0:000:00

0:00

Masło stało się niedawno ważnym tematem w debacie publicznej. Nic dziwnego: według Głównego Urzędu Statystycznego Kowalska spożywa rocznie ponad 4 kg masła. W 2016 było to dokładnie 4,7 kg, jednak spożycie w okolicach 4 kg utrzymuje się w Polsce od wielu lat.

W spożyciu masła jesteśmy znacznie powyżej europejskiej średniej. Przed nami są raczej kraje bogatsze: Luksemburg (4,8 kg), Dania (4,9 kg), Austria (5 kg), Czechy (5,5 kg), Niemcy (6 kg) i Francja (8 kg).

Wzrost ceny tak popularnego produktu może irytować konsumentów. Według SpotData.pl cena kilograma masła wzrosła z nieco ponad 10 zł w maju 2015 roku do prawie 27 zł w październiku 2017. Nic dziwnego, że politycy wykorzystują masło do swoich celów.

Zamiast pieniądze gromadzić, to my je wydajemy. Co też powoduje wzrost konsumpcji na rynku – super. Niestety wzrasta też inflacja. (…) Wzrastają też ceny podstawowych produktów. Proszę pójść do sklepu i zobaczyć ile kosztuje masło. Drożyzna jest widoczna.
Masło drożeje przez koniunkturę światową, a w Polsce nie ma drożyzny
Polskie Radio,10 października 2017

I tak Michał Jaros z .Nowoczesnej stwierdził, że wzrost cen masła jest spowodowany tym, że "pieniądze wydajemy, a nie gromadzimy". O jakie wydawanie pieniędzy mogło mu chodzić? Chwilę wcześniej była mowa o wydatkach socjalnych i posłowie uczestniczący w rozmowie zastanawiali się, ile powinno być państwa w gospodarce. Wspomniano o modelu skandynawskim.

Zakładamy zatem, że posłowi Jarosowi chodziło o to, że Polska wydaje pieniądze na programy socjalne. A najważniejszym programem i tym, który w ostatnim czasie mógłby przyczynić się do zmiany sytuacji na rynku, jest program wsparcia dla rodzin z dziećmi - Rodzina 500 plus.

Tymczasem przyczyny podwyżek cen masła są o wiele bardziej złożone i niewiele mają wspólnego z polityką socjalną polskiego rządu.

Masło drożeje z kilku powodów. Po pierwsze - skok cen jest widoczny nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Ma to związek z likwidacją na początku 2015 roku tzw. kwot mlecznych, czyli limitów produkcji mleka, które były nakładane na unijnych rolników. Po likwidacji kwot gwałtownie wzrosła produkcja, co spowodowało spadek cen produktów mlecznych. To z kolei przyczyniło się do spadku produkcji mleka i miało swój udział w dzisiejszym wzroście cen.

Przeczytaj także:

Po drugie - produkty mleczne podlegają koniunkturom nie tylko krajowym i kontynentalnym, ale globalnym. Wzrasta np. zapotrzebowanie na masło ze strony rynku chińskiego. Choć spożycie na przeciętnego Chińczyka jest niższe ponad 40 razy niż spożycie na przeciętnego Polaka, to biorąc pod uwagę 1,3 mld populację nawet niewielkie zmiany przypadające na chińskie gospodarstwo domowe mogą zmienić wpływać na ceny artykułów na całym świecie.

Po trzecie, mamy do czynienia ze spadkiem produkcji masła w Nowej Zelandii, która jest największym eksporterem tego produktu na świecie.

Pisaliśmy o tym szczegółowo tutaj:

Do tego dochodzą pomniejsze trendy, takie jak „maślana spekulacja”, czyli wykup i mrożenie masła na kilkanaście miesięcy w nadziei na wzrost jego ceny i sprzedaż zapasów z zyskiem, czy nawet popularność lifestylowych programów kulinarnych. Ustawienie masła w roli probierza inflacji wywołanej transferami społecznymi jest, delikatnie mówiąc, dalekie od prawdy.

Co z tą inflacją

Czy poza kwestią maślaną rzeczywiście możemy dopatrywać się w naszym kraju wzrostu cen? Rzeczywiście, inflacja (czyli według NBP ogólny wzrost poziomu cen towarów i usług) we wrześniu wyniosła 2,2 proc. Ostatnio z inflacją na tym poziomie mieliśmy do czynienia w grudniu 2012 roku. A między lipcem 2014 i listopadem 2016 mieliśmy do czynienia z deflacją, czyli ze spadkiem cen towarów i usług.

Czy rzeczywiście wzrost wynika z transferów socjalnych? Być może one się do tego przyczyniają, jednak – jak możemy przeczytać w artykule Narodowego Banku Polskiego – przyczyny inflacji są bardzo złożone. Inflację bada GUS, sprawdzając ceny 1400 towarów i usług w ponad 35 tys. punktów handlowych i usługowych. Każdy z tych produktów ma podobnie złożone życie gospodarcze jak masło. Wpływają na nie regulacje prawne w odległych krajach, kwestie demograficzne czy pogodowe, chwilowe mody, spekulacje etc.

Dodatkowo dochodzi do tego niezła sytuacja na rynku pracy i rosnące pensje. A pensje pracowników są składową cen produktów i usług. Każdy produkt czy usługa ma nieco inny udział pensji w cenie końcowej.

500 plus to nowy transfer socjalny, który rzeczywiście w gospodarce „robi różnicę”. Gdyby program faktycznie wpływał na inflację, to powinniśmy to widzieć już od kwietnia 2016, kiedy został wprowadzony. Tymczasem do października mieliśmy do czynienia z deflacją. Inflacja „wystrzeliła” w listopadzie i zatrzymała się pod koniec stycznia na poziomie około 2 proc.

Czy to już drożyzna?

Inflacja, czyli wzrost cen na poziomie nieco poniżej 2 proc. jest celem Europejskiego Banku Centralnego. Amerykańska Rezerwa Federalna, czyli bank centralny USA, uważa, że jest to optymalny poziom inflacji. Inflacja na zbliżonym poziomie jest korzystna na przykład dla wzbudzenia inwestycji.

W Polsce Narodowy Bank Polski wyznacza cel inflacyjny na poziomie 2,5 proc. +/- 1 pkt. proc. Oznacza to, że nawet drożejące masło mieści się w granicach inflacji optymalnej, wyznaczonej przez NBP. Polityk, dla którego partii kwestie ekonomiczne są tak ważne, powinien o tym wiedzieć.

;

Udostępnij:

Kamil Fejfer

Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.

Komentarze