dla mnie tak obrzydliwym konstruktem, że na samą myśl o katolikach robi mi się słabo
Narzędzie, które miało w zamiarze być środkiem do dominacji i rządów nad narodami, stało się, w wyniku degeneracji Krk, erotycznym Ersatzem dla zboczonych klechów.
To jest przemoc psychiczna. Dorosły "zastępca Chrystusa" za zasłoną celibatu, wykorzystując swoją pozycję społeczną dobiera się do dzieci, czy dorosłych, którzy mimo, że nimi są, chodzą do spowiedzi, bo nie potrafią powiedzieć: DOŚĆ!
cenzura.
Musisz jakieś nieprzyzwoite świństwa podsyłać. Ja twoich linków nie otwieram, ale redaktorzy Oko.press pewnie robią to z obowiązku.
Krzychu, to nie linki lecz treść. Mysia w pełnej krasie. Mają to po rodzicach.
Ale ci chłopie poniżej popuściło! Węgiel jest dobry. Ale Stoperan działa natychmiastowo.
Xd. Wolni ludzie…czy wam totalnie odbiło aby sie spowiadać z rzeczy, które powinny pozostać między wami a Bogiem lub tylko u was. Niewolnicy xd.
Nie dość że staliście sie niewolnikami tego życia to macie jeszcze tupet kłaniać sie komuś z zewnątrz? Są dwie drogi. Niewierzący, idźcie swoją drogą ale ostrzegam pomijając biblie wdepniecie w gówno. Wierzący, wystawcie Boga na próbę, popełnijcie tyle błędów ile się da, nie bójcie sie negować. Jeżeli Bóg był z wami to was nie opuści, jeżeli nie to ta iluzja sie rozpadnie. Nie żyjcie w iluzji. Kłamstwem jest że każdy podlega prawu Boskiemu xd. Dlaczego Jezus nie chciał nauczać wszystkich? Praca domowa, znajdźcie to w ewangelii.
"Ale ostrzegasz"? "praca domowa"? OK… dziękuję, za naukę, wielebny 😀
Świat jest pełen religijnych świrów pragnących bliźnich na swoje podobieństwo uformować.
https://www.youtube.com/watch?v=xbahXLHtULk
https://www.youtube.com/watch?v=-zVhRId0BTw
https://www.youtube.com/watch?v=280fId1ftG8
https://www.youtube.com/watch?v=Kp6p8HKB0T0
https://www.youtube.com/watch?v=IVhhDcHkU6E&list=PL8zOXDH9834z8HE5AcgBoq1hb0IJbMta-&index=1
Zaraz mnie tu wszyscy zjecie ale co tam. Jeżeli chociaż jedna osoba z tych pokrzywdzonych to przeczyta i uwierzy w to co napisałam to było warto. Wy nazwalibyście mnie dewotką. Żyję według przykazań, chodzę regularnie do kościoła, dziewica do ślubu, mąż od 7,5 roku, dwójka dzieci. Przechodząc do rzeczy: opisani powyżej ludzie zostali mega skrzywdzeni przez księży i powszechną opinię o tym jak ci księża odbierają świat. Tak, to środowisko często sprowadza kobiety do roli służalczej, traktuje jako istoty gorszej kategorii itd. Ale to nie znaczy, że wszyscy księża tacy są i co najważniejsze, że Bóg taki jest. Sama już przez takich księży byłam doprowadzona na skraj wyczerpania nerwowego, ale nie przez temat seksualności tylko przez temat szacunku do rodziców i dwóch księży, oraz psycholog, którego pierwszy z nich mi poradził odratowali mnie i zmienili moje życie o 180 stopni. Jeżeli macie problem nie uciekajcie się do apostazji, bo to nie rozwiąże waszych problemów, tylko je pogłębi. Nie wstydźcie się też chodzenia do psychologa, ale naprawdę znajdzie jakiegoś odpowiedniego, bo jak w każdym zawodzie są też beznadziejni fachowcy. Mogę też polecić kanał ojca Adama Szustaka na YT, nazywa się langusta na palmie. Pamiętajcie, Bóg Was nie potępia, on chce Wam pomóc, tylko musicie mu na to pozwolić. Kocha osoby homo i hetero, kocha dobrych i złych, kocha katolików i ateistów. Nie wyklucza Was, choćbyście nie wiadomo co zrobili! Trzymajcie się ciepło i zawalczcie o swoje życie. Ja moje wygrałam.
Napisała katoliczka na lewicowym portalu… Czekam na hejt. Pozdrowienia dla wszystkich!
Mam znajomą w USA, która ma korzenie polskie i wywodzi się (oraz praktykuje) religię czy odłam religijny Braci polskich. Są wspaniali. Wszystkie wyobrażenia i obrządki religijne akceptują, jako tak samo miłe Bogu. Rozmawiałem w tym temacie z katolikiem, też z Ameryki, który skomentował to tak: religia która akceptuje wszystko nie jest religią. Czuje się Pani shejtowana? Pozdrowienia z nowym rokiem!
Nie wiem czy dobrze zrozumiałam. Ja nie twierdzę, że Katolicyzm jest religią, która akceptuje wszystko. Istnieje 10 przykazań, które napisane są w czasie przyszłym, więc można je interpretować w następujący sposób: jeżeli będziesz mnie kochał to nie będziesz… Miał bogów cudzych przede mną itd. I można uzupełniać "…" poszczególnymi przykazaniami. Więc ja twierdzę, że nie da się samemu zbawić przez nie popełnianie grzechów, tylko trzeba najpierw poznać prawdziwego Boga a nie takiego, którego przedstawiają nam niektórzy księża. Jak już się zaangażujemy to przestaniemy popełniać niektóre grzechy ale nie ze względu na strach przed piekłem, tylko przez miłość do Niego. Więc nie podoba mi się wydźwięk tego artykułu, że to religia jest zła. Każdy ma prawo wierzyć, Bóg nikogo nie odrzuca, ale to nie znaczy, że można robić co się chce a i tak będzie się zbawionym. Nie chcę się tutaj rozpisywać, chcę tylko zachęcić osoby zranione do szukania pomocy w odpowiednich miejscach. Jestem myślami z Wami
No ciekawe. To ty masz prawo decydować którzy księżą są dobrzy, a którzy nie? Ciekawe skąd czerpiesz takie przekoanie kiedy Matka Nasza, Rzymski, Apostolski Kościół Powszechny na każdym kroku mówi, ze zadnego zbawienia nie będzie jeżeli nie okażesz jego "nauczaniu", czyli wprost – jego funkcjonariuszom ślepego posłuszeństwa. Non est salus extra Ecclesiam. Albo, albo. Albo ślepa ufność, albo wieczne tortury. Osaczeni przez Kusiciela mamy cierpieć nie ulegając pokusie, żyć w udręce, bo inaczei wieczne konanie w płomieniach. To jest twoja religia miłości. A szukanie pociechy u tego, kto cię torturuje to sadomasochizm, głębokie zaburzenie afektywne.
Przepraszam polski to nie mój ojczysty język: Czy dobrze rozumię? Przez kościół czyli przez kapelanów ranione osoby mają iść o pomoc do psychologa? Więc dlaczego nie od razu do psychologa z problemami i nie do spowiedzi gdzie może siedzi fiksowany na sex jakiś kapelan i się dla swojej przyjemności wypytuje i młodego rani?
Skoro ma Pani kontakt z psychologami, proszę ich podpytać o pojęcie racjonalizacji – kiedy wpojony odgórnie światopogląd nie przystaje do rzeczywistości. Mając sumienie i empatię próbuje Pani dopasować do siebie kompletnie niepasujące razem elementy: przekonanie, że "Bóg jest miłością" i krzywdzącą katolicką praktykę: nienawiść, zastraszanie, wykluczenie i praktyki przestępcze (jak ukrywanie przestępców, opóźnianie śledztw). Wyraźnie swoją moralność opera Pani na własnych odczuciach a nie na doktrynie chrześcijańskiej/ biblijnej, co widać w dopisywaniu sobie nieistniejących fragmentów, aby były bardziej strawne i pomijaniu innych – nieakceptowalnych (tu poczyniłem założenie, ale jak się Pani zapatruje na obowiązek kamienowania homoseksualistów albo nieposłusznych dzieci?).
https://youtu.be/DRDy5JgaXh8
Nie jestem mocna w argumentowaniu więc podsyłam kogoś, kto się lepiej zna na biblii. Trzymajcie się
"…on chce Wam pomóc, tylko musicie mu na to pozwolić…"
To ja wszechmocnemu Bogu mogę wg ciebie wydać polecenia, na coś mu pozwalać? To brednia. Lepiej powiedz, ze jeżeli coś od niego bym oczekiwał muszę najpierw przyjąć w ślepo jego warunki i najlepiej z góry niczego nie oczekiwać. Ja owszem, od zawsze mu pozwalam, jeżeli tylko od mojego pozwolenia zależy jego postępowanie, pozwalam mu od teraz wszystkich zbawić, razem ze Świetlistym, umieścić w Raju, choćby w takim jaki opisują Świadkowie Jehowy. A jakby chciał coś od siebie dołożyć (np biała kobieta i mercedes dla kazdego), to też nie ma nic na przeciwko. Jako, ze twój Bóg wie wszystko, to wie również o moim przyzwoleniu. I co? Ano nic, koszmar trwa. Odpowiesz mi erystycznymi hoppßtossami, że to nie takie proste, że trzeba sie jeszcze bardziej postarać, uwierzyć – czyli właśnie zamienić sie w niewolnika kościoła. Zakład Pascala można odwrócić i potraktować kościelną propozycję tak jak tzw przekręt nigeryjski. Figa z makiem, maść na szczury, a raczej kup pan cegłę.
Znałem bardzo religijną panią, obdarzoną dużym temperamentem. Pani była rozwiedziona, więc wieczory, a czasem noce często spędzała z różnymi mężczyznami. Ale zawsze potem wstawała o 5:30 rano, żeby na szóstą zdążyć do kościoła – na mszę i do spowiedzi.
Gdyby nie damskie gonady mogłaby spokojnie aspirować do kapelusza kardynalskiego.
Przeczytałem dwa odcinki artykułu i zastanawiam się, czemu ja, choć chodziłem w dzieciństwie na religię i wysłuchiwałem nauk księży na temat piekła i nieba, ukrzyżowania Chrystusa, a później – gdy już byłem nastolatkiem – na temat grzechów związanych z seksualnością, nie miałem podobnych problemów? I dochodzę do wniosku, że już jako dziecko potrafiłem oddzielić świat rzeczywisty od świata z księżowskich baśni i nie przejmować się zanadto tym drugim. A w miarę dorastania Kościół katolicki wzbudzał moje zainteresowanie już tylko ze względów politycznych – bo była to w PRL jedyna powszechna i działająca legalnie organizacja społeczna, mogąca się przeciwstawić totalitarnej władzy.
A jak się zachowywali rodzice? U mnie np. głęboko wierząca katolska matka, gdy tylko skrytykować kościół katolski, to albo wpada w szał (dosłownie), albo ryczy, że kościół atakujooooo. W obydwu przypadkach służy to zamknięciu ust niewczesnego buntownika. Ojciec, choć niby ateista, pod wpływem katolskiej retoryki i życia w tym katolskim grajdole od kilkudziesięciu lat, z zasady nie odzywa się, a jak się odzywa, to na zasadzie "a muzułmany to…". Mnie na przykład ciężko było wyrwać się z tego katolskiego piekła, choć od gówniaka zawsze mnie coś w tym uwiera, a nigdy nie dano mi szansy, żeby powiedzieć to na głos. Dopiero na studiach rozmowy z niekatolikami i ateistami pomogły mi otworzyć oczy.
Nie jest dla mnie jasne, czy autor uważa, ze KK nieświadomie traumatyzuje ludzi swoimi praktykami i trzeba mu uświadomić, ze czyni zło, czy też jest przeciwnie? Trzeba to jakoś jasno wyrazić, bo co czynią wiemy, ale jak rozumiemy ich intencje? MniĘ się wydaje, ze jest to systemowe zaszczepianie strachu. Nie tylko w kwestiach genitalno-urynalnych, jak mawiał przewielebny Degollado. Tak ogólnie, na poziomie ontologicznym, wierny ma się bać. Czy wręcz drżeć ze strachu w kazdym momencie swego życia. I ma się tym strachem chełpić. Kochający Chrystus ma budzic przerażenie, Mówią fanatycy, że kochają Boga i on ich kocha, a rezultatem tej wzajemności uczuć jest strach. Ufność, czyli wiara, jest tu mniej ważna niź wychwalana bojaźń boża. "Tylko Boga się boję", mówią. Zamiast "Wszystkiego się boję, ale nie Boga" Zupełnie jak u Wielkiego Brata ( Nineteen Eighty-Four) "miłość jest strachem". Wg. św. Augustyna torturowanie niewiernych jest okazywaniem im miłości gdy ma służyć nawróceniu, wszak nawrócenie uchroni ich przez znacznie, nieskończenie gorszymi od ziemskich, torturami piekielnymi. Tak więc i "tortura jest miłością". Zawsze w tym miłosiernym przekazie Dobrej Nowiny tłem jest przemoc której z całą pewnością, nie można uniknąć, nawet ze wszystkich sił się starając. A na dodatek trzeba, tyrana który to wszystko zaprogramował, wychwalać pod niebiosa. Tylko zdeklarowani psychopaci mogą w tak skrojonym świecie żyć w miarę normalnie.
Muszę to napisać: najlepsze komentarze pod tą serią artykułów to komentarze Zenona Nowaka. Doskonałe analogie, doskonale mogą posłużyć do otwarcia oczu nieprzekonanym.
Rok 1972. Pracowałem w duszpasterstwie młodzieży. Wtedy u nas w Lipsku – a zresztą w całej NRD – przybyła polska młodzież do pracy. Miałem zamiar do współpracy z duszpasterstwem młodych w Polsce. Przyjechał pewien kapelan , który zarazem w seminarium wykładał teologie moralną(!) Z nim przybyły dwie młode Panie. Poszli do hotelu pracowników, Kapelan do chłopców. Prosiłem go, żeby nie powiedział że jest ks, bo wtedy tam mnie UB deptała. Wrócił przerażony. Faceci – jak to między sobą – się chwalili jak podrywali dziewczyny. Ks chyba 1. raz po gymnasion jako "cywilny" rozmawiał z ludźmi. I od razy tłumaczył, że winna jest kobieta i sprecyzował sprawę anatomicznie. Pytałem go czy dużo wypił, nie. Pytałem Panie co oni na to, nic. Przy śniadaniu na moje pytanie został przy swoim zdaniu. Prosiłem go żeby się spakował i opuszczał plebanie, gdzie wtedy mieszkałem. Ludzie, to 50 lat temu! I nic się nie zmieniło!?
noko
Nic się nie zmieniło, ale się zmienia. Kolejne afery kościoła katolickiego wychodzą na jaw, choć obecna władza bardzo dba, aby kościołowi nie spadł włos z tego załganego łba. Może kiedyś. Kropla drąży skałę.
A czy Autor artykułu nie przenosi tutaj swoich osobistych uprzedzeń wobec religii katolickiej?
Serio? Artykuł w jakichś 90% składa się z wypowiedzi różnych ludzi.
Ktoś je musiał zebrać.
"Obecnie niczego nie żałuję tak jak mojej dawnej religijności. Wierzę, że moje nastoletnie życie byłoby łatwiejsze bez niej". Bardzo się pod tym podpisuję. Niczego tak nie żałuję, jak lat zmarnowanych na katolicyzm, które do dziś odbijają mi się czkawką. Mam żal i pretensje do katoli i ich załganego kościoła, że zmarnowali mi tyle lat życia, a teraz, z tą władzą, marnują lata życia kolejnych ludzi. Ogólnie nie dziwi mnie ta furia tych starych katoli, gdy słyszą gorzką prawdę na temat swojego kościoła, jego jawnych draństw i zaprzaństwa, bo trudno jest zdać sobie sprawę z tego dopiero po kilkudziesięciu latach, któregoś dnia obudzić się i pojąć, że całe życie trwało się w kłamstwie, stąd ich szał i nienawiść, którą czują do myślących inaczej; to strach, całkiem zrozumiały w ich sytuacji, całe życie poświęcić kłamstwu, wierzyć, że po drugiej stronie bozia czeka z otwartymi ramionami, a tam… nic nie ma…
a z drugiej strony, tak mi już dopiekli, tak mam dość tych ludzi, że nawet im nie współczuję. Nie lubię katolików. Nie mam do nich cierpliwości, ani chęci rozmowy z nimi. Znam ich argumenty, nic nowego mi nie powiedzą. Nie znoszę ich ideologii. Uważam, że jest szkodliwa i krzywdząca. Jest głęboko antyludzka. Uczy tylko hipokryzji. Infantylizuje. Niech kiszą się w tym swoim bagnie, ale niech reszty tam nie wciągają. Zabawna jest ta katoliczka powyżej: lewicowy portal, artykuł antykościelny, komentarze zdecydowanie antykatolickie, a i tak próbuje nawracać i ewangelizować, choć gdyby czytała ze zrozumieniem, zrozumiałaby, że marnuje czas. Ludzie podają mnóstwo argumentów, z których jasno wynika, że nie życzą sobie katolicyzmu i katokościoła w swoim życiu, że im z tym nie po drodze. Ale i tak taki katolik musi te swoje trzy katolskie grosze wcisnąć: "są też i fajni księża". Super. Tylko że artykuł nie mówi o przypadku jednego odrażającego księdza. Artykuł mówi o całych tabunach odrażających funkcjonariuszy kk. Jeden fajny być może ksiądz sprawy nie załatwia, budzi raczej pytania: co on tam jeszcze robi?
A może by tak ktoś napisał kiedy została wprowadzona spowiedź i po co. Kiedy został wprowadzony celibat i dlaczego.
Co najmniej połowa przyczyn problemów stanie się jasna.
Choć wprawdzie religia (każda) i obrzędy religijne są z gruntu śmieszne, ale rozumiem, że ludzie jej mimo wszystko potrzebują. Jednak najpierw tą swoją religię gruntownie przestudiujcie, aby się dowiedzieć co z czego wynika i dlaczego ma takie skutki jakie ma. Nie poruszajcie się wśród schematów, które nawarstwiły się i spiętrzyły przez wieki.
I na Boga nie mylcie wiary z religią. Ta druga żeruje na tej pierwszej.
Dziękuję redakcji za nieocenioną pracę! Mam 26 lat i dopiero od 3 lat pracuje nad swoimi problemami zwiazanymi z traumami i krzywdami wyrządzonymi przez kk!
Całe życie czułam wszechobecna hipokryzję panującą w kk, ale nigdy nie miałam wystarczającej ilości argumentów w rozmowach z rodziną, zaczęłam więc interesować się głęboko historią kk, psychologia tej i innych religii. Zaczęłam nawet odwiedzać księży równiez kościoła ewangelickiego i innych duchownych, aby znaleźć odpowiedź na wszystkie nie dające mi spokoju pytania. Rzeczy do których doszłam dopiero zaczęły odkrywać wierzchołek góry moich problemów: poczucia winy, problemów z seksualnoscia, niskim poczuciem własnej wartości. Najgorsze jest to że odkąd odeszłam od kościoła moja rodzina próbuje nadal przekonać mnie ze to we mnie jest i był problem. Czytając ten artykuł czuje, że nie jestem sama. Trzymam kciuki za wszystkich i mam nadzieję że ludzie w końcu zaczną się budzić! Pozdrawiam serdecznie
To temat tabu, każdego kręci. Jak widzę każdy postepowo seksualny i znerwicowany. Ha, ha
NIC NIE TRAUMATYZUJE CIEMNOŚCI TAK BARDZO JAK ŚWIATŁO.
Gdy ktos stawia seks na pierwszym miejscu to takie absurdy wlasnie wychodza…Biedni ludzie dzisiejszego swiata, uzaleznieni od wrazen cielesnych, niepotrafiacy nad soba panowac, ciagle sie domagaja "zaspokajania" tego czego nigdy sie nie da zaspokoic. SZKODA ze dzis nie ucza ani w rodzinach ani w szkolach czym jest prawdziwa milosc – ZE NIE SA TO ROMANTYCZNE UCZUCIA ZAKOCHANIA TYLKO WYBOR, bycie ze soba na dobre i na zle. Od dziecinstwa trzeba uczuc jak bardzo piekna jest czystosc, wiernosc, lojalnosc i stalosc. Gdy ktos sie nauczy i pozna prawde na wlasnej skorze – nie bedzie pragnac rozpusty ktora zalala caly swiat wokolo.
Bog dajac ludziom przykazania i proszac by ich przestrzegali (zwlaszcza 6 i 9 ) dal nam szanse na doswiadczenie prawdziwej milosci. A ona jest mozliwa tylko w monogamicznym zwiazku na zawsze – wiernym i lojalnym, czystym, godnie zawartym przed Bogiem. Kazde wspolzycie niesakramentalne to tylko i wylacznie "zaspokajanie" pozadan ciala, niemajace nic wspolnego z miloscia. ;( Szkoda ze ludzie sa slepi. Setki lat historii nie nauczylo ludzi niczego..