Jest taki niezbyt mądry film „Bruce Wszechmogący”, w którym bohater grany przez Jima Careya zostaje na krótko Bogiem. W jednej ze scen przygnieciony nawałem próśb przesyłanym w modlitwach od wiernych na wszystkie odpowiada „tak”, a następnego dnia świat pogrąża się w chaosie. Odnoszę wrażenie, że „Polski Ład” powstawał na podobnej zasadzie
Wbrew opinii twórców Polski Ład to nie program zmiany cywilizacyjnej. Nie wyłania się z niego żadna spójna wizja państwa. To rozbudowana lista życzeń bardzo ogólnych, na przykład „rozwój dróg wodnych”, i bardzo szczegółowych, jak odbudowa Pałacu Saskiego w Warszawie. Ułożone jakby przypadkowo postulaty – dwie powyższe obietnice znajdują się prawie obok siebie, a oddziela je zapowiedź stworzenia „modułowych centrów lokalnej wspólnoty” – opisane są w kilku zdaniach, nierzucających żadnego światła na celowość danych działań, ich horyzont czasowy czy koszty.
OKO.press pisze o Polskim Ładzie: Ład mieszkaniowy PiS. W polu kapusty zakwitną byle jakie osiedla, a deweloperzy zbiorą plon
Polski Ład i rewolucja w podatkach: zyska większość. Ale jeśli zarabiasz pow. 6 tys., możesz stracić
Kiedy więc autorzy piszą, że „Polski Ład to więcej niż plan odbudowy, to strategia cywilizacyjnej zmiany”, piszą nieprawdę. Bo zmiany cywilizacyjnej tu nie ma.
Już na początku dokumentu czytelnikowi przedstawia się trzy – najwyraźniej najważniejsze – elementy całego planu. Na miejscu pierwszym jest podniesienie wydatków na ochronę zdrowia z obecnych 4,3 proc. PKB do 7 proc. w roku 2027. Tu jednak rodzi się pytanie o sposób dokonania tej zmiany, skoro podobnych obietnic składanych lekarzom rezydentom kilka lat temu nie udało się spełnić. Brakuje między innymi wyjaśnień jak zostaną pokryte nowe wydatki.
Owszem, zapowiada się podniesienie składki zdrowotnej, na czym stracą zwłaszcza osoby samozatrudnione.
Podwyżka jednak ma wejść w życie w najbliższych miesiącach, a osiągnięcie punktu docelowego w wydatkach na zdrowie nastąpi sześć lat później. Skąd to opóźnienie i co w międzyczasie stanie się z nowo pozyskanymi pieniędzmi? Nie wiadomo.
Kolejne fundamentalne założenie planu to „wielkie inwestycje strategiczne”, które stanowią „warunek ambitnej modernizacji i skoku rozwojowego Polski”. Gdy jednak zapytać, co to za inwestycje odmienią oblicze tej ziemi okazuje się, że chodzi o szybkie koleje łączące największe miasta, drogi ekspresowe i gigantyczne lotnisko. Poza Centralnym Portem Komunikacyjnym, którego sens ekonomiczny jest od samego początku kwestionowany przez wielu ekspertów, dwóm pozostałym pomysłom można przyklasnąć. Dobrze, że remonty infrastruktury komunikacyjnej będą kontynuowane, bo przecież ten proces nie zaczął się wczoraj. W każdym kraju ludzie wolą mieć lepsze drogi niż gorsze, a znaczenie kolei szczęśliwie odkryliśmy na nowo już jakiś czas temu. Trudno tu jednak dopatrzyć się jakiejkolwiek przełomowej myśli, czy tym bardziej „cywilizacyjnej zmiany”.
Punkt trzeci to obniżka podatków dla znacznej części obywateli, która – jak dowiadujemy się w różnych miejscach tekstu – nie dotknie właściwie nikogo poza wspomnianymi wcześniej samozatrudnionymi. Ci zarabiający mniej oraz emeryci skorzystają na reformach z automatu. Z kolei „klasa średnia”, czyli osoby zarabiające między 70 a 130 tysięcy złotych rocznie otrzymają ulgi podatkowe. Dzięki nim, cała reforma „będzie neutralna dla podatników zatrudnionych na umowę o pracę z dochodem od 6 do 10 tys. PLN miesięcznie”. I tu pojawiają się co najmniej dwie wątpliwości.
Po pierwsze, konstrukcja całego systemu sprawia, że ulgi dla osób zarabiających 10 tys. miesięcznie muszą być wyższe niż dla zarabiających 6 tysięcy, jeśli ani jedni ani drudzy mają nie stracić. Tymczasem, skoro celem reform jest – jak czytamy w innymi miejscu – aby podatki były niższe dla zarabiających mniej, a „bardziej sprawiedliwe dla mających wysokie dochody”, to dlaczego następnie ci zamożniejsi otrzymują ulgi wyższe od biedniejszych?
Po drugie, jeśli wszystkie zmiany będą finansowo korzystne, lub w najgorszym razie neutralne, dla osób zarabiających do 10 tys. miesięcznie, to znaczy, że straci na nich niewielka grupa 5-6 procent Polaków z pensjami powyżej tej granicy, a także osoby samozatrudnione.
Jak ta grupa ma sfinansować „skok cywilizacyjny” i to w dodatku jedynie przez podniesienie składki zdrowotnej? Po lekturze długiego dokumentu naprawdę nie sposób na to pytanie odpowiedzieć.
Bo też „Polski Ład” jest niby długi i niby niezwykle szczegółowy, ale wyłącznie z pozoru. Mimo że program rozpisano na ponad 130 stronach przypominających slajdy i poprzetykanych obrazkami, w wielu miejscach jest on na tyle ogólnikowy, że czytelnik nie jest w stanie w ogóle ocenić sensowności proponowanych rozwiązań.
Ot, przykład pierwszy z brzegu na temat czegoś co nazwano „Programem badawczym na COVID-19”. Z krótkiej notki dowiadujemy się, że „zespoły badawcze z najlepszych polskich uniwersytetów i szpitali otrzymają wsparcie finansowe dla prac nad lekami i szczepionkami chroniącymi przed kolejnymi mutacjami wirusa”. Jakiej wysokości będzie to wsparcie? Nie jest przecież tajemnicą, że koszty badań w tej dziedzinie są liczone w milionach, a niekiedy miliardach dolarów.
Jak ten program wpisuje się w propozycje na poziomie UE tak, abyśmy nie dublowali swoich wysiłków? Jakie będą kryteria przyznawania pieniędzy lub przynajmniej kto zajmie się ich dystrybucją? Od kiedy będą dostępne? Żadnych informacji tego typu nie znajdziemy.
A jakby notka była niedostatecznie ogólnikowa, to w tym samym miejscu, po kropce dopisano jeszcze informację, że „dla chorych, którzy wymagają pomocy w rekonwalescencji postcovidowej, realizowany będzie program rehabilitacji”. Co mają wspólnego prace nad szczepionkami prowadzone przez wybrane zespoły badawcze na wybranych uniwersytetach z postulatem rehabilitacji chorych?! Równie dobrze można by napisać, że „zbudujemy nowoczesne stadiony piłkarskie”, a w kolejnym zdaniu, że jeśli jakiś Kowalski grając w piłkę nabawi się kontuzji, to mu rząd da kupon do masażysty.
Inny przykład obietnicy bez konkretów to zapowiedź „Likwidacji luki w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn”. Pod tą godną pochwały inicjatywą znajdziemy informacje, że „duże firmy” będą musiały uzasadnić na żądanie pracownika wypłatę określonego wynagrodzenia, że pracownik będzie mógł zażądać informacji o przeciętnych zarobkach osób płci przeciwnej wykonujących te same lub podobne obowiązki, i że wzmocniona zostanie „edukacja antydyskryminacyjna”. A jak poważnym problemem dyskryminacja płacowa jest dziś, jakie wymierne rezultaty mają przynieść działania rządu, ile czasu damy sobie na ocenę ich skuteczności i kto będzie za tę ocenę odpowiedzialny? Nie wiadomo.
Skutek jest taki, że nie ma żadnego sposobu na ocenę skuteczności tego pomysłu. Równie dobrze wystarczyło napisać, że „Będzie lepiej”. Bo i tu, i tu nie wiemy kiedy, o ile lepiej i jak tę lepszość zmierzymy.
Taki sposób kreślenia problemów i metod ich rozwiązania to dla tej ekipy nie pierwszyzna. Identycznie jest w przypadku takich sztandarowych inicjatyw jak program Rodzina 500 Plus czy dodatkowe emerytury. Czy są dla wielu Polaków pomocne? Z pewnością. Ale jako że na początku nikt nie określił, jakie cele mają osiągnąć, nie wiadomo czy się sprawdzają i nie mamy jak stwierdzić, czy te same cele można było osiągnąć innymi sposobami, być może efektywniej.
Ślady tego samego toku myślenia, jakim kierowano się przy okazji 500 plus, znajdziemy też w innych miejscach „Polskiego Ładu”. Jeden z programów wspierania rodziny zakłada wprowadzenie kolejnego – niemałego – wsparcia finansowego. Rodzice drugiego dziecka między 12 a 36. miesiącem jego życia mają dostać od państwa 12 tysięcy złotych w 12 lub 24 ratach. Jeśli w ciągu trzech lat od narodzin drugiego urodzi się trzecie dziecko, kwota „zostanie podwojona”.
Jakie są szacowane koszty tej operacji i jaki skok przyrostu naturalnego zostanie uznany za sukces? To tajemnica. I słusznie, bo jak powtarzają eksperci i jak uczy doświadczenie programu 500 plus, transfery gotówkowe same w sobie nie skłaniają Polaków do powiększania rodzin.
„Wśród demografów i demografek w całej Europie panuje powszechna zgoda: to stabilność bytu, zatrudnienia i mieszkania oraz przede wszystkim udział ojców w życiu rodziny mają decydujący wpływ na decyzje kobiet o zajściu w ciążę” pisze Adriana Rozwadowska w „Gazecie Wyborczej”, powołując się na opinie ekspertów.
W spełnieniu tych warunków instytucje państwa faktycznie mogłyby pomóc, oferując dobre i bardziej kompleksowe usługi publiczne. Zalążki ciekawych pomysłów pojawiają się w „Polskim Ładzie”, ale ich opis zwykle mieści się w jednym tweecie. Jeden z takich pomysłów to „Program Świetlica” pozwalający dzieciom spędzić czas w szkole po lekcjach. Dobry kierunek, bo to właśnie opieka w godzinach pracy – powiedzmy od 07:30 do 17:30 – skłania wielu rodziców do wydania niemałych sum na szkoły prywatne. Co więc proponuje koalicja rządząca? Dowiemy się jedynie, że szkoły powinny zajmować się „dziećmi w czasie, gdy rodzice pracują” i że „należy zaproponować wartościową ofertę na pograniczu edukacji i rekreacji”, np. naukę gry w szachy. Kiedy, gdzie, za ile?
Na zakończenie jeden z moich ulubieńców, czyli zapowiedź wprowadzenia „Społecznych Agencji Najmu”. Kolejna w teorii słuszna idea upakowana w dwóch zdaniach, z których nic nie wynika. Po lekturze wiemy jedynie, że Agencje dostaną „preferencyjne rozwiązania podatkowe” oraz „gwarancję długookresowej umowy”, dzięki czemu będą rzekomo mogły „dzierżawić lokale z rynku po niższych cenach”, a potem wynajmować za okazyjne stawki osobom „wskazanym przez gminę”. Jakie gwarancje, jakie ulgi, skąd te lokale na wynajem w ogóle się wezmą i jakie będą kryteria wskazywania „najemców przez gminę”?
Żadnych szczegółów. Szacher-macher i „bezpieczny najem” za „przystępną cenę” gotowy. A na deser dodatkowa informacja, że lokatorzy dostaną jeszcze dopłatę do czynszu. Bo dlaczego nie. Jaką? Na jakich zasadach? Cichosza.
Mógłbym tak długo wymieniać, ale po co, skoro w całym programie widać te same błędy: wielkie transfery gotówkowe i mało usług publicznych; brak kontroli państwa tam, gdzie to potrzebne (zgoda na budowę małych domów bez żadnej kontroli) i wielka centralizacja tam, gdzie to zbędne (np. Warszawa ma zachęcać szkoły na drugim końcu Polski do współpracy z lokalnymi organizacjami promującymi wiedzę o regionie). Wreszcie, wielkie inwestycje o wątpliwej opłacalności i brak nowoczesnej edukacji dającej nadzieję na wzrost innowacyjności.
W tym tkwi największy zarzut, jaki mam nie tylko wobec tego programu, ale polityki społecznej rządu w ogóle. Prawo i Sprawiedliwość nie buduje w Polsce państwa dobrobytu, ono tę ideę kompromituje. Nie buduje też żadnej wspólnoty, bo do tego celu potrzebne jest zaufanie do siebie nawzajem i do państwa, a to zasób coraz bardziej deficytowy. Zjednoczona Prawica chce podnosić społeczeństwo z kolan. W rzeczywistości rozbija je na atomy.
Publicysta, doktor socjologii, doradca polityczny. Wspólnie z Piotrem Tarczyńskim prowadzi „Podkast amerykański” [https://www.facebook.com/podkastamerykanski]. Autor książki „Druga fala prywatyzacji. Niezamierzone skutki rządów PiS” [2020]. Dawniej sekretarz redakcji tygodnika „Kultura Liberalna”.
Publicysta, doktor socjologii, doradca polityczny. Wspólnie z Piotrem Tarczyńskim prowadzi „Podkast amerykański” [https://www.facebook.com/podkastamerykanski]. Autor książki „Druga fala prywatyzacji. Niezamierzone skutki rządów PiS” [2020]. Dawniej sekretarz redakcji tygodnika „Kultura Liberalna”.
Komentarze